|
|
Wojna Polsko-Ruska 1919-1920 | 2-ch Amerykanów | Polska-Ukraina |
Wojna Polsko - Bolszewicka
WOJNA O UTRZYMANIE NIEPODLEGŁOŚCI
Czas trwania wojny: 14.02.1919 – 18.10.1920, traktat pokojowy został zawarty 18.03.1921.
Nie ulega wątpliwości, iż najważniejszym celem tej wojny, było zatrzymanie bolszewickiej armii i obrona niepodległości Polski. Polacy zatrzymali czerwoną Rosję, w razie porażki bolszewicy mięli otwartą drogę do Europy Zachodniej. Zasługi dopiero co odrodzonej Polski po 123-ech latach niebytności na mapach świata, są nie ocenione, zarówno dla państw Europejskich, jak i dla swojego bezpieczeństwa. Polska walczyła o prawo do istnienia.
Brat mojego pradziadka brał udział w Wojnie Bolszewickiej, był żołnierzem w stopniu szeregowca. Urodził się 1 stycznia 1900 r. zmarł 21 lipca 1920 r. Zginął w wieku zaledwie 20 lat. Jego grób znajduje się na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach.
Strony konfliktu:
Strona Polska:
Rzeczypospolita Polska i Ukraińska Republika Ludowa.
Armie dysponowały ilością 1 098 000 osób (w tym 360 tys. wojska i 738 tys. rezerwy).
Dowódcy: Józef Piłsudski, Tadeusz Rozwadowski, Józef Haller, Kazimierz Sosnkowski, Władysław Sikorski, Edward Rydz-Śmigły, Wacław Iwaszkiewicz-Rudoszański, Symon Petlura, oraz Mychajło Omelianowicz-Pawlenko.
Strona rosyjska:
Rosyjska Federacyjna Socjalistyczna Republika Radziecka i Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka.
Armie dysponowały ilością 5 950 000 osób (w tym 950 tys. wojska i 5 mln rezerwy).
Dowódcy: Michaił Tuchaczewski, Siemion Budionny, Gaj Dimitriewicz Gaj,
Władymir Łazariewicz oraz Nikołaj Sołłohub.
Najważniejszymi wydarzenia tej wojny to: Bitwa Warszawska, Bitwa nad Niemnem, Wyprawa Kijowska, kontruderzenie znad Wieprza, oraz Bitwa pod Komarowem.
Powyższe wiadomości są ogólnie dostępne, i chcąc zgłębić szerzej tą materię można znaleźć źródła i zaspokoić głód wiedzy. Ja natomiast chciałbym zaprezentować artykuł, którego autorem jest Polak mieszkający w Szkocji pan Mateusz Biskup.
Amerykanie podczas Wojny 1920
Okolice Tarnopola, 5 marca 1920 r.
Dwupłatowy myśliwiec Albatros wystartował na rutynowy lot zwiadowczy z lotniska pod Tarnopolem. Nabrał wysokości i skierował się w stronę Baru. Po kilkunastu minutach lotu wzrok pilota przyciągnęły małe błyski na ziemi. Zniżył lot i po chwili zrozumiał - to słońce odbijało się w bagnetach sporego oddziału żołnierzy. Położył dwupłatowca w ciasny skręt, zawrócił i wyrównawszy lot nacisnął spust karabinu maszynowego. Na ziemi wybuchła panika. Nędznie ubrani żołnierze zeskakiwali z taczanek szukając schronienia w przydrożnym rowie. Pilot z satysfakcją przyjrzał się swojemu dziełu, po czym wyciągnął ze schowka małą bombę i cisnął na tory kolejowe tuż przed nadjeżdżający pociąg pancerny. "Eat this, bolos!" pomyślał i zawrócił myśliwca w stronę Tarnopola.
Na ogonie dwupłatowca widniała biało-czerwona szachownica, ale jego pilot nie był Polakiem. Był Amerykaninem. Miał 27 lat i nazywał sie Harmon Rorison.
Zaraz, zaraz... A co ten Jankes robił w 1920 roku na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej?
Ta historia zaczyna się 140 lat wcześniej, podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. W krwawej masakrze pod Savannah w Georgii ciężko ranny zostaje twórca amerykańskiej kawalerii generał Kazimierz Pułaski. Podczas szarży na stanowiska Anglików otrzymał postrzał z kartacza. Stało się to na oczach pułkownika Armii Kontynentalnej Johna Coopera, który natychmiast zeskoczył z konia i na własnych rękach wyniósł rannego przyjaciela spod ostrzału. Pułaskiego przetransportowano na okręt "Wasp", gdzie mimo wysiłków lekarzy i ku rozpaczy Johna zmarł dwa dni później. Stojąc nad ciałem poległego przyjaciela John Cooper przysiągł sobie, że kiedyś spłaci dług, jaki Ameryka zaciągnęła wobec Polaka.
Ta przysięga wraz z historią przyjaźni Johna i Kazimierza stały się legendą rodziny Cooperów. Portret Pułaskiego wisiał na honorowym miejscu w ich posiadłości w Jacksonville na Florydzie, a wydarzenia spod Savannah wracały co roku w opowiadaniach podczas Święta Dziękczynienia. W 1893 roku urodził się prawnuk Johna - Merian Cooper.
Od najmłodszych lat był niespokojnym duchem, którego nosiło po świecie. Najpierw wstąpił do Akademii Marynarki Wojennej (wykoncypował sobie, że w ten sposób najłatwiej i najtaniej zwiedzi świat), jednak kiedy wykładowcy przekonali się, że młody Merian ma pstro w głowie szybko poprosili go o opuszczenie murów szacownej uczelni. W 1916 roku przyłączył się jako dziennikarz do ekspedycji wojskowej generała Pershinga, która miała schwytać meksykańskiego rebelianta Pancho Villę. Ekspedycja wróciła z Meksyku z pustymi rękami, a Merian udał się do Nowego Jorku, gdzie w 1917 roku ukończył szkołę pilotażu. W tym samym roku Stany Zjednoczone oficjalnie przystąpiły do I Wojny Światowej. Merian zgłosił się na ochotnika do Amerykańskiego Korpusu Ekspedycyjnego. W Europie walczył jako pilot bombowy i obserwacyjny. Został zestrzelony nad Francją i ciężko poparzony trafił do niewoli. Resztę wojny spędził jako jeniec. Po wyjściu z niewoli przyjechał w listopadzie 1918 roku do Paryża. Cztery miesiące później trafił do Polski wraz z Amerykańską Administracją Pomocy (American Relief Administration) - organizacją charytatywną niosącą pomoc zrujnowanej wojną Europie. Wkrótce dostrzeżono jego zaangażowanie i zdolności organizatorskie przy rozdzielaniu pomocy humanitarnej dla najbardziej potrzebujących i mianowano szefem ARA we Lwowie.
Nad świeżo odrodzoną Polskę zaczęły nadciągać ciemne (a raczej: czerwone) chmury. Armia bolszewicka kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa zbliżając się do granic Rzeczypospolitej. Pracując we Lwowie Merian poznał generała Tadeusza Rozwadowskiego, dowódcę Armii Wschód. Przedstawił mu pomysł, który od pewnego czasu chodził mu po głowie - utworzenia eskadry lotniczej złożonej z amerykańskich ochotników. W kwietniu 1919 roku za pośrednictwem Rozwadowskiego wysłał list do Józefa Piłsudskiego.
"Generał Pułaski oddał życie walcząc za moją ojczyznę i mój naród. Cała moja rodzina uznaje, że nadszedł czas, abym spłacił dług wdzięczności. (...) Proszę jedynie o przydzielenie mnie bezpośrednio do jednostek walczących na froncie, bez względu na przyznany mi stopień." - pisał.
Naczelnik odniósł się do tego pomysłu dość sceptycznie. "Nie potrzeba nam najemników" - warknął ponoć do Rozwadowskiego. W końcu się jednak zgodził.
Merian wrócił do Francji i zaczął werbować ochotników. Przede wszystkim odszukał swoich dawnych towarzyszy broni, którzy od zakończenia wojny balowali po paryskich klubach i burdelach. Wielu z nich czuło niedosyt adrenaliny - zdążyli powalczyć zaledwie parę miesięcy zanim wojna się skończyła. Chętnie więc odpowiedzieli na hasło Coopera "Jedziemy do Polski walczyć z bolszewikami!". Niektórzy z nich mieli polskie korzenie i zaciągnęli się w przeświadczeniu, że są coś winni Ojczyźnie swoich przodków.
Koniec końców do Polski ruszyło 21 Amerykanów - dwudziestu pilotów myśliwskich i jeden pilot-obserwator. We Lwowie otrzymali polskie mundury, żołd w wysokości 12 dolarów miesięcznie i zakwaterowanie w nędznych barakach. Jeden z nich - porucznik Elliott Chess zaprojektował godło przyszłej Eskadry Myśliwskiej im. Tadeusza Kościuszki - czapkę maciejówkę z dwoma skrzyżowanymi kosami na tle biało-czerwonych pasów i gwiazd symbolizujących Stany Zjednoczone.
To godło znalazło się później także na Hurricanach i Spitfire'ach Dywizjonu 303 oraz... MIGach-29 z 1. Eskadry Lotnictwa Taktycznego z Mińska Mazowieckiego, która dziedziczy tradycje obu jednostek.
Dowódcą został mianowany doświadczony pilot Cerdic Fauntleroy, a Merian został jego zastępcą.
Merian Cooper i Cedric Fauntleroy w polskich mundurach.
Pierwszym lotniskiem Eskadry im. Tadeusza Kościuszki była podlwowska Lewandówka. Do dyspozycji mieli kilkanaście poaustriackich dwupłatowców typu Albatros. Czasu na szkolenie pozostało niewiele. Sytuację pogorszyła bardzo ostra zima 1919/1920. Brakowało części zamiennych, a podczas silnych mrozów w bakach samolotów zamarzało paliwo.
Mimo tego Eskadrze przydzielano coraz to nowe zadania.
Front wojny polsko-bolszewickiej był bardzo rozciągnięty, co utrudniało dowódcom planowanie operacji. Koncentrując oddziały w jednym miejscu ryzykowali, że przez niebroniony fragment granicy wleją się oddziały nieprzyjaciela. Zwiad lotniczy okazał się w tej sytuacji bezcenny.
Merian Cooper i Cedric Fauntleroy na tle Albatrosa z wymalowanym godłem Eskadry im. Tadeusza Kościuszki.
Pierwszy z bolszewickimi hordami zadarł porucznik Rorison, który pod Barem ostrzelał nieprzyjacielskie kolumny i zbombardował pociąg pancerny. Następni szybko poszli w jego ślady. Amerykanom brakowało bomb, więc najczęściej zniżali maksymalnie lot, by wygarnąć do "bolos" (jak nazywali bolszewików) z karabinów maszynowych.
Trzeba w tym miejscu wspomnieć, że strzelanie z ówczesnego samolotu myśliwskiego wymagało od pilota olbrzymiego opanowania i siły. Lecąc na niskim pułapie musiał jedną ręką utrzymać drążek steru, a drugą chwycić karabin maszynowy, wycelować i otworzyć ogień.
Opisy wyczynów Jankesów zapierają dech w piersiach nawet dziś, kiedy przyzwyczajeni jesteśmy do ekranowych wygibasów w wykonaniu hollywoodzkich gwiazdorów.
Kapitan Carl Clark wracając z lotu zwiadowczego zauważył kilka opancerzonych bolszewickich pociągów. Najpierw celnym ogniem zgasił stanowiska broni maszynowej, po czym lecąc na wysokości kilkunastu metrów siał pociskami po wagonach aż skończyła mu się amunicja. Wrócił na lotnisko, uzupełnił naboje, wystartował i nadlatując nad wspomniany pociąg przydzwonił w lokomotywę bombą domowej roboty. Po czym zabrał się do ponownego szatkowania wagonów z "bolos". Kiedy znowu zabrakło mu amunicji wrócił ponownie na lotnisko, gdzie, stwierdziwszy, że postrzelany samolot nie nadaje się do lotu... wsiadł do innej maszyny i poleciał dokończyć dzieła zniszczenia.
Innego dnia major Crawford natknął się na oddział Kozaków przeprawiający się przez rzekę na kilku barkach. Nie miał ze sobą bomb, ale jego karabiny były załadowane nabojami zapalającymi. Kiedy pociski trafiły w skrzynię z amunicją na jednej z barek eksplozja dosłownie rozerwała statek na strzępy. Spanikowani Kozacy zaczęli skakać z pozostałych barek w odmęty Dniestru.
Armia Czerwona ciągle jednak parła naprzód. W sierpniu 1920 roku sytuacja staje się katastrofalna - Tuchaczewski podchodzi pod Warszawę. Zwleka z ostateczną ofensywą czekając na Armię Konną Budionnego, która oblega Lwów. Obrońcy Lwowa wiążą siły nieprzyjaciela w dramatycznej walce. W połowie sierpnia amerykańscy lotnicy niemal cały czas spędzają w powietrzu atakując oddziały znanych z niesłychanego okrucieństwa Kozaków.
"Amerykanie mimo wyczerpania walczą jak szaleni. Gdyby nie oni to dawno by nas tu diabli wzięli" - raportuje do Piłsudskiego dowódca Frontu Południowego generał Listowski.
Zdesperowany Siemion Budionny depeszuje z kolei do dowództwa bolszewików żądając przysłania dział przeciwlotniczych. Pisze, że wskutek ataków lotniczych traci dziennie kilkuset ludzi, o spadku morale nie wspominając... Na szczęście jego depesze pozostają bez echa.
Lwów zostaje obroniony. Parę dni później Tuchaczewski, nie doczekawszy się posiłków od Budionnego ponosi ogromną klęskę pod Warszawą.
Miesiąc wcześniej, w lipcu 1920 roku Merian Cooper trafił do bolszewickiej niewoli. Podczas ataku na oddział konnicy seria z karabinu maszynowego uszkodziła jego samolot tak poważnie, że musiał awaryjnie lądować. Kozacy po wyciągnięciu go z rozbitego dwupłatowca chcieli natychmiast rozstrzelać, jednak pokazując pokryte bliznami dłonie (pamiątka po zestrzeleniu nad Francją trzy lata wcześniej) wmówił im, że jest biednym robotnikiem siłą wcielonym do armii. Trafił na przesłuchanie do Moskwy, gdzie bolszewicy próbowali go zmusić do szkolenia ich pilotów. Nie złamawszy twardego Jankesa wysłali go do łagru. Po dziesięciu miesiącach razem z dwoma polskimi oficerami zdecydował się na ucieczkę. Zmylili strażników i po ponadmiesięcznym marszu (przeszli piechotą około 700 kilometrów) dotarli do granicy łotewskiej. W maju 1921 roku po przybyciu do Warszawy Cooper zameldował się swojemu dowódcy i wyraził gotowość do dalszej służby w Eskadrze.
Kilka dni później amerykańscy bohaterowie zostali zaproszeni do Belwederu, gdzie otrzymali ordery Virtuti Militari z rąk marszałka Piłsudskiego. Razem z orderem każdy z nich otrzymał przydział ziemi. Jednogłośnie zdecydowali się przeznaczyć otrzymane działki na budowę szpitala dla rannych polskich żołnierzy.
Później, po hucznej imprezie Eskadra została zdemobilizowana, a Amerykanie wrócili do domu.
Zostawili w Polsce groby trzech swoich towarzyszy - w obronie Lwowa polegli por. Edmund P. Graves, por. Arthur H. Kelly oraz kpt. John S. McCallum. W maju 1925 roku na Cmentarzu Obrońcow Lwowa odsłonięto wspaniały pomnik poświęcony lotnikom zza Oceanu, którzy przyszli Polsce z pomocą w jej najczarniejszej godzinie. Pięć lat później Leonard Buczkowski nakręcił o nich film pt."Gwiaździsta eskadra". Była to najdroższa przedwojenna produkcja filmowa. Niestety, wszystkie kopie zostały po 1945 roku zniszczone przez Rosjan.
Po powrocie do USA Merian wrócił do zawodu dziennikarza. Jeździł po całym świecie kręcąc filmy dokumentalne, a następnie osiadł w Hollywood, gdzie został cenionym producentem. Napisał scenariusz i współreżyserował m.in. słynnego "King Konga" z 1933 roku. Sam zagrał w nim niewielką rolę pilota jednego z samolotów atakujących wielką małpę. Ogółem wyprodukował ponad 60 filmów, kilka wyreżyserował, do wielu napisał scenariusze. Stworzył także słynny duet Fred Astaire i Ginger Rogers. Był jedną z najważniejszych postaci przedwojennego Hollywoodu - kimś w rodzaju ówczesnego Spielberga.
Lotnictwo ciągle jednak pozostawało jego najważniejszą pasją. Pieniądze zarobione w Hollywood zainwestował w rozwój linii lotniczej Pan Am, której szefował przez dwa lata.
Podczas II Wojny Światowej został szefem sztabu US Air Force w Chinach. Znalazł jednak chwilę czasu, by odwiedzić polskich lotników z Dywizjonu 303 stacjonujących w Anglii, którzy kontynuowali tradycję założonej przez niego Eskadry Kościuszkowskiej. Polscy piloci cieszyli się jak dzieci, kiedy wpadł do nich w odwiedziny słynny hollywoodzki filmowiec. Każdy z nich otrzymał od niego złotą papierośnicę z godłem Eskadry i wygrawerowanym napisem "Od starej gwardii dla młodej gwardii".
Merian Cooper zmarł na raka w San Diego 21 kwietnia 1973 roku.
Pomnik amerykańskich lotników na lwowskim cmentarzu został w latach 50-tych celowo zdewastowany, podobnie jak i cały cmentarz. Część nekropolii zamieniono w wysypisko śmieci, a część służyła jako zajezdnia samochodowa.
Nieistniejący już pomnik lotników amerykańskich na lwowskim cmentarzu.
W dwudziestoleciu międzywojennym dokonania amerykańskich lotników znało każde polskie dziecko, a historia Eskadry Kościuszkowskiej była obowiązkowym punktem programu nauczania w każdej szkole. Po wojnie komuniści zrobili wiele, by o niej zapomniano. Niestety - udało im się to. Nadszedł więc czas, by ją przypomnieć.
RRT
Jak to się stało, że jesteśmy niepodlegli?
Każdemu z nas znane jest powtarzane w szkole zdanie o tym, że Polska odzyskała niepodległość po 123 latach zaborów i niewoli. Stwierdzenie to nie jest przesadą, czy sloganem, lecz historycznym faktem: państwo sklecone po „rozczłonkowaniu” stało się państwem zupełnie niepodległym i niezawisłym. Odrodziło się jak Feniks z popiołów w zupełnie nowej rzeczywistości.
Owa „nowa rzeczywistość” jest z pewnością ciekawym zagadnieniem. Jednak jeszcze ciekawszą kwestią jest to, jak w ogóle po tak długim okresie mogło po prostu odrodzić się – w mniej lub bardziej pokrywających się kształtach – tak duże, europejskie państwo. Pojawienie się II Rzeczpospolitej z jednej strony nie jest wcale fenomenem na skalę europejską. W innych okolicznościach, np. po upadku Imperium Osmańskiego w XIX wieku powróciła istniejąca już w średniowieczu Bułgaria, w jeszcze w innych – odrodziła się Grecja, czy Litwa. Wiadomo więc, że historia całej Europy, nie tylko Polski, jest historią burzliwą, w której granice państw i granice wolności zmieniały się, kurczyły i rozszerzały nieustannie.
Jednak opowieść o odrodzeniu się Rzeczpospolitej jest o tyle ciekawa, że bardzo trudna byłaby jakakolwiek próba porównania jej do innych opowieści o odzyskiwaniu niepodległości, np proces zjednoczenia Niemiec i zjednoczenia Włoch przebiegał w podobnych okresach historycznych. Podczas Wiosny Ludów w niejednym narodzie obudzony został w tym samym czasie „duch świadomości narodowej”, co zaowocowało fermentem na całym kontynencie. Wreszcie, podczas upadku Związku Radzieckiego, wyłoniły się prawie jednocześnie Litwa, Białoruś, Ukraina i inne państwa "postkomunistyczne".
Z Polską rzecz wyglądała nieco inaczej, zniknęła z mapy Europy nie na skutek ówcześnie toczących się wypadków, jak np. Cesarstwo Rzymskie. W XVIII wieku, w wyniku pewnych wewnętrznych słabości, podczas „chwilowej nieuwagi”, Polska podzielona i potraktowana została jak łup. Wcielenie ziem dawnej Rzeczpospolitej do trzech różnych państw o trzech różnych tradycjach i kulturach było podziałem niezwykle sztucznym i dziwacznym. Ale jednocześnie okazało się dobrym posunięciem taktycznym zaborców, gdyż zdecydowanie utrudniało konsolidację polskich sił niepodległościowych, stworzenie spójnej grupy opozycyjnej, czy wreszcie – wywołanie skutecznego powstania.
Całą historię ziem polskich pod zaborami przenika duch niepodległościowej walki. Większość zbiorowych działań Polaków zmierzała nie do poprawienia sobie bytu gospodarczego, nie do modernizacji kraju, lecz do odzyskania wolności (przed upadkiem Polski było odrwrotnie - ważniejsza była prywata i dobro szlachty).
Niepodległość to najbardziej palący punkt, jednocześnie łączący i jednocześnie dzielący zamieszkałych w różnych państwach rodaków. Na skutek wspólnego pragnienia, lecz różnego wyobrażenia na temat tego, czym jest i jak miałaby wyglądać „niepodległość”, przez wspomniane 123 lata wybuchały nieudane powstania, nieprawdziwe rewolucje oraz podejmowano sieć nieudanych przedsięwzięć. Po powstaniu styczniowym w 1863, najbardziej krwawym zrywie niepodległościowym, Polaków ogarnął specyficzny marazm. Jedni zwątpili w możliwość osiągnięcia wolności, inni zaczęli wierzyć, że tylko w oparciu o rodzący się socjalizm można ją odzyskać. Aż w końcu, w roku 1918, niepodległość, można rzec, przyszła poniekąd sama.
Jak to się stało? Jak wiemy z historii, żadne powstanie nie miało wówczas miejsca, nie utworzył się też żaden nowy, podziemny, wyjątkowo prężny ruch niepodległościowy. Pojawiły się natomiast dwa niezwykle ważne czynniki: okoliczności oraz wódz.
Niezwykłym szczęściem dla polskiej sprawy niepodległościowej okazało się to, co stanowiło nieszczęście dla innych państw europejskich: pierwsza wojna światowa. Jej wybuch nie miał z niepodległością Polski nic wspólnego – był głównie wynikiem rywalizacji Niemiec z Francją, czy Austro-Węgier z Rosją. Jednak wydarzenia rozgrywać miały się na ziemiach polskich, zaś Polacy mieli stanowić siłę wojskową dla każdego biorącego udział w wojnie zaborcy. Ukazała się więc szansa na działanie dla własnej sprawy, na lawirowanie między skłóconymi ze sobą ciemiężcami oraz na wykorzystanie „chwilowej” słabości Europy. Chaotyczne krążenie między działaniami wojennymi, polityką, a konspiracją mogło skończyć się różnie. Dlatego też potrzebny okazał się jeden człowiek, którym był oczywiście Józef Piłsudski.
Piłsudski już na początku wojny stworzył Legiony oraz tajną formację poda nazwą Polska Organizacja Wojskowa. Od poprzednich mniej lub bardziej samozwańczych dowódców różnił się prawdopodobnie tym, że już pierwsza porażka Legionów w roku 1914 ani nie zraziła jego bojowego ducha, ani nie kazała mu trwać w ślepym uporze, lecz nakłoniła go do błyskawicznej zmiany taktyki. Zamiast stawiania na nieudolną samodzielności polskich niedoświadczonych wojsk, postanowił oprzeć się chwilowo na jednym z zaborców. Wybór padł na Austro-Węgry, które panując nad częścią dawnej Rzeczpospolitej jako jedyne nie prowadziło względem swoich „polskich poddanych” polityki zbyt represyjnej.
Wybór okazał się trafny, choć podczas czterech lat wojny nie brakowało Piłsudskiemu także i zwątpienia. Owszem, dzięki obecności w austriackim wojsku mógł walczyć z Rosją. Jednak zbytnie zbliżenie Austrii do Niemiec, kolejnego śmiertelnego wroga niepodległości polskiej, wcale nie było dobre. Dlatego też w lipcu 1917 Piłsudski odmówił przerzucenia Legionów do tzw. Polnische Wehrmacht. Niemieckiemu general-gubernatorowi oświadczył, że „nalepienie orła białego na każdy palec u ręki” nie sprawi, że Polacy „zaczną uważać morderczy uścisk tej ręki za wyraz miłości i przyjaźni”. Zaprezentowana przez wodza buta poskutkowała aresztowaniem i uwięzieniem go w Niemczech. Jedyne, czym mógł się wówczas cieszyć, była świadomość osłabienia Rosji, która dokonała się przy udziale jego Legionów.
Podczas pobytu Piłsudskiego w więzieniu, zaborcy mamili Polaków coraz to nowszymi, niekonkretnymi obietnicami, które miały ziścić się po obraniu „właściwej strony”. Rosja przypominała o „mieczu, który poraził wroga pod Grunwaldem”, Roman Dmowski namawiał rodaków do oparcia się na wschodnim, potężnym sąsiedzie, Niemcy przypominali rosyjskie pacyfikacje polskich powstań, legioniści czekali na powrót Piłsudskiego… Tylko Zachód pozostawał neutralny, nie chcąc ingerować w sprawę polską i narażać się cennemu sojusznikowi, jakim była Rosja, (co w dalszej historii - 1939 i po II Wojnie Światowej było nader jasne - Zachód: Francja i Anglia nie wywiązała się z traktatów z Polską, a później oddano nas ZSRR).
Wróćmy do tematu...
Mimo wielkiego udziału Józefa Piłsudskiego w procesie odzyskania niepodległości, powiedzieć można, że przede wszystkim zadziałał tu jednak szczęśliwy traf. Była nim… rewolucja lutowa, która wybuchła w Rosji w 1917. Nowe rządy i nowa sytuacja polityczna sprawiły, że po pierwsze odebrana została z ręki Romana Dmowskiego argumentacja przemawiająca za współpracą z Rosją, po drugie zaś Zachód musiał zdystansować się do niezrozumiałego już dla nich bolszewickiego sposobu myślenia. Dużo zmieniła także postawa Ameryki, która przyłączyła się do wojny z wyrazem „niepodległość” odmienianym przez wszystkie przypadki.
Kiedy wreszcie upadły państwa centralne (w lipcu 1918 Francuzi, Brytyjczycy i Amerykanie przedarli się przez niemieckie linie frontu), zaś Rosja nie liczyła się już w tym samym znaczeniu, co dawniej, Polacy zyskali otwartą drogę do „załatwiania spraw”. 7 listopada 1918, powstał Rząd Tymczasowy z Ignacym Daszyńskim na czele. Kiedy wewnętrzni przeciwnicy Rządu zaczęli buntować przeciw niemu naród, i kiedy sytuacja przypominać zaczęła przede wszystkim zupełną anarchię, zwolniony z niemieckiego więzienia Piłsudski po prostu pojawił się Warszawie i „wziął sprawy swoje ręce”. Jako wojskowy, jako socjalista i jako niepodległościowiec cieszył się niezwykłym zaufaniem. Niemieckim władzom zaproponował po prostu opuszczenie polskiej stolicy, te zaś – zmuszone właśnie przegraną wojną – musiały wyrazić zgodę.
Władza Piłsudskiego odbierana była przez Zachód jako uzurpatorska i nielegalna. Do protestów przyłączał się też Roman Dmowski. Jednak „legalność” bądź „nielegalność” władzy w sytuacji, w której niemalże przez nieuwagę wrogów odrodził się po latach niepodległy kraj, była kwestią najmniej istotną. Nie sposób też nie stwierdzić, że bez Piłsudskiego zdecydowanie trudniejsze – o ile ogóle możliwe – byłoby utrzymanie świeżej, dopiero co odzyskanej niepodległości, przez najbliższe kilka lat, kiedy Europa leczyła się jeszcze z pierwszej wojny światowej, a na wschodzie pojawili się bolszewicy.
Zdradzeni sojusznicy
Galicyjska wojna odradzającej się Polski z dążącą do niepodległości Zachodnioukraińską Republiką Ludową (ZURL) w latach 1918–1919, a szczególnie walki o Lwów, weszła do powszechnej świadomości historycznej. Niewielu Polaków (a jeszcze mniej Ukraińców) zna jednak dalszą historię wojskowych stosunków, a zwłaszcza polsko-ukraiński sojusz w roku 1920 i jego dramatyczny finał w polskich obozach internowania.
Artykuł stanowi o niechlubnej karcie w relacjach polsko - ukraińskich.
Ukraiński sojusznik
Wypchnięcie przez Polaków w lipcu 1919 r. Ukraińskiej Armii Halickiej za Zbrucz i faktyczny koniec ZURL (jej przywódcy pozostaną niezmiennie wrodzy kompromisowi z Polską) nie oznaczało końca ukraińskich marzeń niepodległościowych. Postawiona między młotem i kowadłem – Armią Ochotniczą generała Antona Denikina oraz walczącymi z nią, Denikinem oraz Polakami bolszewikami, istniejąca od 1917 r. kijowska Ukraińska Republika Ludowa (URL) wciąż nie traciła nadziei na powstanie „samostijnego” państwa.
Po klęsce trwającego przy wizji „jedynej, niepodzielnej Rosji”Denikina w październiku 1919 r. jego pobite przez bolszewików wojska stać było jednak na rozbicie oddziałów URL. To wtedy za polskie linie trafiło 8 tys. ukraińskich internowanych. Po zajęciu Kijowa przez czerwonych (grudzień) jedynym potencjalnym sojusznikiem pobitych przez bolszewików Ukraińców mogła być Polska. Ku sojuszowi z nią skłaniał się zwłaszcza przywódca URL i jej armii Symon Petlura. Polska cena była dla Ukraińców wysoka – w zamian za uznanie i wsparcie ich niepodległości Warszawa oczekiwała od nich zrzeczenia się pretensji do utraconej już przez siły ukraińskie Galicji Wschodniej.
Simon Wasylewicz Petlura (1879–1926) przywódca Ukraińskiej Republiki Ludowej (źródło: archiwum A. Nieuważny)
Formowanie ukraińskich oddziałów sojuszniczych rozpoczęło się na terytorium Polski jeszcze przed formalnym nawiązaniem sojuszu, w marcu 1920. W Brześciu Litewskim powstała 6. dywizja strzelecka (zwana też „samodzielną dywizją”), na czele której stanął pułkownik Marko Bezruczko. Natomiast w rejonie Kamieńca Podolskiego zorganizowano 2. dywizję strzelecką, której dowódcą był płk Oleksander Udowyczenka[1].
Oddziały te miały się stać zaczątkiem Sojuszniczej Armii Ukraińskiej (pierwsze trzy dywizje), która miała powstać z pomocą Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego. Uzbroić i wyekwipować armię mieli Polacy na koszt Ukraińskiej Republiki Ludowej zgodnie z zawartą 21–22 kwietnia 1920 w Warszawie umową polityczną regulującą stosunki między Polską a Ukraińską Republiką Ludową oraz stanowiącą jej integralną część, podpisaną 24 kwietnia tego roku, obustronną konwencją wojskową.
Ukraińcom zezwolono na wcielanie do tworzących się jednostek ochotników znalezionych wśród internowanych żołnierzy z rosyjskiego korpusu gen. Mikołaja Bredowa, wśród których prowadzono akcję werbunkową. W efekcie do formujących się oddziałów ukraińskich wstąpił oddział Kozaków dońskich pod dowództwem esauła Frołowa oraz oddział Kozaków kubańskich z kpt. Juszkewiczem na czele[2].
Generał Listowski w rozmowie z Petlurą oraz pułkownikami armii URL – Salskim i Bezruczką. Berdyczów 1920 (z archiwum A. Nieuważnego)
Zgodnie z decyzją polskich władz wojskowych oficerowie sojuszniczych oddziałów ukraińskich otrzymywali pobory i dodatki tej samej wysokości co oficerowie Wojska Polskiego. Ukraińskie oddziały uzbrajano w zdobyczny sprzęt produkcji rosyjskiej. Pomoc dla Ukraińców wiązała się z dużym obciążeniem finansowym ponoszonym przez stronę polską: koszty organizacji, utrzymania i uzbrojenia samej tylko dywizji ukraińskiej w Brześciu Litewskim i tylko do 10 marca 1920 obciążyły Ministerstwo Spraw Wojskowych sumą 18 milionów marek polskich, a kolejne tygodnie znacznie zwiększały nakłady[3].
[1] Z. Karpus, Jeńcy i internowani w Białymstoku i Brześciu Litewskim w latach 1919–1921, „Zeszyt Naukowy Muzeum Wojska w Białymstoku” 1992, nr 6, s. 77–78; Sąsiedzi wobec wojny 1920 roku. Wybór dokumentów, oprac. J. Cisek, Londyn 1990, s. 165–169.
[2] P. Szandruk, Organizacja wojska ukraińskiego na Podolu (26-28 IV 1920), „Bellona", 1928, t. XXVIII, s. 205–207; Z. Karpus, Jeńcy i internowani rosyjscy i ukraińscy w Polsce, Toruń1991, s. 70.
[3] Z. Karpus, Wschodni sojusznicy Polski w wojnie 1920 roku. Oddziały wojskowe ukraińskie, rosyjskie, kozackie i białoruskie w Polsce w latach 1919–1920, Toruń 1999, s. 23.
Ostatecznie 25 kwietnia 1920 tj. w dniu rozpoczęcia polsko-ukraińskiej ofensywy na Kijów (podjętej pod hasłem „Za wolność naszą i waszą”), ukraińskie dywizje formowane na terenie Polski od marca 1920 r. liczyły:
– 2. dywizja strzelecka (4. i 5. brygady piechoty, konny pluton, batalion inżynieryjny i służby specjalistyczne): 556 oficerów, 3348 żołnierzy, 11 armat i 56 km;
– 6. dywizja strzelecka (16. i 17. brygady piechoty, pułk oficerów, kompania saperów, dywizjon konny i służby specjalistyczne): 239 oficerów, 1886 żołnierzy, 346 koni, 4 armaty i 36 km[4].
Uzbrojony Hucuł i ukraiński tekst na projekcie plakatu Zdzisława Gedliczki. Repr. za: M. Pruszyński, Wojna 1920. Dramat Piłsudskiego, Warszawa 1994
Podczas ofensywy kijowskiej jednostki te walczyły w składzie 3. i 6. Armii WP.
Kolejną ukraińską formację sojuszniczą walczącą u boku Wojska Polskiego stanowiły oddziały wywodzące się po części z Galicji Zachodniej, a pozostające pod dowództwem gen. Michała Omelanowicza-Pawłenki. Od grudnia 1919 działały one na tyłach bolszewików i armii gen. Denikina. Po dotarciu 6 maja 1920 do polskich pozycji w okolicy Werbki (między Wapniarką a Bałtą) na Ukrainie podporządkowały się Petlurze jako Głównemu Atamanowi URL. Dnia 10 maja tego roku, gdy Petlura wizytował oddziały Omelanowicza-Pawłenki (formalnie były to dywizje: 1. Zaporoska, 2. Wołyńska i 4. Kijowska), liczyły one 397 oficerów, 5950 kozaków, 14 armat (w tym 6 ciężkich) i 144 km. Przedstawiały zatem zdolność bojową bliską sile polskiej brygady piechoty. Wojsko to dołączyło do wspomnianej wyżej „Żelaznej” dywizji Udowyczenki (przed wyprawą kijowską nosiła nr 2, po dołączeniu 2. dywizji Wołyńskiej - nr 3)[5].
W wyniku ciągłej reorganizacji oraz werbunku do armii URL w końcu sierpnia 1920 liczyła ona blisko 20 tysięcy żołnierzy, z których jednak tylko połowa zasilała oddziały liniowe. W skład armii wchodziło pięć dywizji piechoty oraz jedna dywizja jazdy, a także 6. dywizja strzelecka (samodzielna dywizja), która do końca sierpnia 1920 walczyła w składzie polskiej 3. Armii[6].
Generał Rydz-Śmigły przyjmuje defiladę w Kijowie, 7 maja 1920 (z archiwum A. Nieuważnego)
Za naszą i waszą
Walczące po polskiej stronie oddziały ukraińskie dzielnie broniły powierzonych im pozycji bojowych i odcinków frontu. Swoją wartość pokazały zwłaszcza po przerwaniu frontu przez Armię Konną Siemiona Budionnego i podczas dramatycznego lipcowego odwrotu wojsk sojuszniczych nad górny Dniestr, Wieprz i środkową Wisłę. Jednostki ukraińskie zachowały w większości karność i porządek, co miało wpływ na morale poszczególnych oddziałów i żołnierzy. Ostatecznie 21 lipca 1920 oddziały URL dotarły do Dniestru i otrzymały samodzielne zadanie (dotąd współdziałały z oddziałami polskimi 6. Armii) obrony frontu od granicy rumuńskiej (Zaleszczyk) do Halicza włącznie.
[4] Z. Karpus, Jeńcy i internowani rosyjscy i ukraińscy w Polsce, s. 70; W. Bączkowski, Europa Wschodnia a obrona państwa, „Problemy Europy Wschodniej”, nr 2, luty 1939, s. 87.
[5] A. Docenko, Wyprawa zimowa Armii URL 1920 r., Warszawa 1935, s. 74–75; I. Sribnjak, Simon Petlurana ćoli derzavy ta vijs’ka. Do pitannja pro pol’sko-ukrains’ki vzaemyny1919 – 1920 rokiv, [w:] Simon Petlura ta ukrains’ka nacional’na revolucija, Kyjiv 1995, s. 149; A. F. Arciszewski, Ostroróg–Dubno–Brody (walki 18. DP z Konną Armią Budionnego 1 VII–6 VIII 1920), Warszawa 1923, s. 18..
[6] Z. Karpus, Formowanie oddziałów ukraińskich w Polsce w latach 1919–1920, [w:] Polska i Ukraina. Sojusz 1920 roku i jego następstwa, pod red. Z. Karpusa, W. Rezmera, E. Wiszki, Toruń 1997, s. 235–244.
Tego odcinka Dniestru Ukraińcy bronili przed wojskami Jegorowa do połowy września 1920 czyli do początku nowej polskiej ofensywy[7]. Miał on duże znaczenie, gdyż przez Rumunię nadchodziło do Polski m.in. francuskie zaopatrzenie.
Deklaracja osiedleńcza kpt. Iwana Zubenki (1930). Repr. za: E. Wiszka, Emigracja ukraińska w Polsce 1920–1939, Toruń 2005
Sojuszniczy obowiązek Ukraińcy wypełnili sumiennie. Jedynie część 5. Chersońskiej dywizji strzeleckiej (złożonej w większości z niechętnych Polakom żołnierzy pochodzących z Galicji Wschodniej) opuściła placówkę w nocy z 25 na 26 sierpnia 1920, gdy toczyły się walki w rejonie Warszawy i pod Lwowem. Grupa ta liczyła około 1700 żołnierzy uzbrojonych w 4 armaty i 18 km. Oddział ten, dowodzony przez płk. Hnata Stefaniwa i płk. Antona Krawsa, skierował się na Pokucie, gdzie w okolicach Krasnego i Kossowa wybuchło antypolskie powstanie, a następnie przeszedł granicę z Czechosłowacją; tam został rozbrojony. Był to jedyny – na taką skalę – wypadek zorganizowanej dezercji z szeregów armii URL i antypolskiej postawy ukraińskich żołnierzy[8].
Jak już wspomnieliśmy, do początków września 1920 poza składem armii ukraińskiej pozostawała 6. dywizja strzelców dowodzona przez płk. M. Bezruczkę. Po przełamaniu frontu przez Budionnego (5 czerwca pod Koziatynem) opuściła ona pospiesznie zagrożony odcięciem Kijów (8 czerwca) razem z polskimi oddziałami 3. Armii, ruszając na północny zachód (Sarny, Kowel). Liczyła wówczas 2777 ludzi, z czego 1232 przebywało na froncie. W końcu lipca żołnierze Bezruczki uczestniczyli w ciężkich bojach w rejonie stacji kolejowej Mancewicze, a w walkach odwrotowych dywizja poniosła dotkliwe straty w ludziach i sprzęcie. W połowie sierpnia liczyła więc tylko 300 ludzi zdolnych do walki, pozostali byli ranni i chorzy.
Polskie dowództwo przychyliło się do prośby dowódcy zdziesiątkowanej dywizji i odwołało ją z frontu, kierując na odpoczynek w rejon Zamościa. Po uzupełnieniu i nabraniu sił dywizja (stacjonowała tam od 19 sierpnia 1920) miała dołączyć na południu do głównych sił ukraińskich.
Los jednak sprawił, że właśnie w rejon Zamościa skierowały się siły I Armii Konnej Siemiona Budionnego i odpoczynek Ukraińców zamienił się w rozpaczliwą walkę o przetrwanie. Przez trzy dni (29–31 sierpnia) zamojski garnizon, dowodzony przez najwyższego stopniem oficera płk. Bezruczkę, bohatersko walczył aż do przybycia posiłków w obronie miasta oraz w trójkącie Zamość–Krasnystaw–Hrubieszów. Postawa ukraińskiej dywizji została bardzo wysoko oceniona przez polskie władze wojskowe i polityczne. Na początku września 1920 została ona odesłana w okolice Stanisławowa, do sił głównych Armii URL[9].
Gorzkie zwycięstwo
Paradoksalnie polskie zwycięstwo miało dla ukraińskich sojuszników bardzo gorzki smak. Kompromis, na jaki musiały zgodzić się wyczerpane wojną strony: czerwona Rosja i Polska, oznaczał bowiem podział ziem białoruskich i ukraińskich, a tym samym koniec marzenia Ukraińców o niepodległości.
Po 18 października 1920 r. i wejściu w życie polsko-sowieckiego rozejmu ustały walki na całym froncie, w tym także na odcinku ukraińskim[10]. Zgodnie z układem preliminarzowym z 12 października strona polska zobowiązała się do niepopierania działań skierowanych przeciwko Rosji i Ukrainie Sowieckiej. Z chwilą ratyfikacji tego układu przez Sejm Ustawodawczy (2 listopada 1920 r.) traciły moc prawną kwietniowe układy polsko-ukraińskie.
[7] CAW (Centralne Archiwum Wojskowe), Oddz. III NDWP, sygn. 17, Komunikaty operacyjne z sierpnia 1920 r.; Z. Karpus, Wschodni sojusznicy Polski, s. 29–31.
[8] CAW, Oddz. II NDWP, sygn. 10, Meldunek specjalny Oddz. II Dowództwa Frontu Południowego do Oddz. II NDWP z 1 IX 1920 r. w sprawie dezercji żołnierzy 5. ukraińskiej dywizji; V. P. Trośćyns’kyj, Miżvojenna ukrajins’ka emihracija v Evropi jak istoryćne i socjalno-polityćne javyśće, Kijiv 1994, s. 18–19.
[9] E. Wiszka, Udział6 dywizji armii Ukraińskiej Republiki Ludowej w obronie Zamościa w sierpniu 1920 roku, [w:] Od armii komputowej do narodowej (XVI–XX w.), pod red. Z. Karpusa i W. Rezmera, Toruń 1998, s. 267–282.
[10] Z. Karpus, Wschodni sojusznicy Polski, s. 36–40.
Polska zrywała je jednostronnie, a strona ukraińska skazana była na własne siły[11]. Unikając internowania, do końca października wszystkie oddziały URL opuściły terytoria przyznane Polsce układem rozejmowym. Do odchodzących z Polski, byłych już sojuszników Naczelny Wódz Józef Piłsudski skierował list pożegnalny, a dowództwo 6. Armii wysłało do Głównej Komendy Wojska Ukraińskiego delegację, która podziękowała za wspólną walkę.
Ukraiński cmentarz wojskowy, na którym pochowani są żołnierze Ukraińskiej Republiki Ludowej, zmarli podczas internowania w Aleksandrowie Kujawskim w latach 1920–1921. Fot. Jan Łukasiak
Wojska URL, które zdecydowały się na dalszy bój z Armią Czerwoną, stacjonowały na Podolu i, korzystając z nieformalnego rozejmu z bolszewikami, z polską pomocą (a więc w sprzeczności z układem z 12 października) obrastały w ludzi i uzbrojenie. Polacy nadal dozbrajali byłego sojusznika i zaopatrywali Ukraińców w środki finansowe.
Samotna walka skazana była na porażkę, toteż Ukraińcy zawarli umowę wojskową z Dywizją Kozacką esauła Wadima Jakowlewa oraz Rosyjskim Komitetem Politycznym Borysa Sawinkowa, któremu podporządkowana była tzw. 3 Armia Rosyjska gen. Borysa Peremykina (uznająca zwierzchnictwo utrzymującego się wciąż na Krymie gen. Piotra Wrangla). Wraz z nowymi sojusznikami armia ukraińska szykowała się do ofensywy, której celem było rozbicie sił bolszewickich na Ukrainie i połączenie się z oddziałami Wrangla na Krymie. Na początku listopada 1920 siły ukraińskie liczyły około 40 tysięcy żołnierzy (zdolnych do walki było jednak tylko 14 tysięcy), do których doliczyć należało około 9 tysięcy żołnierzy Peremykina (Wrangla) i około 2 tysięcy kozaków Jakowlewa[12]. Antybolszewicką ofensywę wyznaczono ostatecznie (jej datę kilka razy przesuwano) na 11 listopada 1920.
Bolszewicy poznali plany przeciwnika, toteż ich wojska uprzedziły o dzień ofensywę, przełamały front i dążyły do rozbicia oddziałów ukraińskich i ich rosyjsko-kozackich sojuszników. Utraciwszy wiarę w zwycięstwo (na które i wcześniej trudno było liczyć) Ukraińcy rozpoczęli odwrót na zachód, ku linii oddziałów polskich, którą ostatecznie przekroczyli 21 listopada 1920 w rejonie Tok i Podwołoczysk (rzeka Zbrucz)[13].
Ja Was przepraszam, Panowie!
Zgodnie z postanowieniami polsko-sowieckiego układu preliminaryjnego przechodzące na polski brzeg Zbrucza oddziały ukraińskie oraz ich sojusznicy podlegali internowaniu i odesłaniu do położonych w głębi Polski obozów. W ocenie strony polskiej internowano wówczas około 19,5 tysiąca Ukraińców, w tym 4280 oficerów, 14 006 żołnierzy i 1165 cywilów (członków rodzin). Dowództwo ukraińskie utrzymywało jednak, że w Polsce znalazło się ok. 27 tys. żołnierzy. Niektórzy historycy ukraińscy mówią też o 7 tys. cywilów, w tym 2,5 tys. urzędników państwowych.
Od końca listopada 1920 do 20 stycznia 1921 przy wczesnej a mroźnej zimie rozsyłano obrońców niepodległej Ukrainy głównie do obozów w Wadowicach, Kaliszu, Aleksandrowie Kujawskim, Pikulicach koło Przemyśla, Sosnowcu, Łańcucie i Częstochowie (tam trafił sztab Armii URL oraz większość formalnie nieinternowanych cywilów). Po kolejnych przesunięciach 20 kwietnia 1921 dyslokacja ukraińskich internowanych wyglądała następująco: Aleksandrów Kujawski – 2,5 tys., Kalisz – ok. 3,7 tys., Łańcut – ok. 2,8 tys., Wadowice – ok. 3,5 tys. oraz Piotrków Trybunalski – 430 ludzi. Latem tego roku Ukraińców z Łańcuta i Piotrkowa przeniesiono do Strzałkowa. Od listopada 1921 internowani żołnierze byłej już URL siedzieli tylko w Strzałkowie, Kaliszu i Szczypiornie[14]. Ostatnich petlurowców wypuszczono z Kalisza i Szczypiorna w pierwszej połowie 1924, a Kaliską Grupę Obozów Internowanych zamknięto w sierpniu[15]. Od tej pory internowani stawali się emigrantami politycznymi.
[11] Ibidem, s. 41–43.
[12] J. Syrnyk, Do pytannia internyvannia armiji UNR u Polśći u 1920–1924, „Ukrajina w mynulomu (Kijiv–Lviv)” 1995, vypusk 7, s. 47; P. Szandruk, Arms of valor, New York 1959, s. 131–133; A. Kolańczuk, Internowani żołnierze Armii UNR w Kaliszu (1920–1939), Kalisz–Przemyśl–Lwów 1995, s. 5–6.
[13] Z. Karpus, Wschodni sojusznicy Polski, s. 51.
[14] Ibidem, s. 26–27.
[15] Ibidem, s. 199–200 (Aneks 1 i 2); I. Sribnjak, Obezbrojena ale neskorena. Internovana Armija UNR u taborach Polśći i Rumuniji (1921–1924 r.r.), Kyjiv–Filadelfija 1997, s. 68–75; Z. Karpus, Pobyt żołnierzy Ukraińskiej Republiki Ludowej w obozach w Polsce w latach 1920–1924, [w:] Europa Orientalis. Polska i jej wschodni sąsiedzi od średniowiecza po współczesność. Studia i materiały ofiarowane Profesorowi Stanisławowi Alexandrowiczowi w 65. rocznicę urodzin, Toruń 1996, s. 456.
Centralne instytucje rządowe URL z Głównym Atamanem Petlurą i rządem skierowano do Tarnowa. Na żądanie strony sowieckiej w 1921 władze polskie zdecydowały się na likwidację tamtejszego ukraińskiego ośrodka rządowego i na przekształcenie go w Centralny Komitet Ukraiński (od kwietnia 1921), który od tego momentu stał się przedstawicielstwem społeczności emigrantów z URL wobec władz polskich. Symona Petlurę zmuszono jednak do wyjazdu z Polski, co nastąpiło w 1923[16]
Warunki internowania były oczywiście różne, często jednak brakowało zaopatrzenia, odzieży, bielizny czy obuwia. Stosunki pilnowanych z pilnującymi też były zróżnicowane. Jak pisze Emilian Wiszka, „postawa wyższego dowództwa [była] na ogół poprawna, niższych rangą polskich służb wartowniczych nie zawsze przychylna, czasem wroga. W Strzałkowie np. tylko początkowo stosunki układały się poprawnie. Potem stale się pogarszały – trafiały się nadużycia władzy. Przykładem może być rewizja, jaką u komendanta grupy oraz u innych komendantów i generałów ukraińskich przeprowadziła w styczniu 1922 policja obozowa. Skargi na prowokacyjne poczynania policji, złożonej z internowanych tu Rosjan – żołnierzy armii gen. S. Bułak-Bałachowicza, były ignorowane. W Wadowicach dziwnym trafem brakowało wody w dniach, kiedy internowali dostawali na obiad solone śledzie”. Zainteresowane rozładowaniem obozów władze polskie nie przeciwdziałały dezercjom, jeśli uciekinierzy potrafili znaleźć pracę i zalegalizować pobyt na wolności. Kilkaset osób nie powróciło z partyzanckiego wypadu na Ukrainę jesienią 1921[17]
Piłsudski, dla którego postanowienia pokoju ryskiego oznaczały kres marzeń o federacji ściśle związanej z silną Polską niepodległej Białorusi i Ukrainy oraz słabych militarnie państw bałtyckich, czuł moralne zobowiązanie wobec oszukanych przez „wielką politykę” ukraińskich sojuszników. Stąd jego słynne „Ja was przepraszam, Panowie. Ja was przepraszam”, wypowiedziane 15 maja 1921 do internowanych w Kaliszu i Szczypiornie Ukraińców. Wedle towarzyszącego Piłsudskiemu płk. Juliusza Ulrycha spotkanie miało szczególną atmosferę: „takiego morza entuzjazmu, takiego bezmiaru uczuć, takiego zbiorowego wzruszenia – nie widziałem nigdy i nie przeżywałem nigdzie. Wielu płakało, nie ukrywając łez”[18].
Od listopada 1920, czyli od jednostronnego wypowiedzenia przez Polskę kwietniowego układu z Ukraińską Republiką Ludową, stosunki polsko-ukraińskie weszły w nową fazę, w której pozycja strony ukraińskiej była zdecydowanie słabsza. Władze URL nie zostały uznawane na arenie międzynarodowej, a ci Ukraińcy, którzy nie chcieli powrócić pod władzę sowiecką, zostali emigrantami politycznymi w Polsce czy w innych państwach europejskich ze statusem bezpaństwowców. Ukraińcy nie zrezygnowali jednak z marzeń o niepodległości, raz jeszcze krwawo zawiedzionych podczas II wojny światowej. Spełnić się miały one dopiero po 70 latach – w 1991. Polska jako pierwsza uznała niezawisłość Ukrainy. Odtąd stosunki polsko-ukraińskie mogły znów stać się partnerskie, tak jak wyglądać mają one one między dwoma suwerennymi państwami.
[16] E. Wiszka, Emigracja ukraińska w Polsce 1920–1939, Toruń 2005, s. 38–45.
[17] Ibidem, s. 28–29.
[18] W. Jędrzejewicz, Kronika życia Józefa Piłsudskiego 1867 – 1935, tom 2., Londyn 1977, s. 29.
Zbrodnie na narodzie polskim na Kresach
Artykuł został przygotowany na podstawie puplikacji zespołu magazynu historycznego Wiedza i Życie Inne Oblicza Historii. Publikacja ukazała się 17 listopada 2010 wraz z filmem "Irhowica Zabili Nas w Wigilię", ujawniającego wiele przerażających i mało znanych faktów historycznych.
Trudno zrozumieć zbrodnię popełnioną w podolskiej wsi Ihrowica 24 grudnia 19441. Dlaczego do polskich domów podczas wigilijnej wieczerzy wdarli się nagle zbrojni banderowcy z OUN–UPA i okoliczni ukraińscy chłopi, mordując, rabując i paląc? Czym zasłużyli sobie miejscowi Polacy na tak straszne potraktowanie? Dlaczego pod ciosami ukraińskiej siekiery zginął ksiądz Stanisław Szczepankiewicz, który przez całe lata z oddaniem leczył i pielęgnował wszystkich chorych, bez względu na narodowość i wyznanie?
Zbrodniarzom sprzyja wszystko. Brak dokumentów (niszczyli je sami), śmierć świadków (wielu zabili sami), upływ czasu zabierający ludziom pamięć, strachy czające się w ludzkich głowach na każde wspomnienie, wreszcie – koszmary dręczące tych, co wiedzą - Zbigniew Bartuś
Dla każdego Polaka jest oczywiste, że patriotyzm to rzecz chwalebna, a walka o niezawisłe państwo jest wręcz obowiązkiem każdego. Nie powinno być jednak dla nas obojętne, jak taka walka jest prowadzona. W przypadku nacjonalistów ukraińskich z OUN i UPA droga do Samostijnej okazała się drogą ludobójstwa. Natchnieni sowiecką ideą rewolucji, a potem ideami nazistowskimi postanowili oni, działając „na skróty”, przyspieszyć procesy historyczne. Od początku poważnie rozważali zniszczenie ludności polskiej na terenach uznawanych przez nich za ukraińskie. Idea brutalnej czystki etnicznej na tych ziemiach stanowiła wręcz istotę nacjonalizmu ukraińskiego2.
Kazimierz Litwin, syn Franciszka, ur. w 1927 w Ihrowicy, żołnierz Istrebitielnych Batalionów. W czasie patrolu w dniu 24 grudnia 1944 został schwytany przez UPA, piłką do drzewa odcięto mu głowę.
Pracujący na emigracji historyk Krzysztof Łada po dokładnym przeanalizowaniu piśmiennictwa głównych ukraińskich działaczy nacjonalistycznych dowiódł, że idea eksterminacji Polaków oraz wyrzucenia pozostałej przy życiu ludności polskiej ze spornych ziem była bardzo popularna wśród ukraińskich elit politycznych już w pierwszej połowie XIX w.3
Pod zaborem austriackim „Zoria Hałyćkaja” zachęcała do wytępienia „polskich panów”, pouczała chłopów, jakich narzędzi mają używać do walki: pali, drągów, toporów i siekier. 31 lipca 1848 na posiedzeniu unickiej Rady Świętojurskiej we Lwowie po raz pierwszy użyto jakże popularnego później hasła: „Lachy za San!”4. Z takim bagażem Ukraińcy weszli w przełomowy dla dziejów tej części Europy Środkowej okres wojen światowych, dopuszczali się strasznych okrucieństw na polskiej ludności. Do padpaleń, torturowania, gwałtów doszło już u schyłku I wojny światowej i w czasie wojny polsko-ukraińskiej o Galicję w roku 19195.
1 Opis zdarzeń zawarł w swych książkach naoczny świadek ludobójstwa Jan Białowąs (Zdawało się, że pomarli, a oni wciąż żyją,Lublin 1995; Wspomnienia z Ihrowicy na Podolu,Lublin 1997; Krwawa Podolska Wigilia w Ihrowicy w 1944 roku, Lublin 2003; Pogrzeb po sześćdziesięciu czterech latach, Lublin 2009). Jest on też autorem opracowania „Żył i umarł dla innych. Wspomnienie o zamordowanym księdzu Stanisławie Szczepankiewiczu, proboszczu Ihrowicy”.
2 Tadeusz Piotrowski niezwykle trafnie zauważa, że czystka etniczna była integralnym komponentem przygotowywanej przez OUN rewolucji. Autor ocenił intencje i charakter ideologii OUN: „Tak jak Sowieci, mobilizowali oni chłopów ukraińskich w celu »rewolucji socjalnej« z jej integralnym komponentem: czystką etniczną. (Być może na tym polega prawdziwe znaczenie pojęcia »nacjonalizm integralny«)”, za: T. Piotrkowski, Poland`s Holocaust. Ethnic Strife, Collaboration with Occupying Forces and Genocide in the Second Republic, 1918–1947, Jefferson, NC 1998, s. 204; K. Łada, Pomiędzy wypędzeniem a eksterminacją. Nacjonaliści ukraińscy wobec Polaków na Kresach; Musimy ich wyniszczyć, musimy oczyścić Ukrainę,[w:] Cz. Partacz, K. Łada, Polska wobec ukraińskich dążeń niepodległościowych w czasie II wojny światowej, Toruń 2003, s. 71.
3 K. Łada, op. cit., s.69–95 i 278–304.
4 W czasie buntu Bohdana Chmielnickiego powstały hasła: „Lachy za Słucz” czy „Znajesz Lasze, po Słucz nasze”, a w czasie II wojny światowej już nie „Lachy za San”, ale „za Wisłok”, a nawet „za Wisłę”, patrz: Cz. Partacz, K. Łada, op. cit.,s. 7–8. Stąd też nagminne przypadki przyjmowania przez członków OUN i UPA w czasie II wojny światowej pseudonimów: „Hajdamaka”, „Rizun”, „Hołoworiz”, „Krwawyj wyszatil”, „Polakożer”, „Żydożer”, gloryfikowanie okrucieństwa w wierszach i pieśniach bojówek UPA. Było to tylko nawiązanie do długiej, mrocznej tradycji.
5 L. Kulińska, Działalność terrorystyczna i sabotażowa nacjonalistycznych organizacji ukraińskich w Polsce w latach 1922–1939,Kraków 2009,s. 34–39. Jednym z niedawno odnalezionych przez Rafała Sierchułę z Poznania w „Kurierze Poznańskim” (z 30.11.1937, R. 32, nr 548) przykładów tego okrucieństwa było zamordowanie przez Ukraińców siedmiu polskich żołnierzy pojmanych w czasie wojny polsko-ukraińskiej w roku 1919 w Jezupolu w powiecie stanisławowskim. Przed śmiercią Ukraińcy poddali ich strasznym torturom, po czym nagich owinęli drutem kolczastym, powiesili na stodole i spalili żywcem na oczach mieszkańców.
Najbardziej znaczącą rolę w propagowaniu nienawiści do Polaków odegrał czołowy ideolog nacjonalizmu ukraińskiego Dmytro Doncow. Ogłoszona w roku 1926 w pracy Nacionalizm doktryna nacjonalizmu ukraińskiego wywarła potężny wpływ na kształtowanie się postaw młodych Ukraińców zamieszkujących Małopolskę Wschodnią: „Bądźcie napastnikami i zdobywcami, zanim będziecie mogli stać się włodarzami i posiadaczami […] wrogość jest nieunikniona”. Takie przesłanie to rzucenie wyzwania cywilizacji całej ludzkości. W tym sensie pokrywało się ono ze znaną wypowiedzą Hitlera: „Silni przepędzają słabych, ponieważ pęd do życia w jego ostatecznej postaci zawsze roztrzaska groteskowe okowy tak zwanego humanitaryzmu, ażeby w jego miejsce mógł wystąpić humanitaryzm przyrody, która tępi słabych, aby oczyścić miejsce dla silnych”6. Jeden z rozdziałów pracy Doncowa nosi tytuł: „Twórcza przemoc oraz mniejszość inicjatywna, jako siły porządkujące…”.
Realizacją owej koncepcji było w czasie II wojny światowej powołanie w OUN Bandery, potem w UPA Służby Bezpeky – terrorystyczno-policyjnego organu stosującego przemoc „lepszych ludzi” wobec prostych i słabszych, jak choćby chłopskiej polskiej ludności cywilnej Wołynia i Małopolski Wschodniej, ale też wobec nie dość lojalnych Ukraińców. Rozwijając swe myśli, Doncow pisał: „Bez przemocy i żelaznej bezwzględności niczego w historii nie stworzono […] przemoc, żelazna dyscyplina i wojna – oto metody, przy pomocy których wybrane narody szły drogą postępu”7.
Siłą napędową tak sformułowanej idei nacjonalizmu była ekspansja terytorialna: „pragnąc świetności swego kraju, oznacza pragnąć nieszczęścia swoich sąsiadów [...] ekspansji swojego kraju wyrzeka się tylko ten, u kogo całkowicie obumarło poczucie patriotyzmu [...] bowiem gdy historia jest walką o panowanie i władzę, o wzięcie w posiadanie – to twórcza przemoc musi odgrywać dużą rolę w tym procesie, albowiem zawłaszczanie to przede wszystkim pragnienie pokonania”. Nie brakowało w tej ideologii wątków stricte rasistowskich. Najbardziej bezwzględni przywódcy nacjonalizmu ukraińskiego odpowiedzialni za zbrodnię ludobójstwa – Stefan Bandera i Roman Szuchewycz, ogłoszeni przez prezydenta Juszczenkę „bohaterami Ukrainy”, wychowali się na tych właśnie ideach.
6 A. Hitler, Mein Kampf, München 1940, s. 557.
7 D. Doncow, głoszący takie hasła, w czasie ostatniej wojny wcielone w czyn, nie został nigdy osądzony, potępiony ani nawet skazany na ostracyzm – do dziś pozostaje guru skrajnych nacjonalistów ukraińskich
Fanatyzm ukraińskich nacjonalistów dał o sobie znać w II Rzeczypospolitej, gdy młodzi, często nienależycie wyszkoleni ukraińscy chłopcy, posyłani przez bezwzględnych przywódców, szli dokonywać napadów i zamachów terrorystycznych. Jeszcze przed powstaniem OUN został opracowany „Dekalog ukraińskiego nacjonalisty” autorstwa Stepana Łenkawśkiego. Obowiązkowo uczyła się go ukraińska młodzież nacjonalistyczna. Tu znajdziemy zalecenia dotyczące postępowania z „obcoplemieńcami”, które wprowadzano w czyn, gdy tylko nadarzyła się okazja. Oto kilka z nich:
Nie zawahasz się wykonać największego przestępstwa, jeśli tego wymagać będzie dobro sprawy.
Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmować wroga twojej nacji.
Będziesz dążyć do poszerzenia siły, chwały, bogactwa i przestrzeni państwa ukraińskiego, nawet w drodze zniewolenia obcoplemieńców8.
Rosenbergowska koncepcja buforowego państwa ukraińsko-białorusko-litewskiego oraz nadzieje rychłej rewizji obowiązujących traktatów pokojowych pobudzały tylko separatyzm mniejszości ukraińskiej w Polsce. Podsumowując, ukraińscy działacze nacjonalistyczni w okresie przedwojennym brali pod uwagę realizację następujących wariantów:
1) usunięcie (wypędzenie) polskiej ludności kresowej (i innych zamieszkujących Kresy, nieukraińskich nacji),
2) ludobójczą eksterminację,
3) przymusową asymilację pozostałych.
Planowali dokonać tego samodzielnie lub w ścisłej współpracy z wrogami Polski, przede wszystkim Niemcami i Rosją. Nie chcieli być jednak jedynie narzędziem. Przeciwnie, dążyli do wykorzystania dla swoich celów ich aparatu państwowo-represyjnego9. Aby zwyciężyć, musieli swoje hasła bezwzględnej walki z Polakami zaszczepić zwykłym ludziom, często żyjącym w zgodzie, a nawet zażyłości z polskimi sąsiadami. W ruch poszła odpowiednio ukierunkowana propaganda. Ponieważ nacjonalistom ukraińskim brakowało racji natury politycznej, używali innych argumentów. Swą agitację oparli na podkreślaniu gorszej pozycji społecznej i socjalnej Ukraińców oraz „wiecznej, historycznej ukraińskiej krzywdy”10. Oczywiście pomijano historyczną kwestię własności czy odpowiedzialności zaborców za wielowiekowe zacofanie województw kresowych. W takim „klasowym” podejściu widać silną inspirację ze strony komunizmu. Nacjonaliści obiecywali ukraińskim chłopom, że Polakom i innym „czużyńcom” ziemia i własność będą odebrane siłą i bez prawa do odszkodowania.
Do niebywałego nasilenia mordów doszło w wojennych latach 1943–1944 – najpierw na Wołyniu, Polesiu, a następnie w Małopolsce Wschodniej i Lubelszczyźnie, np. w Hrubieszowskiem. Wraz z przemieszczaniem się frontu ataki na ludność polską przesunęły się na lewy brzeg Sanu – na teren dzisiejszego województwa podkarpackiego.
8 Zniekształconą formę podstawowego tekstu rozpowszechnił R. Drozd w publikacji pt. Ukrajińska Powstańcza Armia, Warszawa 1998. Tekst ten cytowany jest w pełnym w oryginalnym opracowaniu II Oddziału Sztabu Generalnego z lat 30. „Geneza i rozwój ukraińskiego ruchu wywrotowego U.W.O.–O.U.N.”, CA MSWiA, zesp. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, sygn. R I/138 (dziś w BU IPN). Szerzej na ten temat też w: K. Łada, op. cit., s. 69–95 oraz w pracach Wiktora Poliszczuka, w tym głównie Źródła zbrodni OUN i UPA, t. 1: Zasady ideologiczne nacjonalizmu ukraińskiego i Ukraiński ruch nacjonalistyczny: struktura organizacyjna i założenia programowe, Toronto 2003; Nacjonalizm ukraiński w dokumentach, cz. 1 i 2, Toronto 2002.
9 Warto zapoznać się też z innymi pracami przybliżającymi zagadnienia nacjonalizmu ukraińskiego: T. Stryjek, Ukraińska idea narodowa okresu międzywojennego. Analiza wybranych koncepcji, Wrocław 2000: A. Wróbel, Polska i Polacy w koncepcjach współczesnych ukraińskich partii nacjonalistycznych,Warszawa 2003.
10 Szerzej na ten temat m.in. w: W. Mędrzecki, Polityka narodowościowa II Rzeczypospolitej a antypolska akcja UPA w latach 1943–1944, [w:] Antypolska akcja OUN–UPA 1943–1944, Fakty i interpretacje, red. G. Motyka, D. Libionka, Warszawa 2002.
Od początku wojny agitatorzy i bojówkarze z OUN wzywali Ukraińców do zabijania i wypędzania „czużyńców”. Zbroili chłopów, szkolili, nakazywali bezwzględność. Akcje te nasiliły się po zmianie okupacji na niemiecką. Do pozbywania się Polaków początkowo wykorzystywali aparat przemocy okupantów, by w końcu wziąć sprawy we własne ręce. Nie bez wpływu na rozmiary okrucieństwa pozostawała łatwość, z jaką militarne i pomocnicze formacje ukraińskie Nachtigall, Roland czy Schutzmannschaft na niemieckim żołdzie wymordowały wcześniej żydowską ludność Kresów. Nie wolno zapominać, że członkowie tych „szwadronów śmierci” już w roku 1941 na Podolu, a 1942 na Białorusi unicestwiły dziesiątki tysięcy cywilów. Rok później ci zaprawieni w masowych i wyrafinowanych zbrodniach ukraińscy najemnicy z Szuchewyczem na czele trafili do UPA11.
Rodzina ks. Stanisława Szczepankiewicza, najstarsza siostra Aniela, brat Bronisław - zamordowany, mąż siostry Marii - Dorazyl, siostra Maria - zamordowana, ks. Stanisław - zamordowany, brat Antoni i matka Anna - zamordowana
Od roku 1943 nie może już być mowy o jakichkolwiek spontanicznych akcjach antypolskich. Przywódcy OUN Bandery, a potem UPA wydawali rozkazy zabijania wszystkich Polaków, w tym starców, kobiet i dzieci. Czasem mordowano dzieci szczególnie okrutnie, np. przez rozdzieranie nóżek (z morderczym hasłem „Tyś polski orzeł”), czy rozdzierając im usta („Polska od morza do morza”), jeszcze żywym wyrywano kończyny, języki, wykłuwano oczy, tak umęczone nabijano na widły12. Wśród osób popierających mordy na Polakach nie brakowało też przedstawicieli kleru greckokatolickiego. Znajdziemy liczne przykłady apeli kleru, np. „Braty za orużja i ty – ta byty Lachiw, a Boh wam hriwdu wydpustyt”, czy śpiewany w czasie procesji Bożego Ciała roku 1943 refren do pieśni i modłów: „rżnij Lachów, rżnij”. W wielu relacjach naocznych świadków i dokumentach znajdują potwierdzenie fakty błogosławienia przez księży narzędzi zbrodni. Czasem sami księża greckokatoliccy i ich najbliższe rodziny byli organizatorami albo uczestnikami ludobójstwa. Szczególnie ciemną kartę zapisał tu ksiądz metropolita Andrzej Szeptycki. W takiej atmosferze, kiedy nawet kler sankcjonował zbrodnie, nietrudno było o najpotworniejsze uczynki. Znikły opory moralne.
Słowa jednej z najbardziej znanych i kolportowanych do dziś w różnego rodzaju śpiewnikach UPA pieśni nie pozostawiają złudzeń co do tego, czym kierowali się mordercy:
Zdobywaj, zdobywajmy sławę!
Wykosimy wszystkich Lachów po Warszawę...
Ukraiński narodzie.[…]
Zdobywaj, zdobywajmy siłę!
Zarżniemy wszystkich Lachów do mogiły...
Ukraiński narodzie […]
Gdzie San, gdzie Karpaty,
gdzie Krym, gdzie Kaukaz,
Ukraina –Ukraińcom,
a wszystkim przybłędom –precz!13
11 Schooling in Murder: Schutzmannschaft Battaillon and Hauptsturmführer Roman Shukhevych in Belarus 1942, Per Anders Rudling, Ernst-Moritz-Arndt-Universität, Greifswald (Germany), ukaże się niedługo w zbiorze materiałów pokonferencyjnych „Prawda historyczna a prawda polityczna w badaniach naukowych. Przykład ludobójstwa na Kresach Południowo-Wschodnich w latach 1939–1946, Wrocław, 20–22 czerwca 2010.
12 Patrz: Listy pracownicy Polskiego Komitetu Opiekuńczego, [w:] L. Kulińska, Dzieje Komitetu Ziem Wschodnich na tle losów ludności polskich kresów, t. 2, s. 802) oraz Wieś Rozważ pow. Złoczów(1944),ibidem, s. 742.
13Przykłady pieśni i wierszy Ukraińskiej Powstańczej Armii, za: W. Siemaszko, E. Siemaszko, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939–1945, t. 1 i 2, Warszawa 2000, s. 1294.
Poza wyjątkowo okrutnymi sposobami zabijania ofiar warto zwrócić uwagę na ogromną pomysłowość dowódców OUN i UPA przy organizowaniu podstępów i wymyślnych pułapek, w które wciągano Polaków. Mordowano wiernych zgromadzonych w kościołach, napadano na domostwa w czasie świąt kościelnych i państwowych, ślubów, chrzcin, komunii, gdy domownicy zbierali się w odświętnej atmosferze przy stole, nie spodziewając się ataku. W ten typ napadów wpisuje się okrutny mord na mieszkańcach Ihrowicy dokonany w Wigilię świąt Bożego Narodzenia, kiedy banderowcy razem z miejscową ludnością ukraińską zaatakowali zupełnie zaskoczonych Polaków.
W innych przypadkach przybyli do wioski pojedynczy upowcy zwoływali mężczyzn na „zebranie” pod dowolnym pretekstem (np. organizowania wspólnej partyzantki antyniemieckiej). Wtedy otaczały ich ukryte wcześniej oddziały upowskie i mordowały, po czym przystępowały do zabijania pozostałych – kobiet, dzieci i starców. Tak wybijano całe wsie.
Nacjonaliści ukraińscy byli mistrzami kamuflażu i propagandy, tak jest zresztą do dziś, bo jak zrozumieć fakt, że to ludobójstwo nadal budzi wątpliwości nawet wśród części Polaków? Puszczali w obieg wyolbrzymione i fałszywe informacje o polskich zbrodniach na cywilnej ludności ukraińskiej, aby wzmóc chęć zabijania Polaków. Z kolei polskim sąsiadom wmawiali, że zbrodnie w innych miejscowościach miały charakter porachunków osobistych czy zemsty, ale tutaj nikomu nic nie grozi, co skutecznie osłabiało czujność i pozwalało wykorzystać element zaskoczenia.
Wyniki tak prowadzonej akcji były przerażające. Setki tysięcy ludzi bądź zginęły, bądź znalazły się bez dachu nad głową i środków do życia. Na zachód płynęły rzeki uchodźców. Mimo ogromnej ofiarności reszty społeczeństwa kresowego, głównie mieszkańców większych miast i organizacji społecznych, nie udało się zapobiec wielu nieszczęściom. Brakowało żywności, leków, ubrań. Beznadziejne położenie pozbawionych wszystkiego ludzi wykorzystali Niemcy, masowo wywożąc ich na roboty.
Jak wskazują źródła, wszelka obrona była bezcelowa, ponieważ nie tylko Ukraińcom, ale także dwóm pozostałym okupantom sytuacja taka była ze wszech miar na rękę. Polskie władze podziemne popełniły liczne błędy. Jednak w swych działaniach były skrępowane umowami koalicyjnymi, natomiast Ukraińcy, bez skrupułów manewrując między okupantami, z ich przyzwoleniem wykonali swój plan – usunęli fizycznie ludność polską z Kresów. Wobec trzech wrogów Polacy byli bezradni. Jak w greckiej tragedii, nie było żadnego ratunku ani dobrego rozwiązania…
Tak pisał z wielkim rozżaleniem o położeniu polskiej ludności kresowej jeden z działaczy podziemia, Zbigniew Nowosad, tuż przed kolejną zmianą okupacji w roku 1944: „Dzisiaj ludność kresowa jest zdziesiątkowana przez bolszewików, niszczona przez Niemców, mordowana przez Ukraińców, ale zniosłaby jeszcze wiele, gdyby nie jej okropne poczucie opuszczenia przez cały naród, zwłaszcza przez jego czynniki kierownicze. Doszło do tego, że dziś zadaje sobie ona rozpaczliwe pytanie: »Czy my w ogóle jesteśmy Polsce potrzebni? Czy nie jesteśmy dla niej tylko przykrym kłopotem, przyczyną konfliktu z ukochanymi słowiańskimi braćmi – Ukraińcami, oraz z Rosją?«”14.
OUN/UPA mordowało również pańskich ukraińskich ziomków - za nieprawomyślność.
Czy pomimo upływu lat ów wyrok zapomnienia nie został utrzymany w mocy? Wiemy, że wielowiekowe zmagania o przetrwanie polskości na ziemiach wschodnich zakończyły się klęską. Dorobek dziesiątków pokoleń żyjących tam ludzi poszedł na marne. Umiera pamięć o ogromnej spuściźnie kulturowej, która leży u podstaw polskiej tożsamości i historii. Odchodzą już ostatni świadkowie. Schodzili ze sceny dziejów w najstraszniejszy sposób, wytępieni przez swych wrogów zewnętrznych i wewnętrznych. Czy nie jesteśmy czegoś im winni? Mieszkańcy dawnych województw wschodnich i ich potomkowie na próżno czekają na pomoc władz przy budowaniu Instytutu Kresowego, który mógłby się podjąć przechowywania wspomnień, spuścizny i innych pamiątek rozproszonych dziś po licznych instytucjach w kraju. Wsparcia wymagają też badania naukowe nad dziejami Kresów i samego ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich. Zainteresowania i pomocy ze strony państwa powinny się też doczekać ostatnie żyjące w Polsce, i to z reguły w bardzo trudnych warunkach, ofiary i ich rodziny.
Jednak najważniejsze jest dla nich jednoznaczne potępienie przez władze Rzeczypospolitej, Kościół, polityków, media sprawców – przywódców i członków OUN i UPA oraz tych wszystkich Ukraińców, którzy dopuścili się mordowania polskiej ludności. Żadne zasady poprawności politycznej czy wymogi tzw. wielkiej polityki nie powinny tuszować tak strasznej zbrodni. Najwyższy czas, by dowiedział się o niej świat.
14 Dość eksperymentów z krwią polską, dokument KZW, Warszawa 1944, CA MSWiA, Zespół SN, t. 439 i 503 (dziś w zbiorach BU IPN).
Prawa autorskie zamieszczonych na stronie materiałów (teksty, fotografie, grafiki i wszelkie inne) należą do ich właścicieli.
|
|
|
TO CZEGO POTRAFI DOKONAĆ INNY CZŁOWIEK - POTRAFIĘ DOKONAĆ I JA |
"Obcując z potworami, uważaj abyś nie stał się jednym z nich, bo kiedy patrzysz w otchłań, otchłań może patrzeć w ciebie" – Dante Alighieri (1265-1321)
"Ludzie nie mają pojęcia o sile oddziaływania na innych, nie tylko fizycznego, ale duchowego... możesz kogoś powalić na ziemię waląc go pięścią, ale siłą umysłu można unicestwić..." - Graham Masterton (Wizerunek zła)
"Imagination is more important then knowledge"
- A. Einstein (1879-1955) |
|