1. Co było praprzyczyną kryzysu finansowego - zaczęło się od USA.
Przyczyny najnowszego KRYZYSU w XXI w.:
(autor nieznany)
Dlaczego powołano para banki które łapały z ulicy kogo popadło i udzielały im
niezwykłych kredytów. Co to są toksyczne papiery i dlaczego amerykański kryzys
wlał się do europy - choć przecież bańka spekulacyjna była na terenie USA?
Cała akcja wygląda jakby była skrupulatnie zaplanowana i bez obniżki stóp
procentowych na początku nie mogłaby się odbyć. Główne banki z Wall Street,
działając w ramach konsorcjum, pomogły sfinansować deficyt budżetowy i zakupy
ropy, gazu, i inne wydatki na poziomie europejskiego biliona dolarów.
Sama produkcja pieniądza bez pokrycia przez FED, to inflacja z lat 1934 i
wielki krach po 2-3 latach. Dlatego wybrano rynek nieruchomości do
"wyprania" pieniądza bez pokrycia. Jedynie nieruchomości były zdolne
zakumulować inwestycje rzędu biliona dolarów rocznie. I gdy sygnały kryzysu finansowego
były juz bardzo widoczne, FED zaczął produkować pieniądz bez ograniczeń,
jednocześnie obniżając stopy procentowe.
To właśnie wywołało wielka koniunkturę i popyt na miliony kredytów
hipotecznych, bardzo tanich. Ale sama taka operacja zakończyła by się szybko
wielka inflacja i kolejnym kryzysem z poślizgiem czasowym 5 lat. Dlatego
wymyślono nowa inteligentna operacje, a mianowicie przekazanie handlu kredytami
bankom kredytowym, a te agencjom kredytowym w całym kraju (takie małe kantorki
- kilkuosobowe, na każdej ulicy w dużych miastach).
I tak banki sprzedały mamienie klientów i zaufanie bankowe kantorowcom, którzy
zaczęli urabiać małym drukiem kredytobiorców. Kredyt subprime nie był tani,
tylko oferowany w promocji. 2-3 lata stała stopa 2%, a potem rynkowa. I to
właśnie kantorowcy zachwalali te kredyty subprime, dawane każdemu bezrobotnemu
bez historii kredytowej, bez dochodów, gdyż niczego nie ryzykowały. Wszystkie
kredyty zostały ubezpieczone przez kolejne instytucje, a ryzyko ubezpieczeniowe
oceniły bankowe agencje ratingowe bardzo wysoko.
A ponieważ każda amerykańska instytucja biznesowo-finansowa to spółka akcyjna,
to tak wzrosły akcje banków kredytowych, akcje instytucji ubezpieczających te
kredyty, jak i wyemitowano dla tych banków kredytowych instrumenty pochodne,
czyli papiery komercyjne, zabezpieczone wyłącznie ratingiem tych instytucji i
wróżbami, że biznes się będzie kręcił do końca świata. I znów, gdyby te
instrumenty zostały sprzedane na rynku amerykańskim, to by wywołały szybka
inflacje i wielki kryzys finansowy.
A przecież celem było sprzedanie deficytu budżetowego za granica, czyli w
Europie, Azji, Ameryce Południowej, Australii, Japonii. I sprzedano tym bankom,
instytucjom finansowym, na giełdach tamtych rynków instrumenty pochodne, papiery
komercyjne o wartości nominalnej rzędu europejskich bilionów dolarów. Ich
wartość była zależna jedynie od wróżby. Nazwane zostały nowoczesnymi, ponieważ
Europa jest zbyt mało inteligentna i wyrafinowana, aby sprzedawać powietrza w
cenie złota.
A co nowoczesne to drogie i Europa to kupiła i wtopiła kilka bilionów dolarów w
papiery, instrumenty pochodne, które były przewartościowane, wycenione z
powietrza, aby nie powiedzieć, że bezwartościowe, bo jaka wartość ma hipoteka
zabezpieczona na nieruchomości bezrobotnego. Zatem sprzedano kredyt, sprzedano
zastawiony dom, sprzedano zabezpieczenie tego domu, sprzedano ubezpieczenie
tego zastawu.
Pieniądze się cudownie rozmnożyły. Udzielając kredytów za miliard , bank
uzyskał zdolność kredytowa 3 x miliard. Ta operacja była znana juz 20 lat temu
wcześniej i opisana. Kto czytał ten wiedział. Kredyty hipoteczne nie były
tanie, a drogie. Zastosowany mechanizm, 2-3 raty bez odsetek, to przecież
standard kredytowy.
Ale po to sprzedawano kredyty bezrobotnym, gdyż oni nawet nie chcieli czytać
umów kredytowych, tylko marzyli o spełnieniu snu o własnym domu. Czyli trochę
psychologii i operacje się udała.
Europa wtopiła i będzie miała kryzys finansowy u siebie. Dowodem na
potwierdzenie powyższego mechanizmu jest inflacyjna dewaluacja dolara w
stosunku do Euro, Funta, Yena. Ale była to operacja na duża skale,
międzynarodowa i brały w niej udział wszystkie instytucje finansowe, banki
skupione wokół Wall Street i FED. I zakończyła się sukcesem, gdyż sprzedano
bilion długu za granice, kupiono miliardy baryłek ropy za pieniądz bez
pokrycia, dodatkowo w opcjach, kontraktach futures."
2. Prawdziwe przyczyny kryzysu w UE 10.12.2011
by Igor Janke:
przyczyną jest rozrzutność i wiara w to, że jakoś to będzie. Przyczyną jest
totalna nieodpowiedzialność – polityków i ich wyborców. Przyczyną jest potrzeba
zaspokojenia elektoratów w różnych państw, potrzeba wygrania wyborów przez
rozmaite swawolne ekipy polityczne.
Gdyby współcześni politycy europejscy mieli więcej odwagi, gdyby patrzyli
bardziej dalekowzrocznie, zapewne tego kryzysu by nie było. Nie potrzeba było
specjalnych nowych mechanizmów, by pilnować przekraczania deficytu budżetowego.
Takie mechanizmy już są, tylko ich nie przestrzegano – z Niemcami na czele.
Jeśli Tusk zrobiłby dwa razy tyle, co zapowiadał, a jego śladem poszliby inni,
strefa euro i Unia Europejska była w znakomitej formie. Ale wymaga to odwagi.
Wymaga to powiedzenia wyborcom: żyliśmy ponad stan.
Po co Polska się tam pcha? Nie mamy nawet na składkę
by Jadwiga Staniszkis:
strefa euro próbuje rozwiązać swoje problemy mimo ewidentnych konfliktów
interesów wewnątrz. Nie udawajmy, że możemy im w tym pomóc. Będziemy silni
tylko silną gospodarką, a nie pchaniem się do klubu bez pamiętania, że nie stać
nas nawet na składkę. Naszym interesem w tej fazie jest dbanie o realny rozwój
kraju. Federalizacja, dalsze przeregulowanie i unijna biurokracja nam w tym nie
pomogą.
Niemcy dominowaliby w Unii, nawet gdyby nie chcieli
by Waldemar Kuczyński:
kryzys uwidocznił to, co już przed nim było faktem, tylko mniej widocznym,
a mianowicie dominację Niemiec w Unii Europejskiej. To nie jest wcale skutek
dążeń do dominacji, co nie oznacza, że nie mają takich ambicji. Może je i mają,
ale niemiecka dominacja wynika z siły faktów gospodarczych, a nie z działań
politycznych.
Niemcy dominowaliby w Unii, nawet gdyby nie chcieli. Jest to największa
gospodarka od Władywostoku po zachodni skraj Portugalii, do niedawna pierwszy,
a obecnie drugi eksporter światowy, gospodarka stabilna i konkurencyjna.
Ten fakt stał się dziś tak widoczny, bo inne duże gospodarki; włoska,
hiszpańska i francuska, są w potężnych kłopotach. Mniejsze od niemieckiej przez
niefrasobliwe polityki, bardzo na jej tle zmarniały, a wraz z tym zmarniała
polityczna siła tych państw.
3. AUTENTYCZNE RYSUNKI Z JASKINI W KANIONIE FERGANA W UZBEKISTANIE
Fergana Valley,
Uzbekistan - autentyczny obraz w jaskiniach Fergana.
Rysunki znajdują się w pobliżu miasta Fergana, w pobliżu gór Alai w
Uzbekistanie, malarstwo w jaskini na wysokości 2m, info ujawniła Akademia Nauk
w Moskwie, która datuje obrazy na 10 000 lat p.n.e. Znaczący jest również fakt
obecności trzech ciał niebieskich: Słońce, Księżyc i inne, których nie można
zidentyfikować.
Rysunki powstały około 12,000 lat temu.
Poniżej zbliżenia elementów rysunku:
Dziwny obiekt zawieszony na słupie dymu.
Znany jako Człowiek z Marsa
Obraz ten został odkryty przez archeologa Guergui Chatski w jaskiniach
Fergana w Uzbekistanie, (odkryto wiele innych obrazów - zadziwiających obrazów).
Na rysunku postać odziana m.in. w hełm wyposażony w anteny, w prawej ręce
postać trzyma niezidentyfikowane urządzenie, na prawym rękawie również widoczne
są dwa szwy.
4. Wzrost demograficzny
na przestrzeni wieków
- 12000
BC Ziemię zamieszkiwało jedynie 5 milionów ludzi
- 2000
lat temu: 250 milionów ludzi, mniej niż ½ ludności Chin!
- Początek
rewolucji przemysłowej: 750 milionów, mniej niż ¾ populacji dzisiejszych
Indii…
- 1750-1950:
wzrost liczby ludności o 1,7 miliarda, a do 1990 o dalsze 2 miliardy
- Około 6
miliardów na początku XXI wieku, w 2050 „tylko” 9 miliardów…
Year Population
1 200 million
1000 275 million
1500 450 million
1650 500 million
1750 700 million
1804 1 billion
1850 1.2 billion
1900 1.6 billion
1927 2 billion
1950 2.55 billion
1955 2.8 billion
1960 3 billion
1965 3.3 billion
1970 3.7 billion
1975 4 billion
1980 4.5 billion
1985 4.85 billion
1990 5.3 billion
1995 5.7 billion
1999 6 billion
2006 6.5 billion
2010 6.8 billion
2012 7 billion
2020 7.6 billion
2030 8.2 billion
2040 8.8 billion
2050 9.2 billion
- Od
początku ludzkości do około 1700 roku wzrost demograficzny na poziomie
około 0,02% rocznie
- 1750:
około 0,3%
- 1950:
1% rocznie
- 1970:
2,35% rocznie
- 2008:
jedynie 1,2% rocznie, ale: Afryka: 2,4%
- W
rezultacie, czas podwojenie populacji (doubling time): 36000 lat (1400
pokoleń) do XVII wieku, w XXI wieku: 58 lat (2 pokolenia?)
- Ponad ¾
ludności świata żyje w krajach rozwijających się
- W 2050
roku populacja Afryki przekroczy 2 miliardy, szybki wzrost demograficzny
również w Azji i Ameryce Łacińskiej
A Europa i Ameryka Północna…
- Wzrost
liczby ludności: wypadkowa przyrostu naturalnego i migracji
- Różnica
pomiędzy krajami rozwiniętymi a rozwijającymi się: wskaźniki urodzeń…
oraz: przewidywalna długość życia, średnio 12 lat dłużej w krajach
rozwiniętych
- W krajach
rozwijających się: młode społeczeństwa, dzieci poniżej 15 roku to około
1/3 ludności
- Każdy
dorosły pracuje w kraju rozwijającym się na dwukrotnie więcej „młodych”
niż w zamożniejszych społeczeństwach
- W
Stanach Zjednoczonych 68% społeczeństwa jest w wieku produkcyjnym i ma
utrzymać 20% ludności w wieku przedprodukcyjnym, w Afryce
sub-Saharyjskiej: odpowiednio 53% i 45%!
- Dodatkowy
problem: ukryty impet przyrostu demograficznego (hidden momentum of
population growth)
- Maltuzjańskie
prawo ludności: przyrost ludności rośnie w postępie geometrycznym (gdzie
każdy kolejny składnik jest wynikiem mnożenia o stały czynnik, np. 2, 4,
8, 16, 32, 64...), natomiast przyrost środków utrzymania rośnie tylko w
postępie arytmetycznym (gdzie każdy kolejny składnik powstaje w wyniku
dodania wartości stałej, np. 2, 4, 6, 8, 10, 12...), co jest przyczyną
ubóstwa na świecie…
10. Zatajone katastrofy polskiego
lotnictwa
Samoloty Vickers Viscount miały być chlubą LOT. Po kilku latach i dwóch
katastrofach wycofano je z użycia.
Vickers Viscount
fot. Getty Images/FPM
Wiosną 1962 Polskie Linie Lotnicze LOT uruchomiły nowe połączenia do
Amsterdamu, Rzymu i Kairu. Do ich obsługi potrzebowały nowych samolotów. Co
prawda flota wzbogaciła się właśnie o trzy radzieckie Iły-18, ale pasażerowie z
Zachodu nie chcieli nimi latać. Do obsługi zagranicznych tras LOT potrzebował
zachodnich maszyn. Polskie linie miały tylko trzy stare convairy, ale wstyd
było je wysyłać na tak prestiżowe trasy.
Niespodziewanie pojawiła się okazja. British United Airlines wystawiły na
sprzedaż trzy vickersy viscounty 804, które przez pięć lat obsługiwały
brytyjskie linie krajowe. Były to nowoczesne maszyny z hermetyzowaną kabiną,
wyposażone w cztery turbośmigłowe silniki Rolls-Royce’a. Zabierały na pokład 56
pasażerów, zużywały mało paliwa i latały dwukrotnie szybciej niż radzieckie
Ił-14 i Li-2, podstawowe samoloty w polskich liniach.
Umowę podpisano bardzo szybko. Samoloty miały przylecieć już w grudniu
1962. Brytyjczycy zgodzili się nawet wymienić tapicerkę foteli, by pasowała do
barw LOT. Był tylko jeden problem: radar. Ten, w który wyposażono vickersy, był
już przestarzały, a nowego LOT nie mógł kupić. Kraje komunistyczne, w tym
Polska, objęte były embargiem na zakup na Zachodzie nowych technologii. Na jego
zamontowanie Anglicy musieli otrzymać zgodę Amerykanów, co wymagało czasu. I
najważniejsze, trzeba było jeszcze przeszkolić pilotów.
We wrześniu 1962 grupa 15 polskich pilotów wyjechała do Wielkiej Brytanii.
Większość była „milionerami lotnictwa”. Niektórzy pierwszy milion kilometrów
zdążyli wylatać jeszcze przed wojną. Jeden z nich, kapitan Wiktor Pełka, miał
na koncie także wypadek. W 1950 podchodząc do awaryjnego lądowania na
podberlińskim lotnisku Schönefeld, rozbił radzieckiego Iła-12. Rosjanie chcieli
na niego zrzucić winę. Uratował go kapitan Jerzy Ziółkowski. Uparł się, by
zbadać silnik. Znaleziono defekt, który doprowadził do wypadku. Teraz obaj
piloci mieli latać na viscountach. Razem z nimi na kurs trafił Tadeusz Hendzel,
najsłynniejszy z pilotów LOT. Jego Li-2 próbowano uprowadzić z lotniska w
Szczecinie. Kapitanowi udało się jednak obezwładnić porywacza. Historia została
pokazana w filmie „Sprawa pilota Maresza” w reżyserii Leonarda Buczkowskiego.
Mimo ogromnego doświadczenia wszyscy piloci musieli przejść specjalistyczne
szkolenie. Viscount był nowoczesny i bezpieczny, ale bardzo skomplikowany.
Nieporównanie bardziej niż maszyny, na których latano dotychczas. Jednak polscy
piloci okazali się dobrymi uczniami. Znakomicie poradzili sobie z wykładami,
które prowadzili producenci awioniki, silników i płatowca. Uzyskali najwyższą
lokatę wśród dotychczas szkolonych obcokrajowców. Brytyjczycy byli zachwyceni
kapitanem Mieczysławem Rzepeckim, który tak wnikliwie studiował instrukcję
obsługi silników, aż znalazł błąd.
Po teorii przyszedł czas na praktykę. Dla Polaków latanie z wykorzystaniem
systemu ILS, umożliwiającego lądowanie przy braku widoczności, było całkowitą
nowością. Takie urządzenie od dwóch lat było już na warszawskim Okęciu, ale w
magazynie. Zabrakło dewiz na zakup kabla i uruchomienie systemu.
Obsługa ILS okazała się dość prosta. A Anglicy zachwycali się, patrząc, jak
Polacy lądują z wykorzystaniem starszej metody, na radiolatarnie. Ten
archaiczny system wciąż był w PRL wykorzystywany.
Atutem polskich pilotów było również doświadczenie. Gdy załoga
Ziółkowskiego i Hendzla ćwiczyła awaryjne lądowanie na dwóch silnikach, o mały
włos nie doszło do katastrofy. Ich viscount miał lądować na lotnisku Gatwick,
tuż za startującą maszyną rejsową. W pewnej chwili instruktor obecny w kabinie
z przerażeniem stwierdził, że samolot przerwał start. Aby uniknąć kolizji,
instruktor pchnął dźwignię silników na pełną moc i krzyknął do pilotów:
„Odchodzimy na drugi krąg!”. Było jednak za późno. Maszyna była zbyt nisko i
leciała za wolno. Przechyliła się na bok i zeszła z osi pasa, muskając końcem
skrzydła trawę. Ziółkowski z całej siły ciągnął wolant, a Hendzel rozpaczliwie
próbował uruchomić pozostałe silniki. Gdy zaskoczył trzeci, udało się wyrównać
lot i piloci cudem minęli kominy fabryczne. Po chwili zagrała czwórka i wolno
zaczęli nabierać wysokości.
W kabinie zapadła cisza i tylko z głośnika dobiegały wołania kontrolera.
Instruktor podniósł mikrofon i rzucił krótko: „Mój błąd!”. Przyznał, że uległ
złudzeniu optycznemu, które niemal skończyło się katastrofą. Zapłacił za to
licencją trenera. A piloci po powrocie na kwaterę usłyszeli od gospodarzy, że
na lotnisku o mały włos nie rozbił się jakiś samolot. Całe miasteczko mówiło
tylko o tym.
W pierwszych dniach listopada 1962 do Gatwick przyjechał dyrektor
techniczny LOT. Miał uzgodnić ostatnie szczegóły dotyczące odbioru viscountów.
Anglicy oświadczyli, że piloci muszą koniecznie przejść ostatni etap szkolenia.
Pod okiem ich instruktora mieli rozpocząć samodzielne loty na swoich liniach.
Dyrektor odmówił. Wyjaśnił, że nasi lotnicy szkolą się systemem radzieckim i
takie loty nie są im potrzebne. Anglicy nie dali jednak za wygraną. Upierali
się, że to właśnie w Związku Radzieckim do tego etapu szkolenia przykłada się
największą wagę. Wiedzieli doskonale, że w ZSRR kurs na nowym typie maszyn trwa
aż pół roku. Zaproponowali, że za darmo wyślą trenera do Polski. Ale i to nic
nie dało.
W rezultacie przedstawiciele British United Airlines odmówili podpisania
licencji uprawniających Polaków do samodzielnego pilotowania viscountów. Jednak
nie mogli wstrzymać wydania samolotów. Aby wybrnąć z trudnej sytuacji, dyrekcja
LOT podjęła decyzję, że nasze załogi początkowo będą latać w trójkę.
Pozostał jeszcze problem radarów. Była już zgoda na ich sprzedaż, ale LOT
musiał dopłacić. Dyrektor techniczny uznał jednak, że bez nich też można latać,
bo na starszych typach samolotów ich nie było. Za zaoszczędzone pieniądze
kupiono sprężarki rozruchowe potrzebne na krajowych lotniskach.
6 listopada pierwszy viscount wylądował na Okęciu. Witały go tłumy
warszawiaków i władze partyjne. Następnego dnia dziennikarzy zaproszono na lot
propagandowy. Zachwytom nie było końca. Maszyna otrzymała znaki SP-LVA. Po
kilku dniach rozpoczęła loty rejsowe. Dwa tygodnie później w Warszawie
wylądowała druga, SP-LVB. Trzecią kapitan Jerzy Ziółkowski poleciał odebrać 19
grudnia. I w Londynie dotarła do niego tragiczna wiadomość o katastrofie
SP-LVB.
Tego wieczoru pogoda w Warszawie była nie najlepsza. Ale pięciostopniowy
mróz i podstawa chmur na 250 metrach nie stanowiły dla pilotów problemu. Nieraz
lądowali w gorszych warunkach. Mimo to mieli kłopot z podejściem. Za pierwszym
razem byli za wysoko i musieli odejść na drugi krąg. Przy drugim podejściu coś
jednak poszło źle. Samolot runął na ziemię zaledwie kilometr przed progiem
pasa. Zginęła załoga, w tym trzech pilotów, dwie stewardesy i 28 pasażerów.
Wśród nich był inżynier Fryderyk Bluemke, konstruktor silnika Syreny.
Władze miały spory problem. Zaledwie kilka dni wcześniej wszystkie gazety
pisały o nowych pięknych samolotach. Teraz jeden się rozbił, i to w stolicy. Do
zbadania wypadku jak zwykle powołano komisję, z tą tylko różnicą, że
dopuszczono do niej brytyjskich ekspertów. Raport pokazał, że zawiniła załoga dowodzona
przez kapitana Rzepeckiego, tego samego, który wyróżniał się na kursie.
Podchodząc do lądowania, popełniono fatalny błąd. ILS wciąż nie działał, więc
piloci jak zwykle podchodzili na sygnał radiolatarni. Tyle że tego dnia z
trzech radiolatarni, które pracowały na Okęciu, dwie były zepsute. Gdy w końcu
udało się złapać sygnał jedynej działającej, samolot był już zbyt nisko.
Zwyciężył odruch z samolotów tłokowych, na których Rzepecki wylatał dwa i pół
miliona kilometrów. Aby poderwać maszynę, raptownie zwiększył moc. Niestety,
silniki turbośmigłowe, by nabrać prędkości, na kilka sekund zmieniały kąt łopat
śmigieł. Samolot na ułamek sekundy zwolnił. Ale dla ciężkiej maszyny to było
już zbyt wolno. Zaczęli spadać. Całą winą za wypadek obciążono kapitana
Rzepeckiego. O zepsutych radiolatarniach, braku systemu ILS i rezygnacji z
ostatniego etapu szkolenia nawet nie wspomniano. Aby zatuszować skutki wypadku,
natychmiast zakupiono brakujący kabel. Sprowadzono z Anglii instruktora,
kapitana Coetsa, który od razu zaczął latać z polskimi załogami.
Ale katastrofa viscounta miała jeszcze finał, który do dzisiaj pozostaje
tajemnicą. Rodzina jednego z zagranicznych pasażerów pozwała LOT do sądu w
Stanach Zjednoczonych. Polski przewoźnik należał już do międzynarodowego
stowarzyszenia lotniczego IATA, które powinno przejąć odpowiedzialność. Jednak
ta informacja została wydrukowana na bilecie minimalnie mniejszymi literami.
Amerykańscy prawnicy udowodnili, że pasażer mógł jej nie zauważyć, i wygrali
sprawę. W efekcie Towarzystwo Ubezpieczeniowe Warta wypłaciło kilka milionów
dolarów odszkodowania. Ale nawet dzisiaj – po tylu latach – Warta nie chce
ujawnić szczegółów procesu.
Dwie pozostałe maszyny rozpoczęły normalne loty. Załogi czuły się pewnie,
bo miały w kokpicie instruktora, kapitana Coetsa. Zima 1962/1963 dawała się
mocno we znaki, śnieżyce szalały nieustannie, a temperatura spadała do minus 20
st. i wtedy kolejny viscount o mało nie rozbił się na Okęciu. Tej nocy wiatr
uniemożliwiał lądowanie na pasie wyposażonym w ILS. Pierwsze podejście się nie
powiodło, bo wśród śnieżnej zawiei piloci nic nie widzieli. Druga próba
zakończyła się podobnie. Sytuacja stała się dramatyczna, kończyło się paliwo.
Na lot na lotnisko zapasowe było już za późno.
Po trzeciej nieudanej próbie wzbiliśmy się nad Warszawę – opowiada kapitan
Włodzimierz Sułecki, który wtedy siedział na fotelu drugiego pilota. – Nad
miastem szalała burza śnieżna. Paliwa mieliśmy zaledwie na pół godziny lotu. Za
mało na podróż do Poznania lub Katowic. Wystarczyłoby do Łodzi, ale tam pas był
za krótki – dodaje.
Kapitan Pełka wywołał wieżę i poinformował, że musi awaryjnie lądować w
polu ze schowanym podwoziem. Usłyszał nieznany głos, który bez zbędnych
wyjaśnień wyrecytował częstotliwość radiolatarni wojskowego lotniska w Łęczycy.
Podał też długość i kierunek pasa. Był to głos żołnierza, który podsłuchując
cywilną częstotliwość, zdał sobie sprawę z beznadziejnej sytuacji, w jakiej
znaleźli się piloci. Złamał procedury, podając tajne dane, bo tylko to mogło
uchronić samolot i pasażerów od nieuchronnej katastrofy.
Pół godziny później viscount bezpiecznie wylądował na wojskowym lotnisku w
Łęczycy. Jego niespodziewane wtargnięcie wywołało spore zamieszanie. Załoga i
pasażerowie zostali aresztowani. Kapitan Wiktor Pełka kilka następnych godzin
wyjaśniał, co się stało. Samolot zwolniono dopiero po interwencji władz
centralnych. Następnego dnia z Warszawy dowieziono paliwo i maszyna tylko z
pilotami na pokładzie wróciła na Okęcie. O nietypowym lądowaniu nikt się nie
dowiedział. Prasa milczała. Do dzisiaj nie wiadomo, jakie konsekwencje spotkały
żołnierza, który zapobiegł tragedii.
Pech jednak nie opuszczał lotowskich viscountów. W sierpniu 1965, gdy
SP-LVC wracał z Kopenhagi z kompletem pasażerów, maszyna wleciała w potężną burzę.
Grad walił o poszycie, a kadłub co chwila był rzucany we wszystkich kierunkach.
Nagle w kabinie pasażerskiej zgasło światło. Po kilku minutach okazało się, że
nie działa także instalacja zapobiegająca oblodzeniu skrzydeł. Na szczęście
drugiemu pilotowi udało się ją naprawić. Samolot bezpiecznie dotarł do
Warszawy. Przebieg tego lotu znamy ze wspomnień stewardesy, Anny
Janczak-Chojnowskiej, która wkrótce zrezygnowała z pracy w personelu latającym.
Ale tego dnia jeszcze jeden viscount był w powietrzu. Bliźniacza maszyna
SP-LVA wracała z Francji, dokąd odwiozła dzieci Polonii. Na pokładzie była
tylko czteroosobowa załoga. Pozbawiona radaru maszyna wleciała w tę samą burzę,
z którą walczyła załoga powracająca z Kopenhagi. Samolot runął na ziemię w
pobliżu miejscowości Sint-Truiden-Jeuk w Belgii.
W chmurach burzowych są potężne prądy wznoszące – wyjaśnia kapitan Andrzej
Cieślikowski, emerytowany pilot PLL LOT. Nawet tak duży, ciężki samolot może
się wznosić kilkanaście metrów na sekundę.
Piloci próbowali temu zapobiec, bo nad nimi znajdował się korytarz
powietrzny dla samolotów lecących w przeciwnym kierunku. Gdyby w niego
wlecieli, mogłoby dojść do zderzenia.
Walcząc z prądem wznoszącym, kapitan Marian Kowalewicz przydusił samolot i
nabrał prędkości. Komisja stwierdziła, że na klapce wyważającej stery powstała
fala uderzeniowa jak przy przekraczaniu bariery dźwięku. Potężne ciśnienie
wyrwało ją i uszkodziło ster wysokości. Samolot pozbawiony kontroli spadł z
kilku tysięcy metrów. Za bezpośrednią przyczynę wypadku uznano niekorzystne
warunki atmosferyczne. Gdyby mieli na pokładzie radar, mogliby ominąć burzę –
dodaje kapitan Cieślikowski.
Co ciekawe, w Archiwum Akt Nowych w Warszawie, gdzie przechowywane są
dokumenty Głównej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, nie ma ani śladu po obu
katastrofach viscountów.
Po utracie drugiej zachodniej maszyny zapadły decyzje, które na długie lata
skazały nas na dostawy wyłącznie radzieckich samolotów pasażerskich: An-24,
Tu-154 i Ił-62. One także się rozbijały, ale to nie miało większego znaczenia.
Eksploatacja ostatniego viscounta stała się nieopłacalna. W 1969 sprzedano go
do Nowej Zelandii. Po kilku latach zaczęła krążyć plotka, że i on się rozbił. W
międzynarodowych rejestrach nie ma jednak informacji o tej katastrofie.
11. O wyborze załącznika 13 do konwencji chicagowskiej
Prof. Marek Żylicz, członek komisji MSWiA Jerzego Millera badającej
przyczyny wypadku w Smoleńsku przyznał, że wybór aneksu trzynastego, jako
podstawy badania przyczyn wypadku – to był jedyny rozsądny wybór.
Profesor przyznaje, że przyjęto zasadę, że lepiej mieć prawdę, niż
wojnę. Rozmawiając z Rosjanami uzyskujemy coraz więcej materiałów i uzyskujemy
wszystko, co jest potrzebne do wyjaśnienia przyczyn i okoliczności wypadku
– stwierdził naukowiec.
Na pytanie, czy strona polska byłaby w stanie dojść do wiarygodnych ustaleń
bez pomocy Rosji? prof. Żylicz przyznał, iż – dużą część prawdy bylibyśmy w
stanie odtworzyć bez Rosjan. Wszystko co dotyczy naszego personelu, parametrów
lotu, treści rozmów – to wszystko bylibyśmy w stanie ustalić. Brakowałoby nam
pewnych istotnych informacji dotyczących tego, co działo się po stronie
rosyjskiej.
Profesor stwierdził, że w porozumieniu między Polską i Rosją z 1993,
dotyczącym badania katastrof lotniczych, nie było tak konkretnych ustaleń, tak
jak w aneksie trzynastym do konwencji.
Nie było ustalonych żadnych procedur, ani żadnych uprawnień, poza prawem
dostępu do jawnych dokumentów państwa, z którego leciał samolot. Nie było tam
przesłuchiwania świadków, udziału we wszystkich działaniach w czasie badań.
Tego porozumienie z 1993 nie ustalało – przyznał Żylicz.
Wg profesora, dzięki temu, że przyjęliśmy aneks trzynasty mamy podstawy,
aby rościć sobie prawo do dokumentów i je otrzymujemy. Tak samo otrzymamy
skrzynki, otrzymamy szczątki wraku. W końcu wyegzekwujemy swoje uprawnienia z
aneksu.
Natomiast jakie byłyby uprawnienia, co byśmy wyegzekwowali z niekompletnego
porozumienia z 1993, nie wiadomo – mówił Żylicz. Profesor nazwał „nonsensem”
twierdzenie, że po przyjęciu umowy z 1993 i wynegocjowaniu „lepszych
warunków współpracy”, Rosjanie i MAK „chętniej by te
ustalenia wykonywali, dlatego, że byłyby one lepsze dla Polski”.
Aneks trzynasty daje nam możliwości korzystania z konsultacji i pomocy
ekspertów z krajów trzecich i tam gdzie była taka potrzeba, to strona polska
się zwracała o pomoc do Amerykanów – powiedział Żylicz, dodając że nasi
sojusznicy niewiele nam pomogli.
12. O Polsce w Niedalekiej Przyszłości
Czesław Andrzej Klimuszko ur. 23.8.1905,
zm. 25.8.1980, był zakonnikiem franciszkaninem, posiadał zdolności widzenia
przyszłości (również zdolności lecznicze, ale nie o tym chcę napisać). Zakonnik
zmarł w 1980, lecz pozostawił po sobie notatki, odczytać z nich można
zadziwiające przepowiednie (podobnie jak po sławetnym Nostradamusie).
Jego zdolności jasnowidzenia i
przewidywania przyszłości rozwijały się z biegiem lat, a ich precyzja
niejednokrotnie zadziwiała nawet największych niedowiarków. Klimuszko rzadko
dzielił się wizjami dotyczącymi losów poszczególnych państw lub nawet całego
świata. Uważał, że najczęściej są one fałszywie interpretowane, co budzi
niepotrzebny zamęt i panikę. Istnieją jednak dowody na to, że niejednokrotnie
tworzył takie właśnie wizje. Jednym z nich są słowa samego autora:
„widziałem zagładę trzech wielkich narodów.”
Część swoich proroctw zapisał w książce
pod tytułem „Moje Widzenie Świata”. Uważał swoje zdolności za ogromny
ciężar i udrękę, od której początkowo starał się uwolnić. Jego niechęć
doskonale podkreślają przytoczone słowa: "najbardziej wstrząsającym
przeżyciem jasnowidza jest widzenie dramatycznych scen rozgrywającego się
wydarzenia, wobec którego musi pozostać biernym widzem, bez możliwości wpływu.
Podobny wstrząs rodzi w duszy jasnowidza świadomość odpowiedzialności za wynik powierzonej
mu sprawy do rozstrzygnięcia".
Jak się jednak okazało, od przeznaczenia
faktycznie nie mógł uciec, stąd właśnie przykłady proroctw dotyczących między
innymi losów Polski. Był on jednym z nielicznych wizjonerów, którzy potrafili
widzieć przyszłość w optymistycznych barwach. O Polsce Klimuszko pisał tak:
„Jeśli chodzi o nasz naród, to mogę
nadmienić, że gdybym miał żyć jeszcze pięćdziesiąt lat i miał do wyboru stały
pobyt w dowolnym kraju na świecie, wybrałbym bez wahania jedynie Polskę, pomimo
jej nieszczęśliwego położenia geograficznego. Nad Polską bowiem nie widzę
ciężkich chmur, lecz promienne blaski przyszłości”.
Dlaczego akurat lat 50? może była to po
prostu przypadkowa liczba. 50 lat mogło symbolicznie oznaczać po prostu pół
wieku. A jednak nie! Zgodnie z wieloma interpretacjami słów ojca Klimuszki,
okazuje się, że nie była to liczba przypadkowa, lecz bardzo dokładnie
przemyślana! Odliczanie należy zacząć od 1980, który nie tylko był datą śmierci
Czesława Klimuszki, ale także początkiem powstania Solidarności. Zatem zgodnie
z proroctwem zostało nam jeszcze 20 lat symbolicznego dobrobytu...
Co zatem wydarzy się po tym pomyślnym dla
nas okresie? W jednej ze swoich książek Zbigniew Przybylak przytacza rozmowę
jasnowidza z popularną wówczas dziennikarką, Wandą Konarzewską. Odnajdujemy w
niej wzmiankę o wojnie, która przejdzie przez świat. Czy możemy pokusić się o
wniosek, że kolejny już raz mamy do czynienia z wizją III wojny światowej? ...
na pewno czas pokaże.
Potężny konflikt światowy przewidują nie
tylko jasnowidze, lecz mózgi od teorii międzynarodowych m.in. teoria
Huntingtona praca pt. Zderzenie Cywilizacji (The clash of the
civilisations), gdzie wojna miałaby toczyć się między Zachodem a Światem
Islamu czy Biednym Południem.
Proroctwo Klimuszki mówi, iż:
„Polska będzie źródłem nowego prawa na
świecie, zostanie uhonorowana tak wysoko, jak żaden kraj w Europie. Będzie
jakaś wojna w Europie, ale to nie przejdzie przez teren Polski [...]. Polsce
będą się kłaniać narody Europy. Widzę mapę Europy, widzę orła polskiego w
koronie. Polska jaśnieje, jak słońce i blask ten pada naokoło. Do nas będą
przyjeżdżać inni, aby żyć tutaj i szczycić się tym [...]”.
Jeśli faktycznie mowa tu o wojnie, która
od dłuższego czasu spędza sen z oczu wielu interpretatorom przepowiedni i
teoretykom, już na wstępie możemy zauważyć pewną rozbieżność z pozostałymi
wizjami. Zgodnie z przepowiedniami rozmaitych jasnowidzów Polska faktycznie, po
zbliżających się działaniach wojennych, na jakiś czas ma stać się stolicą
europejską. Chodziło jednak o to, że nasz kraj nie poniesie strat w walkach. W
wizji Klimuszki widać wyraźnie, że prawdopodobnie wcale nie będziemy brać
udziału w wojnie. Która wersja jest bardziej prawdopodobna,… czas pokaże.
Wojna jest nieodzowną domeną cywilizacji,
Konflikt na szeroką skalę (nieporównywalną
z tymi obecnymi w Afganistanie czy Iraku), to na pewno kwestia czasu. Pytanie
ile jeszcze tego czasu zostało? 20-30 lat?
Ksiądz Klimuszko przewidział także wybór
Polaka na papieża: „Jeśli Włoch nie wyjdzie, to wyjdzie Wojtyła. Będzie
jednym z największych papieży. Od niego będzie się liczyć nowa epoka Kościoła i
Polski. Imię Polski rozsławi po wszystkich krajach świata.”
13. Superwulkan budzi się po 600 tys. lat
dailymail.co.uk
Amerykańscy naukowcy od 1923 obserwują
rosnącą aktywność wulkanu Caldera ukrytego pod parkiem Yellowstone. Od
2004 aktywność wulkanu drastycznie się nasiliła. Siła jego potencjalnego
wybuchu może być 1000 razy większa, niż siła erupcji wulkanu Góra Św. Heleny z
1980.
Ostatnia erupcja Caldery miała miejsce 640
tysięcy lat temu, szacuje się, że kolejna erupcja o tej skali zniszczyłaby
znaczną część USA. Jak oceniają badający go naukowcy, pyły wyrzucone podczas
erupcji mogą przykryć trzymetrową warstwą obszar o promieniu ok. 2 tys.km. Taki
wybuch doprowadziłby do ochłodzenia klimatu z powodu olbrzymich ilości
uwalnianych do atmosfery tlenków siarki, które utworzyłyby cienką powłokę kwasu
siarkowego wokół Ziemi odbijającą światło słoneczne przez wiele lat.
Podobne skutki przyniósł wybuch superwulkanu
Toba na Sumatrze ok. 75 tys. lat temu, stawiając na krawędzi zagłady
gatunek Homo Sapiens i ograniczając populację ludzką do zaledwie kilku tysięcy
jednostek. Wybuch Toba był przyczyną zmian klimatycznych na całej kuli
ziemskiej.
Scenariusz możliwej katastrofy wywołanej kolejną erupcją superwulkanu
Caldera Yellowstone, został przedstawiony w filmie dokumentalnym zrealizowanym
w koprodukcji BBC i Discovery Channel w 2005, dokumentowi nosi tytuł
"Superwulkan".
Nie jest znana ilość superwulkanów na Ziemi, lokalizowane są podczas
szczegółowych badań geologicznych - superwulkanem może być dolina w górach jak
i jezioro polodowcowe.
14. Francuskie służby specjalne alarmują,
powstaje nowa grupa europejskich terrorystów.
Na podst. tekstu Le Figaro
Al-Kaida szkoli w swoich obozach w
Afganistanie i Pakistanie ponad 100 osób z Europy do przeprowadzania zamachów.
Centralna Dyrekcja Informacji Wewnętrznej
- DCRI (francuski kontrwywiad), zidentyfikowała w powyższych państwach 14
Francuzów szkolonych w obozach AL-Kaidy, z noty wynika, iż „region ten wciąż
przyciąga ochotników do walki zbrojnej, zwłaszcza Europejczyków. W ciągu
niecałych trzech lat ich liczba wzrosła z kilku do ponad stu”.
W jednej z notatek DCRI, do których
dotarło Le Figaro, napisano, że „nabywając często w Europie osobistej urazy
wobec krajów, które ich przyjęły, Europejczycy ci stają się podatni na
przystąpienie do działań terrorystycznych”.
Według DCRI „niektórzy z tych bojowników
zdobyli doświadczenie i szacunek pozwalający im gromadzić wokół siebie nowych
ochotników”.
DCRI podkreśla, że ujawniła się gotowość i
rządza Al-Kaidy i niektórych grup pakistańskich do przeprowadzania zamachów na
Zachodzie. Od 2009 udaremniono co najmniej cztery zamachy w USA oraz Norwegii.
Odkryto grupy powiązane bezpośrednio z pakistańskimi obszarami plemiennymi.
15. Grand Prix Kanady - Montreal 2007:
Kubica przeżył przeciążenie 75 G - tyle wykazał zapis z ADR!
Komisja do spraw bezpieczeństwa FIA
zapoznała się z danymi z urządzeń zamontowanych w bolidzie, które rejestrowały
parametry jazdy, zwłaszcza podczas wypadku Roberta Kubicy w Montrealu w 2007.
Dane zawarte w nagraniu udostępnionym
komisji przez zespół BMW wykazały, że Kubica zawadził o bolid Jarno Trulliego
przy prędkości ponad 280 km/h w momencie, gdy próbował go wyprzedzić. Przednie
skrzydło bolidu Kubicy odpadło, bolid oderwał się od nawierzchni - nasz
zawodnik wypadł z toru i rozbił się.
Z zapisu wynika, że Kubica uderzył w mur
okalający tor z prędkością 232 km/h. Przeciążenia działające na kierowcę sięgały
wówczas aż 75 G! (Telewizja Polsat wówczas podała, iż przeciążenie wynosiło 28
G.)
Willy Rampf dyrektor techniczny zespołu
powiedział, że, byliśmy kompletnie zszokowani siłą tego wypadku, znaleźliśmy
się w "siódmym niebie" po tym jak dowiedzieliśmy się, że Robert nie
został ciężko ranny, jesteśmy niezwykle zadowoleni z tego, w jaki sposób
zachowało się nadwozie, stanowiące klatkę bezpieczeństwa. Nigdy nie szukaliśmy
kompromisu w nadwoziu, nigdy nie zbliżyliśmy się do granic wagi na wszelki
wypadek. Zawsze pozostawaliśmy po stronie bezpieczeństwa i to się opłaciło!
Zapis z bolidu BMW Sauber przeanalizowała
w Indianapolis komisja d/s bezpieczeństwa pod przewodnictwem Petera Wrighta.
Komisja w raporcie stwierdziła, iż wszystkie środki bezpieczeństwa zainstalowane
w bolidzie zadziałały bez zarzutu.
Urządzenie ADR - Accident Data Recorder
zamontowane w bolidzie zapisuje przebieg całego wyścigu - działa jak
"czarna skrzynka" w samolocie.
16. Genealogia Y-DNA ujawnia taje - mnice o początku i pokrewieństwie ludów
(haplogrupy Y-DNA)
Genetyka, a właściwie genealogia Y-DNA,
daje badaczom zagadnień pochodzenia człowieka, fascynujące możliwości m.in.
dostarcza danych, które umożliwiają umiejscowienie konkretnego człowieka na
drzewie genealogicznym rodu, plemienia, wielkiego ludu lub całej ludzkości.
W chromosomie Y (występującym tylko
u mężczyzn) przechowuje się i zasadniczo wiernie dziedziczy w trakcie
przekazywania życia z ojca na syna materiał DNA wraz z jego historycznymi
zmianami, zwanymi mutacjami.
Męski charakter genealogii Y-DNA jest
istotny w ustalaniu pierwotnej grupy rodowej, plemiennej, czyli pierwotnego
etnosu (gr. etnos - plemię). Bowiem w cywilizacji patriarchalnej,
ojcowski rodowód był istotnym czynnikiem genezy i rozwoju grup rodowych, plemiennych
i etnicznych. Płciowy chromosom Y, choć nie służy przekazywaniu cech
somatycznych (z wyjątkiem płciowych) ani tzw. rasowych, zawiera w sobie jakby
bibliotekę rodowodu ojcowskiego wszystkich poprzednich pokoleń w linii prostej.
W genealogii Y-DNA bierze się pod uwagę te mutacje, które dokonują się w
niekodujących (niegenowych) odcinkach Y-DNA (to ok. 95% całej nici DNA).
Bowiem spośród milionów możliwych w tym
chromosomie mutacji, niektóre, np. SNP (Single Nucleotide Polimophism) dokonują
się bardzo rzadko, praktycznie tylko raz w dziejach ludzkości, tylko u
jednego mężczyzny, spontanicznie, jakby losowo, jako błąd w procesie
kopiowania DNA. Są one zasadniczo dokładnie przekazywane w trakcie
zapłodnienia wszystkim męskim potomkom. Przy tym jednak, choć rzadko, może
dojść do kolejnej mutacji, choć w innym miejscu (markerze), która zostaje
przekazana potomstwu podobnie jak i poprzednie. Wszystkie SNP u danego
mężczyzny tworzą razem jego niepowtarzalny kod DNA.
Niekiedy jednak do mutacji dochodzi także z przyczyn zewnętrznych,
spowodowanych przez tzw. mutageny - chemiczne (analogi zasad, kwas azotawy czy
powodujące stres oksydacyjny nadtlenki) lub fizyczne (promieniowanie jonizujące
czy nadfioletowe, albo ciepło). Niektóre z tych mutacji, jako niebezpieczne dla
zdrowia lub życia ludzkiego, mogą być kojarzone nawet ze zmianami
demograficznymi w powstałej populacji, co niekiedy umożliwia utożsamienie
momentu mutacji w Y-SNP z momentem pojawienia się odrębności populacji. Tak
można tłumaczyć zbyt małą dzisiejszą liczebność haplogrup pierwotnych R1*,
R1a* i R1b*, odznaczających się wysoką liczbą mutacji, wg
niektórych badaczy owe mutacje niezmiernie rzadko mogą się pojawić w Y-DNA.
B* 60 000 lat temu w Afryce
R* 27 000 lat temu, nieliczni w Azji,
liczni tylko w podgrupach R1a i R1b
R1* 25 000 lat temu, w Azji, b. liczni tylko
w podgrupach
R1a* ok. 25 000, bardzo liczni w podgrupach
R1a1a, zwłaszcza Europa Wsch. i Azja
R1a1a1 ok. 25 000 (M417 – bardzo liczna,
zwłaszcza wśród Słowian - Polacy)
R1b* bardzo liczni w podgrupach R1b1b2,
zwłaszcza Europa Zachodnia
Mutacje te, przekazane są męskim potomkom, przez genetykę, oznaczane
odpowiednim numerem miejsca (locus, marker) w Y-DNA, np. M17, L21, P45. Od
mutacji SNP zaczyna istnienie nowa populacja zwana haplogrupą (hg)
Y-DNA człowieka (gr. haplous - jednolity, pojedynczy). Haplogrupa
więc to populacja, grupa ludzka, pochodząca od jednego mężczyzny, u którego w
trakcie poczęcia doszło do określonej mutacji w SNP. Mutacja ta występuje
niezmiennie (gr. haplous) u wszystkich jego męskich potomków, nawet mimo
pojawienia się u nich kolejnych mutacji. Haplogrupy oznaczamy umownie kolejnymi
literami alfabetu łacińskiego od A do T, oraz dodatkowo cyframi 1, 2, 3... oraz
literami a, b, c... , jak np. R1a1a7 (jak podstawowa populacja
słowiańska w Polsce), albo R1b1b2 (jak podstawowa grupa genowa w Europie
Zachodniej, zwana tez celtycką lub atlantycką.
Natomiast pierwszy mężczyzna, przodek wszystkich obecnie żyjących mężczyzn na
świecie, tzw. Y-chromosomalny Adam, został oznaczony literą A. Na
podstawie poznanych mutacji w Y-DNA u plemion afrykańskich ustalono
prowizorycznie jego mutację, oznaczoną obecnie M91 i P97.
Potwierdziła się bowiem zapisana w Biblii
tradycja o jednym człowieku u początku ludzkości, zwanym w genetyce Y-chromosomalnym
Adamem. Żył on zapewne w środkowo-wschodniej Afryce. Jedni obliczają, że ok. 70
000 lat temu (czas od wspólnego przodka do nas w genetyce liczy się liczbą
mutacji w Y-SNP oraz Y-STR jego potomków). Inni jednak praojcu ludzkości
rachują ok. 200 000 lat temu, zwłaszcza ze względu na taki czas życia mitochondrialnej
Ewy. Zidentyfikowano mutacje dwóch bratnich linii jego potomków A i B,
ta pierwsza okazała się linią boczną, a ta druga jest ojcowską dla całej
pozostałej ludzkości.
17. Paleolit i Mezolit na terenie Polski
Na podst. Anna Dagnan-Ginter, Muzeum
Archeologiczne w Krakowie
Pierwsze łowiecko-zbierackie gromady
ludzkie przybyły na obszar dzisiejszej Polski (Małopolski i Śląska) ok. 120
tys. lat temu w okresie przedostatniego zlodowacenia (tzw. środkowopolskiego).
Najstarsze ślady osadnictwa związane są z paleolitem dolnym i środkowym i
reprezentowane są przez stanowiska archeologiczne w Jaskini Ciemnej i w
Schronisku Wylotnym w Ojcowie, w Piekarach koło Krakowa oraz w Krakowie na Wawelu
i Zwierzyńcu. Twórcami pozostawionych tutaj narzędzi krzemiennych byli
neandertalscy (Homo neanderthalensis) łowcy niedźwiedzia jaskiniowego,
posługujący się już ogniem. Ich wytwory określono mianem kultury prądnickiej.
Obszar Jury Krakowskiej obfituje w liczne ślady pobytu człowieka i jest, oprócz
Śląska, kolebką najstarszego osadnictwa pradziejowego w Polsce. Pierwotnego
człowieka przyciągały tutaj niewątpliwie liczne jaskinie - naturalne miejsca
zamieszkania lub schronienia, obfitość łatwo dostępnych surowców krzemiennych,
bliskość źródeł wody (Wisła, Rudawa, Prądnik i inne).
Najstarszy i najdłuższy odcinek pradziejów
zwany paleolitem (starsza epoka kamienia) odpowiada chronologicznie okresowi
czwartorzędu (plejstocen) określanemu potocznie jako epoka lodowcowa. W tym
okresie nasuwały się kilkakrotnie na teren Polski potężne lodowce powodujące
zimne okresy klimatyczne zwane zlodowaceniami (glacjały), pomiędzy którymi
następowało ocieplenie - okresy międzylodowcowe (interglacjały).
Około 40 tys. lat temu na obszar Jury
Krakowskiej przybywają nowi myśliwi. Gromady te, związane z paleolitem górnym,
są znacznie liczniejsze od "tubylczych". Byli to przedstawiciele
nowego gatunku ludzkiego określanego jako Homo sapiens (człowiek myślący)
zbliżonego pod względem wielu cech fizycznych do człowieka współczesnego.
Siedziby górnopaleolitycznych łowców niedźwiedzia odkryto w Jaskini
Nietoperzowej w Jerzmanowicach i w Jaskini Koziarni w Sąspowie. Jaskinie
dostarczyły przepięknych krzemiennych grotów oszczepów kultury jerzmanowickiej.
Nieco odmienne w kształcie groty znalezione na Zwierzyńcu w Krakowie związane
są z kulturą szelecką.
Przedstawiciele innych kultur
górnopaleolitycznych (kultura oryniacka i wschodniograwecka) - łowcy mamuta,
których miejsca pobytu odkryto w Jaskini Mamutowej w Wierzchowiu i w Krakowie
przy ul. Spadzistej (pod Kopcem Kościuszki), posługiwali się do wyrobu
narzędzi, broni i ozdób oprócz surowca krzemiennego również surowcem kościanym
(wisiorki z ciosów mamuta, naszyjniki z zębów zwierzęcych). Z Jaskini Mamutowej
pochodzi kilkanaście grotów oszczepów lub dzid wykonanych z ciosu mamuta
sięgających swymi rozmiarami niekiedy do 30 cm długości. Z kolei przy ul.
Spadzistej natrafiono na kilka obozowisk gómopaleolitycznych myśliwych, z
pozostałościami po szałasach zbudowanych z kości mamuta, datowanych na 23 tys.
lat temu.
Późnopaleolityczną kulturę zwaną
magdaleńską najlepiej reprezentuje Jaskinia w Maszycach, z której pochodzą
najstarsze na ziemiach polskich szczątki kostne 16 osobników gatunku Homo
sapiens. Szczątki ludzkie oraz wyroby krzemienne i kościane im towarzyszące
pochodzą sprzed 15 tys. lat. Jaskinia Maszycka to obozowisko łowców
renifera, w którym natrafiono przede wszystkim na kilkadziesiąt przedmiotów z
rogu i kości renifera (broń, ozdoby). Na szczególną uwagę zasługują zdobione
różnymi motywami (zygzaki, linie faliste, soczewki itp.) groty oszczepów z
poroży renifera będące pierwszymi i jedynymi przejawami sztuki paleolitycznej
(prahistorycznej) w Polsce.
Ostatni odcinek paleolitu - paleolit
schyłkowy oraz następny okres - mezolit (środkowa epoka kamienia) dostarczyły
licznych pozostałości po obozowiskach ludzkich lokowanych na obszarach
otwartych, piaszczystych. Reprezentują one kulturę świderską i komornicką i
datowane są od ok. 10 - 7 tys. lat temu. Na stanowiskach odkryto liczne
krzemienne grodki strzał potwierdzające użytkowanie łuku na szerszą skalę oraz
drobne ostrza i zbrojniki geometryczne (trójkąty, trapezy i inne) służące jako
wkładki krzemienne ostrzy harpunów i ościeni wykonanych z kości, rogu i drewna.
W omawianych okresach polowano na drobną zwierzynę leśną oraz zajmowano się
rybołówstwem - szczególnie w okresie mezolitu.
Stanowiska schyłkowopaleolityczne i
mezolityczne znane są z Krakowa (Borek Fałęcki, Kobierzyn, Podgórki Tyniec,
Zakrzów) i jego okolic - Czernichów, Rączna, Ściejowice i inne.
Ważnym momentem w działalności
najstarszych grup ludzkich bytujących w południowej Polsce (na terenie
województwa małopolskiego i śląskiego) było uzyskiwanie surowca krzemiennego do
wyrobu narzędzi. Najstarszą kopalnię krzemienia w Polsce (tzw. krzemień
jurajski podkrakowski) odkryto w Wołowicach k. Liszek. Eksploatowano tutaj
krzemień z 9 stwierdzonych dotąd szybów wydobywczych. Badania pochodzących z
szybów i innych obiektów węgli drzewnych wykonane metodą C14 (połowiczny rozpad
węgla radioaktywnego) wyznaczają okres wydobywania w Wołowicach surowca
krzemiennego na czas począwszy od paleolitu późnego czyli ok. 11 tys. lat temu
do neolitu tj. ok. 3,5 tys. lat temu.
Podobne obiekty wydobywcze zostały
stwierdzone w Brzoskwini koło Krakowa. W miejscach wydobycia znajdowały się
pracownie wstępnego przygotowania surowca krzemiennego do dalszej jego obróbki
w pracowniach przetwórczych, znajdujących się poza punktami wydobywczymi.
Dopiero w pracowniach poza kopalnianych przetwarzano surowiec na narzędzia
służące do podstawowej działalności gospodarczej jak obróbka i wyprawianie
skór, preparowanie mięsa itp.
Pierwsze badania stanowisk paleolitycznych
na Jurze Krakowskiej rozpoczął w 1871 hrabia Jan Zawisza, właściciel Doliny
Ojcowskiej (Jaskinia Mamutowa). Spośród innych badaczy działających jeszcze w
XIX w. należy wymienić m.in. Gotfryda Ossowskiego (badania w Jaskini Maszyckiej
i w Piekarach) oraz Stanisława Czarnowskiego (szczegółowe opisy 58 jaskiń
okolic Krakowa i Ojcowa).
Po II wojnie światowej badania
archeologiczne najstarszych dziejów terenów Polski – były prowadzone m.in.
przez Muzeum Archeologiczne w Krakowie (S. Kowalski, A. Dagnan-Ginter, E.
Chochorowska), Instytut Archeologii UJ (J.K. Kozłowski, B. Ginter, K. Sobczyk,
B. Drobniewicz), Instytut Archeologii UW (W. Chmielewski, S.K. Kozłowski).
18. Nowoczesne badania genetyczne, a
Słowianie. Polacy na terenie obecnej Polski od ok. 8 000 lat p.n.e.
Uznając, że prehistoria Polski zaczyna się
od momentu/okresu pojawienia się człowieka na obszarze obecnego państwa
polskiego, to zaczęła się ona ok. 500 milionów lat temu.
Na wstępie należy nadmienić, że pojęcie słowian jest z natury lingwistyczne, a
badania genetyczne oznaczają biologiczne pokrewieństwo. Oznacza to na przykład,
że narody angielsko i hiszpańskojęzyczne Ameryki nie pochodzą bynajmniej
genetycznie z tych krajów. Języki słowiańskie mogły być narzucane plemionom
etnicznie obcym. Nie zmienia to faktu, że obraz genetyczny przedstawia kierunki
ekspansji.
Nowoczesne badania genetyczne wykazały, że
charakterystyczne dla Słowian jest stosunkowo częste występowanie genu R1a1
(M17) - haplogrupa występująca w męskim chromosomie Y. Na kontynencie
europejskim występuje on u Słowian z częstotliwością od 30% do ponad 60%:
·63% Serbowie Łużyccy -
Łużyce, Niemcy
·56,4%-60% Polacy -
Polska,
·44%-54% Ukraińcy -
Ukraina
·50% Rosjanie – Rosja
Za najstarszą kolebkę jednoznacznie
identyfikowanych przodków Słowian należy przyjąć południową Europę, gdzie do 10
tys. lat temu prowadzą wyniki badań genetycznej genealogii wyznaczane przez haplogrupę
R1a1 chromosomu Y. Warto nadmienić że są to nowe dane z XXI w., kompletnie
nieznane wcześniejszym historykom, którzy mogli się tylko domyślać.
Falsyfikacja danych genetycznych jest praktycznie niemożliwa z uwagi na małe
prawdopodobieństwo losowych kros mutacji w Y-DNA.
Również niedawno przeprowadzane badania genetyczne, stanowiące ciekawostkę
genetyczną1 przedstawiają dowody na pokrewieństwo między Polakami
a Węgrami. Zarówno Polacy jak i Węgrzy (również Serbołużyczanie)
mają najwyższą częstotliwość genetycznego znacznika R1a1 w Europie,
który waha się i wynosi od 5 do 60%. Obydwa narody mają również zgodnie
z tymi badaniami ten sam znacznik chromosomu Y, będący wskazówką
mówiącą, że pochodzi od tego samego ojca i powstał ok. 10 000 lat temu.
Geograficzny zasięg oraz częstotliwość
występowania genu R1a
Źródła pisane dotyczące pochodzenia
Słowian
O historii etnicznej tożsamości (etnosu) słowiańskiego można dowiedzieć się ze źródeł: pisemnych,
genetycznych, paleoantropologicznych, legendarnych, etnograficznych,
lingwistycznych i archeologicznych.
Najstarsze źródła pisane wymieniające
ludy, które ewentualnie mogą być utożsamiane ze Słowianami, pochodzą z I w. n.e.
i są dziełem starożytnych historyków i geografów greckich i rzymskich.
Wspominają oni mianowicie o ludzie Wenedów (Venedi) lub Wenetów
(Venethi), zamieszkującym m.in. tereny dzisiejszej Polski. Tacyt w dziele Germania
wymienia Wenetów wśród mieszkańców wschodniej Europy (na wschód od Wisły),
Pliniusz Starszy w dziele Historia Naturalna wymienia Wenedów
jako zamieszkujących tereny pomiędzy Bałtykiem a Morzem Czarnym. W II w.
Ptolemeusz z Aleksandrii w dziele Geographia wymienia Wenedów jako
zamieszkujących Sarmację, w pobliżu Zatoki Wendyjskiej (utożsamianej z Zatoką
Gdańską) i na wschód od rzeki Wistuli (Wisły). Wysunięto przypuszczenie, że
Wenedów można identyfikować po części z twórcami archeologicznej kultury
przeworskiej.
Tenże sam Ptolemeusz w dziele Geografia wymienia inne plemię Souobenoi,
zamieszkujące nad Wołgą (Rha), które wg odmiennej hipotezy jest
utożsamiane ze Słowianami2.
Znacznie później, bo w połowie VI w. n.e.
Słowian opisał w swoim dziele Opus magnum (Historia wojen)
największy historyk bizantyński - Prokopiusz z Cezarei. Użył on terminów
Sklaboi (Σκλάβοι), Σκλαβηνοί Sklabēnoi, Σκλαυηνοί Sklauenoi, Σθλαβηνοί
Sthlauenoi, oraz Σκλαβῖνοι Sklabinoi. Także gocki historyk Jordanes w dziele Getica
stwierdził, że Słowianie niegdyś zwani byli Wenetami, a po łacinie użył
dla określenia ich nazwy nazwy Sclaveni. Na tej podstawie wielu
uczonych, już od XIX w. utożsamiało Wenedów/Wenetów ze Słowianami i to
utożsamienie stało się podstawowym argumentem dla teorii autochtonicznej.
Najstarsze wzmianki, które bez żadnych
wątpliwości można wiązać ze Słowianami zawierają dzieła historyków gockich,
bizantyjskich, arabskich i innych, począwszy od VI w. – m.in. Jordanesa,
Prokopiusza z Cezarei, Pseudo-Maurycego, Teofilakta Symokatty, Teofanesa,
Konstantyna VII Porfirogenety, Ibrahima ibn Jakuba – a patrząc z perspektywy
zachodniej króla angielskiego Alfreda czy tzw. Geografa Bawarskiego. Jeden z
pierwszych z nich, Jordanes, wymienia nazwy dwóch odłamów Słowian: Antowie
i Sklawinowie lub Sklawenowie (dodając, że dawniej wszyscy
Słowianie zwani byli Wenetami).
Początki ekspansji
Teoria autochtoniczna
Wśród badaczy słowiańskich, szczególnie
polskich, panuje przekonanie, że Słowianie znajdowali się na ziemiach
polskich już w pierwszej fazie ekspansji Indoeuropejczyków3. W V
i VI w. mieszkańcy ziem polskich wyruszyli na południe zajmując Kotlinę
Czeską, Morawy, Panonię, dzisiejszą Austrię, Karyntię, Słowenię, Chorwację i
Dalmację oraz na zachód zajmując Połabie. Jednocześnie wschodni odłam Słowian z
terenów stepowych nad Dniestrem i Dnieprem wyruszył na Bałkany4.
Teoria allochtoniczna
Według innych badaczy, w tym i badaczy
niesłowiańskich, szczególnie niemieckich, obszaru wyjściowego migracji
wszystkich Słowian można doszukiwać się w dorzeczu środkowego i górnego Dniepru,
na obszarze, na którym w I-IV w. n.e. archeolodzy wyróżniają archeologiczną kulturę
kijowską.
Po rozbiciu przez Hunów w 375
państwa Gotów, zajmującego rozległe tereny od stoków karpackich i
dolnego Dunaju na zachodzie aż po Dniepr na wschodzie, powstała możliwość
przesunięcia się protosłowiańskich grup z obszaru dorzecza środkowego i górnego
Dniepru na znacznie bardziej atrakcyjne (zarówno ze względu na dogodne warunki
do uprawiania rolnictwa, jak i ze względu na bliskość Cesarstwa Bizantyjskiego)
tereny dzisiejszej zachodniej Ukrainy i Mołdowy. Osadnictwo słowiańskie
w tym okresie (schyłek V - początek VI w.) mogło sięgać na tereny dzisiejszej
Polski do linii górnej Wisły, jak wynika z przekazu Jordanesa, jak również
z wymowy źródeł archeologicznych.
Kolejny etap migracji Słowian na południe stał się możliwy po
rozbiciu kaganatu huńskiego w 454, wówczas Słowianie przesunęli się na północny
brzeg dolnego Dunaju, czyli na granicę Cesarstwa. W latach 518-527 Antowie
najechali Bizancjum, potem ich nazwa znika z zapisów historycznych. W latach
549-550 Sklawinowie spustoszyli prawie cały Półwysep Bałkański. W 551
rozbili pod Adrianopolem armię Justyniana I.
Przybycie Awarów w tę strefę ok. 558
zmieniło sytuację Słowian, którzy zostali podporządkowani koczownikom. Dalsza ekspansja
Słowian na południe odbywała się aż do 626 w ramach najazdów
awarsko-słowiańskich. Wówczas też bardziej atrakcyjny stał się kierunek
migracji na północny zachód, wzdłuż łuku Karpat na ziemie dzisiejszej Polski
(druga połowa VI w.) i dalej na tereny położone nad Łabą na terenie
dzisiejszych wschodnich Niemiec (pocz. VII w.).
Życie i władza
Najstarszy znany ustrój panujący wśród
Słowian to demokracja wojenna. Ludność zajmowała się hodowlą bydła i
uprawą ziemi, głównie prosa i beru. Budowała osady wzdłuż rzek. Podstawową
formą budynku mieszkalnego była niewielka ziemianka o planie kwadratu, z dużym
piecem kamiennym lub glinianym. Chaty rozmieszczone były w jednym lub kilku
rzędach wzdłuż rzeki. Kultura materialna wczesnych Słowian jest uboga w wyroby
metalowe: licznie natomiast występują proste, niezdobione naczynia gliniane,
wykonywane bez użycia koła garncarskiego. Słowianie przejawiali jednak łatwość
w przyswajaniu sobie obcych wzorów - na terenach, gdzie kontaktowali się z
Cesarstwem Bizantyjskim czy z Awarami, występują liczne ozdoby o formach
zaczerpniętych z tych kultur. Nad Dunajem Słowianie zapoznali się też z takimi
wynalazkami, jak np. koło garncarskie.
Kilka spokrewnionych rodzin tworzyło ród,
wspólnotę opartą na związkach krwi. Ziemię uprawiano przez kilka lat, a po jej
wyjałowieniu się przenoszono siedzibę o kilka lub kilkanaście kilometrów. Na
nowym miejscu wypalano las i użyźniano popiołem ugory.
Do elity plemiennej należała starszyzna
plemienna, wybierana z najbogatszych rodów (żupani i władykowie) oraz wojownicy
posiadający konie. Pośród nich, na ogólnym zgromadzeniu zwanym wiecem,
wybierano dowódców wojskowych (wojewodów, czelników i kneziów). W
czasie wędrówki na zachód i ciągłych wojen właśnie dowódcom wojskowym udało się
utrzymać faktyczną władzę polityczną i przekazać ją nawet własnym synom, mimo
że większość spraw plemiennych załatwiano nadal podczas ogólnego zgromadzenia
(wiecu).
Opisy historyczne
Prokopiusz żyjący w czasach cesarza
Justyniana (483-565) w pierwszej połowie VI w., tak opisuje Słowian
naddunajskich: w postaci nawet nie bardzo się od siebie różnią, są rośli
i mocni wszyscy, cera ich nie nader biała, a włosy nie blond, ale też nie
czarne.
Słowianie na ziemiach polskich
Ruski kronikarz Nestor z Kijowa dał
jedno z wczesnych świadectw obecności Słowian na terenie obecnej Polski
w kronice napisanej ok. 1113 Powieść Minionych Lat. Wszystkich Słowian
Zachodnich mieszkających zarówno w rejonie Warty (Polanie), dolnej
Odry (Lutycy), jak i środkowej Wisły (Mazowszanie i dolnej Wisły Pomorzanie)
wywodził od ludu Lachów (Lechitów5), staroruskie Лѧх
(Lęch/Ljach6/Lach) (1115), staronormańskie (Laesa, Laesar)
(1031)7. Nazwa "Lachy" jeszcze do dnia dzisiejszego
zachowała się w językach wschodnich Słowian: Ukraińców, Białorusinów i Rosjan,
którzy czasem potocznie nazywają tak Polaków8.
"sowieni że owi priszedsze siedosza
na Wisle, i prozwaszasja lachowie, a ot tiech lachow prozwaszasja polanie,
lachowie druzii luticzi, ini mazowszanie, ini pomorianie"
Pełny fragment kroniki Nestora w
przełożeni na język polski brzmi:
"Gdy bowiem Wołosi naszli na Słowian
naddunajskich i osiadłszy pośród nich ciemiężyli ich, to Słowianie ci
przyszedłszy, siedli nad Wisłą i przezwali się Lachami, a od tych Lachów
przezwali się jedni Polanami, drudzy Lachowie Lutyczami, inni Mazowszanami,
inni - Pomorzanami". - Nestor z Kijowa - Powieść Minionych
Lat kronika napisana ok. 11139.
Źródła wymieniające Lędzian-Lędziców:
Geograf Bawarski (843) - Lendizi - (33) na mapie,
Konstantyn VII Porfirogeneta (912-959) - Lendzanenoi, Lendzaninoi (λενζανἦνοι,
λενζενινοι),
Josippon (kronika żydowska, ok. 890-953) - Lz’njn,
Nestor (XI w., pod datą 981) - Lachy',
Kinamos (Bizancjum, XI w.) - Lechoi,
Al-Masudi (kronikarz arabski ok. 940) - Landzaneh)
Na ziemiach polskich początkowo podstawową
komórką społeczną była rodzina wraz z krewnymi. Grupa rodzin z danego
terytorium tworzyła małą społeczność zwaną opolem. Opola z poszczególnych
terenów (zazwyczaj oddzielonych od siebie barierami naturalnymi jak rzeki, góry
czy bory) tworzyły plemiona (np. Polanie, Wiślanie, Bobrzanie, Goplanie itp.).
Na co dzień opolem zarządzał wiec plemienny, który w razie zagrożenia wybierał
dowódcę (księcia lub wojewodę). Z czasem jednak tymczasowi wodzowie chcieli
utrzymać władzę nad coraz liczniejszymi wspólnotami. Właśnie ich ambicje
przyczyniły się do jednoczenia całych plemion we wspólnoty.
Na terenach Polski mieszkało wiele plemion
słowiańskich, z których największe to Wiślanie (nad górną Wisłą), Polanie
(nad Wartą), liczne plemiona śląskie, plemiona pomorskie, Mazowszanie
(nad środkową Wisłą), Goplanie (na Kujawach), czy Lędzianie (nad
Sanem i Wieprzem). Wiele z nich zapewne zaczęło się jednoczyć, lecz największy
sukces odnieśli Polanie. Pierwszym udokumentowanym władcą państwa Polan był
Mieszko I. Zgodnie z przekazem Galla Anonima przed Mieszkiem państwem
Polan rządził "król" Popiel a po nim kolejni potomkowie
Piasta: Siemowit, Lestek i Siemomysł.
Za panowania Mieszka I, kiedy Polanie przyjęli
chrzest zbiorowo, miało miejsce wiele buntów przeciw nowej wierze. Miały
one największe skutki podczas powstania za Mieszka II, lecz nawet wcześniej
kapłani starej wiary obmywali wiernych ze chrztu w dawnych świętych miejscach,
chcąc utrzymać jak najliczniejszą grupę zwolenników wśród niższych warstw społecznych.
1. Semino et al.,
The Genetic Legacy of Paleolithic Homo sapiens sapiens in Extant Europeans: A Y
Chromosome Perspective, Science, s. 290, 1155-1159, 2000
2. Gołąb Z., The
Origins of the Slavs: A Linguist's view. Columbus, Slavica Publishers, 1992.
s. 291
3. Labuda G., Słowiańszczyzna
starożytna i wczesnośredniowieczna, Poznań, wyd. PTPN, 2003
4. Panorama dziejów Polski,
Warszawa: Interpress, 1983
5. Islandowie znali też Polaków, ale
tylko pod nazwą ruską: Laesir, Lesir = Ljachen, Slavia occidentalis,
Poznań, 1938 s. 250., anonimowy utwór (Heimskringla) o królu norweskim
Haraldzie Hardrade, który wspomina, że Harald walczył w młodości w służbie
księcia kijowskiego Jarosława Wielkiego przeciw ludowi zwanemu Laesir,
Śląski K., Millennium of Polish-Scandinavian cultural relations, s. 36, istnieje
przekonanie, iż pod tą tajemniczą nazwą ukrywają się Lachowie latopisów
ruskich, z tzw. Powieści dorocznej wiadomo o wojnie
"polsko-ruskiej" w roku 1031, Labuda G., Fragments of the
history of Western Slavs, 2002. s. 472
6. Mały jus, czyli Ѧ, odpowiadał
samogłosce nosowej „ę”, w j. rosyjskim przeszedł w "ja", Я.
7. Normańskie określenia Lachów
nadsańskich z okresu wyprawy Haralda III, 1031 - znajdujące się w Sadze o
Haraldzie Hardrada, Kwartalnik Historyczny. t. 108, wyd. 1-3.
Towarzystwo Historyczne 2001
8. Paszkiewicz H., Początki Rusi, Kraków
1996, s. 403-404
9. Nestor, przeł. Sielicki F., Powieść
Minionych Lat, Kraków 1968, PAN s. 212
19. Nasi skandynawscy przodkowie – Goci
i Wandalowie?
Na podst. archeologia.re.pl; źródło:
Archeologia Żywa
“Słowianom od początku nie wychodziła organizacja polityczna. Byli zaciekli
w boju, natomiast by stworzyć podwaliny państwa, potrzebowali Awarów lub
Germanów”.
Kontrowersyjne spojrzenie na dzieje Słowian
i początki państwa polskiego przedstawił Zdzisław Skrok, znany popularyzator
archeologii.
Zdzisław Skrok jest autorem wielu książek
archeologicznych, lecz największe kontrowersje wzbudziła praca Słowiańska
Moc. Autor pisze w niej m.in., że Słowianie przybyli na ziemie nad
Wisłą i Odrą, czyli tereny, które wcale – wbrew utartym poglądom – nie były
bezludne. Jakie mamy dowody na zamieszkiwanie ziem późniejszej Polski przez
Gotów, Wandalów i Słowian w tym samym czasie, we wczesnym średniowieczu?
Gdy Słowianie pojawili się nad Wisłą, natknęli się na
rzeczy, których nie potrafili nazwać. Tuż obok byli jednak ludzie, którym można
było zadać pytanie: „Co to jest?” A oni odpowiadali na przykład: „To są żarna”
(goc. quairnus) i te „żarna” przechodziły do naszego języka. W tych
zapożyczeniach ciekawe są słowa „ksiądz”, „książka”, ale też „książę”, czyli
władca, które mogą świadczyć o tym, że instytucje księdza (znawcy ksiąg) oraz
księcia przejęliśmy od Germanów.
Prof. Henryk Samsonowicz uważa, że we
wczesnym średniowieczu mieliśmy do czynienia z państwami wodzowskimi, które
opierały się na będącej w rękach księcia sile wykonawczej – drużynie.
Zakładając zatem, że Germanie byli członkami drużyny książęcej, to czy mogli
też tworzyć szerszą warstwę rządzącą dla Słowian?
Zdzisław Skrok uważa, że tak właśnie było.
Twierdzi, iż nastąpił u nas proces podobny do tego, jaki odbył się na
sąsiedniej Rusi, gdzie na czele państwa stanęli Rurykowicze, czyli
przedsiębiorczy ród, który przybył ze Skandynawii. Nasze państwo zorganizowali
nam Skandynawowie, ale nie ci z północy. Według Skroka była to ekspansja ze
wschodu – dowody na to możemy znaleźć przede wszystkim w Lednicy, która według
autora była pierwszą faktorią całego rodu, czy też energicznego człowieka –
Skandynawa, który zebrał drużynę i przybył na ziemie, będące jeszcze do
wzięcia. Ktoś przyniósł tu swoje know how, swój styl myślenia i
przedsiębiorczości. Na spokojne tereny porośnięte puszczami i pokryte
gdzieniegdzie polami uprawnymi, nagle pojawił się dyktator i zaczął wprowadzać
własną organizację, burząc struktury lokalne. Tak właśnie widzi Skrok rolę
Lednicy, gdzie odkryto groby normańskie na obrzeżach, a w samych ruinach
kościoła można dostrzec nawiązania stylizacyjne do architektury Kijowa i
Bizancjum.
Powszechnie uważa się, że Mieszko był
niezwykłym lokalnym księciem, który pojawił się właściwie znikąd i
błyskawicznie stał się partnerem dla potęg ówczesnej Europy – cesarza Niemiec,
papieża czy też skandynawskich wikingów.
Makieta Truso koło Elbląga - jednego z największych
grodów polskich wikingów
fot. Marek Kryda
Zdzisław Skrok nie zgadza się z poglądem,
że z kręgu lokalnych „królików” plemiennych nagle wyłonił się jeden, który
zaczął podbijać innych. Sądzi, że była to interwencja z zewnątrz, o czym może
świadczyć ważna analogia do Państwa Wielkomorawskiego germańskiego władcy
Samona – pierwszego państwa słowiańskiego. Równocześnie odrzuca pogląd, iż
Mieszko − „wielki pan” z relacji kronikarza Ibrahima ibn Jakuba, za wielkie
pieniądze zafundował sobie wielotysięczną drużynę. To byli ludzie najemni,
którzy przybyli z Rusi Kijowskiej, tu się osiedlili, stąd dość szybko brali
sobie żony, a kraj nad Wisłą uznali za swoją ojczyznę. Ten cały mechanizm
zaczął funkcjonować, ale ta pierwsza iskra – impuls, musiała być jedna i była
to iskra zewnętrzna. Zresztą zapewne potwierdzi to zbadanie szerokiego
przekroju genetycznego mieszkańców Polski – my w sposób oczywisty jesteśmy
mieszaniną tak germańskiej, jak i koczowniczej wschodniej krwi, być może
tatarskiej i to nam wcale nie przynosi ujmy.
W mazowieckim Czersku znaleziono grób
zarządcy grodu z XIII w., który był Normanem. Pochowany był wraz z koniem,
mieczem i zbroją. Tam długo utrzymywał się uświęcony rodową pamięcią związek z
ojczystą tradycją. Wiemy o nim, że nazywał się Magnus. Tak więc można
przypuszczać, że duża część szlachty z terenów dzisiejszego Płocka, Ciechanowa
czy Ostrołęki posiadała skandynawskich przodków, twierdzi Skrok.
Ów komes Magnus z Mazowsza nie był żadnym
wyjątkiem, gdyż obcość cywilizacyjna elit wobec poddanych, to było typowe
zjawisko w wielu rejonach Polski. O niedocenionym udziale Skandynawów w
powstaniu szlachty polskiej pisał największy znawca polskiej heraldyki –
profesor Franciszek Piekosiński. Według niego kształt znaków znajdujących się
na najdawniejszych pieczęciach rycerstwa polskiego, pochodzi od run
skandynawskich – prawie czwarta część polskich herbów rodowych ma godła (figurę
na tarczy herbowej) wywodzące się od takich właśnie przedheraldycznych,
runiczych znaków własnościowych.
Zdzisław Skrok, archeolog, autor popularnych książek z pogranicza
archeologii i eseistyki historycznej. Szczególnie interesuje się korzeniami
cywilizacji europejskiej i początkami państwa polskiego. Jako pierwszy w Polsce
prowadził podwodne badania archeologiczne w Zatoce Gdańskiej. Wyraża pogląd jakoby
Mieszko I był Normanem-wikingiem1.
20. Czy Polacy to na pewno Słowianie?
Na podst. eioba.pl; historycy.org;
slowianskawiara.hekko.pl
Odkrycie w listopadzie 2009 przez
genetyków - polskiej haplogrupy R1a1a7 męskiego chromosomu Y-DNA, otworzyło
dyskusję nad naszym wspólnym pochodzeniem z resztą Słowian. Okazało się bowiem,
że Polacy zamieszkują swoją ziemię od 10 000 lat.
Dotąd sądzono, że wszyscy Słowianie
pochodzą od Indoeuropejczyków (haplogrupa R1a1) i przybyli do Europy ze
Wschodu a na ziemie polskie dotarli z ziem środkowej Ukrainy w V w. n.e. Niemcy
uważali ziemie między Odrą a Dniestrem za odwiecznie germańskie, a Polaków za
przybyłych na te tereny z zewnątrz. Teraz może się okazać, że to Ariowie
pochodzą od Polaków jeśli uczeni odnajdą polską haplogrupę wśród Braminów
indyjskich. Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że na podbój Wschodu wyruszyli
z polskich ziem spod świętego dla nich miejsca na Wawelu, gdzie mieści
się ich czakram energetyczny.
Mapa przedstawia migrację ludów
"haplogrupy R1a1" od 20 tys. lat p.n.e do 2 tys. lat p.n.e. Pierwszym
"przystankiem" europejskim są Bałkany, jednym z kolejnych teren
dzisiejszej Polski, z którego następują migracje w kierunku wschodnim i
południowym.
Wśród Polaków indoeuropejska haplogrupa R1a1 występuje u 57%
męskiej populacji i z której to wyodrębniła się polska haplogrupa R1a1a7
ok. 11 000 lat temu i obecnie występuje u 35 % naszych rodaków, szerzej jest to
mutacja M458 - haplogrupa R1a1a7 (potocznie nazywany już haplotypem
polskim). Mutacja M458 jest bardzo rzadka w Skandynawii, pomimo ze R1a jest
tam popularnym haplotypem (szczegóły poniżej).
Występowanie mutacji M458 - haplogrupa R1a1a7.
Mapa polskiej mutacji R-M458, czyli ściśle słowiańskiej haplogrupy
R1a1a7 i jej upowszechnienia się w Europie.
Mapa wskazuje teren Polski jako jeden z
najstarszych terenów osadniczych w Europie z ciągłością genetyczną do dnia
dzisiejszego.
Łysogóry – najwyższe pasmo Gór Świętokrzyskich są najstarszym ośrodkiem
kultowym w tej części Europy.
W okienku po prawej znajduje się mapa
wieku polskiej R-M458 w tysiącach lat temu, do 10tys. lat. Pamiętajmy,
że druga słowiańska R-M17 datowana na ponad 11 tys. lat. Na pasku na
dole podano stosunek procentowy dzisiejszej populacji R-M458 do całej ludności.
Nie uwzględniono niestety starszej populacji R-M17. Czekamy na następne prace
tego rodzaju, bowiem potrzebne są uzupełnienia i wyjaśnienia niezgodności z
innymi dotychczasowymi badaniami.
Na podstawie najnowszych badań genealogii
Y-DNA Peter Underhill i jego zespół w 2009 prezentują mapę rozmieszczenia polskosłowiańskiej
populacji R-M458, uwzględniając zagęszczenie, różnorodność, czas powstania
i ekspansji. Wnioski: centrum kształtowania się, przebywania i starożytnej
ekspansji Słowian europejskich znajduje się w środkowej i południowo-wschodniej
Polsce. W okienku po lewej pokazano kultury archeologiczne, które tworzyli
Słowianie.
a) LBK to kultura ceramiki wstęgowej
(upowszechnianie rolnictwa i hodowli),
b) Corded Ware to horyzont kultury
ceramiki sznurowej, czyli zdobionej odciskiem sznura; jego istotą jednak to kultura
grobów jednostkowych, a składową – kultura amfor kulistych (zob. Wikipedia),
c) Horyzont Jamna zaś to kultury grobów kurhanowych, grobów jamowych i inne
na stepach pontyjsko-kaspijskich (Ukraina, Rosja) i w Europie Środkowej.
Kultura Sukow-Dziedzice lata około 400-800
n.e. (jest to stosunkowo nowe odkrycie, część badaczy określa je mianem Kultury
Lechickiej), do niedawna brakujące ogniwo pomiędzy Kulturą Przeworską, a Polską
pierwszych Piastów. To w jej miejsce niektórzy badacze niemieccy wypromowali na
przełomie XIX i XX w. fałszywe pojęcie tzw. "pustki osadniczej".
Słowiańszczyzna Zachodnia lata 800-950
n.e.
Kolorami różowymi zaznaczono plemiona
lechickie.
Uwaga, w Pakistanie i Indiach (dorzecze Indus), oprócz owych
najstarszych mutacji wyżej podanych, jest druga gałąź, młodsza, od około 3,5
tys. lat, pochodzenia europejskiego, a więc wywodząca się może z polskiego
centrum, to indo-irańscy Ariowie. Można więc na podstawie niniejszych badań i
datowania (choćby znacznie zawyżonego), stwierdzić, że: Ziemie Polski
zapewne są miejscem krystalizowania się etnosu Słowian i punktem wyjściowym
jego europejskiej ekspansji, i to jeszcze przed neolitem1.
1. Źródła:
Klosow A. i Rożanskij I. 2009 z 7 grudnia 2009
Klosow A. i Rożanskij I., Podgrupa R1a1a7 – M458 – populacje, geografia,
historia, Proceeding, s. 1200-1216
(gruntowny komentarz i uzupełnienie wyników pracy Underhilla et al. 2009 w
temacie haplogrupy R1a1a7-M458 Klosow i Rożanskij – 7.12.2009
Proceedings of the Russian Academy of DNA Genealogy 7/2009
Jest to nowe opracowanie materiału Y-DNA z uwzględnieniem publikacji P.
Underhilla et al. z 4.11.2009.
Słowianie zachodni w IX-X w.
Wieleci, Pomorzanie, Polanie, Wiślanie, Czesi, Morawianie i inne plemiona.
Zjednoczenie części plemion zachodniosłowiańskich (plemion polskich) przez
książąt Polan ok. 870 – ok. 930
Ludność Europy w starożytności na początku
nowej ery, m.in. rozmieszczenie R1a na wschodzie, R1b na
zachodzie, I2a na południu i wschodzie, I1, R1a, R1b
na północy nordyckiej, N na północy rosyjsko-fińskiej i uralskiej, E
w rejonie Grecji.
Ariowie podbili Indie w II w. p.n.e. więc łatwo będzie można oddzielić ich
haplotypy od wcześniejszych indoeuropejczyków. Ta haplogrupa u pozostałych
Słowian występuje z mniejszym natężeniem, a najmniejsze występuje między
Zbruczem a Wschodnią Ukrainą, tylko w okolicy Krymu i Centralnej Rosji jest po
ok.10%.
Świadczyć to może tylko o jednym, że
Słowianie przybyli do Europy z Hunami jako Biali Hunowie i po rozbiciu Sarmatów
i Alanów, a później celtyckich Gotów w IV w. n.e. opanowali tereny do Alp i
Łaby. Słowianie stali się pogromcami Europy i z pozostałymi Hunami
przyczynili się do zniszczenia Imperium Rzymskiego. Z badań wynika, że Goci
nie byli germanami (względnie germańskimi plemionami), a wschodnimi
Celtami, których część bawarska została zgermanizowana przez Germanów z Północy
Niemiec.
Procentowe występowanie haplogrupy R1a1
Dawniej sądzono, iż Germanie to typowo
skandynawska nacja, która nie posiada znacznych dodatków innych narodowości.
Okazuje się bowiem, że Germanie powstali po zmieszaniu się autochtonów
skandynawskich (I1a) z Indoeuropejczykami (r1a1) i Celtami (r1b) w proporcji
40%-20%-40%.
W Norwegii jest prawie po równo 28% R1a1 -
28% R1b - 40% I1a. Z tego wniosek, że nie było żadnych większych ilości
germańskich plemion na ziemiach polskich jak i w marszu na tereny Cesarstwa
Rzymskiego.
Polska nie została wyludniona po wyjściu
Wandali i Alanów w ilości 70 tys. wojów + rodziny z ziem polsko-panońskich w
406 r. Dzisiaj w Polsce oprócz wymienionych wyżej haplogrup są jeszcze celtycka
R1b(16%), wenedzka I2a(9%), skandynawska I1a(7%) i po kilka % E, J1, J2 i G.
Można wysunąć śmiałe twierdzenie, iż
Polacy to potomkowie Wandali, Słowian, Celtów, Wenedów i śladowej ilości
przybyszy z Afryki, Bliskiego Wschodu i Kaukazu. Czy można zatem twierdzić, iż
jesteśmy Słowianami? Chyba tak samo jak Niemcy mówią, że są Germanami1.
Z najnowszych odkryć wynika, iż od Łużyc po Wileńszczyznę, Grodzieńszczyznę
i Zbrucz wszyscy jesteśmy jedną rodziną - Polaków.
Przedstawienie na mapie
Europy i Azji starszej haplogrupy – R1a1a (M17) – stan na podstawie wiedzy
obecnej - zagęszczenie (podane w procentach i kolorach). Widoczne są wyraźnie
dwa centra: słowiańskie centrum w Europie i hinduskie w
Azji południowej.
W Polsce południowo-wschodniej jest najwyższe zagęszczenie, powyżej 50%, a
co do czasu ekspansji – najstarsze w Europie.
W Pakistanie i Indiach składnikiem
populacji R1a1a są też indoeuropejscy Ariowie, wywodzący się zapewne
ze słowiańskiej populacji R1a1a (wg. A.Klosowa). Południowosyberyjskie
centrum w Kirgizji posiada bliskie podobieństwo haplotypu z populacją R1a1a
w Skandynawii (Wikingowie?) i na Wyspach Brytyjskich (wg. P.Gwozdz i
T.Urbanek).
Podano także drzewo genealogiczne haplogrup, wywodzących się od
R1-R1a (polska haplogrupa
R1a1a7 posiada też podgrupę R1a1a7a, ale nieliczną).
Na powyższej mapie na jej dole po lewej – mapka czasu ekspansji haplogrupy
R1a1a (M17). Podano czas w tysiącach lat.
A co w temacie najbardziej nas interesującym
– tzn. pochodzeniu Słowian i mieszkańców dzisiejszej Polski? Tutaj błyszczą
dwie ciekawe prace Płoskiego i Rębały. Pierwsza wykazuje dość dużą homogenność
mieszkańców Polski oraz nie taki duży dystans genetyczny do Niemców jak i
Rosjan czy Litwinów.
Zaskakujące jest, iż pod względem genetycznym jesteśmy prawie tak samo
oddaleni od Moskwy jak i od Berlina. Badania te wykazały, iż mieszkańcy
współczesnej Polski (nazwanymi Słowianami) są stosunkowo odrębna grupą Słowian
od innych.
Mapa zagęszczenia populacji haplogrupy
polskiej R1a1a7 w Europie Środkowej.
Znaki jasne – to gałąź środkowoeuropejska. Znaki ciemne – to gałąź zachodniosłowiańska
(mapa wg. Klosowa, na podst. danych z baz Ysearch i FTDNA). Obydwie populacje w
znacznej mierze nakładają się na siebie, ich przodkowie w populacji haplogrupy
R1a1a-M17 żyli w tym samym miejscu i tym samym czasie, gdy formowały się prasłowiańskie
etnosy i ich językowe dialekty, czyli w Europie Południowo-Wschodniej
począwszy od ok. 10 000 lat p.n.e.
Archeolodzy m.in. David Anthony, jako pośrednią praojczyznę Słowian przed
ich europejską migracją wskazują teren starej kultury Boh-Dniestr, oraz
horyzont Jamna (kurhanowy), a z którymi trzeba jakoś połączyć także kulturę
ceramiki sznurowej (Corded Ware). To wszystko na wielkim terenie od Karpat
Wschodnich po Ural.
Osadnictwo słowiańskie na obszarze
obecnego Berlina ok. 1150 r.
Najnowsze badania, ogłoszone przez
Underhilla 4.11.2009 jednak nie wskazują na ten wschodni teren, lecz na ziemie
polskie. Potwierdza go Klosow i Rożanskij (7.12.2009). Zadziwiająca jest
jednolitość, liczebność, a zarazem rozległość na mapie Eurazji ludności z
haplogrupą R1a1a-M17 i jej podgrupą R1a1a7-M458: od Uralu na wschodzie, po
linię Łaby i wschodnich Alp na zachodzie, od Bałtyku, a nawet wybrzeży Norwegii
i zachodniej Szkocji na północy, po Indie, Macedonię i Morze Czarne na
południu. Największą częstotliwość tej haplogrupy w Europie, do ponad 60%
ludności, stwierdza się w pasie między Bałtykiem a Morzem Czarnym, obejmującym
całą Polskę i Ukrainę.
żółty - R1a1,
czerwony - R1b,
niebieski - N1c,
seledyn - I1a,
niebieski jaśniejszy -I2a,
zielony - J2,
zielony ciemny - J1,
czarny - G,
pomarańczowy - E1b
Praca Rębały potwierdziła poprzednie
wnioski o mieszkańcach Polski - określając Polaków jako grupę Słowian,
odmiennej od innych, nawet Słowaków2.
Po mnogich zaś latach siedli byli
Słowianie nad Dunajem, gdzie teraz ziemia węgierska i bułgarska. I od tych
Słowian rozeszli się po ziemi i przezwali się imionami swoimi, gdzie siedli na
którym miejscu [...] Także ciż Słowianie przyszedłszy siedli nad Dnieprem i
nazwali się Polanami, a drudzy – Drewlanami, dlatego że siedli w lasach …
Kronika Nestora
Ciekawe co przyniosą następne odkrycia
genetyków i jakie jeszcze tajemnice skrywa nasza Europa.
1. www.eioba.pl
2. www.historycy.org/index.php?showtopic=47851
Pochodzenie
Polacy należą historycznie do lechickiej
podgrupy ludnościowej Słowian Zachodnich1,2, zamieszkujących
obszar położony między Styrem (rzeka na Ukrainie i Białorusi) na
wschodzie i Odrą na zachodzie, zjednoczonych około połowy X w., ale i
ten pogląd jest obecnie przez niektórych historyków podważany3, w
wyniku podboju (zjednoczenia) wewnętrznego.4 W ciągu długich dziejów
Polski na jej ziemi osiedlały się także inne grupy różnego pochodzenia: Niemcy,
Żydzi, Holendrzy, Szkoci, Szwedzi, Fryzowie (obecnie zamieszkują tereny
Niemiec, Holandii i Danii), Flamandowie (obecnie zamieszkują tereny Francji i
Belgii), Ormianie5, Tatarzy, Rusini), które często ulegały
spolszczeniu (Głuchoniemcy). Niektóre z nich zachowywały jednak swoją odrębność
kulturową, językową i wiarę: Bambrzy - Polacy pochodzenia niemieckiego
sprowadzeni do zasiedlenia wsi w okolicach Poznania, Fryzowie, Żydzi, Romowie,
Łemkowie, Tatarzy). W czasach Rzeczypospolitej Obojga Narodów Polska znana była
w Europie jako państwo tolerancyjne, w którym dopuszczano obecność
przedstawicieli różnych wyznań, a także grup różnego pochodzenia.
Genetyka
Polacy należą do narodów o najwyższej w
Europie częstości występowania haplogrupy R1a1.6 Według badań DNA (o
których szerzej w artykułach powyżej) u Polaków nie istnieje wyraźne
rozwarstwienie genetyczne między różnymi potomkami ludności Polski (badania
były m.in. przeprowadzane na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym w 2004).
Współcześni Polacy mają podobny genom, z równomierną domieszką genów wielu
nacji. Poszczególne osoby narodowości polskiej są do siebie bardziej
„genetycznie podobne” niż członkowie innych społeczeństw europejskich, w
których występują niekiedy większe różnice między regionami.7 Polacy
zamieszkując w klinie leżącym pomiędzy ekstremalnymi strefami, czyli w strefie klimatu
umiarkowanego, przeszli selekcję znacznie łagodniejszą. W Europie ten
umiarkowany klin rozciąga się od Francji na zachodzie, po Rosję na wschodzie,
od Morza Bałtyckiego na północy, po Półwysep Bałkański na południu. Polska leży
w samym środku tego klina, dlatego mieszkańcy tych terenów równomiernie
absorbowali zewnętrzne wpływy. I to nie tylko genetyczne, ale i kulturowe. Już
w drugiej połowie X w. pojawia się na naszych ziemiach spora liczba
skandynawskich wojowników, m.in. Waregów (o czym szerzej wyżej). Wpływy
skandynawskie w okresie początków państwowości polskiej są wyraźne i zostały
udowodnione przez badaczy. Już wtedy zdecydowanie Polacy wyróżniali się od
pobratymców ze wschodu.8
Antropologia fizyczna
W pierwszej połowie XVI w. Marcin Kromer
ofiarował nowo wybranemu królowi Henrykowi Walezemu dzieło: „De situ
Poloniae et gente Polona”, znajduje się tam opis Polaków: „Lud polski
kolor twarzy ma jasny, włosy żółtawe lub białawe, postać przystojną, średni
wzrost”9
Do odmian antropologicznych występujących
w Polsce przed 1939 należały przede wszystkim10: typ nordycki11,
typ antropologiczny śródziemnomorski12, typ alpejski13,14
i typ armenoidalny.15 Ponadto występowały liczne formy mieszane
pomiędzy głównymi typami. Typ śródziemnomorski i armenoidalny rzadko występował
w Polsce w postaci czystej, najczęściej typy te są w mniejszym lub większym
stopniu pomieszane z typem nordyckim lub laponoidalnym.16 Na wschodzie
Polski charakterystyczny był typ dynarski17, który występował w
Karpatach, ale i we wschodniej części byłej Galicji (południowo-wschodnia cześć
ziem I RP obszar obecnej Polski i Ukrainy, dawniej wchodzących w skład zaboru
austriackiego) na wschód od Sanu i zwłaszcza na Zadniestrzu (terytorium między
Dniestrem a Bohem).18
Typem najpospoliciej występującym w Polsce
powojennej jest typ mieszany pomiędzy typem nordycznym i laponoidalnym (tzw.
typ subnordyczny).19,20
Według pomiarów przeprowadzonych w 1955, w
Polsce jasnym kolorem włosów odznacza się 55,9%, a jasnym kolorem oczu 72,4%
ludności.21,22 Przy zastosowaniu skali Martina szacowano częstość
występowania oczu niebieskich (kategorie 16-12) na 45-50%, ciemnych (kategorie
6-1) u ok. 20% osób. Włosy koloru blond (kategorie A-P w skali
Fischera-Sallera) występują u ok. 20-25% populacji, najciemniejsze włosy (Y,
granatowoczarne) występują u rdzennych Polaków bardzo rzadko.23
Jedyną istotną zmianą, która dokonała się
w cechach fizycznych Polaków w ostatnim tysiącleciu (obok ogólnego trendu
sekularnego - zmian zachodzących między pokoleniami, obejmujące zmiany w
rozwoju biologicznym zachodzące pod wpływem rozwoju cywilizacji, jest to
zjawisko nieewolucyjne, pozbawione podłoża genetycznego, ma charakter adaptowalny
– przystosowawczy), to przeobrażenie kształtu głowy. Analiza antropologiczna
cmentarzysk z XI-XIII w. wskazuje, iż ówcześni Polacy byli populacją
długogłową, w następnych wiekach nastąpił proces krótkogłowienia
(brachycefalizacji)24 - chodzi o indeks cefaliczny - stosunek
szerokości czaszki do jej długości, pomnożony przez 100.
Czaszka krótkogłowca i długogłowca
widziane od strony sklepienia
Spośród mieszkańców Polski występuje
pośredni układ grup krwi w stosunku do sąsiednich ugrupowań geograficznych.25
1.Leciejewicz L., Słowianie
zachodni. Z dziejów tworzenia się średniowiecznej Europy. Klasyka polskiej
mediewistyki, Templum 2010
2.Tanty M., Wasilewski T.,
Skowronek J., Słowianie południowi i zachodni VI-XX wiek, Książka i
Wiedza. Warszawa 2005
3.Urbańczyk P., Nie
było żadnych Polan, Gazeta Wyborcza, 2008-05-24; podobny pogląd wyraziła
np. Kurnatowska Z., w pracy zbiorowej U źródeł Polski – do roku 1038, s.
141 i 146, Wydawnictwo Dolnośląskie 2002; Wywiad radiowy: Trudne początki
Polski, Urbańczyk P., 2008 Wrocław
4.Labuda G., Fragmenty
dziejów Słowiańszczyzny zachodniej, t. 1-2, s. 72, 2002; Łowmiański H., Początki
Polski: z dziejów Słowian w I tysiącleciu n.e., t. 5, s. 472; Badeni S.H.,
1923. s. 270
5.Polscy Ormianie w XX w.
mają polską świadomość narodową. Są w pełni świadomi swojego braku polskich czy
nawet słowiańskich korzeni, ale wiedzą również o tym, że od stuleci związani są
z historią Polski. [w:] Mniejszości narodowe w Polsce, 1997, s.
136
6.oxfordjournals.org:
High-Resolution Phylogenetic Analysis of Southeastern Europe Traces Major
Episodes of Paternal Gene Flow Among Slavic Populations
http://mbe.oxfordjournals.org/content/22/10/1964/T1.expansion.html
7.Florek-Moskal M., Skąd
pochodzą Polacy, 2006-09
8.Cieślik M. i Geremek M.,
Mieszańcy Europy, Wprost24, nr 52/2004
9.Święcki T., Opis
starożytnej Polski, t. I-II, s. 36
10.Czekanowski J., Antropologia
polska w międzywojennym dwudziestoleciu 1919–1939, 1948. [Syntetyczna mapa
antropologiczna Polski, Czekanowski. 1920]
11.Typ ten miał przewagę na
Pomorzu, w Wielkopolsce, na zachodnim i północnym Mazowszu, w niektórych
częściach Litwy oraz Wołynia, [Wasiutyński W., Tysiąc Lat Polityki Polskiej,
1946, s.15]
12.Typ śródziemnomorski
miał przewagę na Śląsku i na zachodnim Podkarpaciu, [Wasiutyński W., Tysiąc
Lat Polityki Polskiej, 1946, s.15]
13.Małopolska od Karpat po
San i Góry Świętokrzyskie, [w: Kwartalnik psychologiczny, Tom 2. 1931. str. 60];
Najczystsze rasowo typy alpejskie spotykamy w Górach Świętokrzyskich,
[Loth J., Cichocka-Petrażycka Z., Geografia gospodarcza Polski, t. 1,
1960]
14.Typ alpejski występuje w
zachodnich Alpach, jak też w Niemczech południowo-zachodnich, w Czechosłowacji,
na Węgrzech, w południowej Polsce, w Anglii, Hiszpanii północnej, nieco we
Włoszech północnych i zachodniej Ukrainie, [w:] Materiały i prace
antropologiczne, wyd. 21-25. Polski Towarzystwo Antropologiczne, 1990,
Kaczorowska L., s. 6
15.Typ armenoidalny jest
elementem dla Żydów najbardziej charakterystycznym i występuje u wszystkich
grup żydowskich, [w: Archiwum nauk antropologicznych. Towarzystwo Naukowe Warszawskie.
Instytut Nauk Antropologicznych. 1921. s. 107]
16.Loth J.,
Cichocka-Petrażycka Z., Geografia gospodarcza Polski, Polskie
Wydawnictwo Gospodarcze. 1960 s. 172
17.Lencewicz S., Kurs
geografii Polski, 1922, s. 276
18.Uważany za mieszańca
rasy nordycznej i armenoidalnej, PWN dynarski typ
19.Struktura
antropologiczna, Wielka Encyklopedia Powszechna PWN. Polska. Przedruk hasła z
tomu 9, Warszawa, PWN, 1967, s. 63
20.„W wyniku nawarstwiania
powstał w rejonie Bałtyku tzw. typ bałtycki (bałtoid, ostbaltische Rasse,
Osteuropide), który przez większość antropologów polskich jest określany jako
typ subnordyczny. Typ subnordyczny szkoły lwowskiej, określany niekiedy jako
"śmietnik typologiczny", istotnie jest poniekąd antropologicznym
sammelbergriffem. W rzeczywistości składa się nań, następujące wykrzyżowane
między sobą elementy antropologiczne: nordyczny, paleoeuropeidalny,
laponoidalny, i częściowo śródziemnomorski. Wąskolica i wąskonosa frakcja typu
bałtyckiego jest pochodną rasy nordycznej” Materiały i prace antropologiczne.
Polskie Towarzystwo Antropologiczne, 1990, wyd. 21-25, s. 183
21.Górny S., Zdjęcie
antropologiczne Polski. Materiały i prace antropologiczne, 1972, nr 84
22.Ludność, Wielka Encyklopedia
Powszechna PWN, Polska, Przedruk hasła z 9 tomu. Warszawa: PWN, 1967.
23.Struktura
antropologiczna, Wielka Encyklopedia Powszechna PWN, Polska, Przedruk hasła z 9 tomu, PWN,
Warszawa 1967, s. 63
24.portalwiedzy.onet.pl/85843,,,,brachycefalizacja,haslo.html;
http://encyklopedia.pwn.pl/haslo.php?id=3880187
25.„populację polską
znamionują cechy pośrednie w stosunku do sąsiednich ugrupowań, zgodnie z
geograficznym rozmieszczeniem. Np. częstość grupy A krwi u Polaków jest nieco
większa niż u Słowaków, Łotyszów, Białorusinów i Rosjan a mniejsza niż u
Ukraińców. Grupa B występuje u nas z takim samym nasileniu jak u Białorusinów i
Litwinów” Mały słownik antropologiczny. 1976, s. 346
21. Polacy
a Wandalowie
Począwszy od wczesnego średniowiecza wielu
rodzimych i zachodnich historyków utrzymywało popularny wówczas pogląd, iż Polacy
i pozostałe ludy zachodniosłowiańskie to w prostej linii potomkowie Wandalów.
Swoje założenie opierali na historii tego germańskiego plemienia, które zapewne
zamieszkiwało przez pewien okres ziemie Dolnego Śląska, Górnego Śląska,
Małopolski i Mazowsza (tzw. kultura przeworska), co sugerują badania
archeologiczne1, 2, 3. Na 375 rok datuje się jednak sukcesywne
opuszczanie tych terenów, głównie pod naporem Hunów.
Mimo oczywistego wpływu Wandalów na
pochodzenie współczesnych mieszkańców Polski (część plemion pozostała nad
Wisłą), większość historyków zaprzecza jednak domysłom średniowiecznych
kronikarzy, wskazując przy tym min. na podobieństwo nazwy Wandalowie do Wenedowie
lub Wendowie. Spór o wpływ Wandalów na późniejszych mieszkańców Polski narósł
szczególnie w XX w. na fali konfliktu między historykami niemieckimi i
polskimi. Pierwsi utrzymywali, że Wandalowie mieli przybyć na ziemie
dzisiejszej Polski w I w. p.n.e. i zająć je z wyjątkiem Pomorza, Kujaw i ziemi
chełmińskiej. Drudzy bronili natomiast teorii o autochtonicznym rodowodzie
Słowian, która wykluczała tego typu wpływy zewnętrzne.
Nadmienić należy, iż źle kojarzoną nazwą,
słowem: „Wandal” zaczęło funkcjonować dopiero w okresie oświecenia, kiedy to
intensywnie zgłębiano historię starożytnego Rzymu oraz przyczyny jego upadku.
Historycy zgadzają się, że Wandalowie w żaden sposób nie odbiegali
niszczycielstwem od innych ludów z okresu Wędrówki Ludów, wsławili się jednak
wiekopomną grabieżą Rzymu w 455 roku. Idealizacja kultury antycznej
doprowadziła w czasach Wielkiej Rewolucji Francuskiej do pojawienia się w jęz.
francuskim wyrażenia vandalisme, które przetłumaczone na inne języki
dało początek terminowi wandalizm. Nie należy zatem łączyć przypuszczeń
średniowiecznych historyków z antypolonizmem.
Teoria w źródłach - Początki
Prawdopodobnie pierwszy ślad o rzekomym
wandalskim pochodzeniu Słowian zachodnich pojawił się w 796 roku w Annales
Alamanici (łac. Roczniki Alemańskie). Autor utrzymuje iż:
Pipinus... perrexit in regionem
Wandalorum, et ipsi Wandali venerunt obvium (łac. Pepin odwiedził tereny
zamieszkane przez Wandalów, a tamci wyszli mu na spotkanie). Zgodnie z
prawdą historyczną wyprawa ta zaprowadziła jednak władcę Longobardów do kraju
Awarów.
Z kolei 795 rok w Annales Sangallenses
(Roczniki z Sankt Gallen) zakończony jest krótką wstawką Wandali conquisiti
sunt (Wandalowie zostali podbici). Pozwala to twierdzić, że ówcześni
skrybowie mogli pomylić Wandalów z Awarami, którzy od najazdu Pepina pogrążyli
się w krwawej wojnie domowej.
We wspomnianych wcześniej Annales Alamanici najazd Karola Wielkiego
na plemiona Słowian połabskich z 790 r. jeszcze raz zawiera się w sformułowaniu
(...) perrexit in regionem Wandalorum.
Mieszko I
Teza nabierała popularności od początków państwowości polskiej w IX w. Gerhard
z Augsburga w pisanej w latach 983-993 hagiografii świętego Ulryka (Miracula
Sancti Oudalrici) niejednokrotnie nazwał Mieszka I wodzem Wandalów (dux
Wandalorum, Misico nomine). Cytowany fragment dotyczył legendy, według
której zraniony zatrutą strzałą władca uniknął śmierci dzięki pomocy biskupa
Augsburgu, Ulryka. Był to pierwszy dowód jednoznacznie wskazujący na przodków
dzisiejszych Polaków.
Lech i Biały Orzeł, dzieło autorstwa
Walerego Eljasza-Radzikowskiego (Lech, Czech i Rus – legenda o trzech
braciach: Lechu, Czechu i Rusie, którzy osiedli na Zachodzie, Południu oraz
Wschodzie i dali początek oddzielnym krajom słowiańskim)
Roczniki Augustiańskie wspominają z kolei: Exercitus Saxonum a Wandalis
trucidatur (łac. Armia saska pokonana przez Wandalów). W Gesta
Hammabur-gensis ecclesiae pontificum (łac. Dzieje Kościoła hamburskiego)
Adama z Bremy znaleźć można dłuższy fragment:
Sclavania igitur, amplissima Germaniae
provintia, a Winulis incolitur, qui olim dicti sum Wandali; decies maior esse
fertur nostra Saxonia, presertim si Boemiam et eos, qui trans Oddaram sunt,
Polanos, quaia nec habitu nec lingua discrepant, in partem adiecreris
Sclavaniae (łac. Słowiańszczyzna, największy z krajów germańskich, jest zamieszkana
przez Winnilów, których dawniej zwano Wandalami. Jest to kraj przypuszczalnie
większy nawet od naszej Saksonii; szczególnie jeżeli uwzględnimy w nim Czechów
i Polan zza Odry, jako że nie różnią się te ludy ani obyczajem, ani językiem).
Niektórzy historycy sformułowanie
Winnilowie uważają za zwykły błąd kronikarski, zaś domniemane wandalskie
pochodzenie Słowian zachodnich za efekt pomyłki językowej (niem. Wenden -
Słowianie; wyraz oparty niewątpliwie na łacińskim określeniu Venedi, jakim
określano Wenedów). W takim rozumieniu Wandalowie i Wenedowie mieliby być
jednym plemieniem. Za taką argumentacją przemawia fakt, iż do około 1000 roku
nie istniało jeszcze jednolite określenie na państwo Polan, a w większości
publikacji starano się naśladować nazewnictwo rzymskie.
Interesującego w tym świetle fragmentu
dostarcza pierwszy polski kronikarz, który poruszył kwestię wandalskiego
pochodzenia Lechitów. Księga rozpoczynająca Kronikę Polską Wincentego Kadłubka
zawiera znaną legendę o Wandzie, opatrzoną następującym przypisem:
Od niej ma pochodzić nazwa rzeki Wandalus,
ponieważ ona stanowiła ośrodek jej królestwa; stąd wszyscy, którzy podlegali
jej władzy, nazwani zostali Wandalami, (patrz: Wanda - legendarna polska
księżniczka)
Zdanie to, dotyczące bez wątpienia Wisły,
zaintrygowało wielu późniejszych badaczy. Anonimowy twórca Kroniki
Wielkopolskiej przytacza około XIV w. opowiadanie o Wandzie w zmodyfikowanej
nieco formie, łącząc imię księżniczki ze staropolskim węda (wędka; miała
ona rzekomo "łowić" serca poddanych). W przeciwieństwie do Kadłubka
legenda kończy się jednak samobójczą śmiercią Wandy w wodach Wisły, co miałoby
wyjaśniać nazwę rzeki i zamieszkałego nad nią plemienia. Związek pomiędzy
mitycznym ludem a starożytnymi Wandalami pozostawał niewyjaśniony.
Narastającą wokół zagadnienia atmosferę
mitu pogłębił jeszcze bardziej żyjący w czasach panowania Władysława
Łokietka franciszkanin krakowski Dzierzwa. W swoim wywodzie pisał on:
Przede wszystkim należy wiedzieć, że
Polacy pochodzą z rodu Jafeta, syna Noego. Ów Jafet, wśród licznych spłodzonych
przez siebie synów, miał również jednego imieniem Jawan, którego Polacy zwą
Iwan (..). Jawan zrodził Philirę, Philira zrodził Alana, Alan zrodził Anchizesa,
An-chizes zrodził Eneasza, Eneasz zrodził Askaniusza, Askaniusz zrodził
Pamfi-liusza, Pamfiliusz zrodził Reasilwę, Reasilwa zrodził Alanusa, Alanus –
który jako pierwszy przybył do Europy – zrodził Negnona, Negnon zaś zrodził
czterech synów, z których pierworodnym był Wandal, od którego wywodzą się
Wandalici, zwani obecnie Polakami.
Wprowadzenie elementu biblijnego jeszcze
bardziej pogłębiło rozłam pomiędzy prawdą historyczną a przypuszczeniami
snutymi w legendach. W tekście zawarł również Dzierzwa listę polskich toponimów
o germańskim rodowodzie. Prosty i przystępny język, jakim operował zakonnik
paradoksalnie przekonał wielu ludzi z niższych warstw społecznych do swojego
domniemanego pochodzenia.
Już w XII w. angielski kardynał Gerwazy z
Tilbury pisał w swoim Otia Imperialia, iż Polacy „określani są
mianem Wandalów i sami tak siebie nazywają”. Podobne myśli wyraził
Albert Krantz (1450-1517) w Wandalia sive historia de Wandalorum vera
origine, (...), gdzie konsekwentnie łączy historię starożytnych Wandalów z
historią Słowian. Powtórzył to również Flavio Blondi, a po nim Maciej
Miechowita w Tractatus de duabus Sarmatis (Traktat o dwóch Sarmacjach) z
1517 r. Dzieło to, uważane jest za jedno z pierwszych, które wspomina o tzw.
elemencie sarmackim w pochodzeniu Lechitów, choć nie zrywa jednoznacznie z
wątkiem wandalskim. Pierwszym polskim historykiem, który wyraźnie zaprzeczył
tego typu przypuszczeniom był biskup warmiński Marcin Kromer, autor De
origine et rebus gestis Polonorum libri XXX (O pochodzeniu i dziejach
Polaków ksiąg trzydzieści) z 1555 r. W kulturze i obyczajowości polskiej zaczął
nachodzić okres Sarmatyzmu.
Koncepcja pochodzenia Polaków od plemienia
Wandalów, choć oparta w niewielkiej mierze na faktach, przez długi czas
kształtowała w pewnym stopniu tożsamość narodową. Do dziś można spotkać
miejscowości (np. Wandalin), których nazwy łatwo kojarzą się z tym tajemniczym
ludem.
Spór między historykami niemieckimi i
polskimi
W dwudziestoleciu międzywojennym w
historiografii niemieckiej istniały silne tendencje do udowodniania
germańskiego charakteru dorzecza Wisły. Jedna z hipotez zakładała, że w I w.
p.n.e. ziemie dzisiejszej Polski zajęły napływowe ludy Germanów. Wszystkie
tereny z wyjątkiem Pomorza, Kujaw i ziemi chełmińskiej opanować mieli przybyli
z Jutlandii Wandalowie, którzy w dorzeczu Wisły pozostali do IV lub V wieku.
Teorię tę opierano na podobieństwie znalezisk archeologicznych. Częściowo
pokrywa się ona z przyjętą w dzisiejszej nauce koncepcją kultury
przeworskiej. Historycy polscy, szczególnie bezpośrednio po II wojnie
światowej zgodnie z trendami mającymi na celu udowodnienie zasadności przejęcia
tzw. ziem odzyskanych, odpierali niemieckie hipotezy, przeciwstawiając im
teorię o autochtonicznym pochodzeniu Słowian. Niektórzy z nich tworzyli nawet
koncepcję ruchów migracyjnych w odwrotnym kierunku: „związki te bynajmniej
nie świadczą o pochodzeniu ówczesnej ludności środkowej i południowej Polski z
północy, lecz raczej przeciwnie stanowią dowód przybycia jakiejś gromady
ludzkiej około 100 r. p.n.e. z Polski do Jutlandii"4.
1. Wandalowie mieszkali w Łętowicach
www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/newsweek_nauka/nasi-bracia-wandalowie,37217,1
2. Materiały o nekropolii w Prusieku:
Renata Madyda-Legutko. Instytut Archeologii UJ. Badania nad osadnictwem z okresu
wpływów rzymskich w polskich Karpatach. 2005
3. Rocznik Przemyski, t. 43, z. 2
Archeologia, Przemyśl 2007. Renata Madyda-Legutko. Wyniki dalszych badań na
cmentarzysku kultury przeworskiej w Prusieku stan. 25, pow. Sanok
4. Kostrzewski J., Słowianie i Germanie
w pradziejach Polski, s. 6;
Bibliografia:
·Kostrzewski J., op. cit.
zeszyt V z cyklu Prasłowiańszczyzna i Polska pierwotna, Spółdzielnia
Wydawnicza Czytelnik, Łódź 1947 - Podana pozycja bibliograficzna nie jest
źródłem wiarygodnej wiedzy historycznej - zawiera stronnicze poglądy właściwe
historiografii polskiej końca lat 40., które przez większość dzisiejszych
historyków uznawane są za błędne.
·Strzelczyk J., Wandalowie
i ich Afrykańskie Państwo, Państwowy Instytut Wydawniczy 2005
22. Hipotezy
pochodzenia nazwy POLSKA
Pierwsza nazwa naszego państwa to Civitas Schinesghe, lecz słowo
„Polska” wywodzi swój początek od wczesnośredniowiecznej (prawdopodobnie
praindoeuropejskiej) formy Pole i jej odmian, staroniemiecki
wyraz Falah stąd Feld, po szwedzku fala jest semantycznym
odpowiednikiem wyrazów polan, polanin. Szczepami saskimi znanymi z okresu wojen
z Karolem Wielkim są Ostfalowie oraz Westfalowie (wschodni i zachodni Polanie),
775 r.n.e. Słowo to, pojawiło się później niż nazwy innych plemion „Polski”
wyszczególnionych przez Geografa Bawarskiego w IX w., który wspomina jedynie o
Lędzianach.
Prawdopodobny zasięg państwa Mieszka I i
Bolesława Chrobrego w 992 r.n.e.
Wschodnia granica Grodów Czerwieńskich
oparta jest na przebiegającym przez ten obszar
europejskim dziale wodnym
Polska za czasów Bolesława Chrobrego 992–1025
Zmiana granic w historii Polski (lata 1000 - 1945)
Polanie według powyższej interpretacji
zamieszkiwali pola i równiny nadwarciańskie. „Inter Alpes Huniae et Oceanum
est Polonia, sic dicta in eorum idiomate quasi Campania” Gervassi, 1211 r.
Taką etymologię przedstawił Jan Długosz – Polanye, id est campestres.
Marcin Kromer wyjaśniał, że „imię to abo od pola, równiny, lub polowania, lub
od wojowania w otwartym polu” pochodzi. Profesor Pavel Jozef Šafárik zauważył,
że etnonim Lach, we wszystkich dialektach słowiańskich wywodzi się od
apelatywu „pole, równina”, tym samym rosyjski profesor Piotr Aleksiejewicz
Ławrowskij dochodzi do ostatecznego wniosku, że we wczesnym średniowieczu słowo
lach (Lyah, Lech) oznaczało właściciela dóbr ziemskich, ziemianina, szlachcica.
Najstarsza wzmianka o Polanach/Polsce
wyszła spod pióra Jana Canapariusa, opata rzymskiego klasztoru św.
Bonifacego i Aleksego, wspominająca o Sobiesławie (Sobieborze) Sławnikowicu,
który zbrojnie wyruszył cum Bolizlauo Palaniorum duce (pol. "przeciwko
Bolesławowi księciu polskiemu") zamieszczona w Żywocie pierwszym św.
Wojciecha napisanym w latach 997–1003. Łacińska nazwa Polonia pojawia
się także w Kronikach fosseńskich w 1027. Dopiero na początku XI w. za czasów
Bolesława Chrobrego i oznaczała całość jego księstwa (napis "Princeps
Poloniae" występuje na monetach Bolesława Chrobrego), ponieważ za
czasów jego ojca Mieszka, całość jego władztwa rozciągała się na Civitas
Schinesghe (pierwsza spisana oficjalnie nazwa państwa Mieszka I
pochodząca z roku 991/992, nazwa ta została użyta w dokumencie Dagome Iudex).
Zgodnie ze źródłami skandynawskimi pierwszych
władców "Polski" Mieszka i Bolesława nazywają Vindakonungr (król
Winidów).1
W źródłach historycznych nazwa "Polski
i Polan" znad Warty występująca początkowo jako Bolani, w
staroniemieckiej formie z XI–XII w. Bolana, Bolanin, Wippo; Boloni, król
Władysław w listach do papieża 1085–1086 – Bolonii; Hermanus Contractus;
Boloni; (B zamiast P) Pulani, Hepidanus Pulanes, Diethmar; Polenii, Adam z
Bremy Polani, źródła skandynawskie; powieść Wilkina; Pulinaland, Ademar;
Poliana itd. Prawdopodobnie w nawiązaniu do formy zaczerpniętej z dzieła
Klaudiusza Ptolemeusza wspominającym o plemieniu Bulanes z II w. n.e. (ta od
bule, pule, pole) sąsiadujących z Gotami, zamiana o na u jak w Gottones =
Guttones.
W źródłach staroruskich Nestora (1115) Polanie
poświadczeni w 944, mieli być osadnikami z dorzecza Dunaju, którzy zasiedlili
równiny między Pomorzem i Mazowszem.2, 3
W połowie XIII w. Bogufał II twierdził, że
nazwa Polanie pochodzi od słowa oznaczającego północ.4 Nazwa "Polska"
jeszcze w XVII w. znaczyła to samo co "polna" np. droga polna to
kiedyś droga polska. Współczesny Mieszkowi I kronikarz Widukind z Korbei
napisał, że Mieszko panuje nad ludem zwanym Licikawiki. W połowie X w.
cesarz bizantyjski Konstantyn Porfirogeneta w dziele O Zarządzaniu
Cesarstwem wspomniał pogan znad Wisły zwanych Dicyke, a raczej Licyke,
byliby to Listkowice (Leszkowice), potomkowie Leszka, dziada
Mieszka I. Plemię, czy związek ponadplemienny Lędziców lokalizujemy
również w rejonie dorzecza Sanu, Wieprza oraz górnego Dniepru. Właśnie według
Nestora –Radymicze osiadli w widłach Wisły i Sanu "mieli pochodzić
od Lachów i być Lachami". Stąd litewskie Lenkas, ruskie Lach,
węgierskie Lengyel, normańskie Laesir (1030), fryzyjski – pal, pele,
staroniemiecki – pal, pael, duński – pael, szwedzki – pale, islandzki – pall,
bretoński – pal, peul, język włoski – polo, pole, pila.5
Nazwy określające ziemie współczesnej
Polski i Polaków pisane przez „u” są według źródeł etymologicznie
najstarsze:
- 138–161 Ptolemeusz "Mniejsze zaś narody
zamieszkujące Sarmację przy Wiśle rzece pod Wenedami: Gitonowie,
następnie Finnowie, następnie Boulanes, pod tymi Frugundionowie
(Burgundowie), następnie Awareni, przy początku Wisły
rzeki",
- Pulinaland6 800, Pulanes 1080, Pulanis
1032,
- Bolana, Bolonii po roku 800, Polenia, Poleni (nazwa
Boloni przetrwała do dnia dzisiejszego w języku arabskim),
- Polonia, Poleni, Boleni 1057, Bolaniarum 996
(spółgłoski B, P naprzemiennie używają Niemcy, zamieniając jedną za drugą
pisząc bole, za pole; Polizlaw za Boleslaw (kronikarz Ekkehard, XII wiek).
W wersji choronimu, czyli nazwy krainy: Polania,
Polonie, czy Bolizlauo Palaniorum duce, Bolizlavonem
Poloniae, Bolizlavo Polianicus), wcześniej używana w stosunku do Polski
jest nazwa ogólnoetniczna; in Sclaviam, duce Sclavonica Bilizlavone
susceptus, in Sclavania, Sclavonia, co mogło powodować mylenie Polski z
Czechami, które były określane podobnie (zwłaszcza, że obydwa kraje rządzone
były przez Bolesławów).7 Jednak niezależnie od kontrowersyjnych
Polan (Przemysław Urbańczyk zarzuca historykom sprzeczność logiczną: wywodzenie
Polan od nazwy kraju, a następnie nazwy kraju od Polan,
oraz zadziwiający fakt, że sami "Polanie" zapisaliby własną
nazwę z błędem; Polonia, Polonie, Polonus i konsekwentnie przy
tym zapisie trwali, podczas gdy obcy autorzy w późniejszych zapisach np. Bruno
z Kwerfurtu; Bolezlavo Polanorum duce, terra Polanorum, Polanis z
1005 r., provincia Polanorum, Polianici terra z 1008 r., czy w
Kronikach Thietmara Polenia, Poleni od 1012 r., używaliby nazwy
bardziej etymologicznie poprawnej)8 autorzy Ci nie kwestionują, że
źródłosłów tkwi w ogólnosłowiańskim wyrazie pole.
Jedną z pierwszych zapisek zawierających
nazwę Polski odnotowuje także spisana po łacinie w 1136 tzw. Bulla Gnieźnieńska
uznawana za pierwszy zabytek mowy polskiej9. Pośród listy ponad 400
nazw w języku polskim, tj. prowincji, grodów, wsi wymienionych w łacińskiej
bulli papieża Innocentego II, jest także fraza Mesco dux Poloniae
baptisatur odnotowująca pod rokiem (966) chrzest Mieszka I.9
1. Chrzanowski W, Kronika Słowian:
Polanie. 2006. s. 238; Fragments of the history of Western Slavs.
t.1-3; Labuda G. Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk. 2003
2. "Волохомъ бо нашедшим на Словены
на Дунаискыє, и сѣдшимъ в нихъ, и насилѧющимъ имъ. Словѣне же ови пришєдшє и
сѣдоша на Вислѣ, и прозвашасѧ Лѧховѣ, а от тѣхъ Лѧховъ прозвашасѧ Полѧне, Лѧховѣ
друзии – Лютицѣ, инии Мазовшане, а нии Поморѧне. Тако же и тѣ же Словѣне,
пришедше, сѣдоша по Днепру и наркошасѧ Полѧне а друзии Деревлѧне, зане сѣдоша в
лѣсѣхъ" [Tłum.] Gdy bowiem Wołosi naszli Słowian dunajskich, i
usadowiwszy się między nimi ciemiężyli ich, Słowianie owi przyszedłszy siedli
nad Wisłą i przezwali się Lęchami, a od tych Lęchów przezwali się jedni
Polanami, drudzy Lęchowie Łutyczami, inni Mazowszanami, inni Pomorzanami. Tak
samo i ciżsami Słowianie przyszedłszy siedli nad Dnieprem i nazwali się
Polanami, a drudzy Drewlanami, przeto że siedli w lasach. Latopis Nestora
[w:] August Bielowski Monumenta Poloniae Historia, Lwów 1864, s. 553
(oryginał cyrylicą w języku staro-cerkiewno-słowiańskim, w polskim tłumaczeniu
pozostawiono staropolszczyznę)
3. "Полѧномъ жеживущи особѣ по горамъ
симъ, и бѣ путь из Варѧгъ въ Грѣкы, и изъ Грѣкъ по Днепру [...]" [Tłum.]
Gdy Polanie żyli z osobna po górach tych, był szlak z Waregów do Grecyi, a z
Grecyi Dnieprem [...]. Latopis Nestora [w:] August Bielowski Monumenta
Poloniae Historica Lwów 1864, s. 553 (oryginał cyrylicą w języku
staro-cerkiewno-słowiańskim, w polskim tłumaczeniu pozostawiono
staropolszczyznę)
4. "qui nunc Poleni a Polo Arctico
nominantur, et alias a castro Polan quod in finibus Pomeranie situm est" –
od "zamku Polan, położonego na granicach Pomorza" [w:] Bogufał
II op. cit. Stanisław Rosik, Przemysław Wiszewski: Causa creandi: o pragmatyce
źródła historycznego. nr 171. 2005. s. 506
5. Bosworth J., A
dictionary of the Anglo-Saxon languages. s. 275.; “planus, plain, flat;
from Indo-Germanic pele, flat, to spread, also the root of words like
plan, floor, and field. [w:] John Hejduk: Soundings. 1993. s 399”; “the
root pele is the source of the English words “field” and “floor”. The root
„plak” is the source of the English word “flake” [w:] Loren Edward Meierding:
Ace the Verbal on the SAT. 2005. s. 82
6. "król
Jarlungalandu (kraj w pobliżu Jutlandii) Dralsoft, szwagier króla Sigismunda w
krainie Pulinaland" [w:] Thidrekssaga lub Wilkina Saga op. cit. Edward
Haymes. The saga of Thidrek of Bern. 1988. s 279; Ślaski K., Millennium of
Polish-Scandinavian cultural relations, 1977. s.66 (zob. Pieśń o Nibelungach)
7. Urbańczyk P., Nie było żadnych Polan.
„Gazeta Wyborcza”, 2008-05-24. ; podobny pogląd wyraziła Zofia Kurnatowska w
pracy zbiorowej U źródeł Polski – do roku 1038. Wydawnictwo Dolnośląskie, 2002,
ss. 141 i 146.
8. Urbańczyk P., Trudne początki
Polski, Wrocław 2008, s.320-324
9. Starnawski J., Średniowiecze,
Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1989
23. Waregowie, Wariagowie
- przodkowie Szwedów (wojownicze plemię), a przodkowie Polaków
Nazwa pochodzi od staronordyckiego słowa var - ślub, używana w znaczeniu
przysięgi, w formie pośredniej vearing - towarzysz, sprzymierzeniec.1,2
Stosunek do plemion słowiańskich
Początkowo Waregów nie interesował podbój
ani rabunek ziem leżących pomiędzy ich ojczyzną, a bogatymi ziemiami Bizancjum
i Bliskiego Wschodu. Z czasem jednak podporządkowywali sobie wioski i grody
leżące przy rzekach będących trasami ich wypraw. Nakładali także daninę na
okolicznych mieszkańców, opanowując kolejne tereny, wykorzystując albo walki
międzyplemienne, albo zobowiązując się do ochrony ich przed Chazarami z
południa.
Ekspansja terytorialna
Pierwsi Waregowie na terenach przyszłej
Rusi pozostają bezimienni. Wiadomo, że w połowie IX w. drużyny wareskie
stacjonowały na terenach późniejszego księstwa Nowogrodu, a tamtejsze plemiona
płaciły im daninę. Według Nestora w 862 r. Waregów tych wygnano, jednak wkrótce
potem doszło ponownie do walk wewnętrznych, i wkrótce potem Waregowie
powrócili. W tym samym roku Ruryk – Wareg z plemienia Rusów, opanował te
ziemie. Od tego momentu mamy do czynienia ze stałą, potwierdzoną przez wiele
źródeł, ekspansją Waregów na ziemie słowiańskie. Kuzyn i następca Ruryka, Oleg,
opanował wszystkie tereny wschodniosłowiańskie i przeniósł stolicę z Nowogrodu
do Kijowa tworząc państwo, później zwane Rusią Kijowską. Część
historyków rosyjskich uważa to wydarzenie za początek rosyjskiej państwowości,
choć nie ma bezpośredniej łączności historycznej między tymi dwoma państwami.
Latopis Nestora podaje, że Waregowie pomogli wprawdzie Włodzimierzowi opanować
Kijów, ale uznali metropolię za swą zdobycz, żądając oddania im miasta i okupu.3
W 1030 r. wareskie wojska Rurykowiczów zagarniają Bełz, a w następnym roku inne
grody Lachów4 aż po San.
Waregowie a Polska
Bronisław Geremek wysunął kontrowersyjną
hipotezę jakoby Mieszko I był Waregiem, a Państwo Polskie miało powstać
w wyniku najazdu z Północy.5 Według historyka Karola Szajnochy,
imiona Lach i Wareg oznaczają w językach skandynawskich to samo:
towarzysza bądź sprzymierzeńca. Forma Lach jest jednak starsza od Wareg,
która pochodzi z IX w.6
Nestor 862 r. nie zaliczał Lachów
do ogólnej nazwy "Słowian" przez którą rozumiał (zgodnie z
dzisiejszą terminologią) "Słowian Wschodnich". Dla niego Lachowie
(Lędzianie) byli to Słowianie polscy (jako odrębna grupa),
podobnie traktował słowian naddunajskich i Słowian morawsko-czeskich, których
nie zaliczał do "Słowian", poprzez nazwę którą rozumiał plemiona „wschodniosłowiańskie”.7
Kwestią dyskusyjną jest pierwotne miejsce
zasiedlania przez Lachów w ówczesnych granicach Polski. Według
Nestora „sowieni że owi priszedsze siedosza na Wisle, i prozwaszasja
lachowie, a ot tiech lachow prozwaszasja polanie, lachowie druzii luticzi, ini
mazowszanie, ini pomorianie”, co w przełożeni na język polski brzmi: Gdy
bowiem Włosi naszli na Słowian naddunajskich i osiadłszy pośród nich ciemiężyli
ich, to Słowianie ci przyszedłszy, siedli nad Wisłą i przezwali się
Lachami, a od tych Lachów przezwali się jedni Polanami, drudzy
Lachowie Lutyczami, inni Mazowszanami, inni - Pomorzanami”.8
W związku z powyższym jasno wynika, że zarówno rejon Warty (Polanie),
dolnej Odry (Lutycy), jak i środkowej Wisły (Mazowszanie i dolnej
Wisły (Pomorzanie) dopiero w okresie późniejszym zostały objęte nazwą
"Lachy". Najprawdopodobniejszy rejon pierwotnego osiedlenia Lachów
to albo centralna Polska: ziemia sieradzka i łęczycka, lub okolice takich miast
jak: Sandomierz, Lublin, Przemyśl.9
Karol Szajnocha w jednej ze swoich hipotez
wysunął dyskusyjne domniemanie, jakoby Słowianie polscy mogli swoją
nazwę wziąć od jakiegoś ludu niesłowiańskiego, powołując się na to że Nestor w
swojej kronice wyraźnie odosabnia „Lachów” od „Słowian” (=Słowian
wschodnich).10 Domysły te Szajnocha podpiera przekazami Jana
Długosza, który pisał, że Pomorzanie byli zlepkiem różnych narodów
niesłowiańskich, spośród których wymienia, m.in. Wandalów, Gotów,
Longobardów, Rugiów i Gepidów co stoi w ewidentnej sprzeczności z
przekazami kronikarza Nestora.
Najemnicy
Waregowie byli znani ze swojej
służby jako wojska zaciężne. Nazywano tak wszelkich wojowników pochodzących
z przeludnionej Skandynawii, którzy brali udział w walkach w całej Europie,
a także na Bliskim Wschodzie. Byli postrzegani jako dobrzy najemnicy, gdyż z
jednej strony, cenili sobie złoto, z drugiej strony byli także bardzo honorowi,
rzadko więc przechodzili na stronę przeciwnika.
Taktyka
Oddziały Waregów były najczęściej ciężkozbrojną
piechotą, która w zwartych, zdyscyplinowanych formacjach, zwanych hirdami
(były one podobne do falang) walczyła przy pomocy włóczni, topora i ciężkich
mieczy. Waregowie w tym sensie byli od IX do XI w. bardzo często najbardziej
wartościową, ale i najkosztowniejszą częścią wojsk, w skład których wchodzili,
głównie ze względu na nadprzeciętny wzrost (średnio 170 cm, przy ówczesnej
średniej europejskiej na poziomie 155 cm) i sile, dzięki czemu mogli swobodnie
władać swoimi ciężkimi toporami i mieczami, którym nie mogła się oprzeć żadna
ówczesna zbroja. Sami zaś posiadali zazwyczaj najlepsze zbroje i tarcze, których
nie imały się strzały ani lekkie miecze i szable. Ich legendarny „mur z tarcz”
był niemal nie do przełamania przez żaden inny rodzaj oddziału wojskowego przez
długi czas.
Działania
Waregowie występowali w tym czasie w
wojskach praktycznie całej północnej i wschodniej Europy, a także w mniejszym
stopniu na Bliskim Wschodzie. Często zdarzało się, że różne oddziały wareskie
walczyły przeciw sobie, oraz że jeden i ten sam oddział służył najpierw jednemu
państwu, a potem przechodził na służbę do ich bezpośrednich wrogów. Tak było
bardzo często w przypadku wojen między Rusią Kijowską i Bizancjum, Bizancjum i
Kalifatem Bagdadzkim, a na zachodzie między Danią i Rzeszą Niemiecką, oraz
Anglią i Normandią.
Schyłek
Dopiero pod koniec XI w. ich supremacja na
polach bitew skończyła się, na skutek rozwoju uzbrojenia i taktyki ciężkiej
jazdy rycerzy, zdolnej do przełamania ich formacji za pomocą bezpośredniej
szarży. Za symboliczną datę końca supremacji oddziałów wareskich w Zachodniej
Europie, przyjmuje się 1066 r., kiedy to w bitwie pod Hastings ciężkozbrojni
rycerze Wilhelma Zdobywcy (potomka Skandynawów) pokonali doborowe oddziały
wareskie, zwane tam huskarlami. Część z pokonanych znalazła później
zatrudnienie w słynnej gwardii wareskiej, będącej jedną z elitarnych jednostek
Bizancjum. Jedynie tam przez dłuższy czas (aż do upadku Konstantynopola)
utrzymała się tradycja gwardii wareskiej, jednak szybko zatraciła ona swój
pierwotny, skandynawski charakter.
1. Szajnocha K., Lechicki początek
Polski: szkic historyczny, 2009, seria: Dzieła, t. 4.
2. Szehab-ed-din (Abu-Abd-ullah Jakut Ben
Abdu-ułlah). Alfabet krajów 1229(Mo'addszem el-buldan =) słownik
geograficzny
3. Pipes R., Rosja carów, Warszawa,
2006, s. 29
4. Rocznik przemyski. t. 12, 1968. s.
110.]
5. Laesa, Laesar, Leasum, Lesum,
Laesom są to normańskie określenia Lachów nadsańskich z okresu wyprawy
Haralda III, 1031 znajdujące się w Sadze o Haraldzie Hardrada, kwartalnik
historyczny. t. 108, wyd. 1-3. Towarzystwo Historyczne 2001
7. Paszkiewicz H., Początki Rusi,
Kraków 1996, s.60-86, s.400-416
8. Powieść Minionych Lat
tłumaczenie prof. Sielickiego F., 1968, s. 212
9. Paszkiewicz H., Początki Rusi,
Kraków 1996, s. 403-404
10. Szajnocha K., Lechichi początek
Polski: szkic historyczny, Lwów 1858, s. 80
24. Polacy - mieszańcy, kolebka Europy
Artykuł pobrany z "Wprost" nr
52/2004 (1152)
Kim są Polacy? David Lynch, amerykański
reżyser stwierdził, że „nigdzie indziej nie spotkałem tylu fascynujących
typów twarzy”, dlatego casting do jednego ze swoich nowych filmów
postanowił zrobić w Polsce. Lynch zauważył to, co kaznodzieja Jakub Olszewski w
połowie XVII w. Olszewski pisał: „Rzeczpospolita jest jak ptak pstry,
wszytek farbowany”.
Kim tak naprawdę są Polacy? Geny jakich
jeszcze narodów nosimy w sobie? Badania przeprowadzone na Akademii Medycznej w
Warszawie dowodzą, że współcześni Polacy mają bardzo ujednolicony bagaż
genetyczny – jest on dość równomierną mieszanką genów wielu nacji. Stanowimy
zupełne przeciwieństwo takich narodów jak Włosi, Francuzi czy Hiszpanie. Ich
mapa genetyczna pokazuje, że w jednym społeczeństwie żyją obok siebie grupy
genetycznie odmienne. W Polsce większość społeczeństwa ma tymczasem ten sam
koktajl genów - mówi dr Rafał Płoski, jeden z autorów badań.
Polacy po łagodnej selekcji
O ile mniej więcej wiadomo, jak wyglądają przeciętny Skandynaw albo Włoch,
Niemiec czy Rosjanin, o tyle stworzenie obrazu przeciętnego Polaka wydaje się
kwadraturą koła. Polak może mieć bowiem zarówno płowe włosy i niebieskie oczy,
jak i ciemną karnację oraz piwne oczy (niczym Cygan), czy być rudym niczym
Irlandczyk bądź garbatonosym brunetem z ostrymi rysami w typie semickim. Z
badań przeprowadzonych na warszawskiej akademii medycznej wynika, że jesteśmy
Słowianami, ale z domieszką wpływów germańskich i nordyckich, a także
litewskich, semickich, ormiańskich, węgierskich, ruskich, włoskich i żydowskich.
I wszystkie te genetyczne zapożyczenia są mniej więcej równo rozłożone.
Bogusław Pawłowski, antropolog, uważa, że
choć określenie homogeniczna (czyli jednorodna) różnorodność jest oksymoronem,
to doskonale oddaje genetyczny profil Polaków. Tę pozorną sprzeczność wyjaśnia
znana w antropologii teoria klina. Mówi ona, że w warunkach ostrej selekcji
premiowane są określone cechy. To taka ostra selekcja sprawiła, że większość
mieszkańców Skandynawii jest do siebie podobna, tak samo jak ludzie żyjący w
ciepłych krajach basenu Morza Śródziemnego. W klinie leżącym pomiędzy tymi
strefami, czyli w umiarkowanej strefie klimatu umiarkowanego, selekcja jest
znacznie łagodniejsza. W Europie ten klin rozciąga się mniej więcej od Francji
na zachodzie, po Rosję na wschodzie, od Morza Bałtyckiego na północy, po
Półwysep Bałkański na południu. Polska leży w samym środku tego klina, dlatego
mieszkańcy tych terenów równomiernie absorbowali zewnętrzne wpływy. I to nie
tylko genetyczne, ale i kulturowe.
Czy Mieszko I był Wikingiem?
Pod koniec PRL przestano nachalnie rozpowszechniać naciągane teorie, mówiące o
tym, że nad Odrą, Wartą i Wisłą Polacy żyli od czasów prehistorycznych. Pojawiliśmy
się na terenach dzisiejszej Polski najwcześniej w V - VI w. n.e.
Praojczyzną Słowian były tereny między Bugiem a środkowym dorzeczem Dniepru.
Nasi przodkowie żyli tam spokojnie, aż doszły ich wieści o tym, że ludy ruszyły
na południe, do dawnego Cesarstwa Rzymskiego. Jeżeli Lech, Czech i Rus
istnieli, to rozdzielili się właśnie wtedy.
Już w drugiej połowie X w. pojawia się na naszych ziemiach spora liczba grobów
skandynawskich wojowników. Naukowcy dowiedli, że Mieszko I zbudował swoje
państwo dzięki sile swojej trzytysięcznej drużyny, złożonej głównie z
pochodzących z północy Waregów, najdzielniejszych wówczas wojowników. To oni
głównie tworzyli taką ówczesną Legię Cudzoziemską – mówi prof. Henryk
Samsonowicz, historyk.
Część polskich historyków twierdzi wręcz,
że Mieszko I sam był Waregiem, a państwo polskie powstało w wyniku najazdu z
północy. Tego, że skandynawskie wpływy są faktem, dowiódł m.in. antropolog
Maurycy Stanaszek. Przebadał on kilka tysięcy szkieletów z X w. z Wielkopolski,
Małopolski i północno-środkowej Ukrainy. Już wtedy zdecydowanie różniliśmy się
od naszych pobratymców ze wschodu. Widać wyraźny wpływ ludności skandynawskiej
na nasz wygląd – mówi Stanaszek. Potwierdzają to także odkrycia, m.in.
odnalezione przed kilkoma laty na Mazowszu groby wareskich wojowników z XI w.
Ziemię nadano im w zamian za obronę naszych granic przed najazdami Prusów.
Skandynawski komponent genetyczny wzmocniły szwedzkie najazdy. Chodzi nie tylko
o powszechność gwałtów, ale też o to, że wielu Szwedów osiadło wtedy na
terenach Rzeczypospolitej. Na przykład legenda rodziny Jana „Rudego” Bytnara,
bohaterskiego żołnierza AK głosi, że ich przodkiem był żołnierz armii Gustawa
Adolfa, która najechała Polskę.
Von Baysen, czyli Bażyński
Z badań przeprowadzonych na warszawskiej akademii medycznej wynika, że od
Niemców różni nas tzw. marker R1a1 w męskim chromosomie Y. U naszych
sąsiadów z zachodu ten marker występuje rzadziej. Oznacza to, że jesteśmy
znacznie mniej wymieszani z Niemcami niż na przykład Czesi. Zdaniem Płoskiego,
genetycznie stoją oni pośrodku między nami a Niemcami. Z tymi ostatnimi
mieszaliśmy się od XIII w., kiedy zaczęli przybywać na polskie ziemie. Związki
mieszane już wtedy były masowe. Dystans pomiędzy Polakami a Niemcami wcale nie
był tak wielki, bo ówczesne miasta w większości przypominały wsie – mówi prof.
Samsonowicz.
Niemieckie ślady genetyczne to też
pozostałość po polonizowaniu się niemieckiej szlachty wchodzącej z Polakami w
rodowe alianse. Wedlowie-Tuczyńscy opisani w „Potopie” Sienkiewicza jako ród
potężny, władający ziemią wałecką, w istocie byli brandenburskimi rycerzami,
którzy nazwisko wzięli od rodowej siedziby. Spolonizowali się w jednym
pokoleniu za panowania Władysława Jagiełły. Aby to podkreślić, do nazwiska
dodali końcówkę „ski” (Wedelski). Jako lennicy polskiego króla najeżdżali
kuzynów z Recza i Choszczna, uznających zwierzchnictwo Brandenburgii.
Asymilowanym w Polsce Niemcem był Johann von Baysen, przywódca pomorskiego
rycerstwa, walczącego po stronie Kazimierza Jagiellończyka przeciw Krzyżakom. W
Polsce stał się Janem Bażyńskim. Szlachta niemieckiego pochodzenia robiła u nas
państwowe kariery, jak np. Dohnhoffowie i Wejcherowie, którzy sprawowali urząd
wojewody. Począwszy od XVI w. asymilowali się niemieccy mieszczanie w takich
ośrodkach jak Kraków czy Poznań. Szczególnie łatwo przychodziło to niemieckim katolikom.
Dobrym tego przykładem są bambrzy sprowadzeni do Poznania i Wielkopolski z
katolickiej Bawarii.
Litwinopolacy
Mieszanie genów przebiegało na większą skalę między narodami, które dobrowolnie
się federowały. Tak było po zawarciu unii polsko-litewskiej. Z badań
polskich genetyków wynika, iż genetycznie najbardziej są do nas podobni Litwini
(a także Łotysze). To podobieństwo genów można też tłumaczyć tym, że
Bałtowie i Słowianie mieli wspólnych przodków.
Po zawarciu unii polsko-litewskiej na
wschód szeroko promieniowała nie tylko polska kultura, ale też nasze geny.
Radziwiłłowie np. szybko weszli w związki krwi z najlepszymi rodami Korony i
zostali uznani za „esencję polskiej magnaterii”. Przedstawiciele ruskich rodów
posyłali swoich synów do polskich jezuickich kolegiów, co ułatwiało ich
polonizację. Sportretowany przez Henryka Sienkiewicza jako okrutny polski
magnat Jeremi Wiśniowiecki wywodził się z prawosławnej ruskiej rodziny. Był on
pierwszym z rodu, który ożenił się z polską szlachcianką Gryzeldą Zamoyską. Ich
syn, Michał Korybut Wiśniowiecki, zasiadł na tronie polskim. Jak zauważa
historyk Michał Kopczyński, choćby ten fakt pokazuje, jak otwarta na obce nacje
była dawna Rzeczpospolita.
W czasach Rzeczypospolitej wielu narodów zasymilowało się u nas niemało
Czechów, Ormian, Wołochów, a także Madziarów. W końcu XVI w. żyło na naszych
ziemiach aż 100 tys. Szkotów. Jako lokalne mocarstwo Rzeczpospolita przyciągała
najaktywniejszy żywioł z krajów ościennych. Tamte wędrówki ludów widać choćby w
genach Roberta Makłowicza. W jego żyłach płynie krew węgierska, ukraińska i
ormiańska. Polonizacja różnych innych nacji jest fenomenem na skalę światową.
Można zrozumieć, że stawali się Polakami ci, którym nadawano w zamian za to
przywileje. Jednak polonizowało się tysiące cudzoziemców w XIX w., kiedy nie
mieliśmy państwa. Polska kultura ma ogromną siłę przyciągania – podkreśla
Samsonowicz.
Żydopolacy
Najtrudniej postępowała asymilacja Żydów, największej ich diaspory w ówczesnym
świecie. Mimo że Żydzi mieszkali w Polsce od czasów średniowiecza, do połowy
XIX w. ogromna większość żyła w odosobnieniu i zachowywała kulturową odrębność.
Wieść gminna wiązała wprawdzie niektórych wielmożów (w tym króla Kazimierza
Wielkiego) z żydowskimi kochankami, ale nie prowadziło to do znaczącej wymiany
genów. Zmieniło się to za sprawą mieszkających na terenach Polski zwolenników haskali,
czyli Żydów postulujących kulturową asymilację „być Żydem w domu, a człowiekiem
na ulicy” – głosiło ich najbardziej znane hasło.
Zasymilowani Żydzi szybko się laicyzowali
i polonizowali – najczęściej przez małżeństwa. Proces ten świetnie opisuje
Joanna Olczak-Ronikier w głośnej książce W ogrodzie pamięci. Przodkiem
pisarki był Jakub Mortkowicz, wydawca i przyjaciel najwybitniejszych poetów. Gdy
popełnił samobójstwo, w pożegnalnym liście napisał: „Nie byłem kupcem i nie
umieram jak kupiec”. W ten sposób Mortkowicz podkreślał, że należał już do
innej kultury. Jedną z najbardziej znanych zasymilowanych rodzin żydowskich
byli Słonimscy. Doktor Chaim Słonimski wydawał najważniejsze pismo zwolenników
asymilacji – Ha-cfira, a jego wnuk, wybitny poeta Antoni, jeszcze w
latach 20. napisał tekst wzywający pobratymców do porzucenia gett.
Sarmaci i Europejczycy
Wiele o nas mówi nie tylko to, skąd pochodzimy (genetycznie), ale i to, skąd
swoje pochodzenie wywodzimy w sensie kulturowym. Na początku XIV w. kronikarz
Dzierzwa napisał, że jesteśmy potomkami Wandalów – ludu, który w 455
r. złupił Rzym, a potem w północnej Afryce stworzył własne państwo. Współcześni
Mieszkowi I dostojnicy Kościoła kilkakrotnie określają go w
dokumentach jako dux Vandalorum, czyli książę Wandali.
Kronikarz Wincenty Kadłubek wywodzi
Polaków od Wandali, twierdząc nawet, że od nich pochodzi imię Wanda. Kazimierz
Wielki (1330 – 1370) ostatni władca z dynastii Piastów na polskim tronie,
wiedział, że Polacy pochodzą od Gotów. Dlatego na grobowcu Bolesława
Chrobrego kazał wyryć napis „Rex Gothorum et Polonarum” („Król
Gotów i Polaków”).
W XV i XVI w. pojawiły się rzekomo starożytne mapy, na których na terenach
Polski i Ukrainy widniały plemiona Sarmatów. Mit sarmacki stał się wtedy
oficjalną ideologią szlachty. Dowody na jego prawdziwość są wątłe, ale, jak
zauważa historyk prof. Jacek Banaszkiewicz, był on nam potrzebny do uzasadnienia
ekspansji na wschód. Odwołując się do sarmackiego mitu, szlachta utwierdzała
swój etos wojownika mającego w pogardzie handel i pracę na roli. Mit o
sarmackim pochodzeniu szlachty podważył Joachim Lelewel na początku XIX w.
dowodząc naszej słowiańskości.
Robert Makłowicz: Dla mnie szczególnie
ważne są ormiańskie korzenie. Ślub wziąłem w kościele ormiańskim w Krakowie,
tam także ochrzciłem moich synów. Kiedyś członkowie mojej rodziny byli
obywatelami wielonarodowościowej Rzeczypospolitej, później poddanymi cesarza
monarchii habsburskiej, dziś rozdzieliły nas granice. Czworo rodzeństwa mojego
ojca mieszka na Ukrainie i czuje się Ukraińcami. Państwo narodowe jest dla mnie
czymś wysoce obrzydliwym.
BLIKLOWIE
korzenie polsko-szwajcarsko-niemieckie
Prof. Andrzej Blikle: Andreas Blikle z
Rawensburga w Wirtembergii z żoną Szwajcarką Anną Marią Tobler i dwojgiem ich
dzieci przybyli na początku XIX wieku do Chełma Lubelskiego, gdzie działała
gmina kalwińska. Założycielem firmy A. Blikle był Antoni Kazimierz Blikle (1845-1912).
W 1869 r. kupił on zakład od wdowy po swoim pryncypale, u którego terminował.
Na co dzień posługiwał się językiem polskim, był zaangażowany m.in. w
dostarczanie broni powstańcom styczniowym. Od jego czasów Bliklowie czują się w
pełni Polakami, mimo iż dopiero żona Jerzego, wnuka Antoniego (ur. w 1906 r.),
była rdzenną Polką. Bliklowie to znani społecznicy, w rodzinie kultywowane były
tradycje patriotyczne, ale naszych przyjaciół dobieraliśmy nie pod kątem
narodowości, lecz przymiotów charakteru i duszy. Mieliśmy ich, i nadal mamy, w
wielu krajach.
25. Skąd pochodzą Polacy
Autor: Monika Florek-Moskal
www.wprost.pl / numer: 9/2006 (1212)
Badania DNA Polaków nie ujawniły żadnych
różnic genetycznych między ludnością chłopską i szlachecką
Grecy są bardziej spokrewnieni z
Etiopczykami i innymi mieszkańcami Sahary niż z Włochami, Słowianami czy nawet
Turkami. Węgrzy mają najwyższy wśród ludności niesemickiej udział haplotypów,
czyli charakterystycznych dla danej populacji wariantów genów, typowych dla
Żydów. Z kolei Polacy to genetyczny tygiel Europy. - W waszym DNA jest nie
tylko historia Polski, ale całej Europy, poczynając od pierwszych na tych
terenach osadników, którzy 35 tys. lat temu wyemigrowali z Azji Mniejszej i
Środkowej na północ - powiedział w rozmowie z "Wprost" dr Spencer
Wells, genetyk. Amerykański uczony jest szefem ogólnoświatowego Projektu
Genograficznego, który ma doprowadzić do opracowania genealogicznej mapy
Europy, w której Polacy odgrywają kluczową rolę. Od 100 tys. osób na całym
świecie zostaną pobrane próbki DNA, aby wyjaśnić genetyczne pokrewieństwo i
migracje ludności na wszystkich kontynentach.
Polacy różnią się między sobą mniej niż inne społeczności, wszyscy mamy podobny
koktajl genów - sugerują próbki DNA, które pobrano do tej pory w różnych
rejonach Polski. Zostaliśmy dość równomiernie wymieszani z innymi nacjami:
mieszają się w nas zarówno geny litewskie, ruskie i węgierskie, jak też
nordyckie, germańskie, ormiańskie i geny Żydów aszkenazyjskich. - Tym się
jedynie różnimy od innych krajów europejskich, że we Włoszech, Francji i w
Wielkiej Brytanii w jednym społeczeństwie żyją obok siebie grupy wręcz odmienne
genetycznie - mówi dr Rafał Płoski, kierownik pracowni genetycznej Katedry i
Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Warszawie.
Chorwaci mają znaczny udział haplotypów charakterystycznych dla Polaków i
Rosjan, ale u mieszkańców Dalmacji wykryto geny Awarów, koczowniczego ludu
pochodzenia ałtajskiego, zamieszkującego teraz Dagestan. Włochy można podzielić
na "genetyczne regiony", których dzisiejsi mieszkańcy są spokrewnieni
z żyjącymi w starożytności na tych terenach Etruskami, Ligurami z okolic z
Genui oraz Grekami z południa Włoch. Grecy różnią się od mieszkających na
północy ich kraju Macedończyków, bo prawdopodobnie pochodzą od niewolników
sprowadzanych z Afryki w starożytności. Potomkami niewolników z Afryki
Północnej są też niektórzy mieszkańcy Półwyspu Iberyjskiego, szczególnie
Portugalii, gdzie sprowadzono ich najwięcej. Z kolei w północnej Portugalii większe
są wpływy Berberów, rdzennej ludności północnej Afryki i Sahary.
Barbarzyńcy Europy
W przekazywanym z pokolenia na pokolenie
materiale genetycznym zapisana jest nie tylko informacja o kolorze oczu,
wzroście i rysach twarzy, ale też o dziejach gatunku Homo sapiens oraz
poszczególnych osób, rodzin, grup etnicznych i całych narodów - powiedział w
rozmowie z "Wprost" prof. Bryan Sykes z Oxford University. Dopiero
badania genetyczne ujawniły, że współcześni Europejczycy, w tym Polacy, wywodzą
się z siedmiu klanów. Naszymi pramatkami jest siedem kobiet, którym prof. Sykes
nadał imiona: Ursula (żyła 45 tys. lat temu), Xenia (25 tys. lat temu), Helena
(20 tys. lat temu), Velda i Tara (17 tys. lat temu), Katrine (15 tys. lat temu)
oraz Jasmine (8 tys. lat temu). Aż sześć z siedmiu tych grup (poza Jasmine) ma
barbarzyńskie pochodzenie. Żyły długo przed przybyciem do Europy pierwszych
rolników. Współcześni mieszkańcy Europy pochodzą od nieokrzesanych ludów
koczowniczych, a nie, jak dotychczas sądzono, od umiejących uprawiać zboże i
budować osady rolników. Analiza DNA 24 szkieletów sprzed 7,5 tys. lat,
odkrytych w Europie Środkowej, wykazała, że cywilizowaną Europę budowały
plemiona zbieracko-łowieckie. Nasi przodkowie przejęli technikę agrarną od
bardziej rozwiniętych technicznie i kulturowo przybyszów.
Skąd się wywodzą Polacy? Archeolodzy twierdzą, że pojawili się na terenach
między Odrą a Wisłą najwcześniej w V lub VI wieku. Ale czy pochodzimy od
Wandalów, którzy w 455 r. złupili Rzym, a potem w Afryce Północnej utworzyli
własne państwo, jak w XIV wieku sugerował kronikarz Dzierzwa? Na razie nie
potwierdził się rozpowszechniany w XVII wieku przez szlachtę mit, że ich
przodkami byli przebywający na terenach Ukrainy i Polski Sarmaci. Badania DNA
nie ujawniły żadnych różnic genetycznych między ludnością chłopską i
szlachecką.
Potomkowie Dżyngis-chana
Polacy wykazują duże podobieństwo genetyczne do swoich wschodnich i
zachodnich oraz północnych sąsiadów. W X wieku Mieszko I sprowadził do Polski
ze Skandynawii Waregów (są nawet hipotezy, że sam był Waregiem). W XII wieku na
Śląsku zaczęli się osiedlać osadnicy z południowych Niemiec - Frankonii i
Wirtembergii. W tym czasie pojawili się Mongołowie, którzy również zmieszali
się z ludnością polską. Dr Wellsw DNA niektórych naszych rodaków zidentyfikował
geny typowe dla mieszkańców Mongolii. Prawdopodobnie pochodzą z czasów najazdów
Mongołów w XII wieku. Można nawet podejrzewać, że niektórzy Polacy są potomkami
Dżyngis-chana! Patriarcha wszech czasów, jak nazywano tego władcę, pozostawił
po sobie największą liczbę potomków na świecie. Uczeni obliczyli, że żyje dziś
co najmniej 16 mln mężczyzn spokrewnionych z Dżyngis-chanem w linii prostej.
Ponad 25% z nich to Hazarzy zamieszkujący środkowy Afganistan.
Unia polsko-litewska przyczyniła się do
wymieszania Polaków, Litwinów i Łotyszów. Radziwiłłowie skrzyżowali się z
najlepszymi rodami Korony. Michał Korybut Wiśniowiecki był potomkiem magnata
Jeremiego Wiśniowieckiego wywodzącego się z prawosławnej rodziny ruskiej. Na początku
XIX wieku z Ravensburgaw Wirtembergii przybyli do Polski przodkowie prof.
Andrzeja Bliklego (firmę A. Blikle założył ich syn - Antoni Kazimierz).
Najdłużej postępowała w Polsce asymilacja Żydów. Przykładem jest rodzina
Słonimskich, jedna z najstarszych zasymilowanych rodzin żydowskich.
Fin i Polak dwa bratanki
Przodkowie Lecha Wałęsy, jak wynika z
rodzinnych przekazów, wywodzą się z rzymskiej arystokracji z III wieku n.e. -
Nasze drzewo genealogiczne wskazuje, że część rodziny przeniosła się do Francji,
skąd w XVIII wieku mój praprapradziad przybył do Polski - mówi były prezydent
RP. Badania DNA wykonane na zlecenie tygodnika "Wprost" wykazały, że
genotyp Lecha Wałęsy jest typowy dla wymieszanych genowo mieszkańców Polski.
Specjaliści Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Warszawie
wykryli w nim warianty genetyczne występujące w Polsce i wschodnich Niemczech,
na Litwie i Łotwie, a także w Portugalii, Wielkiej Brytanii i Chorwacji.
Podobnie wypadły badania DNA Marka Króla, redaktora naczelnego tygodnika
"Wprost". Ma on geny typowe dla mieszkańców środkowej Polski, choć w
jego DNA można też znaleźć warianty genów ludności Skandynawii, Estonii, Litwy,
a także Rumunii, Bułgarii i okolic Moskwy.
Polacy wykazują duże pokrewieństwo z ludnością pochodzenia ugrofińskiego -
Węgrami, Estończykami i Finami - mimo zupełnie odmiennego języka. Być może
Bałtowie i Słowianie mieli wspólnych przodków. Jesteśmy też bardziej podobni do
Rosjan niż do Niemców. Najczęstszy w Europie Środkowej haplotyp XI choromosomu
Y występuje u 44% Ukrańców, 44% Rosjan i 41% Węgrów. Z Niemcami bardziej niż
Polacy wymieszani są jedynie Czesi. Polacy większe pokrewieństwo wykazują do
Niemców ze wschodu, Niemcy z zachodu są zaś bardziej podobni do mieszkańców
innych krajów Europy Zachodniej, szczególnie Francji, Belgii, Holandii, Danii i
Anglii.
Geny królowej Wiktorii
W genealogii DNA wykorzystuje się materiał genetyczny znajdujący się w
męskim chromosomie Y, przekazywanym z ojca na syna, oraz pochodzące od matki
tzw. mitochondrialne DNA. Te dwa fragmenty DNA ulegają z pokolenia na pokolenie
nielicznym mutacjom i pozwalają ustalić przodków w linii rodowej ojca lub
matki. - Margines błędu jest niewielki, nie przekracza 5-10% - mówi dr Rafał
Płoski. Trzeba jedynie pamiętać, że sięgając 25 generacji wstecz, mamy aż 30
mln przodków, którzy mogli pochodzić niemal z każdego regionu świata - zarówno
z Europy, jak i z Azji, Bliskiego Wschodu czy Ameryki Północnej. Badanie DNA
Zbigniewa Rewery z Sandomierza ujawniło, że ma on chromosom Y unikatowy w
Europie, ale występujący u ponad połowy mężczyzn z południowej części Półwyspu
Indyjskiego. Bennett Greenspan, założyciel firmy Family Tree DNA, dowiedział
się, że jego przodkowie pochodzą z Polski. Badania Oprah Winfrey wykazały, że
dziennikarka dziedziczy geny Zulusów. Z kolei Spike Lee dowiedział się, że jego
rodzina wywodzi się z Nigerii i Kamerunu.
Genealogia genetyczna stanie się wkrótce tak powszechna jak sporządzanie
metryki urodzeń. Odnalezienie korzeni sprzed stu lat dotychczasowymi metodami
trwa co najmniej pół roku, badanie genetyczne można przeprowadzić w ciągu dwóch
tygodni. Najstarsze dokumenty pozwalają się cofnąć do XVI lub XV wieku, a im
dalej, tym więcej jest w nich nieścisłości. Wiadomo na przykład, że aby uzyskać
prawo do spadku, fałszowano herbarze. Badania DNA mogą być bardziej wiarygodne
niż niektóre dokumenty historyczne. Czy prawowitym następcą tronu jest
faktycznie królowa Wiktoria, władczyni XIX-wiecznego imperium brytyjskiego,
panująca w Anglii przez 64 lata? W wydanej przed kilkoma laty głośnej książce
"Queen Victoria’s Gene" (Geny królowej Wiktorii) swoje podejrzenie co
do tego wyrazili Malcolm Potts z uniwersytetu w Berkeley i William Potts z
uniwersytetu w Lancaster. Podejrzenia wywołała hemofilia, choroba królów, jak
nazywano ją przed laty, objawiająca się małą krzepliwością krwi. Badacze
twierdzą, że to dziedziczne schorzenie było przekazywane z pokolenia na
pokolenie właśnie od czasów królowej Wiktorii. Ale nie chorował z tego powodu
ani jej mąż - król Albert, ani jej przodkowie. Nosicielem genu wywołującego
hemofilię była dopiero królowa Wiktoria. Nie można wykluczyć, że doszło do
przypadkowej mutacji genu, ale zdarza się to u jednej osoby na 50 tys. Bardziej
prawdopodobne jest, jak twierdzą specjaliści, że królowa Wiktoria nie jest
córką Edwarda, księcia Kentu, tym bardziej że długo nie mógł się on doczekać
następcy tronu. To dlatego postanowił się ożenić ze znacznie młodszą od siebie
kobietą. Pozostaje pytanie, czy podołał obowiązkowi spłodzenia potomstwa?
Jedna wielka rodzina
Do pokrewieństwa ze mną przyznaje się wiele osób o nazwisku Kościuszko z
całego świata. Warto więc to pokrewieństwo sprawdzić - mówi Jan Kościuszko,
właściciel sieci restauracji Chłopskie Jadło. Podobne badania chce
przeprowadzić Jan Pągowski, prezes Warszawskiego Towarzystwa Genealogiczego,
którego przodkowie, według dokumentów, wywodzą się od Karola Wielkiego. Wiele
współcześnie żyjących osób to potomkowie znanych w przeszłości władców. W
północno-zachodniej Irlandii co piąty mężczyzna jest potomkiem średniowiecznego
władcy z V wieku o imieniu Niall Noigiallach. Jego królewski chromosom
rozproszył się po całym świecie - występuje m.in. u 16,7% mężczyzn w zachodniej
i środkowej Szkocji oraz u 2% pochodzących z Europy nowojorczyków.
Z rodu króla Nialla pochodzą ludzie o nazwiskach O’Neill, Gallagher, Boyle,
O’Donnell, Connor, O’Reilly, Cambell, Donnelly, McGover, McLoughlin, O’Rourke i
Quinn. W Wielkiej Brytanii ustalono, że mężczyźni o nazwisku Attenborough,
Widdowson i Grewcock mają jednakowy chromosom Y. Każdy z tych rodów ma
wspólnego męskiego przodka sprzed około dwudziestu pokoleń, kiedy te nazwiska
odnotowano w dokumentach po raz pierwszy. Policja brytyjska chce wykorzystać
ten fakt do poszukiwania przestępców. Wykryty na miejscu przestępstwa fragment
naskórka, śliny lub włosa może pomóc ustalić nazwisko sprawcy, zanim jeszcze
rozpocznie się śledztwo.
Koniec ras
Badania genetyczne mogą pomóc
przezwyciężyć uprzedzenia rasowe. Badania Sergio Peny z Universidade Federal de
Minas Gerais w Brazylii przekonują, że cechy zewnętrzne, takie jak kolor skóry
i włosów, nie są wiarygodnym wskaźnikiem pochodzenia etnicznego. Uczony wykazał
to na przykładzie jednej z najbardziej wymieszanych populacji, jaką są
Brazylijczycy. Mimo wyraźnych różnic fizycznych u wielu z nich test nie ujawnił
znaczących różnic genetycznych. Nawet osoby o wyraźnych cechach rasy białej
miały 28% genów pochodzenia afrykańskiego i 33% genów odziedziczonych po
Indianach. Z kolei osoby zaliczane do rasy czarnej miały aż 48% genów
pozaafrykańskich! To kolejny dowód, że rasa jest jedynie tworem społecznym, a
nie biologicznym. Potomkowie Adama i Ewy są tak wymieszani, że badaniami
genetycznymi można prześledzić losy poszczególnych rodzin, klanów, narodów i
całej ludzkości, ale nie ras.
GENETYCZNY DROGOWSKAZ
|
W badaniu
pochodzenia istotny jest materiał genetyczny znajdujący się w męskim
chromosomie Y, przekazywanym z ojca na syna, oraz mitochondrialne DNA
(mtDNA), które przekazuje potomstwu, niezależnie od płci, wyłącznie matka. Te
dwa typy DNA podczas przekazywania z pokolenia na pokolenie ulegają tylko
nielicznym mutacjom. Ich liczba jest proporcjonalna do czasu, w którym
zaszły. Służą one za genealogiczne drogowskazy. Ustalony w badaniu DNA profil
genetyczny, wyodrębniony z próbki krwi lub śliny, jest porównywany z
wariantami genów charakterystycznych dla danej populacji. Profil genetyczny
Lecha Wałęsy i Marka Króla uzyskano na podstawie analizy chromosomu Y.
|
COHEN OD AARONA
|
Bard
Leonard Cohen z Kanady jest spokrewniony z opisywanym w Biblii żydowskim
kapłanem Aaronem. Nazwisko Cohen pochodzi od hebrajskiego słowa kohen,
oznaczającego najwyższego kapłana. Z linii Aarona wywodzi się także
mieszkające na południu Afryki plemię Lembo wyznające religię żydowską. Choć
jego członkowie są podobni do rdzennych mieszkańców Afryki, badania
jednoznacznie wykazały, że geny "po mieczu" pochodzą od niewielkiej
grupy kapłanów żydowskich, którzy kilkaset lat temu zawędrowali do Afryki i
pojęli za żony Afrykanki. Potwierdziła to analiza mitochondrialnego DNA. Aż
40% wszystkich żyjących na świecie Żydów aszkenazyjskich wywodzących się z
Europy Środkowej i Wschodniej to potomkowie zaledwie czterech kobiet.
|
SPRAWDŹ, SKĄD POCHODZISZ
|
Niektóre
ośrodki, w których można przeprowadzić badania DNA w celu ustalenia swego
pochodzenia:
- Zakład Medycyny Sądowej
Akademii Medycznej w Warszawie, ul. Oczki 1
- Test DNA, Sosnowiec, ul.
Sobieskiego 64a/211
- Zakład Medycyny Sądowej
Collegium Medicum w Bydgoszczy, ul. Skłodowskiej-Curie 9
- Katedra i Medycyny Sądowej
Akademii Medycznej w Gdańsku, ul. Dębowa 23
|
26. Polska krew
Autor: Dariusz Baliszewski
www.wprost.pl / numer: 9/2006 (1212)
Wiek XVI wprowadził na polskie ziemie
Włochów, Węgrów i Francuzów, wiek XVII - Szwedów, Turków i Tatarów, a wiek XIX
- Rosjan, Niemców i Austriaków.
Jaka krew płynie w naszych żyłach? Dla
Polaków, jak dla chyba żadnego innego narodu na świecie, to nonsensowne pytanie
ma głęboki, historyczny sens. Nie ma bowiem drugiego tak snobistycznego narodu
na świecie, który obwieszałby palce sygnetami herbowymi, współcześnie zamawiał
portrety szlachetnych przodków i przywoływał pochodzenie jako argument w
dyskusji o swojej rzekomej wartości i rzekomej przewadze nad innymi. Jeśli
jednak spróbować historycznie przebadać skład i jakość owej polskiej,
biało-czerwonej krwi, to okaże się, żeśmy ani inni, ani specjalnie wyjątkowi.
Przede wszystkim nie bardzo wiadomo, skąd Polacy wzięli się na polskiej ziemi.
Według Wincentego zwanego Kadłubkiem, w prostej linii pochodzimy od
starożytnych Rzymian. Mieliśmy pouczać Aleksandra Wielkiego, że "Polaków
ocenia się według dzielności ducha, hartu ciała, a nie według bogactw!".
Według kolejnych bajkopisarzy, wzięliśmy się od Sarmatów, gdzieś znad dolnej
Wołgi. Przegoniliśmy Scytów, podbiliśmy polską ziemię, a ludność miejscową
zamieniliśmy w chłopów, stając się szlachtą wyróżniającą się, co oczywiste,
lepszą, bo szlachecką krwią. W tej legendzie jest źdźbło prawdy, bo jak
stwierdzają ostatnie badania naukowe, praojczyzna Słowian mieściła się na
wschodzie, w dorzeczu Dniepru, skąd między V a VII wiekiem nasi pradziadowie
przywędrowali nad Wisłę i Wartę. Problem w tym, że jak pisał prof. Jerzy Łojek,
cała ich bogata cywilizacja oparta była na drewnie. Kiedy sprytni Grecy, Włosi
czy Egipcjanie ryli historię w twardym kamieniu, który miał przetrwać
tysiąclecia, my, Polacy, rzeźbiliśmy nasze pradzieje w drewnie, które okazało
się wielce nietrwałe. Wiemy więc o sobie niewiele.
Polska gościnność
"Lud to we wznoszeniu domostw mało staranny, przestaje na nędznych chatach.
Śmiały i zuchwały, umysłu gorącego, niełatwy, w ruchu i postawie przystojny,
siłą góruje, wzrostu wyniosłego i smukłego, ciała zdrowego, barwy mieszanej,
białej i czarnej" - pisał o pierwszych Polakach Jan Długosz. Kronikarze i
podróżnicy podnosili w swych świadectwach naszą dobroduszność, gościnność i
brak agresji, a co więcej - wolność, także obyczajową, która nakazywała się
dzielić z gościem tym, co najlepsze, także żoną czy córką. Owa wolność
obyczajowa przetrwała wiele wieków: sakrament małżeństwa - i to tylko dla dworu
- pojawił się w Polsce dopiero w XIII wieku, a pogańskie święta z nocą
świętojańską, podczas której kobiety wybierały sobie partnerów, przetrwały na
polskiej wsi do wieku XIX. Jest to szczegół o tyle istotny, że pra-Polak nie znał
pojęcia ksenofobii i każdy (kto, oczywiście, podzielał jego wiarę) był dla
niego równie dobrym Polakiem jak on sam.
Dlatego tak samo dobrym Polakiem stawał się Niemiec, Ormianin, Rusin, Flamand,
romański Walon czy Wołoch (Rumun). Polska rozrastała się terytorialnie a to o
Ruś Halicką, a to o Prusy Królewskie, a to, poprzez unię, o Litwę, i wzbogacała
się o nowych Polaków. Także tych z tzw. wsi jenieckich - Węgierskich Górek,
Czechowic, Niemczy, Brańsków, w których nazwach kryje się ich historia. Dziś może
kogoś dziwić to, że w tej polskiej wspólnocie etnicznej to nie język stanowił
czynnik wyróżniający, ale tak wyglądała owa Polska. Cały wielki ruch lokacyjny
miast i wsi, zapoczątkowany w XIII wieku, przywiódł na ziemie dwumilionowej
Polski, jak szacował prof. Benedykt Ziętara, 100 tys. cudzoziemców. Początkowo
kościoły dzieliły się na te z kazaniami po niemiecku i po polsku. Po pewnym
czasie wszystko stawało się Polską. Nowi osadnicy i tzw. ministeriałowie, czyli
służebne rycerstwo niższego stanu, które ciągnęło do Polski z całej Europy, tu
znajdując drogi awansu społecznego i ekonomicznego. Podobnie duchowieństwo.
Podobnie rzemiosło i kupiectwo. Polskie średniowiecze jest jedną wielką
migracją, wielkim tyglem narodów, w którym mieszają się krew i geny.
Od 1264 r., gdy Bolesław Pobożny wydał pierwszy przywilej dla Żydów, pojawiają
się oni w polskiej wspólnocie etnicznej. I stają się Polakami. Jedynie w Polsce
obowiązuje prawo grożące surową karą chrześcijaninowi, który nie pospieszy z
pomocą Żydowi wzywającemu ratunku. Wystarczy przypomnieć przestrogi Kościoła,
że "Żydzi nie tylko współżyją z ludnością chrześcijańską, ale biorą udział
w pijatykach czy ucztach". W owej Polsce są oni najprawdziwszymi Polakami,
tym cenniejszymi, że w Wielkim Księstwie Litewskim od końca XVI wieku Żydzi,
którzy przyjmowali wiarę katolicką, automatycznie otrzymywali szlachectwo!
Sarbiewski w swej kronice pisze, że "miano Polaków obejmuje także tych,
których z czasem dopiero dopuszczono lub przyłączono do organizmu tego wielkiego
państwa". Czytając te słowa, można zrozumieć, dlaczego Sienkiewiczowska
Krysia Drohojowska wybiera nie Wołodyjowskiego, lecz Ketlinga szkockiego
pochodzenia, a Skrzetuski Rusinkę Kurcewiczównę, której bracia po polsku słów
kilku sklecić nie potrafią. Ano wybiera, bo to tacy sami Polacy.
Wielka migracja
XVI wiek wprowadzi na polskie ziemie wraz z królową Boną Włochów, z Batorym -
Węgrów, z Walezym - Francuzów. XVII wiek - Szwedów, Turków i Tatarów. XVIII
wiek, jak to nazwał Łoziński, najgorszą z "plag żywota", czyli obce
wojska w granicach Rzeczypospolitej. XIX wiek przyprowadzi nam 350-tysięczną
armię obcych urzędników: Rosjan, Niemców i Austriaków, a ze zubożałej Saksonii
250 tys. przedsiębiorców i rzemieślników. Księstwo Warszawskie zmobilizuje 100
tys. Polaków, którzy ruszą do Rosji, Hiszpanii, Niemiec, Włoch czy Francji, by
walczyć o polską sprawę, ale przecież także by tam się osiedlać, rozmnażać i
rozsławiać imię Polski. Podobnie tzw. Wielka Emigracja, która wypchnęła na
Zachód 10 tys. polskich inteligentów, czy wielka zsyłka na Sybir po powstaniu
listopadowym, w której uczestniczyło 30 tys. Polaków. Jak obliczył prof. Stefan
Kieniewicz, migracje polskie w XIX wieku dotyczyły w sumie 9 mln ludzi. O wieku
XX nawet nie warto wspominać, bo jak żaden inny pomieszał polską krew z całym
prawie światem.
W świetle nie żadnych badań, ale choćby przekartkowania rodzimej historii nie
ma niczego takiego jak polski genotyp czy polska krew. I najpewniej jesteśmy
tacy jak nasza historia - różni, pomieszani i niejednoznaczni.
27. Słowianie na ziemiach dzisiejszej Polski
Zgodnie z najlepiej obecnie uzasadnioną
źródłowo hipotezą dotyczącą początków etniczności i kultury Słowian,
prawdopodobnie w drugiej połowie VI w. lub najpóźniej w początkach VII w.
plemiona słowiańskie rozprzestrzeniły się na zachód i północ od linii górnej
Wisły, która wcześniej stanowiła północno-zachodnią granicę ich zasięgu.1
Stosunkowo późne zainteresowanie Słowian migracjami w tym kierunku wynikało
najprawdopodobniej z faktu, że ich pierwotny, południowy kierunek ekspansji,
prowadzący w strefę naddunajską i na teren Cesarstwa Bizantyjskiego, przestał
być dla nich atrakcyjny ze względu na przybycie do Europy koczowniczych Awarów,
którzy w połowie VI w. podporządkowali sobie Słowian zamieszkujących wzdłuż
północnego brzegu Dunaju (na terenie dzisiejszej Rumunii), zmuszając od tej
pory Słowian do uczestnictwa w swoich wyprawach łupieżczych przeciwko Bizancjum
i w znacznym stopniu uniemożliwiając im samodzielne działanie.
Okres dominacji Awarów w strefie
naddunajskiej (ok. 558 – ok. 626) jest zatem prawdopodobnie okresem, kiedy
Słowianie podjęli ekspansję w kierunku północno-zachodnim, w tym i na ziemie
dzisiejszej Polski. Potwierdzeniem tej daty ekspansji Słowian na ziemie
dzisiejszej zachodniej Polski mogą być trzy przekazy historyczne:
- Prokopiusz z Cezarei (ur. ok. 490 r. zm. ok. 561
r.) piszący w połowie VI w. n.e., opisując wędrówkę Herulów z Panonii do
kraju Warnów (nad środkową Łabą) w 512 r. stwierdza, że przeszli oni przez
wszystkie plemiona Sklawenów, a następnie przez znaczny obszar pustego
kraju;
- Historia Franków Grzegorza z Tours (538 – 594)
opisuje wyprawę Awarów przeciwko Frankom w 566 r., która przeszła przez
ziemie południowej Polski, co potwierdzają pojedyncze znaleziska awarskie.
Wspomina, że Awarowie, kiedy dotarli wreszcie do Franków byli wygłodzeni,
co jest interpretowane jako dowód na to, że ich wyprawa przechodzić
musiała przez opustoszałe tereny;
- Teofilakt Symokatta (VI – VII w.) opisuje
schwytanie Słowian pod murami Konstantynopola w 592 r., którzy zeznali, że
pochodzą znad Oceanu Północnego (Morza Bałtyckiego), skąd podróż zająć im
miała ponad rok.
Te trzy przekazy interpretowane są
najczęściej obecnie przez historyków jako dowód na to, że w 566 r. Słowianie
jeszcze nie zamieszkiwali zachodniej części dzisiejszej Polski, natomiast w 591
r. ich osadnictwo sięgało już Pomorza. Taka interpretacja nie jest sprzeczna z
wymową źródeł archeologicznych.
Na terenach między Odrą i Bugiem Słowianie
utworzyli prawdopodobnie kilkadziesiąt niewielkich organizmów plemiennych.
Istnienie większości z nich domniemywane jest w oparciu o badania
archeologiczne. Jedynie kilkanaście zostało wymienionych we
wczesnośredniowiecznych źródłach historycznych w Geografie Bawarskim
(połowa IX w.) oraz w dokumencie biskupstwa praskiego wystawionym w 1086 r.
(odtwarzającym stan granic z 973/974). Zgodnie z tymi źródłami na ziemiach
polskich prawdopodobnie mieli swoje siedziby Pyrzyczanie, Wolinianie,
Ślężanie, Dziadoszyce, Opolanie, Gołęszyce, Wiślanie, Lędzianie, Trzebowianie i
Bobrzanie. Siedziby większości z wymienionych plemion są lokalizowane
jedynie hipotetycznie, podobnie ich zlatynizowane nazwy są tłumaczone na język
polski w różnych formach. Stosunkowo pewna jest lokalizacja plemion śląskich,
wymienionych także w późniejszej kronice biskupa merseburskiego Thietmara. Z
kolei najwięcej wątpliwości budzi określanie siedzib, a nawet istnienia plemion
takich jak Lędzianie, Goplanie i Bobrzanie.
Początek państwowości Polan (do ok. 960)
Spośród plemion zamieszkujących ziemie
dzisiejszej Polski z czasem najwyższą pozycję uzyskały dwa: Wiślanie
na południu skupieni wokół ośrodków grodowych w Krakowie i Wiślicy, oraz Polanie
na północy, wywodzący się prawdopodobnie z okolic Gniezna.2
Ośrodek południowy rozwinął się wcześniej
i stał przypuszczalnie na wyższym poziomie, jednak w IX w. toczył walki z
państwem wielkomorawskim, a następnie wpadł w orbitę wpływów czeskich.3
Odmiennie przebiegał rozwój ośrodka północnego. Polanie początkowo
całkowicie nieznane i zajmujące skąpe terytorium plemię w latach 20. i 30. X w.
przystąpili do szybkiej ekspansji, podporządkowując sobie sąsiednie plemiona
zamieszkujące nad górną i środkową Obrą oraz na zachód od środkowej Warty.
Na okres ten przypadają wyraźne zmiany w
zagęszczeniu i lokalizacji grodów, które licznie powstawały przede wszystkim w
centrum Wielkopolski (Grzybowo pod Wrześnią, Ostrów Lednicki, prawdopodobnie
Moraczewo). Proces ten uległ dalszemu nasileniu w latach 40., kiedy pobudowano
grody w Gnieźnie4, Gieczu, Lądzie i Poznaniu. Podbojowi nowych ziem
i dalszemu rozwojowi terytorialnemu państwa sprzyjał brak silnych sąsiadów i
naturalne bariery odgradzające Polan od Niemców, Czechów i bezpośrednich
wpływów skandynawskich.5 W parze z rozwojem przestrzennym państwa musiał
postępować rozwój jego struktur organizacyjnych, zdaniem niektórych badaczy
wzorowany na państwach morawskim i niemieckim.6
Brak źródeł pisanych nie pozwala
dokładniej scharakteryzować początków państwa Polan. Jedynie XII-wieczna
relacja Galla Anonima zawiera skąpe wzmianki o dynastii rządzącej plemieniem.7
Miała się ona wywodzić od ubogiego rataja Piasta, którego syn
Siemowit obalił księcia Popiela i przejął władzę, dając początek nowemu
rodowi panującemu. Jego nazwa może się wywodzić od „piastuna” oznaczającego
najwyższego dostojnika dworskiego (ówczesnym jego odpowiednikiem w państwie
Franków był majordom, a na Rusi „kormilec”, karmiciel).8
Po Siemowicie nastąpić mieli Lestek i
Siemomysł. Relacja ta ogranicza się w zasadzie jedynie do imion władców i
wielokrotnie podawano w wątpliwość jej prawdziwość, szczególnie w starszej
historiografii. Większość dzisiejszych historyków przyjmuje natomiast, że
wymienieni władcy naprawdę istnieli. Siemowit miał panować w drugiej połowie IX
w., a jego syn na początku X w., natomiast Siemomysł od ok. 930 do ok. 960 r.
Za ich panowania, przede wszystkim natomiast w czasach przypisywanych władzy
Siemomysła, państwo Polan zajęło oprócz rdzennej ziemi gnieźnieńskiej także
Kujawy, ziemię sieradzko-łęczycką oraz być może Mazowsze i Pomorze Gdańskie.
Tereny te odziedziczył kolejny, a zarazem pierwszy obecny w źródłach pisanych,
książę Polan – Mieszko I.
W 966 r. jego pierwszy historyczny władca,
Mieszko, przyjął chrzest. Zarówno on, jak i jego następcy prowadzili
walki z Niemcami, Czechami i Rusią Kijowską, a także z plemionami słowiańskimi
osiadłymi między Odrą a Łabą. Największy zasięg terytorialny państwo
osiągnęło za czasów Bolesława I Chrobrego, który zajął Milsko, Łużyce, Morawy,
Grody Czerwieńskie, Słowację, a przejściowo także Czechy. Wcześnie, bo ok. 1000
r. powstaje Polska Metropolia Kościelna (dla porównania Biskupstwo w Pradze
uzyskało status archidiecezji dopiero w 1344), w rezultacie starań Bolesława
Chrobrego przy poparciu cesarza Ottona III, miało kluczowe znaczenie dla
przetrwania wczesnośredniowiecznej monarchii Piastów, jak i dla zjednoczenia
królestwa po okresie rozbicia dzielnicowego.
1. Jest to tak zwana koncepcja
allochtonistyczna, która sformułowana została już w XIX w., była silnie
propagowana w okresie międzywojennym przez badaczy niemieckich, a współczesnym
najbardziej znanym jej wyrazicielem był Kazimierz Godłowski (Z badań nad
zagadnieniem rozprzestrzeniania Słowian w V-VII w. n.e., Kraków 1979).
Najwięcej argumentów przemawiających za tą koncepcją przedstawił współcześnie
prof. Michał Parczewski z Uniwersytetu Jagiellońskiego, uczeń i współpracownik
Kazimierza Godłowskiego. Oprócz argumentów archeologicznych, hipoteza ta opiera
się na informacjach podawanych przez źródła pisane, a mianowicie na przekazie
Jordanesa z połowy VI w., który podaje, że zachodnia granica zasięgu Sklawenów
(Słowian) to tereny w rejonie (górnej) Wiskli (Wisły). Przeciwna, aktualnie
wspierana przez mniej liczną grupę badaczy, koncepcja autochtoniczna zakładała
stałe, trwające od starożytności osadnictwo przodków Polaków na części
dzisiejszych ziem Polski. Jej gorącym zwolennikiem był m.in. Józef Kostrzewski
(Zagadnienie ciągłości zaludnienia ziem polskich w pradziejach, Poznań
1961) i jego uczniowie, tacy jak profesorowie Konrad Jażdżewski, Zdzisław
Rajewski czy Witold Hensel. Współcześnie wyrazicielami tej koncepcji są przede
wszystkim profesorowie Lech Leciejewicz i Zofia Kurnatowska. Bibliografię
zagadnienia od Kostrzewskiego do Godłowskiego podaje J. Wyrozumski w Historia
Polski do roku 1505, s. 44-48 i 63. Skrótową prezentację obydwu koncepcji
przedstawił J. Strzelczyk w Od Prasłowian do Polaków, s. 1-37. Z
nowszych prac zob. też: Kaczanowski P., Kozłowski J. Najdawniejsze dzieje
ziem polskich, s. 325-352.
2. Alternatywna koncepcja uznaje za
"ojcowiznę" Piastów i pierwotne centrum ich państwa zespół grodowy w
okolicach Kalisza (Kurnatowska Z. Wielkopolska w X wieku i formowanie się
państwa polskiego [w:] Ziemie polskie w X wieku..., s. 99-111).
3. Ze względu na brak szerszych źródeł
pisanych i niejasność źródeł archeologicznych, nie jest możliwe bezsporne
określenie relacji między państwem Wiślan i Wielkimi Morawami, a następnie
Czechami. Według większości dzisiejszych historyków pierwsze nigdy nie
opanowały terytorium na północ od Karpat, choć badania archeologiczne sugerują,
że takie próby mogły być podejmowane. Supremacja Czech nad państwem Wiślan jest
przyjmowana jako znacznie pewniejsza, choć przeważa twierdzenie, że miała ona
charakter nominalny i mogła ograniczać się do bardzo małego terytorium, być
może jedynie grodu krakowskiego i jego okolicy (zob. m.in. Dąbrowski J. Studia
nad początkami państwa polskiego; Buko A. Małopolska "czeska"
i "Małopolska "polańska" [w:] Ziemie polskie w X wieku...,
s. 143-152).
4. Wcześniej na miejscu Gniezna znajdowała
się nieufortyfikowana osada, prawdopodobnie pełniąca ważną rolę religijną
5. Puszcze nadnoteckie zabezpieczały
państwo Polan przed częstymi najazdami z północy, choć badania archeologiczne
poświadczają, że mogło dochodzić do sporadycznych wypraw łupieżczych Waregów.
Najpóźniej w drugiej ćwierci X wieku elity państwa włączyły się również w
handel bałtycki.
6. Kształtowanie średniowiecza, s.
423
7. Późniejsze relacje kronikarskie są na
niej oparte lub mają charakter legendarny, a tym samym niehistoryczny. Krytykę
wartości źródłowej tzw. tradycji krakowskiej zachowanej w Kronice Polskiej
Wincentego Kadłubka przeprowadził Gerard Labuda (Studia nad początkami
państwa polskiego, tom II)
8. Besala J., Tajemnice Historii Polski, Poznań, Wydawnictwo
Publicat, 2006, s.10
28. Odkrycia archeologiczne na trasie
Gazociągu Jamalskiego
Na podst. EuRoPol GAZ s.a.
Udokumentowane materialne świadectwa obecności grup ludzkich w Europie
środkowej sięgają ok. 400 tys. lat wstecz, początkami obejmując jeszcze epokę
lodowcową. Procesy osadnicze, nasilające się w miarę upływu czasu, pozostawiły
po sobie liczne ślady przeszłości, spoczywające nieraz bardzo płytko pod ziemią
w postaci resztek domostw, piecowisk, warsztatów czy cmentarzysk.
Pierwszym etapem ratowniczych prac wykopaliskowych wzdłuż trasy gazociągu były
przeprowadzone w latach 1993-94 archeologiczne badania powierzchniowe. Ich
efektem było zlokalizowanie 724 stanowisk archeologicznych, z których 146
objęto programem wyprzedzających badań wykopaliskowych, a 166 poddano badaniom
przed rozpoczęciem właściwych robót montażowych. Pozostałe, o niewielkiej
powierzchni, podlegały nadzorowi towarzyszącemu inwestycyjnym pracom ziemnym.
Łącznie pod prace badawcze przeznaczono 45 ha gruntów. Prowadzenie ich
powierzono doświadczonym zespołom archeologicznym.
Odkryto i zinwentaryzowano pozostałości kilkuset obozowisk, osad, cmentarzysk
ciałopalnych i szkieletowych oraz kilku rzadkich świątyń pogańskich. Odsłonięto
także ogromny zbiór zabytków ruchomych: broni, narzędzi, złotych, srebrnych i
brązowych ozdób, przedmiotów kultu, zabawek, a także najstarszy w Europie
fragment tkaniny lnianej. Cennymi odkryciami są kujawskie centra osadnicze
datowane na ok. 5500 lat p.n.e. Wiek znalezisk sięga od kultur myśliwskich
schyłkowego paleolitu po początki państwowości polskiej i późne średniowiecze -
w sumie 11500 lat.
Do najbardziej spektakularnych odkryć zaliczyć należy:
- centrum odzyskiwania soli z solanek w osadzie
kultury przeworskiej w Chabsku (gmina Mogilno),
- kompleks świątyń z pierwszych wieków naszej ery
wraz z grobami zwierząt ofiarnych w Sławsku Wielkim (gmina Kruszwica),
- bogate cmentarzysko kultury wielbarskiej z okresu
rzymskiego, wiązane z obecnością germańskich Gotów, w Kowalewku (gmina
Oborniki Wielkopolskie),
- neolityczne osady "długich" domów w
Bożejewicach (gmina Strzelno), Kuczkowie i Siniarzewie (gmina Zakrzewo).
Niezwykłą wartość mają odkrycia związane z
pradawnym włókiennictwem, dokonane w Karczynie (gmina Inowrocław). Tu, na
skraju osady datowanej na II-III wiek n.e., w płytkim zbiorniku wodnym odkryto
- unikatowy w skali europejskiej - zestaw urządzeń do wstępnej obróbki lnu i
konopi. Były to konstrukcje drewniane w kształcie wielkich koszy wkopanych
poniżej lustra wody. Moczono w nich wiązki lnu lub konopi dla oddzielenia
włókna od zdrewniałej łodygi. W trakcie badań wykopaliskowych wydobyto ostatnie
zalegające na dnie kosza wiązki lnu. Po 1700 latach spoczywania pod wodą
zachowane były w doskonałym stanie. W sąsiednim Głojkowie natrafiono natomiast
na liczne przęśliki ceramiczne oraz gliniane ciężarki będące elementem
warsztatu tkackiego. Natomiast w Sławsku Wielkim odkryto pracownię wytwarzającą
grzebienie z poroży. Opuszczona w pośpiechu z powodu pożaru, dokumentuje ona
pełny cykl produkcji: od surowca po wyrób gotowy. Mimo ognia zachowało się tu w
nienaruszonym stanie ponad 10 tysięcy obiektów archeologicznych.
Archeolodzy zwracają uwagę, że Kujawy i
Wielkopolska należą do terenów najbardziej przekształconych antropogenicznie,
czyli zmienionych ludzką ręką, toteż trudno przychodzi odkrywać relikty
przeszłości w nienaruszonym stanie. Dopiero dzięki szerokopłaszczyznowym i
liniowym badaniom w formie udostępnionej przy okazji budowy gazociągu można
było trafić na tak cenne obiekty jak kurhany grobowe otaczane okrągłą palisadą
z przełomu epok neolitu i brązu. Budowa gazociągu przyczyniła się też do
odkrycia niezwykle ciekawych obiektów, świadczących - jak byśmy dziś
powiedzieli - o potencjale gospodarczym i rozwoju myśli technicznej Kujaw w
pierwszych wiekach naszej ery. Podstawą egzystencji zamieszkałych tu ludów było
rolnictwo i hodowla zwierząt. Kraina ta - według Tacyta, choć leżąca daleko na
kresach Barbaricum, poza granicą kultury uznawanej przez Rzymian, obfitowała w
zboże i trzodę. Potwierdziły to odkryte w osadach (Żegotki, Sławsko Wielkie i
Głojkowo w gminach: Strzelno, Kruszwica, Dąbrowa Biskupia) na trasie inwestycji
szczątki paleobotaniczne.
SGT – System Gazociągów Tranzytowych
Jamał-Europa na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej jest częścią gazociągu
biegnącego z Rosji, z półwyspu Jamał, poprzez Białoruś i Polskę do Europy
Zachodniej.
Gazociąg tranzytowy przebiega na terenie
Polski równoleżnikowo, ze wschodu na zachód od granicy białorusko–polskiej,
którą przekracza w rejonie miejscowości Kondratki, do granicy
polsko-niemieckiej, którą przekracza w rejonie miejscowości Górzyca. Gazociąg
biegnie przez następujące jednostki administracyjne kraju:
5 województw (podlaskie, mazowieckie, kujawsko-pomorskie, wielkopolskie i
lubuskie) oraz 27 powiatów i 69 gmin.
EuRoPol GAZ s.a.
29. Nowa kolebka ludzkości
Na podst. PAP, widomosci.onet.pl
Według najnowszych badań opublikowanych
przez amerykańsko-hiszpański zespół naukowców w Proceedings of the National
Academy of Sciences kolebką ludzkości jest nie jak wcześniej
przypuszczano Afryka Wschodnia lecz Afryca Południowa.
Wskazują na to badania genetyczne, które mają nas przybliżyć
do ustalenia, gdzie wyłonili się pierwsi ludzie na Ziemi.
Badania wykazały, iż społeczności
łowiecko-zbierackie w południowej Afryce, należą do najbardziej zróżnicowanych
genetycznie. Zdaniem naukowców istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, iż w
tej części czarnego lądu należy umieścić kolebkę ludzkości.
Zespół badaczy przeprowadził (wśród wielu
łowiecko-zbierackich populacji afrykańskich) szeroko zakrojone badania
genetyczne. Dzięki temu wyłonił się obraz zróżnicowanych genetycznie grup na
obszarze całej Afryki. Jednocześnie okazało się bowiem, że dzisiaj ta
różnorodność zanika wraz z zanikaniem liczebności wspomnianych wędrownych
populacji.
Wyniki badań dowodzą, że najbardziej
różnorodne genetycznie populacje Afryki, to: buszmeni namibijscy oraz Khomani,
pigmeje Biaka ze środkowej Afryki i lud Sandawe z Tanzanii. Są to zatem najstarsze
populacje Homo Sapiens.
30. Sensacyjne odkrycie nt.
pochodzenia człowieka
Na podst. PAP, onet.pl
Przodek człowieka, Homo Erectus, według najnowszych badań wyewoluował w
Azji i dopiero potem zasiedlił m.in. Afrykę – nie zaś odwrotnie. O najnowszych
odkryciach na stanowisku archeologicznym Dmanisi w Gruzji informują naukowcy na
łamach tygodnika "PNAS".
Większość antropologów przychyla się do
teorii, że Homo Erectus – przodek człowieka współczesnego wyewoluował w Afryce.
Jednak najnowsze odkrycia dokonane na słynnym stanowisku archeologicznym
Dmanisi w Gruzji świadczą o tym, że wielce prawdopodobny jest inny scenariusz.
Kaukaskie ślady Homo Erectus, które
właśnie datowano na 1 850 000 - 1 770 000 lat, pochodzą z tego samego okresu
lub są nawet nieco starsze, niż najstarsze szczątki Homo Erectus w Afryce.
Co więcej, naukowcy odrzucili teorię, że
inny przedstawiciel człowiekowatych, Homo Habilis, którego pierwsze ślady
pochodzą ze wschodniej Afryki sprzed 2 400 000 lat, mógł być przodkiem Homo
Erectus. Okazuje się teraz, że oba gatunki przez długi czas koegzystowały obok
siebie w Afryce.
Jak przypuszcza współautor badań dr Reid
Ferring z University of North Texas w Denton, być może nieznany jeszcze gatunek
hominida dotarł z Afryki na Kaukaz i tam wyewoluował w Homo Erectus.
Datowania odkrytych szczątków oraz
przedmiotów dokonano m.in. mierząc zmiany w polu magnetycznym utrwalone w
skałach.
31. Zapomniane powstanie Prusów
Gdyby to największe średniowieczne
powstanie Prusów zakończyło się zwycięstwem, los zarówno Polski, jak i Niemiec
potoczyłby się zupełnie inaczej – pisze Iga Burniewicz.
We wrześniu tego roku minęło dokładnie 750
lat od wybuchu antykrzyżackiego powstania Prusów, największego znanego
powstania średniowiecznej Europy. Walki trwały 15 lat. Odwet wzięty przez
Krzyżaków na pokonanych powstańcach i ich rodzinach umieszczony został przez
historiografów wśród najkrwawszych kart dziejów ludzkości. Uroczystości
rocznicowych jednak nie było, bo i Prusów dziś nie ma.
Należący do ludów bałtyckich Prusowie już ok. VI–V w. p.n.e. zasiedlili tereny
między Wisłą a Niemnem. Zajmowali się przede wszystkim rolnictwem, bartnictwem,
hodowali zwierzęta, łowili ryby. Handlowali z Anglosasami, Germanami, Czechami,
a nawet Arabami. O sprawach obrony, wyprawach wojennych czy podziale pracy
decydowały wiece plemienne. Prusowie nigdy nie stworzyli organizacji plemiennej
czy państwowej, do końca swojego istnienia funkcjonowali w ramach związków
plemiennych. Byli przez to łatwym celem dla sąsiadów.
Tereny zamieszkiwane przez Prusów już ok. X w. próbowali podbić Duńczycy i
Rusini. Po nieudanych misjach chrystianizacyjnych Wojciecha i Brunona na Prusy
– z miernym skutkiem – wyprawili się Bolesław Chrobry, a później Bolesław
Krzywousty. Najeżdżali na nie też kolejni władcy polscy, powodując odwetowe
najazdy Prusów na ziemie polskie. Po tym, jak na czele misji chrystianizacyjnej
w 1210 stanął mnich Chrystian, który kilka lat później został biskupem pruskim,
misja nabrała rangi krucjaty.
Posłuchał Piast Piasta
Sytuacja zmieniła się znacznie, kiedy Henryk Brodaty podpowiedział Konradowi
Mazowieckiemu, że zakon krzyżacki może ochronić północne granice Mazowsza przed
Prusami. Konrad posłuchał księcia śląskiego i nadał zakonowi ziemię chełmińską.
Okazało się jednak, że Krzyżacy bardziej niż ochroną granicy
mazowiecko-pruskiej zainteresowani byli stworzeniem własnego państwa. Pod
dowództwem Hermana von Balka oddział Krzyżaków wspierany przez papiestwo,
wojska polskie, śląskie, pomorskie i zachodnioeuropejskie w 1230 zaczął
podbijać ziemie pruskie, tworząc na zdobytych terenach państwo.
Prusowie nie pogodzili się z istnieniem
państwa krzyżackiego na swoich ziemiach i narzucaniem im wiary chrześcijańskiej.
Krzyżacy zdawali sobie zresztą sprawę z tego, jak silny jest sprzeciw Prusów,
terroryzowali więc podbitą ludność, sądząc, że zastraszana da się łatwiej
podporządkować i spacyfikować.
Skutek był odwrotny. W 1241 wybuchło pierwsze powstanie Prusów, pewnych, że
chrześcijańska Europa zagrożona nagłym i potężnym najazdem mongolskim nie
udzieli braciom zakonnym skutecznego wsparcia zbrojnego. Jednak Krzyżacy
otrzymali pomoc od książąt piastowskich, którym najazd mongolski nie zagrażał.
Wsparcia nie udzielił tylko książę pomorski Świętopełk. Najechał państwo
krzyżackie i walczył z braćmi zakonnymi przez osiem lat, po czym uznał się za
pokonanego i wycofał. Wkrótce powstanie upadło, a niewielka część Prusów
zawarła z Krzyżakami w Dzierzgoniu układ, w którym zobowiązywała się do
przyjęcia chrześcijaństwa oraz lojalności wobec zakonu, płacenia na jego rzecz
dziesięcin i posiłkowania go w walkach. W zamian miała otrzymać
równouprawnienie ze sprowadzaną przez Krzyżaków ludnością niemiecką, z
zastrzeżeniem, że w przypadku niedotrzymania zobowiązań utraci wolność. Jednak
to Krzyżacy łamali postanowienia układu i wobec podbitych ludów postępowali tak
jak wcześniej.
Błąd krzyżackiego wójta
W 1260 klęską zakończyła się wyprawa
zakonu na Żmudź, co Prusowie przyjęli z nieukrywaną radością. Zakon został
osłabiony. Na terenie całych Prus rozpoczęły się uzgodnione przez starszyzny
plemienne staranne przygotowania do ostatecznej rozprawy z Krzyżakami. Chcąc
uniknąć grożącego już wyraźnie buntu, bracia zakonni postanowili wyeliminować
tych, którzy mogliby go zorganizować i stanąć na jego czele. Wójt krzyżacki z
położonego nad Zalewem Wiślanym Lenzenburga Volard Mirabilis zaprosił do siebie
możnych z najgroźniejszych, najbardziej wojowniczych plemion Natangów i Warmów na
negocjacje. Podczas spotkania kazał ich zabić.
Wśród zabitych byli ojcowie wykształconych w krzyżackich szkołach rycerskich
Prusów, którzy stali się braćmi-rycerzami. Na wieść o zdradzieckim czynie
Mirabilisa porzucili oni zakon, wrócili do swych plemion i obok starszyzny
stanęli na czele powstania. Wiedzieli o armii krzyżackiej i zakonie wszystko.
Posiadali też wiedzę o ówczesnym opartym na cesarsko-papieskiej dwuwładzy
porządku łacińskiej części Europy i zależności zakonu od papieża. Wiedzieli,
jak skutecznie walczyć z Krzyżakami, byli więc przywódcami groźniejszymi od
zamordowanych.
Powstanie wybuchło 20.9.1260 Prusowie
uderzyli równocześnie na twierdze w Pogezanii, na Warmii, w Barcji, Sambii i
Natangii, palili wsie i wycinali niemieckich osadników, jeżeli ci nie zdążyli
zbiec lub schronić się w twierdzach. Ich skoordynowane wsparte zbrojnie przez
Litwinów, Żmudzinów i Jaćwingów działania zaskoczyły Krzyżaków. Zamknięci w
obleganych przez powstańców twierdzach bracia zakonni nie dawali za wygraną.
Organizowali wypady. Te jednak trafiały na zasadzki. Do twierdz powracali
nieliczni. Państwo zakonne praktycznie przestało istnieć.
Heros zapomniany przez Europę
Gdy w krzyżackich rękach pozostawały już tylko nadmorskie twierdze Elbląg,
Królewiec i Bałga oraz położone w głębi lądu Bartoszyce, papież Urban IV
otrzymał od Prusów list, którego autorstwo przypisuje się wodzowi plemienia
Natangów Herkusowi Montemu.
Herkus pochodził z wybitnego rodu pruskiego Montemidów. Był synem księcia
Natangów zamordowanego na polecenie wójta Mirabilisa, zakładnikiem i wyjątkowo
utalentowanym wychowankiem krzyżackiej szkoły rycerskiej w Magdeburgu,
bratem-rycerzem zakonu, który porzucił na wieść o zabiciu ojca. Przerażał
Krzyżaków walecznością i odwagą, przede wszystkim jednak talentem strategicznym
i taktycznym. Zdarzało się, że Herkus Monte przebrany za Krzyżaka organizował
krzyżacką ekspedycję i wprowadzał ją w zasadzkę, z której nikt żywcem nie
uchodził.
W liście do papieża Herkus Monte zapewniał, że większość ludu pruskiego jest
ochrzczona, a inni też wkrótce się nawrócą. Skarżył się na wiarołomstwo i
okrucieństwo Krzyżaków postępujących niechrześcijańsko z Prusami i wyjaśniał,
że walka z nimi toczona jest tylko z tego powodu. Z końcowej części listu, w
której Herkus Monte poddaje ziemie i ludy pruskie władzy papieża, wynika, że
Prusowie zdecydowali się na utworzenie własnego, uznającego zwierzchnictwo
biskupa Rzymu, scentralizowanego państwa.
Urban IV nie odpowiedział. Nałożył na Czechy, Morawy i polskie księstwa
obowiązek wyprawy krzyżowej przeciw buntownikom. Opieszałość w wywiązywaniu się
z tego obowiązku i nieskuteczność krzyżowców w starciach z powstańcami zmusiła
papieża Klemensa IV do ogłoszenia w 1265 kolejnej krucjaty.
Krzyżowa hekatomba
Dowodzona przez margrabiego brandenburskiego Ottona III Pobożnego krucjata w
1266 została przez Prusów zdziesiątkowana i wycofała się. Rok później wkroczyła
czesko-niemiecka, licząca dziesiątki tysięcy krzyżowców krucjata, którą
dowodził król czeski Przemysł Ottokar II. Krzyżowcy uratowali Krzyżaków przed
całkowitą zagładą. Powstańcy walczyli jeszcze osiem lat. W przeciwieństwie do
Krzyżaków nie mogli liczyć na żadną pomoc. Szeregi wojów się przerzedzały.
Ginęli kolejni wodzowie. Herkus Monte został w 1275 przez Krzyżaków podstępnie
ujęty i powieszony pod Stabławkami (dziś w obwodzie kaliningradzkim), a po
stwierdzeniu zgonu przebity mieczem - na wszelki wypadek. Powstanie dobiegło
końca.
Odwet wzięty później przez Krzyżaków i krzyżowców na powstańcach, ich rodach i
plemionach uznawany jest przez historiografów za jedną z najkrwawszych kart w
dziejach ludzkości. Wraz z prawowitymi gospodarzami regionu unicestwiona
została licząca wówczas grubo ponad dwa tysiąclecia nieznana dziś cywilizacja.
Gdyby powstanie zakończyło się sukcesem Prusów, a papież uznał racje
zwycięzców, prawdopodobnie powstałoby ich silne, scentralizowane państwo, a
wówczas dzieje Europy, zwłaszcza Polski i Niemiec, potoczyłyby się zupełnie
inaczej.
32. Litwa – pojęcie
geograficzne, a nie polityczne.
Litwa to kraina, a nie państwo. Co innego
tzw. Lietuva, czyli republika nadbałtycka, która bezzasadnie uzurpuje sobie
prawo do dziedzictwa Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Sama zaś Litwa to po prostu kraina, tak
jak Wielkopolska, Małopolska, czy Śląsk. To strony ojczyste m.in. Kościuszki,
Mickiewicza, Traugutta, Piłsudskiego i wielu innych Polaków. Litwa to dawniej
Wielkie Księstwo Litewskie, czyli część Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Ludność Litwy była i jest w 80% słowiańska, język oficjalny początkowo starozachodnioruski
(z niego ewoluował białoruski), a od XVII wieku POLSKI. Terytorium Litwy
(krainy) to: dzisiejsza Lietuva, część Łotwy, a w zasadniczej części Auksztota
i BIAŁORUŚ. Litwini początkowo uważali się za odrębną część Rzeczypospolitej
Obojga Narodów, ale od XVIII wieku nazwa Litwin oznaczała po prostu Polaka z
terenów północno - wschodniej Rzeczypospolitej. Polacy wileńscy to prawdziwi
spadkobiercy Litwinów. Stolica Litwy: Wilno.
Lietuva to państewko bałtów. W Rzeczypospolitej Obojga Narodów nazywane po
prostu Żmudź („Potop” Sienkiewicza). Zostało założone w styczniu 1918 przez
Niemców w celu osłabienia odradzającego się państwa Polskiego. Na jego czele
stali agenci carscy i kajzerowscy. Pierwsze zebranie musieli odbyć po... polsku
bo lietuvskiego większość nie rozumiała. Od początku ideologią tego państewka
była intensywna antypolskość, wg której gdyby nie I Rzeczpospolita, to Lietuva
i Bałtowie sięgaliby po Morze Czarne i ukraińskie stepy.
Lietuva od razu po ogłoszeniu swojego
powstania zażądała nie tylko Wilna (gdzie narodowość litewską deklarowało około
2% ludności miasta - tak, tak!), ale też Suwałk a nawet Białegostoku i Grodna
(gdzie nie było ich wcale). W 1920 wspólnie z bolszewikami uderzyli na Polskę,
za co otrzymali zdobyte przez bolszewików nieco wcześniej Wilno. Dla Rosjan nie
miało to znaczenia, bo po planowanym upadku Warszawy i tak przyłączyliby
Lietuvę do sowieckiej rodziny narodów (był już „rząd” z Mickiewiczem-Kapsukasem
na czele).
Jednak Polacy pobili bolszewików, a
oddziały rodowitych wilniuków odbiły Wilno. Dla Lietuvisów do dziś jest to
kamień obrazy i polska okupacja (Polacy wtedy na Wileńszczyźnie stanowili ponad
66%, a Lietuvisy/Żmudzini 2%, reszta to Żydzi i Białorusini). Piłsudski ciągle
wierzył w pojednanie z nimi i utworzenie federacji, dlatego nie uderzył na
Kowno, w którym ludność polska planowała powstanie (stanowiła większość
mieszkańców choć nieco mniejszą niż w Wilnie). Przez 20 lat „skrzywdzeni”
Lietuvisi zniszczyli polską mniejszość w Kownie i Laudzie m.in. zabraniając im
polskiej mowy, polskiej pisowni oraz okradając z ziemi (wtedy pod pretekstem
reformy rolnej).
W 1940 Stalin zrealizował plan z 1920 i
dał Lietuvisom Wilno, ale zabrał niepodległość i włączył do ZSRR. W 1941 Niemcy
zaatakowali sowietów, Lietuvisy sformowali oddziały pomocnicze, które
specjalizowały się w zagładzie cywilnej ludności żydowskiej i polskiej. Ich
ofiary to ponad 100 tys. zabitych w PONARACH (dziś dzielnica Wilna). W 1944
doborowe oddziały AK (największe siły zbrojne AK po Powstaniu Warszawskim - ok.
16 tys. partyzantów z okręgu Wilno i Nowogródek) rozbiły Lietuvskich okupantów
i urządziły im defiladę w kalesonach. Następnie miejscowe oddziały AK najpierw
same (operacja Ostra Brama) a później z rosyjskim korpusem pancernym zdobyły
Wilno. I... zostały podstępnie rozbrojone przez sojuszników naszych
sojuszników, czyli sowietów.
Do dziś, pomimo intensywnej lietuvskiej kolonizacji, Wileńszczyznę zamieszkuje
250 tys. Polaków. Lietuvisi stosują te same metody, co wobec Polaków z Kowna i
Laudy w XX-leciu międzywojennym. Kradną ziemię miejscowym, zabraniają im
używania polskiego, a nawet pisania po polsku własnych nazwisk. Jednocześnie
łaszą się do Polski, twierdząc że wszystko jest OK.
Wyczuwają, że Polska niewystarczająco
interesuje się polonią na Litwie, więc mogą sobie pozwolić na ignorowanie praw
polskiej mniejszości.
33. Wielki Książę Litewski Witold
– wróg czy przyjaciel?
Książę Witold to postać niejednoznaczna i
kontrowersyjna, jeśli spojrzeć na jego udział w budowie Rzeczpospolitej Obojga
Narodów.
Witold urodzony w 1350 był synem
Kiejstuta, brata Olgierda - Wielkiego Księcia Litewskiego. Po śmierci Olgierda
władzę na Litwie objął jego syn, Władysław Jagiełło. W wyniku rozbieżnych
koncepcji na ekspansję Litwy doszło do konfliktu między Jagiełłą a Kiejstutem i
jego synem, Witoldem. Konflikt zakończył się w 1382 uwięzieniem w Krewie
zarówno Kiejstuta i Witolda. Na rozkaz Jagiełły Kiejstut został zamordowany, co
tylko rozpaliło w Witoldzie nienawiść do Jagiełły na wiele lat. Witoldowi udało
się uciec z więzienia i schronił się u księcia mazowieckiego. W 1383 przyjął
chrzest od Krzyżaków, w zamian za pomoc w pokonaniu Jagiełły. Jednakże pomoc
niebyła bezinteresowna. W umowie zawarto klauzulę, iż gdyby Witold nie
pozostawił po sobie dziedzica, spadkobiercą po nim zostanie Zakon Krzyżacki.
Wielokrotnie wraz z Krzyżakami wyprawiał się Witold na Żmudź, dzięki czemu
otrzymał od Zakonu miasto Troki z przyległymi ziemiami.
W 1385 roku w Krewie zostało podpisane
porozumienie między Polską a Litwą, podczas którego Jagiełło przyjął chrzest i
objął Koronę Polską. Było to historyczne porozumienie na mocy którego powstała
Unia dwóch państw Polski i Litwy. W ramach zawartej Unii Jagiełło zobowiązał
się schrystianizować Litwę. Przeciwnikiem tej nowopowstałej Unii dwóch narodów
był nie kto inny tylko Witold, który ponownie sprzymierzył się z Krzyżakami
przeciwko Władysławowi. Jednakże za poparcie Zakonu Witold musiał oddać w ich
ręce Żmudź. Dzięki temu Zakon w końcu mógł połączyć drogą lądową swoje
posiadłości w Prusach i Inflantach.
W wyniku zmagań Witolda z Jagiełłą,
wyczerpywaniu swych sił na bezskuteczną rywalizację, została zawarta między
nimi ugoda w Ostrowie w 1392 roku. Witold porzucił współpracę z Krzyżakami za
co otrzymał ponownie księstwo trockie (wcześniej zajęte przez Jagiełłę) i
został namiestnikiem Jagiełły na Litwie. Marząc o podboju Rusi, Witold wyprawił
się w 1399 roku na Tatarów ale poniósł klęskę. To ukróciło jego
ekspansjonistyczne zapędy. Klęska ta zdecydowała o zmianie stanowiska Witolda w
stosunku do Jagiełły. W wyniku tego podpisano nową unię w 1401 roku (tzw.
wileńsko-radomską) na której potwierdzono samodzielność Litwy, jednak w ścisłym
związku z Polską. Witold został dożywotnim Wielkim Księciem Litewskim. Ten pakt
zawarty w Wilnie przetrwał ponad 30 lat ostatecznie pieczętując Unię dwóch
narodów Polski i Litwy.
Najważniejszym sprawdzianem wierności dla
Witolda była Wielka Wojna 1409 – 1411, którą toczyła Rzeczpospolita Obojga
Narodów z Zakonem Krzyżackim. Kulminacją Wielkiej Wojny była Bitwa pod
Grunwaldem. Wówczas na polach Grunwaldu, naprzeciwko siebie stanęły dwie armie:
rycerze Zakonu Krzyżackiego oraz połączone wojska Polski i Liwy. Wojskami
litewskimi dowodził Witold, które usytuowane na prawym skrzydle, po starciu z
rycerzami Zakonu uciekły z pola walki, narażając tym samym centrum wojsk
Polskich. Tylko przytomność Jagiełły i chorągwie smoleńskie, kierowane przez
brata Jagieły, uratowały rycerstwo Polskie przed okrążeniem.
Kolejnym ważnym wydarzeniem było oblężenie
Malborka, gdzie wojska litewski również nie dotrwały do końca i wycofały się
zostawiając Polaków samych, co częściowo być może przyczyniło się do
odstąpienia od oblężenia, w wyniku czego Malbork nigdy nie został zdobyty.
Ambicja Witolda o podbojach, a w
szczególności w zdobyciu korony królewskiej, nie była zaspokojona. Taka szansa
pojawiła się w 1429 na Zjeździe w Łucku jednakże niepomyślne okoliczności
pokrzyżowały te plany przez co Witoldowi nigdy nie udało się uzyskać tytułu
królewskiego.
Wydaje się, że Witold motywowany
niezaspokojoną żądzą władzy i podbojów, wchodził w sojusze z tymi, którzy w
danej chwili byli mu pomocni w realizacji jego planów na drodze do władzy.
Bratał się z Krzyżakami przeciwko Żmudzinom i Jagielle, aby później wraz z
Polakami walczyć przeciwko Krzyżakom o odzyskanie Żmudzi, wyprawiał się na Ruś
celem nowych podbojów, dążył do korony królewskiej, by samodzielnie żądzić na
Litwie. Ale to właśnie on jest współtwórcą kampanii antykrzyżackiej i
zwycięstwa pod Grunwaldem. To za jego panowania, okrzepła unia polsko-litewska,
która przetrwała prawie 300 lat.
www.polagrunwaldu.pl
34. Niemcy muszą zniknąć
"Germany Must Perish" -
niezrealizowany plan Kaufmana "wymazania" Niemiec i niemieckiego
narodu z europejskiego kontynentu.
Były dwie takie zaplanowane akcje: "Germany Must Perish" autorstwa
Theodore N. Kaufman'a, który należał do wąskiego grona politycznych doradców
amerykańskiego prezydenta i miał ogromny wpływ na podjęte przez niego decyzje i
tzw. „Morgenthauplan” opracowany przez bliskiego przyjaciela prezydenta USA
Roosvelta, ministra finansów Henry Morgenthau jr.
Oto najważniejsze wytyczne planu Kaufmana:
1) Immediately and
completely disarm the German army and have all armaments removed from German
territory. 2) Place all German utility and heavy industrial plants under heavy
guard, and replace German workers by those of Allied nationality.
3) Segregate the
German army into groups, concentrate them in severely restricted areas, and
summarily sterilize them.
4) Organize the civilian population, both male and female, within territorial
sectors, and effect their sterilization.
5) Divide the German army (after its sterilization has been completed) into
labor battalions, and locate their services toward the rebuilding of those
cities which they ruined.
6) Partition
Germany and apportion its lands. The accompanying map gives some idea of
possible land adjustments which might be made in connection with Germany's
extinction.
7) Restrict all
German civilian travel beyond established borders until all sterilization has
been completed.
Compel the German population of the apportioned territories to learn the
language of its area, and within one year to cease the publication of all
books, newspapers and notices in the German language, as well as to restrict
German-language broadcasts and discontinue the maintenance of German-language
schools.
9) Make one
exception to an otherwise severely strict enforcement of total sterilization,
by exempting from such treatment only Germans whose relatives, being citizens
of various victor nations, assume financial responsibility for their emigration
and maintenance and moral responsibility for their actions. Thus, into an
oblivion which she would have visited upon the world, exists Germany.
Plan ukazał się w formie książki, i na amerykańskim rynku wydawniczym zrobił
furorę. Plan podano do publicznej wiadomości w marcu 1940 dziesięć miesięcy
przed wypowiedzeniem przez USA Niemcom wojny.
Tłumaczenie fragmentów książki Kaufmana:
"Ta wojna nie jest wojną przeciw
Hitlerowi. Nie jest też prowadzona przeciwko nazistom(...)
Dla Niemiec istnieje tylko jedna kara:
Niemcy trzeba zniszczyć raz na zawsze! Muszą umrzeć! I to w rzeczywistości! Nie
tylko w wyobraźni! (...)
Nie istnieje żadna droga pośrednia, żaden
kompromis, żadne wyrównanie: Niemcy muszą umrzeć i na zawsze zniknąć z
powierzchni ziemi! Ludność Niemiec wynosi 80 milionów, która rozkłada się równo
na obie płcie. Żeby wyniszczyć Niemców trzeba około 48 milionów z nich
wysterylizować (...)
Sterylizacja mężczyzn w oddziałach
wojskowych jest stosunkowo łatwa i szybko do przeprowadzenia. Przyjmując że
przeznaczymy do tego 20.000 lekarzy i każdy z nich dokona 25 operacji dziennie,
będzie to trwać najwyżej jeden miesiąc aby ta sterylizacja w wojsku została
zakończona (...)
Ponieważ więcej lekarzy stoi do
dyspozycji, potrzeba będzie nawet mniej czasu. W ten sposób całą męską
populacje cywilów można wysterylizować w trzy miesiące. Sterylizacja kobiet i
dzieci zajmie więcej czasu, trzeba przyjąć że wysterylizowanie wszystkich kobiet
i dzieci zakończy się w trzech latach. Ponieważ już jedna kropla niemieckiej
krwi robi Niemca, jest ta sterylizacja obojga płci konieczna. Przy całkowitej
sterylizacji przestanie wzrastać rata urodzeń. Przy normalnej śmiertelności
wynoszącej 2% rocznie, zmniejszy się liczba Niemców rocznie o 1,5 miliona. W
ten sposób przez dwa pokolenia sprawa się zakończy, co w innym wypadku
kosztowało by życie milionów i setki lat pracy: mianowicie wymazanie
niemieckości i jego nosicieli."
Morgenthau jr. amerykański polityk, bliski
współpracownik prezydenta Franklina Delano Roosevelta, daleko od Kaufman'a nie
odbiegał w swych receptach: "Trzeba tych Niemców wykastrować, albo tak z
nimi się obchodzić by już nigdy więcej nie płodzili ludzi którzy będą
postępować tak jak w przeszłości."
Cytat David'a
Irving'a w Der Morgenthau-Plan 1944/45. Amerikanische Deutschlandpolitik:
Sühneleistungen, "re-education", Auflösung der deutschen Wirtschaft,
Soyka, Bremen 1986, S. 23.
"Nie ma się więc co dziwić, że plan Morgenthau's przewidujący zniszczenie
serca Europy zostały przez Roosevelta i Churchilla podczas II konferencji w
Quebec we wrześniu 1944 zatwierdzone jako oficjalny program dla powojennych
Niemiec" VffG Dr. Claus Nordbruch (czytaj też: Nicholas Balabkins, Germany
under direct controls. Economic aspects of industrial disarmament 1945-1948,
Rutgers, New Brunswick 1964, S. 10)
Podczas popijawy w Teheranie Stalin wzniósł kielich i wygłosił toast, który
spowodował u Roosevelta kaskady śmiechu: "Siła niemieckiego Wehrmacht'u
zależy od 50 tys. wysokich oficerów i naukowców. Wznoszę toast z tym życzeniem
by ich rozstrzelać, jak tylko ich dostaniemy - wszystkich 50 tys."
Że nie był to żaden dowcip – o czym chce usilnie dzisiaj przekonać oficjalna
historiografia w ramach tej reedukacji - dowiadujemy się od United States State
Department 1961 w udostępnionym dokumencie:
Foreign Relations
of the United States: Diplomatic Papers: The Conference at Cairo and Tehran
1943 s. 553f. w którym czytamy: "At least 50000, perhaps 100000 of German
Commanding Staff must be physically liquidated."
"co najmniej 50 tys., a być może 100 tys. osobistości niemieckiego
kierownictwa muszą zostać fizycznie zlikwidowani".
Żeby zapobiec ewentualnym nieporozumieniom: Amerykanie też nie mieli nic
przeciwko masowym egzekucjom. W sierpniu 1944 gen. Eisenhower do brytyjskiego
ambasadora:
"Wszyscy oficerowie Oberkomandos der
Wermacht, całe kierownictwo NSDAP od burmistrza wzwyż i wszyscy należący do
tajnej policji muszą zostać zlikwidowani."
James Bacque:
Other Losses. An investigation into the Mass Deaths of German Prisoners at the
Hands of the French and Americans after World War II, Stoddart, Toronto 1989,
S. 23. W tym przedsięwzięciu chodziło - jak by nie było o 100 tys. ludzi."
(Dr. Claus Nordbruch VffG).
Ilja Ehrenburg - "zasłużony literat" któremu partia CDU
(chrześcijańscy demokraci) w BRDDR chciała w 1991 wystawić pomnik z okazji 100
rocznicy jego urodzin, z polecenia Stalina i jego otoczenia, też z własnej
woli, został wojennym propagandzistą. Oto jego odezwy do czerwonej od krwi
niemieckich cywili radzieckiej armii, które w milionach ulotek rozrzucano na
froncie, drukowano w gazetach i wygłaszano na wiecach:
"Mordujcie odważni czerwonoarmiejcy, mordujcie! Nie ma w Niemcach nic co
by było niewinne. Stosujcie się do wezwania towarzysza Stalina i rozdepczcie to
faszystowskie zwierze w jego jaskini. Łamcie siłą wyniosłość (Rassenhochmut)
germańskich kobiet, bierzcie je bez umiarkowania jako łup. Zabijajcie odważni
czerwonogwardziści... zabijajcie!" (Frankfurter Allgemeine Zeitung
28.2.1995, S. 7).
Kiedy "czerwonoarmiści" w 1944-45 wdarli się do wschodnich Niemiec,
byli już przez swoich oficerów politycznych psychologicznie przygotowani do
zajęcia Niemiec. W niezliczonych artykułach frontowych gazet zostały podane
reguły postępowania dla żołnierzy Czerwonej Armii. Jako doradcy zaoferowali się
też pisarze jak dla przykładu: Alexej Tołstoj, Michaił Szołochow ("Szkoła
nienawiści"), Konstantin M. Simonow ("Zabij jego!"), Surkow
("Nienawidzę!"). Najbardziej przekonująco działały ulotki Ilji
Ehrenburga. W swojej książce z 1943 wydanej przez Państwowe Wydawnictwo
Literatury Pięknej (??) w Moskwie p.t. "Wojna" czytamy między innymi:
"Niemcy nie są żadnymi ludźmi (...) Jeżeli ty w przeciągu jednego dnia nie
zabiłeś co najmniej jednego Niemca, jest ten dzień dla ciebie dniem straconym
(...) Jeżeli zabiłeś jednego, zabij następnego - dla nas nie istnieje nic
weselszego jak niemieckie zwłoki."
Nie tylko ze strony politycznej i propagandowej wzywano do przestępstw
przeciwko niemieckiej ludności cywilnej i żołnierzom. Również ze strony
wojskowej stanowisko było jednoznaczne: marszałek Czerniakowski po wkroczeniu
do Ostpreussen w swoim rozkazie dziennym napisał " Łaski nie będzie dla
nikogo (...) Nie jest wskazane wymagać od żołnierzy czerwonej armii by
stosowali łaskę, oni pałają nienawiścią i zemstą (...) Inne wezwania nawoływały
jednoznacznie do gwałcenia niemieckich kobiet i dziewcząt. Heinz Nawratil
zwraca uwagę, że również Aleksander I. Sołżenicyn w swojej książce "Archipelag
Gułag" pisał, że czerwonoarmiści po trzech tygodniach wojny w Niemczech
wiedzieli dokładnie:
(...) niemieckie dziewczęta można
zgwałcić, po tym zastrzelić i to zaliczano jeszcze do wojskowego wyczynu.
Lew Kopolew, tak Nawratil, przytoczył słowa komunistycznego politruka podczas
zajęcia Ostpreussen (...) co trzeba zrobić, żeby żołnierz nie zatracił chęci do
walki? Po pierwsze: on musi wroga nienawidzić jak zarazę, i doszczętnie
zniszczyć (...) po drugie (...) on wchodzi do Niemiec i wszystko należy do niego
- klamoty, kobiety, wszystko! Rób co ci się żywnie podoba.
Churchill powiedział:
"Myśmy zabili 5 czy 6 milionów
Niemców i przed zakończeniem wojny zabijemy jeszcze prawdopodobnie 1 milion.
Przez to musi znaleźć się w Niemczech wystarczająco dużo miejsca dla tych
których przesiedlimy. Będą oni potrzebni do uzupełnienia luk, dlatego nie
obawiam się tego przesiedlenia, tak długo, dopóty utrzyma się pewne
proporcje" Die Jalta Dokumente S. 164, 222, 298, 171.
Do premiera Mikołajczyka:
"Niech Pan nie robi sobie żadnego kłopotu z tymi 5 milionami czy
więcej milionów Niemców.... Stalin się o nich zatroszczy. Nie będzie Pan miał z
nimi żadnych trudności: Oni przestaną istnieć (egzystować)!"
E. J. Reichenberger "Wider Willkür und
Machtrausch" str. 400, zitiert: "Review of World Affairs"
5.10.1945.
35. Jarosław Kaczyński, jakiego nie znacie
"Nie lubi sprośnych dowcipów, ale
lubi kolekcjonować haki na swoich podopiecznych. Na wiecach potrafi porywać
tłumy, ale nie potrafi wejść do księgarni bez obstawy ochroniarzy" - lider
największej partii opozycyjnej "nie przekracza już progu domu" bez
ochroniarzy.
Na podst. WPROST A.Pawlicka
Do pracy Kaczyński wyrusza ok. godz. 10:00. "Prezes słynie z kłopotów z
rannym wstawaniem, bo lubi pracować w nocy, ok. 10:00 przed dom na Żoliborzu
podjeżdżają dwie limuzyny, wysiada trzech ochroniarzy. Ustawiają się tak, by
maksymalnie chronić prezesa przed atakiem, choćby teleobiektywów
paparazzich".
Kaczyński lubi jeździć po Polsce. Dziś ze
względu na opiekę nad chorą mamą jeździ mniej, ale wypady w teren rzeczywiście
sprawiały mu zawsze przyjemność - mówi Adam Lipiński, bliski współpracownik
prezesa PiS. Kaczyński ma swoje ulubione miejsca. Należy do nich Elbląg, gdzie
w 1989 wywalczył mandat senatora. "Z działaczami, którzy robili mu
kampanię w 1989 potrafi usiąść przy ognisku i zaprosić wszystkich na
piwo".
W Sejmie Kaczyński bywa rzadko, jest
obecny wtedy gdy są głosowania, ważne debaty czy posiedzenia klubu
parlamentarnego. Natomiast na "dywanik" do prezesa jedzie się do
siedziby partii na Nowogrodzką. Dla Jarosława to przywiązanie do miejsca, w
którym czuje się władcą absolutnym. Ma tu nad wszystkim kontrolę. A tego
potrzebuje jak powietrza - mówi jeden z członków PiS, cytowany przez
"Wprost".
"Partyjna anegdota głosi, że gdy Kaczyński
dzwonił z Nowogrodzkiej do Sejmu do Marka Kuchcińskiego, ówczesnego szefa klubu
parlamentarnego, ten odbierał jego telefony zawsze na stojąco. Taką
kindersztubę prezes lubi szczególnie".
Kaczyński prawdziwym zaufaniem darzy
wąskie grono osób, należą do nich Adam Lipiński, Marek Suski i Joachim
Brudziński. "Wprost" zauważa, że łączy ich nie tylko lojalność wobec
prezesa, ale także brak ambicji przywódczych.
Inaczej było np. z Ludwikiem Dornem, który
długo był najbliższym po bracie kompanem Jarosława Kaczyńskiego. Doszło między
nimi jednak do konfliktu i obaj politycy do dzisiaj ze sobą nie rozmawiają.
Przypadek Dorna ujawnił jedną z najciemnieniszych stron prezesa PiS. Pasję
zbierania haków - mówi polityk PiS, na którego powołuje się "Wprost".
Nic w oku Jarosława nie wywołuje takiego
błysku jak informacja, że ktoś ma konflikt z żoną, za dużo pije albo ma
kochankę czy jakąś obsesję - dodaje. "O tym, że prezes kolekcjonuje
ludzkie słabości, krąży w PiS wiele opowieści".
Ofiarą tej pasji padła nawet Anna Fotyga.
Była zaufanym człowiekiem Lecha Kaczyńskiego, poza zasięgiem Jarosława. Dlatego
prezes uwielbiał wysłuchiwać opowieści - jak mówił - o wariactwach Fotygi, w
czasach gdy ta była szefową MSZ, a potem Kancelarii Prezydenta. Najbardziej
lubił historię o doniczce rozbijanej przez Fotygę szukającą wszędzie
podsłuchów".
Można zwrócić również uwagę na
szarmanckość prezesa wobec kobiet oraz łagodność i opiekuńczość wobec zwierząt.
"Swojego kota Alika znalazł przed laty poturbowanego na poboczu drogi. To
jedyna istota na świecie, która bezkarnie może prezesa drapać i kąsać".
Kto jest głównym przeciwnikiem Jarosława
Kaczyńskiego? Według "Wprost" nie jest nim ani Donald Tusk, ani
Bronisław Komorowski, lecz redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam
Michnik. "W nim widzi konkurenta politycznego, prawdziwego demiurga, który
kreuje premierów (Mazowieckiego, Cimoszewicza), wpływa na kształt demokracji
(...). Z Michnikiem Kaczyński konkuruje i polemizuje od przeszło 20 lat".
36. X-MEN? Rozwój człowieka, odkrycia (mutacje),
planety podobne do Ziemi – to wszystko o krok!
Na podst. PAP
Spotkanie z życiem pozaziemskim pozwoli ludzkości ulepszyć się, a
elektroniczne gadżety mogą przyspieszyć ewolucję, powstaną inni ludzie – uważa
astronom prof. Aleksander Wolszczan. Naszą cywilizację czekają przemiany,
jakich dziś nie umiemy sobie nawet wyobrazić. Jesteśmy w tej chwili z całą
pewnością (...) o krok od znalezienia pierwszej planety zamieszkiwalnej, czyli
podobnej do Ziemi. To się może zdarzyć w ciągu najbliższych kilku lat.
Prof. Wolszczan był (7.06.2011) gościem II
Kongresu Innowacyjnej Gospodarki. W swoim wystąpieniu zatytułowanym: Czy
człowiek wie, dokąd zmierza?, mówił o możliwych scenariuszach przyszłości
ludzkości, odnosząc się do fundamentalnego pytania: SKĄD SIĘ WZIĘLIŚMY I DOKĄD
ZMIERZAMY.
Wszyscy ludzie są dziećmi wszechświata – w
sensie ogromnie intymnym. Tak samo intymnym, jak jesteśmy dziećmi swoich
rodziców, ponieważ wodór, który znajduje się w naszych komórkach jest
wspomnieniem z początków wszechświata – 15 mld lat temu. Węgiel, azot i tlen,
które są niezbędnymi składnikami chemicznymi naszej biologii to są wspomnienia
narodzin, ewolucji i śmierci gwiazd, które są naszymi bezpośrednimi rodzicami.
Tak więc mamy całkowite prawo identyfikować się z wszechświatem.
Z potrzebą poznania naszych związków z
wszechświatem oraz samego wszechświata wiążą się prowadzone od kilku
dziesięcioleci badania astronomiczne oraz podróże kosmiczne i dalekosiężne
plany w tej dziedzinie. Eksploracja przestrzeni kosmicznej coraz bardziej
przybliża nas do odkrycia życia na innych planetach.
W skali kosmicznej życie z całą pewnością
może istnieć – człowiek jest już stosunkowo blisko do stwierdzenia czy tak
jest, czy nie.
Wolszczan parę lat temu, zapytany o to
kiedy znajdziemy życie poza Ziemią powiedziałby, że może za ćwierć wieku.
Jednak wydarzenia, które miały miejsce w ostatnich latach i to, co się dzieje i
to, jak szybko się to dzieje, powoduje, że teraz nie jestem już pewny. To się
może zdarzyć znacznie prędzej.
Znajdujemy planety, ok. 600 gwiazd znamy
takich, które na pewno mają planety. Jesteśmy w tej chwili z całą pewnością
(...) o krok od znalezienia pierwszej planety zamieszkiwalnej, czyli podobnej
do Ziemi. To się może zdarzyć w ciągu najbliższych kilku lat.
Wolszczan ocenił, że ewentualne odkrycie
żywych istot poza Ziemią wyjdzie ludzkości na dobre (innego zdania jest prof.
Stephen Hawking, przewiduje, że spowoduje to zagładę naszej cywilizacji, jeśli
odkryta cywilizacja będzie bardziej zaawansowana od naszej). Wg prof. Wolszczana
po raz pierwszy będziemy mogli się z kimś, czy z czymś porównać, jest optymistą
i ma nadzieję, że jeśli do tego dojdzie, to spowoduje to coś w rodzaju naprawy
naszej cywilizacji, poprawy człowieka, zmiany jego sposobu myślenia o wszystkim
i o sobie samym w sposób pozytywny.
Polski naukowiec mówił też o postępie
technologicznym oraz o tym jak on zmienia ludzkość, o tym, że współcześni
ludzie zalewani są masą nowoczesnych urządzeń i z tym zalewem wszyscy musimy
sobie jakoś radzić.
Jest sporo oznak tego, że sobie nie
radzimy, w tym sensie, że ewolucja technologiczna wyprzedza ewolucję
biologiczną, która posuwa się niesłychanie powoli w porównaniu z tym, do czego
zdolna jest nasza inteligencja i nasza inwencja.
Według Wolszczana, możliwe jest, że
ewolucja biologiczna „nadgoni” rozwój technologiczny.
Są teorie i badania, które wykazują, że
drzemią w nas geny, które nie są w tej chwili w użytku, ale mogą się uaktywnić
pod wpływem jakichś zewnętrznych bodźców – jest to ewolucja skokowa.
Być może w odpowiedzi na ten nacisk
technologiczny na nasze mózgi, coś takiego się kiedyś wydarzy. Nagle zaczną
powstawać ludzie, którzy będą wyposażeni we właściwości, których w tej chwili
nie mamy, które wydawałyby nam się zupełnie egzotyczne.
W wyniku lawiny rozmaitych gadżetów,
którymi jesteśmy bezustannie bombardowani, wynika, że najlepszą obroną, jaką
natura mogłaby wymyślić, to właśnie wyewoluować nas w bardzo krótkim czasie do
stanu takiego, w którym moglibyśmy to wszystko wchłonąć, a być może zmienić i
skierować cywilizację na inne tory. Ciekawe czy coś takiego się wydarzy, czy
nie?
Wolszczan przypomniał jednak, że
jakkolwiek nie przebiegałby dalszy rozwój ludzkiej cywilizacji, nastąpi to
tylko wtedy, jeśli zdoła ona przetrwać wystarczająco długo. Dlatego musimy
walczyć z zagrożeniami, jakie sami na siebie sprowadzamy m.in. zatruciem wody,
gleby i powietrza, groźnymi zmianami klimatu, spadkiem stężenia ozonu. Tylko
wtedy przyszłe pokolenia będą mogły sprawdzić, który ze scenariuszy okaże się
prawdziwy.
37. Polski konstruktor, który wyprzedził
swoją epokę
Jacka Karpińskigo od Billa Gatesa odróżnia
wszystko. Jaką drogę przebył jeden z najbardziej interesujących polskich
konstruktorów?
Bierze udział w konstrukcji pierwszych
aparatów USG. W wieku 32 lat, jako pierwszy na świecie, buduje tranzystorowy
analizator równań różniczkowych, czyli analogowy komputer. Tworzy drugą na
świecie uczącą się maszynę opartą o sieć neuronową. Zostaje za to jednym z
sześciu zwycięzców konkursu młodych talentów techniki organizowanym przez UNESCO,
dzięki czemu studiuje na Harvardzie i MIT. W trzy tygodnie projektuje skaner
zdjęć cząstek elementarnych otrzymywanych od naukowców z CERN-u i uzupełnia go
o komputer własnej produkcji pracujący 2 razy szybciej niż jakakolwiek inna
maszyna na świecie. W dodatku robi to w latach '50 i '60 XX wieku. Kto? Jacek
Karpiński, konstruktor – wizjoner.
AKAT-1 - pierwszy na świecie komputer
analogowy
Młody talent techniki
Karpiński: konstruktor-wynalazca. Gates:
mistrz biznesu związanego z IT i dobrym programistą. Tylko jednemu z nich się
udało.
Syn konstruktora lotniczego i łączniczki
Piłsudskiego, jako członek Grup Szturmowych bierze udział w powstaniu
warszawskim. W połowie XX wieku Karpiński tworzy swoje wynalazki na konkretne
zamówienia. Jego analogowy odpowiednik dzisiejszego komputera ma służyć do
rozwiązywania równań występujących przy prognozowaniu pogody. Poprawia
skuteczność prognoz o 10%. Skaner zdjęć powstaje na zlecenie zespołu badaczy
współpracujących z CERN-em. Skaner uzupełnia maszyna licząca, nad którą
inżynierowie pod kierownictwem Karpińskiego pracują trzy lata. Komputer działa
dwa razy szybciej niż inne maszyny. Dzięki nagrodzie UNESCO wyjeżdża na studia
do USA, ale chce wrócić do Polski.
Komputer, który mógł zawojować świat
Karpiński postanawia stworzyć nowy komputer. W podstawowej wersji ma
mieścić się w walizce i być rozbudowywany prawie bez ograniczeń: jeśli będzie
potrzeba więcej pamięci, po prostu się ją podłączy. Jeśli nie – komputer będzie
działał samodzielnie. Dla naukowców sprzed 50 lat musi brzmieć to jak fikcja,
bo ówczesne komputery zajmują całe pokoje, a jednym z ważniejszych do działania
elementów jest... klimatyzacja. Żeby było mało, pod względem szybkości
mikrokomputer miały prześcigać tylko dwie maszyny na świecie.
Komputer K-202
Karpiński próbuje zainteresować swoim pomysłem wojsko i zjednoczenie zakładów
automatyki i pomiarów "Mera" zrzeszające wówczas najważniejsze
zakłady elektroniki i automatyki w kraju. Jerzy Huk, dyrektor "Mery",
powołuje do oceny projektu komisję pod kierownictwem Marka Greniewskiego, syna
profesora Henryka Greniewskiego i kierownika Grupy Aparatów Matematycznych,
pierwszej polskiej placówki naukowej zajmującej się komputerami. "Ojciec
udawał cybernetyka, a syn - eksperta od elektroniki" – mówił później
Karpiński w wywiadzie przeprowadzonym przez CRN Polska. Wspomina również Huka,
mówiąc, że nazwanie go "kompletnym debilem" jest zgodne z
rzeczywistością.
"Amerykanie by to zrobili"
"Gdyby to było możliwe, Amerykanie by
to zrobili" – decyduje komisja i odmawia zgody na produkcję. Karpiński
znajduje jednak inwestorów z Wielkiej Brytanii, którzy zafascynowani pomysłem
zgadzają się sfinansować projekt. Warunek jest jeden: Karpiński chce, żeby
prace odbywały się w Polsce. Jednak komisja Mery nadal nie chce podjąć żadnej
decyzji. Oprócz ówczesnego systemu politycznego wpływ na opóźnienia może mieć
charakter konstruktora. "Jacek Karpiński nie był zdolny do współpracy z
innymi specjalistami, on musiał zawsze mieć rację, choć częstokroć jej nie miał"
– uważa jeden z jego podwładnych, dr inż. Wojciech Nowakowski, autor "50
Lat polskich komputerów". Dodaje, że problemem był gwiazdorski charakter
Karpińskiego. W efekcie dopiero po roku walki władze pozwalają konstruktorowi
na zebranie zespołu i zaczęcie prac. Władza daje Karpińskiemu zespół
inżynierów, a Brytyjczycy mają zająć się m.in. sprzedażą, marketingiem i
dokumentacją. Komputer zostaje opatentowany w Wielkiej Brytanii, a produkcja ma
się odbywać w Polsce.
Reklama K-202.
Budowa prototypu K-202 trwa rok. Maszyna
ma działać zupełnie inaczej niż powszechne wówczas w Polsce Odry, czy
pojawiające się na świecie maszyny IBM 360. K-202 to odpowiednik dzisiejszego
peceta, do którego można praktycznie bez ograniczeń dołączać moduły
poprawiające jego wydajność (np. pamięć). W Polsce lat '70 znacznie
popularniejsze są wielkie komputery zajmujące całe szafy i charakteryzujące się
duża wydajnością. K-202 ma łączyć te cechy, a w dodatku być niespotykanie mały.
Ponadto ma działać szybko jak na owe czasy – nawet wchodzące na rynek 10 lat
później komputery "dla mas" miały podobną szybkość. System
pozwalający na rozbudowę wchodzi do sprzedaży na początku XX wieku.
Gierek: "Pomożemy"
K-202 zostaje pokazany na Targach
Poznańskich w 1971, gdzie wzbudza zainteresowanie samego Edwarda Gierka. W
wywiadzie dla CRN Polska Karpiński wspomina:
"Rozmawialiśmy z kwadrans.
- No to jak? - zapytał. - Zrobicie?
- Zrobimy - odpowiedziałem. - Ale czy pomożecie?
- Pomożemy!
Do Elwro w ogóle nie podszedł. To był dla nich straszny policzek."
Zignorowanie wrocławskiego zakładu Elwro
przez Gierka stanie się początkiem problemów konstruktora, jak sam uważa.
Parametry techniczne K-202
Udaje się zbudować około 30 komputerów,
które trafiają do polskich, brytyjskich i radzieckich instytucji. Wtedy nie
zainteresowały biznesu. Mimo że K-202 może obsłużyć 8MB pamięci (ówczesny
standard dla tego typu urządzeń to 64kB, czyli 100 razy mniej) i wykonuje dużą
liczbę operacji, to świat nie wykorzystuje tych możliwości: najlepiej
wyposażone maszyny mają tylko nieco ponad 100 kB pamięci, czyli wykorzystują 1%
limitu. Okazuje się jednak, że produkcja seryjna komputera sprawia kłopoty:
stworzenie prototypu urządzenia czy 30 kopii to co innego niż seryjna produkcja
na cały świat, na jaką pozwolić mogły sobie mikrokomputery DEC PDP-11, które
premierę mają w 1970 i dysponują podobną mocą co K-20 (chociaż nadal są
wielkości szafy). 250 osób pracujących nad K-202 to w dodatku za mało, żeby od
zera stworzyć system i oprogramowanie, które mogłyby zostać przetestowane i produkowane
seryjnie. Komputer sprawdza się więc doskonale w konkretnych zadaniach do
których wybudowano poszczególne egzemplarze i działa tam jeszcze przez lata,
ale nigdy nie trafia do masowej produkcji.
"Wsad dewizowy": prawie 100%
Pojawia się jeszcze jeden problem. W całym
bloku wschodnim mają być używane maszyny obliczeniowe o wspólnym interfejsie
zgodnym z RIAD, jak zarządzają władze w Moskwie. K-202 jako zupełnie nowa
konstrukcja nie jest z nimi zgodna. Ponadto Brytyjczycy wszczynają proces o
naruszenie praw patentowych, a w krajowych mediach i w środowisku widać coraz
większą niechęć do wynalazku Karpińskiego. Nie wiadomo na ile wynika to z
nacisków Moskwy, a na ile z wewnętrznych sporów środowiska. Karpiński podaje
tylko nazwiska kolejnych decydentów, którzy tuż po zapewnieniu mu wsparcia
zostają usunięci ze stanowisk lub nagle odmawiają dalszych kontaktów.
Sam twierdzi, że jego komputer był nie na
rękę władzom wrocławskiego zakładu Elwro, który produkował sprzęt zgodny z
radzieckim standardem RIAD, a według konstruktora droższy. Przedstawiciele
firmy odpowiadają dziś, że ich sprzęt miał jedną zaletę: był wykonany w całości
z części dostępnych w bloku wschodnim. Natomiast K-202 składające się prawie w
całości z importowanych części mogło w każdej chwili przestać istnieć po
wprowadzeniu embarga przez kraje zachodnie. Przy ówczesnej sytuacji politycznej
rynek nie mógł ryzykować nałożenia embarga – argumentują na swojej stronie byli
pracownicy Elwro. "Tak zwany „wsad dewizowy” - jeden z decydujących czynników
w gospodarce PRL-u, przekreśla jego szansę na produkcję" – pisali w 2009.
Mimo genialnego projektu, K-202 nie ma więc szans na produkcję.
"Wolę prawdziwe świnie"
Atmosfera wokół Karpińskiego zaczyna się
zagęszczać. Uważa, że władze próbują wytoczyć mu proces o szpiegostwo na rzecz
Brytyjczyków. W 1978 poddaje się: rezygnuje z komputerów i przenosi się na
wieś, pod Olsztyn. Hoduje świnie i kury, a raz w tygodniu wykłada na
Politechnice Warszawskiej. Kiedy dziennikarze pytają dlaczego to zrobił,
odpowiada, że woli pracować z „prawdziwymi świniami”. Po trzech latach dostaje
propozycję zostania dyrektorem technicznym Mery. "Odmówiłem. Co może
zdziałać dyrektor techniczny przy dyrektorze naczelnym idiocie?" - mówi
Karpiński.
Karpiński w kapitalizmie
Trzy dni przed wybuchem stanu wojennego,
mimo towarzyszącej przez całe życie chęci do pracy w Polsce, konstruktor
emigruje do Szwajcarii. Pracuje jako konsultant dla Stefana Kudelskiego, twórcy
i producenta magnetofonów Nagra używanych wówczas przez reporterów z całego
świata. "Stefan chciał dalej produkować sprzęt analogowy, ja namawiałem go
do przejścia na technikę cyfrową. Ponieważ nie udało mi się go przekonać,
stwierdziłem, że szkoda mojego czasu i jego pieniędzy" – mówił Karpiński.
Firmy Kudelskiego działają do dziś. Karpiński zakłada własną firmę, która ma
produkować robota sterowanego głosem. Po dwóch latach projekt upada. Kiedy
pojawiają się inwestorzy, nie dogaduje się ze wspólnikiem w sprawach
finansowych. "Mój wspólnik nie chciał się dzielić udziałami" – mówi.
W 1990 wraca do Polski, już wolnej.
Doradza ministrom finansów: najpierw Balcerowiczowi, później Olechowskiemu.
"Następny to był już taki głupi, że serdecznie podziękowałem" – mówi
o dzisiejszym doradcy Bronisława Komorowskiego, profesorze Jerzym Osiatyńskim.
Bez dachu nad głową
Po epizodzie doradczym wraca do tego, w
czy jest mistrzem: konstrukcji sprzętu. Kontynuuje zaczęte jeszcze w Szwajcarii
prace nad przenośnym skanerem pisma ręcznego. Karpiński bierze kredyt na
rozpoczęcie produkcji. Nie może zabezpieczyć całego kredytu (twierdzi, że
zabezpieczona miała być tylko pierwsza transza), więc bank licytuje jego dom.
"Karpiński to człowiek na wskroś
uczciwy, patriota, wielki naukowiec. I zupełne beztalencie ekonomiczne" -
mówi Pulsowi Biznesu Jerzy Szwaj, który pracował z Karpińskim. "No i ta
jego arogancja wobec ówczesnej władzy. (…) Kiedyś wizytowała nas partyjna
wierchuszka. Jednemu z partyjniaków wypalił wprost, że jego wiedza
wystarczyłaby co najwyżej do budowy nocników" – wspomina Szwej.
Bezwzględny biznes
Karpiński nie poddaje się i prezentuje
kolejny wynalazek. Kasę fiskalną dla handlarzy, jak twierdzi wówczas
najmniejszą na świecie. Podpisuje umowę na produkcję z firmą Libella. Nie
dogaduje się z radą nadzorczą i zmienia producenta na toruńską firmę Apator.
Firma zamawia 3000 płyt głównych od warszawskiego podwykonawcy. Kolejny cios:
cała seria jest uszkodzona. Później okazuje się, że w tym samym budynku co
podwykonawca działa inny producent kas fiskalnych.
Jednocześnie kończy się sprawa z domem –
zostaje sprzedany dużo poniżej wartości. Karpiński kontynuuje prace dosłownie
bez dachu nad głową, bo nowy właściciel uszkadza konstrukcję dachu. Na pól roku
wyjeżdża ponownie do Szwajcarii – projektuje skaner do sczytywania ksiąg
rachunkowych. Po powrocie przenosi się do kawalerki we Wrocławiu. Bank zajmuje
1/4 emerytury konstruktora. Pozostałą część nie wystarcza mu na kosztujące 800
złotych miesięcznie masaże. W wieku 81 lat dorabia projektując strony
internetowe. "Głupia robota, ale parę groszy można zarobić" – mówi w
programie "Zagadki tamtych lat".
Od Billa Gatesa odróżnia go wszystko
Nawet ówcześnie konkurenci z Elwro
przyznają, że o prawie 30 lat starszy od Gatesa Karpiński jest genialnym
konstruktorem. Jednak w przeciwieństwie do Gatesa, nie jest menadżerem. Według
współpracowników aż nazbyt uczciwy, ale nie rozumie biznesu. Nie może dogadać
się z przełożonymi, władzą i inwestorami, kiedy Gates współpracuje z rządami i
instytucjami publicznymi. No i najważniejsze – wynalazki Karpińskiego sprawdzają
się doskonale przy konkretnych problemach, a Microsoft sprzedaje oprogramowanie
na rynku masowym. Nawet branże w jakich działają są zupełnie inne, Firma Gatesa
tworzy oprogramowanie, z czym zespoły Karpińskiego nigdy sobie nie radziły. W
efekcie Bill Gates jako jedna z najbogatszych osób na świecie zajmuje się dziś
organizowaniem funduszy na przedsięwzięcia charytatywne. Karpiński przez całe
życie konstruuje.
W 2008 zaczyna kolejny projekt, tym razem
związany z rozpoznawaniem mowy. Przewiduje, że zajmie mu cztery lata. 21 lutego
2010 śmierć krzyżuje plany genialnego konstruktora.
Źródła: dr inż. Wojciech Nowakowski, "50 Lat polskich komputerów.
Historia romantyczna" TVP, "Zagadki tamtych lat", odc. "Co
się stało z polskim Billem Gatesem"
za autorem: M.Kosedowskim
38. Jak zostać szpiegiem w Polsce
Na podst. L.Szymkowski
Pierwsze i najważniejsze – nic nie dzieje
się przypadkowo. Do pracy dla bezpieczeństwa państwa rekrutuje się w ostatnich
latach studiów. Jak naprawdę wygląda praca polskiego szpiega?
Praca szpiega składa się z: kłamstw,
szantaży, zdrady, przemocy... i głownie – lub przede wszystkim z łamania prawa.
Każdy szpieg w tajnej służbie Polski jest zobowiązany zachować tajemnicę do
samego końca – swojego lub jej.
Opisując temat, będę posiłkował się pewną
prawdziwą historią, która wydarzyła się na IV roku stosunków międzynarodowych.
Młody wówczas człowiek interesował się – szeroko pojętym Wschodem (lecz
szczególnie Rosją i Ukrainą). Do tegoż młodego studenta (za pośrednictwem
wykładowcy) zgłosił się człowiek, przedstawiający się jako polonijny
przedsiębiorca i zaprosił na spotkanie w sprawie pracy.
Podczas długiej i ciekawej rozmowy –
student i „tajemniczy biznesmen” wymieniali się uwagami i doświadczeniami z
pobytów na wschodzie Europy. Analizowali sytuację polityczną i gospodarczą,
rozmawiali o perspektywach firmy. Rozmowa zakończyła się niczym, bez żadnych
konkretów. Biznesmen na koniec rozmowy poprosił o numer telefonu swojego
rozmówcy (na wypadek, gdyby miał jeszcze jakieś pytania, lub gdy byłby
zainteresowany współpracą).
Co było dalej... kilka dni później student
odbiera telefon, zadzwonił inny mężczyzna, powołując się na znanego nam
biznesmena, z propozycją kolejnego spotkania. Podczas tej rozmowy – rozmówca
przeszedł jednak do rzeczy „chcemy panu zaproponować pracę na Wschodzie –
ale nie w biznesie, tylko dla Polski”. Tak to się odbywa. Student ów ma
dzisiaj ok. 40 lat i jest zwykłym biznesmenem.
Agenci
Więc to wywiad dociera ze swoją ofertą do
wybranych kandydatów, a nie odwrotnie. Gen. Gromosław Czempiński, były szef UOP
(na miejsce tego urzędu w 2002 powołano działającą dzisiaj Agencję Wywiadu oraz
ABW) – powiedział, że najczęściej przyszli Agenci rekrutowani są spośród
studentów ostatnich lat, z najważniejszych szkół wyższych (UW, UJ, SGH,
Politechniki, AGH...).
Wśród wykładowców każdego wydziału, jest
jedna osoba współpracująca z wywiadem cywilnym i jedna z wojskowym. Te osoby
wskazują najbardziej wybijających się studentów (odsyłam do znawcy tematu p.
Henryka Piecucha, autora ok. 20 książek o tajnych służbach).
Jeszcze przed pierwszym kontaktem
potencjalni kandydaci na szpiegów (lub „wywiadowców”, jak ich się fachowo
nazywa) są szczegółowo badani. Sprawdza się ich znajomość języków obcych,
zainteresowania, życie osobiste. Sporządzany jest profil psychologiczny.
Wywiadowca musi być osobą silną psychicznie i odporną na stres. Musi też być
optymistą, który nie zraża się niepowodzeniami (w podobnym tonie wypowiedział
się kiedyś Janusz Zemke były członek sejmowej komisji ds. służb specjalnych).
Do wytypowanych kandydatów zgłaszają się specjaliści od kadr. Udają kogoś
innego i oferują wymyśloną pracę. Jeśli bezpośrednia rozmowa wypadnie
pozytywnie, młody człowiek otrzymuje zaproszenie na kolejne spotkanie, gdzie
dowiaduje się, o jaką pracę naprawdę chodzi. Gdy wyrazi zgodę, trafia do
Kiejkut.
Szkoła polskich szpiegów
To głównie Jednostka Wojskowa nr 2669 w
Kiejkutach Starych na Mazurach. Tam od wielu lat znajduje się szkoła polskich
szpiegów. Każdy, kto decyduje się rozpocząć tajną służbę (kiedyś dla PRL, dziś
dla III RP), spędza tam dziewięć miesięcy. O Kiejkutach ostatnio zrobiło się
głośno, w związku z domniemanym tajnym więzieniem CIA, gdzie ponoć Amerykanie
torturowali terrorystów z Al–Kaidy.
Co mówi się najbliższym
Co powiedzieć żonie? mamie? siostrze?
dziewczynie? Oficer prowadzący ma kilka sprawdzonych pomysłów... często mówi
się, że zdobyło się super robotę, ale warunkiem atrakcyjnej pracy jest staż,
np. w USA i że trzeba tam pojechać na kilka miesięcy.
W rzeczywistości odbywa się szkolenie w
zamkniętej jednostce, w trybie skoszarowanym, która obejmuje treningi fizyczne,
strzeleckie, językowe – ale nie tylko. Najtrudniejsze są kursy ćwiczenia
pamięci (m.in. szczegółowe przyswojenie sześciu tzw. „legend”, czyli fałszywych
życiorysów) oraz pracy operacyjnej (np. techniki konspiracji, ukrycia się w
tłumie, zakładanie rezydentur, tajna łączność i, to co jest najważniejsze,
czyli pozyskiwanie źródeł informacji). Ci, którzy wytrwają do końca, zostają
pełnoprawnymi oficerami polskiego wywiadu, czyli – licencjonowanymi szpiegami.
Podwójne życie
Oczywiście świeżo upieczony absolwent
Kiejkut nie jest jeszcze gotowy do samodzielnej pracy wywiadowczej. Z tego co
mógł przekazać szeroko pojętej publice płk. Henryk Bosak, były oficer wywiadu
PRL – przez 2-3 lata „absolwent” musi pracować w rezydenturze pod okiem
doświadczonych kolegów.
Na dobry początek szpieg otrzymuje nową
„legendę” i fałszywą tożsamość. Regułą jest, że nie zmienia się imienia i
pierwszej litery nazwiska. Fikcyjne dane potwierdzają nowe dokumenty wyrabiane
w tajnej drukarni służb.
Od tej pory agent ma dwie tożsamości:
prawdziwą (używaną w Polsce) i fałszywą (stosowaną podczas tajnych operacji).
Trwa to ok. 3 lata. Następnie przychodzi czas na wyjazd na placówkę
dyplomatyczną do jednego z krajów, do którego absolwent był przygotowywany.
Zasadniczo w tym momencie kariery agent ma problemy z najbliższymi, głównie z
żoną/mężem, często, gdy bliska osoba dowiaduje się prawdy, co robił jej
wybranek/wybranka (że tyle czasu ją/go oszukiwał) opuszcza go. I jak na
prawdziwego szpiega przystało, zostaje sam.
Bezcenne informacje
Podstawą pracy szpiega jest pozyskiwanie
źródeł informacji. Są na to trzy skuteczne sposoby:
- przekupstwo (najbardziej powszechny sposób),
informator wynosi tajne dokumenty swego państwa i bierze za to duże
pieniądze,
- przekonania (źródło przekazuje informacje lub
dokumenty obcemu szpiegowi, wierząc, że robi to w dobrej wierze, w imię
wyższych celów – w obu tych przypadkach informatorzy dobrowolnie i w pełni
godzą się na współpracę),
- szantaż (najmniej przyjemny, ale bodaj
najskuteczniejszy sposób).
Dobrym przykładem szantażu jest pewien
urzędnik, który dysponował kapitalną wiedzą i miał dostęp do rewelacyjnych
dokumentów. Wywiad koniecznie chciał go zwerbować. Uwiodła go dziewczyna z
polskich służb, agent zrobił im zdjęcia w sytuacji intymnej. Później
powiedziano delikwentowi, że jeśli nie przyniesie tego, o co poproszą, to
zdjęcia zostaną przekazane jego żonie. I facet się złamał, przekazywał tajne
informacje przez 5 lat, potem zamknął go obcy kontrwywiad. Częsty przypadek,
norma.
Superściśle tajni
W tajnej służbie często korzysta się z
paszportu dyplomatycznego. To znaczy, że agenta chroni immunitet i w razie
„wypadki” nie grozi mu więzienie, tortury ani śmierć. Co najwyżej może być
wyrzucony z powrotem do Polski.
Z tego co mógł przekazać szeroko pojętej
publice gen. Henryk Jasik (były szef polskiego wywiadu) – nie każdy szpieg ma
takie komfortowe warunki. Obok wywiadowców z paszportami dyplomatycznymi
informacje zbierają też tzw. „nielegałowie”. Ich zadaniem jest przenikanie do
struktur władzy obcego państwa. Muszą znać perfekcyjnie język danego kraju i
opracować świetną legendę uwiarygodniającą, coś tak jak sławetny J-23.
O nielegałach mówi się „najtajniejsi z
tajnych”, bo ich tożsamość znają tylko dwie osoby: oficer prowadzący i oficer
nadzorujący. Nielegałowie to jedyna grupa szpiegów, która nie kształci się w
Kiejkutach, ale w należących do wywiadu nie rzucających się w oczy mieszkaniach
i posiadłościach. To jest jeszcze trudniejsze, przez całe szkolenie kursant nie
może wychodzić na zewnątrz ani z nikim się spotykać.
Super Nielegał
Jednym z najważniejszych polskich
„nielegałów” w ostatnich latach był Radosław K. W czasie studiów wyjechał do
Niemiec, opanował perfekcyjnie język, znalazł pracę w rządowej instytucji
badawczej, uzyskał niemieckie obywatelstwo, a później dwukrotnie zmieniał
nazwisko. Dzięki temu zatarł po sobie ślady związków z Polską. Wtedy zdobył
pracę w niemieckim Ministerstwie Spraw Zagranicznych, uzyskał certyfikat
dostępu do informacji niejawnych i zaczął awansować. Regularnie spotykał się z
oficerem polskiego wywiadu i przekazywał mu ważne informacje, w tym tajne
dokumenty dotyczące polityki federalnego rządu wobec krajów Europy Wschodniej.
Wskazał też kilkunastu pracowników niemieckiego MSZ, których polski wywiad mógł
pozyskać do współpracy.
W 2008 został zdekonspirowany i musiał uciekać do Polski (okoliczności tej
dekonspiracji badała w ścisłej tajemnicy sejmowa komisja ds. służb
specjalnych). Wpadka zakończyła wielką szpiegowską misję.
Nudny jak szpieg
Po 15 latach niebezpiecznej pracy
wywiadowczej, agent udaje się na emeryturę. Otrzymuje połowę ostatniego
wynagrodzenia, czyli ok. 5 tys. PLN miesięcznie.
Agent przez okres swojej służby ma sporo
różnych znajomości, dzięki którym może rozkręcił dochodowy prywatny biznes.
Tajemnica obowiązuje go do końca życia.
Tą ostatnią myśl polecam do przemyślenia w kontekście likwidacji WSI za rządów
PIS, rękami A.Macierewicza...
39. Słynne polskie wynalazki
Na podst. wykop.pl, historia.org.pl
Niebieski laser, meleks, świetlówka, lampa naftowa, projektor filmowy,
peryskop itd.
Kto dzisiaj zastanawia się – skąd wzięły
się rzeczy, które mają wpływ na życie ludzkości? Kto dziś wie, że niebieski
laser, wycieraczki samochodowe, a nawet spinacz biurowy to wynalazki Polaków.
Niestety żaden z wynalazców nie dorobił się na nich gigantycznej fortuny, wiele
z nich nawet były przekazywane innym bez patentu. Warto jednak przypomnieć
najbardziej znane wynalazki stworzone przez Polaków.
Hologram.
Hologramy znane z filmów science-fiction i
stosowane np. w muzeum w Podziemiach Rynku w Krakowie wynalazł polski
profesor fizyki Mieczysław Wolfke.
Kamizelka kuloodporna.
Kamizelkę kuloodporną wynaleźli Jan Szczepanik i Kazimierz Żegleń.
Ich pomysł był prosty, siłę kuli miały tłumić kolejne warstwy materiału.
Wynalazek Polaków uratował życie królowi Hiszpanii Alfonsowi XIII w 1902. Wieść
o tym przyniosła Szczepanikowi światowy rozgłos. Król w ramach wdzięczności
udekorował Szczepanika najwyższym odznaczeniem państwowym. Podobnie zamierzał
uczynić car Mikołaj II, lecz Szczepanik z pobudek patriotycznych odmówił
przyjęcia orderu, jednakże przyjął podarowany mu złoty zegarek wysadzany
brylantami. Kamizelka przez kolejne lata już niezależnie od polskich wynalazców
była stale ulepszana, by wytrzymywać siłę coraz doskonalszych pocisków.
Szczepanik zasłynął również z tego, iż wynalazł telektroskop, który
służył do przesyłania ruchomego obrazu kolorowego wraz z dźwiękiem na odległość
– urządzenie to jest protoplastą dzisiejszej telewizji, opatentował go
1897.
Kolorowy film.
Film barwny, opracowany w latach 1918 –
1925 tzw. system filmu barwnego przez Jana Szczepanika był wysoko
ceniony za bliskie realizmowi oddawanie kolorów. Pracował także nad
odtwarzaniem filmu dźwiękowego. System ten opierał się na wykorzystaniu taśmy
czarno-białej z użyciem trzech filtrów eliminujących podstawowe barwy oraz
systemu rolek zapewniających stabilność obrazu podczas nagrywania i projekcji.
Następnie specjalny projektor mógł odtworzyć z tej taśmy film w kolorach
naturalnych. Gwarantowało to niespotykaną w tamtych czasach głębię koloru,
jednakże wymagało kosztownej modernizacji ówczesnych sal kinowych – to
sprawiło, że popularniejszy stał się amerykański system „Technicolor”,
który choć gorszy jakościowo był zdecydowanie tańszy. Szczepanik odkrył ok. 50
wynalazków (m.in. uproszczoną maszynę tkacką).1, 2, 7
Grafen.
Właściwie jego produkcję – co prawda
Polacy nie odkryli grafenu, zrobili to Andriej Gejm i Konstantin Nowosiołow za
co otrzymali w 2010 Nagrodę Nobla. Jednak to Polacy wynaleźli metodę jego
produkcji. Tym razem mamy także na nią patent na cały świat. Technologia
wytwarzania grafenu o najlepszej jak dotąd jakości została wynaleziona w
2011 w Instytucie Technologii Materiałów Elektronicznych oraz Wydziale Fizyki
Uniwersytetu Warszawskiego.
Komputer K-202.
O którym szerzej piszę w artykule 30. Polski
konstruktor, który wyprzedził swoją epokę – stworzył Jacek Karpiński w
1969. Komputer miał 8 mb pamięci. Pierwsze komputery wynalezione w USA miały
zaledwie 65 kB pamięci. Ówczesne władze PRL zamiast wypromować projekt,
zakazała Karpińskiemu pracy nad komputerami i uznała za sabotażystę. 10 lat
później w USA rozpoczął się prawdziwy komputerowy boom.
Jarzeniówka (świetlówka) Lampa
fluorestencyjna.
Świetlówki obecne chyba w każdej szkole
zostały wynalezione przez wybitnego polskiego fizyka Stefana Pieńkowskiego.
Świetlówki wytwarzają znacznie mniej ciepła od standardowych żarówek, a także
dłużej mogą pracować i mają wyższą skuteczność świetlną.
Lampa naftowa.
Polak Ignacy Łukasiewicz wynalazł w 1853
lampę naftową. Był twórca przemysłu naftowego. Szybko weszła do powszechnego
użytku, gdyż dawała więcej światła i była tańsza w użytkowaniu od tradycyjnych
świeczek.
Niebieski laser.
To dzięki wynalazkowi Instytutu Wysokich
Ciśnień PAN powstała półprzewodnikowa dioda laserowa z azotku galu, emitująca
niebieskie światło. Polski niebieski laser został po raz pierwszy
zaprezentowany w 2001. Nowa technologia zapisu informacji Blu-ray korzysta z
funkcjonalności niebieskiego lasera. Polacy z WAT w latach na początku lat
sześćdziesiątych również byli pierwszymi, którzy odkryli tradycyjny laser
(prawdopodobnie zrobili to już w larach pięćdziesiątych, lecz ówczesna władza i
WP trzymali to w tajemnicy).
Melex.
Melex, czyli niewielki „samochód”
napędzany silnikiem elektrycznym został wyprodukowany przez polską Wytwórnię
Sprzętu Komunikacyjnego "PZL-Mielec". Początkowo wykorzystywano je
jako wózki golfowe i teraz znamy je głównie z zielonych łąk. Dzisiaj m.in. w
Krakowie służą do przewodu turystów w okolicach Starego Miasta.
Projektor filmowy.
Jego wynalezienie powszechnie przypisuje
się braciom Lumière, opatentowali go w 1895. Jednak rok wcześniej w 1894
projektor filmowy wynalazł także polski wynalazca Kazimierz Prószyński i nazwał
go pleografem.
Peryskop odwracalny.
Peryskop odwracalny pozwalający na
obserwację 360st. pola widzenia bez odwracania głowy, został wymyślony przez
Rudolfa Gundlacha, który był polskim inżynierem. Jego wynalazek jest po dzień
dzisiejszy używany w czołgach i łodziach podwodnych.
Ręczny wykrywacz min.
Józef Kosecki polski oficer Polskich Sił
Zbrojnych na Zachodzie i saper wynalazł w trakcie II Wojny Światowej ręczny
wykrywacz min. Jego wynalazek szybko został wykorzystany przez armie alianckie.
Niestety Kosecki nie opatentował tego wynalazku przekazując go bezpłatnie armii
Wielkiej Brytanii. W nagrodę dostał list od króla.
Skrzydło delta.
Już w XVII w. polski wynalazca Kazimierz
Siemienowicz proponował użycie skrzydeł typu delta. Są one dzisiaj
wykorzystywane m.in. w samolotach Dassault Mirage 4000, Saab JAS-39 Gripen,
Avro Vulcan, a wcześniej w samolotach Concorde. Skrzydła delta ma także najnowszy
europejski myśliwiec Eurofighter Typhoon.
Spinacz biurowy.
Jego wynalazcą był słynny kompozytor i
pianista Józef Hofmann. Inspiracją do wynalezienia spinacza miał być klucz
wiolinowy.
Wycieraczki samochodowe.
Józef Hofmann jest również wynalazcą wycieraczek
samochodowych. Niestety na swoim wynalazku, jak wielu polskich wynalazców się
znacznie nie wzbogacił.
Szachy trzyosobowe.
Szachownicę dla trzech osób wymyślił Jacek
Filka. Jednak właścicielem patentu tej oryginalnej formy gry w szachy Jerzy
Luberda. Pierwszy turniej gry w szachy trzyosobowe został rozegrany w Krakowie
w 1996.
Walkie-talkie.
Nieco zapomniane w dobie telefonów
komórkowych walkie-talkie zaprojektował w 1943 Henryk Magnuski dla
amerykańskiej Motoroli. Urządzenie zostało następnie wykorzystane przez
Armię Stanów Zjednoczonych w czasie II Wojny Światowej.
Śmigło lotnicze.
Śmigło lotnicze o nastawnym kącie natarcia
– skonstruowane w latach 1926 – 1929 wg projektu Stefana Drzewieckiego,
który w swoich pracach („Śmigła powietrzne. Teoria ogólna napędów śmigłowych”,
1909, będąca rozwinięciem opublikowanej w 1892 metody rachunkowego wyznaczania
śrub napędowych) dowiódł, że dla każdego profilu śruby (śmigła), przy
określonej prędkości obrotowej istnieje pewien kąt natarcia, przy którym śmigło
pracuje najsprawniej. Konstrukcja tego typu, która zmieniała kąt ustawienia
śmigła pozwalała na zwiększenie osiągów i wydajności samolotów.
Stefan Drzewiecki miał na swoim koncie
wiele innych wynalazków, takich jak:
- dromograf - urządzenie kreślące kurs płynącego
statku,
- pierwszy okręt podwodny napędzany siłą ludzkich
mięśni,
- pierwszy okręt podwodny o napędzie elektrycznym,
- kilometromierz dla pojazdów konnych.
Aeroskop.
Aeroskop – skonstruowany przez Kazimierza
Prószyńskiego w 1909, był pierwszą na świecie ręczną kamerą filmową. Został
zbudowany w Warszawie, ale opatentowany na terenie Francji (1910) oraz Wielkiej
Brytanii (1911). Wynikało to oczywiście z sytuacji politycznej (okres zaborów –
Urząd Patentowy Rzeczypospolitej Polskiej powstał 28 grudnia 1918). Działanie
urządzenia opierało się na przewijaniu taśmy filmowej za pomocą sprężonego
powietrza (nabijanego najpierw za pomocą zwykłej pompki), co pozwalało na pracę
kamery bez potrzeby przewijania taśmy korbką. Aeroskop był powszechnie używany
(m. in. przez Brytyjskie Ministerstwo Wojny), do momentu wyparcia go przez
konstrukcje z napędem sprężynowym i elektrycznym w latach trzydziestych.1
Most drogowy - spawany.
Pierwszy na świecie spawany most drogowy –
zbudowany w Maurzycach w 1929 wg projektu inż. Stefana Bryły.
Nowatorskie zastąpienie połączeń nitowanych połączeniami spawanymi pozwoliło na
znaczne zmniejszenie ciężaru obiektu (55 ton). Most ma 27m długości i istnieje
do dziś (jest zabytkiem klasy 0)1, 6
Technika wojskowa
Poniżej zostaną przedstawione konstrukcje
bezpośrednio wiążące się z techniką wojskową. Popularny wydaje się być pogląd,
jakoby Wojsko Polskie przed II Wojną Światową było zacofane technicznie. Nie
wynikało to jednak z braku dobrych konstrukcji, lecz niewielkiej ich ilości –
przewaga naszych przeciwników była bardziej ilościowa niż jakościowa
(bezdyskusyjna przewaga w jakości dotyczy tylko samolotów myśliwskich oraz
broni pancernej III Rzeszy).
Dobrym przykładem jest okręt podwodny ORP
Orzeł (który nie jest dziełem polskich konstruktorów - został zamówiony w
Holandii). Porównanie jego osiągów z okrętem niemieckim podobnego typu U-Boot
IX wypada na korzyść polskiej jednostki.5
Peryskop odwracalny Gundlacha – opracowany w 1934
peryskop czołgowy, który w odróżnieniu od wcześniejszych konstrukcji umożliwiał
on obserwację pełnych 360st wokół czołgu bez odwracania głowy obserwatora.
Osiągnięto to dzięki zastosowaniu dodatkowej przystawki pryzmatycznej.
Stosowano go w polskich czołgach 7TP oraz 10TP. Patent sprzedano firmie
Vickers-Armstrong, co zaowocowało zastosowaniem go w czołgach Crusader,
Churchill, Valentine, Cromwell pod nazwą Tank periscope Mk IV.
Peryskopy wzorowane na konstrukcji
Gundlacha stosowali również Amerykanie (peryskop M6 w czołgach M3/M5 Stuart, M4
Sherman) oraz Rosjanie (w T-34 oraz T-70).
Wynalazek ten został szczegółowo opisany w
książce: „Nie tylko Enigma... Mjr Rudolf Gundlach (1892-1957) i jego
wynalazek” Grzegorz Łukomski and Rafał E. Stolarski, Warsaw-London, 1999.1,
2
Pistolet Vis wz. 35 – pistolet
samopowtarzalny konstrukcji Piotra Wilniewczyca i Jana Skrzypińskiego. Pistolet
wzorowany był na pistolecie Colt M1911 i Browningu HP.
Po opracowaniu prototypu w 1930, produkcję
seryjną rozpoczęto w 1936. Do czasu rozpoczęcia II Wojny Światowej
wyprodukowano 49 tys. szt. Strzelał nabojem 9x19mm Parabellum, posiadał
magazynek na 8 naboi. Działał na zasadzie krótkiego odrzutu lufy, strzelanie
odbywało się z zamka zamkniętego, mechanizm spustowy bez samonapinania.9
Pistolet ten uważany jest za broń
wyjątkowo celną, niezawodną i ergonomiczną.10 Potwierdzeniem tej
tezy wydaje się być kontynuowanie produkcji Visa przez Niemców w okresie
okupacji (jako P-35(p)). Produkcję przenoszono stopniowo do zakładów Steyra w
Austrii, łącznie wyprodukowano 312 tys. egzemplarzy „niemieckiego” Visa dla
Wehrmachtu (czyli ponad 6 razy więcej niż przed wojną dla WP)1, 9, 10
Karabin przeciwpancerny wzór 35 (Ur)
Urugwaj – karabin kal. 7.92mm opracowany pod kierunkiem Józefa Maroszka w
Fabryce Karabinów w Warszawie. Wprowadzony do produkcji w 1938. Tym co
odróżniało go od innych ówczesnych konstrukcji tego typu było zastosowanie
pełnopłaszczowych pocisków ołowianych zbliżonych do tradycyjnych pocisków
karabinowych (typowo stosowane były pociski rdzeniowe). Pocisk nie przebijał
pancerza, lecz wybijał w nim „korek” o średnicy około 20mm, który następnie
raził załogę. Długa lufa zapewniała dużą prędkość wylotową pocisku, która
umożliwiała skuteczne rażenie celów o pancerzu 33mm z odległości 100m, a 15mm z
odległości 300m. Osiągi były lepsze niż w przypadku brytyjskiego karabinu
ppanc. Boys o kalibrze 13.95mm i pozwalały w tamtym czasie na skuteczne rażenie
wszystkich czołgów niemieckich i radzieckich. Z powodu późnego wprowadzenia do
służby (dodatkowo objętego tajemnicą) utrudnione było udoskonalenie karabinu
oraz wyprodukowanie wystarczającej ilości egzemplarzy. Podobnie jak Vis, Ur
również został przejęty przez Niemców (jako Panzerbüchse 35 (polnisch) (PzB
35(p))).1, 4, 12
Bombowiec PZL.37 Łoś – czteromiejscowy
dwusilnikowy średni bombowiec. Był pierwszym polskim samolotem seryjnym
wyposażonym w chowane w locie podwozie. Pracami konstrukcyjnymi w Państwowych
Zakładach Lotniczych kierował Jerzy Dąbrowski. Nowatorstwo konstrukcji Łosia
polegało przede wszystkim na zastosowaniu:
- płata laminarnego (pierwszy w Polsce i jeden z
pierwszych na świecie) – pozwoliło to znacznie zmniejszyć opory
aerodynamiczne,
- wąski kadłub o małym przekroju czołowym (znikome
opory i lepsze osiągi prędkościowe),
- małe siły na sterach (lepsza sterowność).
Nowatorska konstrukcja zwiększyła ilość
problemów technicznych, co dodatkowo opóźniło wprowadzanie samolotu do
uzbrojenia. Mimo tego samolot cieszył się międzynarodowym zainteresowaniem co
zaowocowało wieloma ofertami kupna złożonymi przez inne państwa. Produkcja
eksportowa zastała przerwana przez wybuch wojny. Bombowiec będący najbardziej
zaawansowanym technicznie polskim samolotem w czasie wojny nie mógł odegrać w
niej dużej roli. Do dziś nie istnieje żaden kompletny bombowiec Łoś (jedynie
jego silnik). W okresie PRL władze rumuńskie zaproponowały Polsce pozostałe
Łosie (jako wymiana za nowy sprzęt), jednak ówczesne władze nie były
zainteresowane i samoloty zostały złomowane. Tak kończy się historia
najlepszego polskiego samolotu okresu przedwojennego.1
Bibliografia:
1. pl.wikipedia.org
2. en.wikipedia.org
3. „Sławni Polacy. Naukowcy i badacze.”
Praca zbiorowa, Wydawnictwo Podsiedlik-Raniowski i Spółka, 1999.
4. Program telewizyjny B. Wołoszańskiego
„Sensacje XX wieku – odc. Polska w ogniu”
5. „Orzeł pod lupą”, Focus Historia nr 6/2008.
6. Mazur T., Historyczne cudo techniki
w Maurzycach, wiadomosci24.pl
7. Oficjalna strona miasta Tarnów,
zakładka poświęcona Janowi Szczepanikowi.
8. Komuda L., Polski czolg lekki
7TP", TBiU No.21, Warszawa 1973 – fotografia
9. Strona p. Przemysława Konickiego
www.opisybroni.republika.pl
11. www.adamsguns.com - fotografia
40. Pikantne cytaty
marszałka Józefa
Piłsudskiego
Marszałek - pocieszyciel
Czego krzyczysz... co noga? A tamtemu głowę urwało i nie krzyczy, a ty o
takie głupstwo.
W ten sposób Józef Piłsudski pocieszał
rannych żołnierzy. Nigdy nie należał do ludzi delikatnych.
Piłsudski i środki do celu
Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować
i tej.
Jak widać, marszałek nie wierzył w
sytuacje bez wyjścia.
Piłsudski wściekły na konstytucję
Ja tego, proszę pana, nie nazywam Konstytucją, ja to nazywam konstytutą. I
wymyśliłem to słowo, bo ono najbliższe jest do prostituty. Pierdel, serdel,
burdel.
W ten właśnie wrażliwy sposób Józef
Piłsudski skomentował konstytucję marcową z 1921.
Marszałek wściekły na rodaków
Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy.
Nie mam komentarza.
Piłsudski refleksyjny
Być zwyciężonym i nie ulec to zwycięstwo, zwyciężyć i spocząć na laurach to
klęska.
Zdanie to mogłoby być hasłem przewodnim
narodu polskiego. Zdaje się zresztą, że przez długie lata tak właśnie było.
Marszałek ripostujący
Kto nie był socjalistą za młodu, ten na starość będzie skurwysynem.
W odpowiedzi na zarzuty endecji dotyczące
jego socjalistycznej młodości.
Marszałek historyczny
Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek
teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości.
Ten cytat wielokrotnie był odczytywany na
akademiach szkolnych. Nie dziwi, bo to bardzo prawdziwa myśl.
Piłsudski grożący
Myślałem już nieraz, że umierając przeklnę Polskę. Dziś wiem, że tego nie
zrobię. Lecz gdy po śmierci stanę przed Bogiem, będę go prosił, aby nie
przysyłał Polsce wielkich ludzi.
Oby nie spełnił swojej groźby. Naprawdę -
oby nie spełnił...
Piłsudski odpowiadający
- Panie Marszałku, a jaki program tej partii?
- Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
Tak Piłsudski odpowiedział hrabiemu
Skrzyńskiemu na pytanie o możliwość założenia przez marszałka partii
politycznej.
Piłsudski pouczający socjalistów
Towarzysze, jechałem czerwonym tramwajem socjalizmu aż do przystanku
"Niepodległość", ale tam wysiadłem. Wy możecie jechać do stacji
końcowej, jeśli potraficie, lecz teraz przejdziemy na "Pan".
Jedno z lepszych rozstań ze swoim
poprzednim stronnictwem o którym słyszelem. Czapki z głów.
Marszałek po raz kolejny wściekły na rodaków
Tylko dzięki zaiste niepojętej, a tak wielkiej i niezbadanej litości
boskiej, ludzie w tym kraju nie na czworakach chodzą, a na dwóch nogach, udając
człowieka.
Trzeba przyznać, że Polaków w swoich
komentarzach Piłsudski nie oszczędzał. Była to jednak także samokrytyka.
Piłsudski szczery
Choć nieraz mówię o durnej Polsce, wymyślam na Polskę i Polaków, to
przecież tylko Polsce służę.
Ten cytat chyba najlepiej podsumowuje marszałka
Józefa Piłsudskiego. Niejednokrotnie wściekły na swoich rodaków, pragnący
jednak dla swojego państwa dobra.
41. Różni, różnie o Polsce
– cytaty
Istnieje jedna tylko alternatywa dla
Europy: albo azjatyckie barbarzyństwo pod przywództwem moskiewskim zaleje ją
jak lawina, albo Europa musi odbudować Polskę, stawiając między sobą a Azją 20
milionów bohaterów, by zyskać na czasie dla dokonania swego społecznego
odrodzenia.
Karol Marks, przemówienie na posiedzeniu
Rady Międzynarodówki i Towarzystwa Robotniczego w Londynie, „Commonwealth”, 22
stycznia 1866, cyt. za: Adam Pragier, Puszka Pandory, Londyn 1969
Jedyną szansą na trwałe powstanie Polski i
normalny rozwój Europy jest zniszczenie Rosji z jej azjatyckimi zwyczajami
politycznymi i obyczajowymi.
Karol Marks, W obronie Polski
(1875)
Zniszczenie Polski jest naszym pierwszym
zadaniem.
Adolf Hitler
Polska niepodległa jest bardzo
niebezpieczna dla Rosji. Stanowi zło!
Włodzimierz Lenin
(...) Polska to jeden wielki kołtun,
trzeba przedtem dobrze grzebieniem ten kołtun rozczesać, aby każdy włos był z
osobna, a wtedy może da się kosę zapleść.
Józef Piłsudski, Walka z rządem,
„Robotnik” nr 10, 24 września 1895
Polacy okazali się kamieniem pleśnią
pokrytym, a nie ładunkiem dynamitu.
Józef Piłsudski, przemówienie w Lipnicy
Górnej, 30 grudnia 1914
Polska to obwarzanek: Kresy urodzajne,
centrum – nic.
Józef Piłsudski
Polska nie była wielką potęgą od XVI
wieku. Ale kiedyś nią była – i, jak sądzę, będzie znowu.
George Friedman, Następne 100 lat.
Prognoza na XXI w. (The Next Hundred Years: A Forecast for the 21st
Century) (2009) – amerykański politolog żydowskiego pochodzenia.
(Zajmuje się opracowywaniem wszelkiego
rodzaju analiz i raportów na potrzeby klientów prywatnych, a także niektórych
agend rządu USA (m.in. CIA). Zajmuje się geopolityką i współczesną doktryną
wojenną. Friedman pracował jako doradca w kwestiach bezpieczeństwa dla
czołowych amerykańskich dowódców wojskowych. Jest założycielem (1996) i
dyrektorem generalnym Stratfor - Strategic Forecasting, Inc. – prywatnej
agencji wywiadu, nazywanej niekiedy cieniem CIA. Najwyżej cenionym produktem
Stratforu jest raport dzienny (daily intelligence briefing), stanowiący
niekiedy jedno z podstawowych źródeł informacji o zagrożeniach bezpieczeństwa
światowego).
Polska jest wałem ochronnym Europy –
antemurale christianitatis.
Francois de Tremblay, kapucyn, szpieg
kardynała Richelieu w Rzeczpospolitej.
Opis: w 1635 r.
Źródło: Janusz Tazbir, Polska
przedmurzem chrześcijaństwa, Warszawa 2004
Jakby cierpienie uczyło, to Polska byłaby
jednym z najmędrszych krajów świata.
Maria Dąbrowska
Jakoż na własne słyszeliśmy uszy, jak
opowiadano i własnymi widzieliśmy oczami w dziełach autorów chrześcijańskich,
iż w Anglii dopuszczano się w tych czasach wielkich okrucieństw; karzą srogą
śmiercią wszystkich księży wiary papieskiej, wszystkich wyznawców i zwolenników
tejże religii, a nawzajem tak samo postępują w Hiszpanii i we Francji, gdzie
wyznawców nauki Marcina Lutra, tak okrutną śmiercią mordują, że każdemu, który
o tym słyszy, włosy na głowie powstają. Lecz zdaje się, że to wszystko jest
karą za ich grzechy, w wspomnianych bowiem trzech państwach, przelewano wiele
krwi Izraelitów, bez najmniejszej przyczyny i prześladowano niewinnych do tego
stopnia, że ich wygnano z krajów, gdzie się urodzili i przemieszkiwali tak, że
ani jeden Izraelita tam nie pozostał.
Podobne postępowanie nigdy nie miało
miejsca w Polsce, gdzie obecnie się znajdujemy. I owszem, tutaj pociągają do
odpowiedzialności i surowo karzą tych, którzy im źle czynią lub szkodzą; tu
nawet wspierają Żydów przychylnymi przywilejami, aby mogli mieszkać szczęśliwie
i spokojnie. Królowie ziem tutejszych i ich dygnitarze (oby Bóg powiększył ich
szczęście!) są miłośnikami wspaniałomyślności i prawości – toteż nie wyrządzają
żadnego bezprawia lub krzywdy Żydom w ich krajach mieszkającym i dlatego też
Bóg użyczył ziemi tej wielkiej potęgi i spokoju, tak dalece, że różniący się
wiarą nie tchną ku sobie nienawiścią i nie wytępiają jedni drugich.
Izaak z Trok Chizzuk Emuna (1585)
Jedyną dobrą rzeczą, jaką można powiedzieć
o Polsce, jest to, że mamy bardzo ładne dziewczęta. Zła zaś to ta, że wolimy
pójść w niedzielę do kościółka, a po mszy zapomnieć o wszystkim. Tak jest
bezpieczniej. Polacy są, jak to powiedział Norwid, wspaniałym narodem i
bezwartościowym społeczeństwem.
Stanisław Lem
Ludzie, którzy tworzą politykę zagraniczną
Rosji, stale „ważą” naszych partnerów. Oceniają, ile warta jest gospodarka
każdego z nich, jak rosną czy maleją jego wpływy na arenie światowej. Ci,
których obowiązkiem jest zajmowanie się Polską, zauważają, że w ostatnich
latach jej „waga” stale rośnie.
Dmitrij Trenin – rosyjski politolog, szef
moskiewskiego biura Fundacji Carnegie.
Opis: prognozując ocieplenie stosunków
polsko-rosyjskich.
Łatwo jest mówić o Polsce, trudniej dla
niej pracować, jeszcze trudniej umrzeć, a najtrudniej cierpieć.
Opis: napis wyryty przez torturowanego
więźnia na ścianie katowni gestapo przy Alei Szucha w Warszawie.
Mówiłem im, jakim niezwykłym krajem jest
Polska. W niektórych dziedzinach i w jakimś sensie jestem częścią Polski, bo
pochodzę z Chicago. Mieszkałem w Chicago, a tam w pewnym sensie każdy musi się
stać Polakiem – chyba, że coś z nim jest nie tak.
Barack Obama
Źródło: I po wizycie. Obama już
odleciał do domu, tvn24.pl, 28 maja 2011
Na sumieniu Polski ciąży wiele grzechów
przeciwko sobie, ale ani jeden przeciwko innym narodom.
Aleksander Świętochowski (1849–1938) –
polski pisarz, aforysta, krytyk, publicysta.
Nie Rządem Polska stoi lecz swobodami
obywateli i nic nowego bez nas.
Opis: podstawowa zasada, obywatelska
reguła Sarmatów. Pierwowzór dla popularniejszej, wypaczonej wersji. „Polska
stoi”, czyli jest silna, nie tym, co postanowią arbitralnie rządzący, jakie
ustawy przez nich stanowione zostaną przeforsowane i wejdą w życie, tylko
swobodami, prawami, obyczajami, przywilejami ludzi. Polska jest silna nie
postępowaniem rządu, lecz siłą i mądrością swych obywateli.
Źródło: Obcy język Polski - Sens
powiedzenia z czasów Rzeczypospolitej szlacheckiej bywa wypaczany…
Nierządem Polska stoi.
Wacław Potocki, tytuł wiersza ze zbioru Ogród,
ale nie plewiony..., 1672–1694
Opis: o czasach wolnej elekcji, liberum
veto i ostatnich królów I RP.
Nierządem Polska stoi – nieźle ktoś
powiedział,
Lecz drugi odpowiedział, że nierządem zginie.
Pan Bóg nas ma jak błaznów. I to prawdy blisko,
Że między ludźmi Polak jest Boże igrzysko.
Krzysztof Opaliński, Satyry (1650).
– Opowiem ci historię wojenną. Kiedy
poszliśmy na bagnety, to udało mi się zdobyć plecak rosyjskiego żołnierza. I
wiesz, co w nim znalazłem?
– Listy od matki?
– Nie. Taką dziwną laleczkę, pewnie pamiątkę.
– Mówiła po rosyjsku?
– Nie kpij. Nazywała się wańka-wstańka. Jak ją przewróciłeś, to zawsze
wstawała.
Obojętnie, co z nią zrobiłeś, zawsze potrafiła wstać.
– No i co z tego?
– Polska to właśnie taka laleczka. Likwidowaliśmy ją wiele razy. A ona zawsze
potem stawała na nogi.
Andrzej Ziemiański, Breslau Forever
– polski pisarz science-fiction i fantasy.
Opis: dialog Kugera i Grunewalda.
Polska. Oto znajdujemy się w świecie
absurdu. Kraj, w którym co piąty mieszkaniec stracił życie w czasie drugiej
wojny światowej, którego 1/5 narodu żyje poza granicami kraju i w którym co 3
mieszkaniec ma 20 lat. Kraj, który ma dwa razy więcej studentów niż Francja, a
inżynier zarabia tu mniej niż przeciętny robotnik. Kraj, gdzie człowiek wydaje
dwa razy więcej niż zarabia, gdzie przeciętna pensja nie przekracza ceny (!)
trzech par dobrych butów, gdzie jednocześnie nie ma biedy, a obcy kapitał się
pcha drzwiami i oknami. Kraj, w którym cena samochodu równa się trzyletnim
zarobkom, a mimo to trudno znaleźć miejsce na parkingu. Kraj, w którym rządzą
byli socjaliści, w którym święta kościelne są dniami wolnymi od pracy (!).
Cudzoziemiec musi zrezygnować tu z jakiejkolwiek logiki, jeśli nie chce stracić
gruntu pod nogami. Dziwny kraj, w którym z kelnerem można porozmawiać po
angielsku, z kucharzem po francusku, ekspedientem po niemiecku, a ministrem lub
jakimkolwiek urzędnikiem państwowym tylko za pośrednictwem tłumacza. Polacy...!
Jak wy to robicie...?
Opis: tekst, jaki ukazał się na temat
Polski w jednej z popularnych gazet we Francji.
Polska nie może być krajem normalnym, bo
normalni ludzie są tu mniejszością.
Roman Kotliński (ur. 1967) – publicysta,
redaktor naczelny i właściciel tygodnika „Fakty i Mity”, były ksiądz katolicki.
Polska to nie jest tylko państwo,
to historia na przemian radosna i smutna,
Polska to wielka idea i naród,
krew męczenników i wieczna niepewność
jutra.
Nasza Tożsamość, piosenka grupy Twierdza
Polska Winkleriedem narodów!
Juliusz Słowacki, Kordian (1833)
Chłop i szlachcic, dwa główne pierwiastki
Polski stanowią jedną całość. Kto chce zniszczyć tą całość i ich interesy
skłócić, by walczyli przeciw sobie, nie skupiając się na walce z wrogiem
zewnętrznym, ten da przysługę Rosji.
Maurycy Mochnacki (1803–1834) – polski
działacz polityczny, krytyk literacki i publicysta.
Polskę gubi nie brak ziemi czy
patriotyzmu, lecz terror nierozumu.
Maurycy Mochnacki (1803–1834) – polski
działacz polityczny, krytyk literacki i publicysta.
Proszę sobie przypomnieć choćby historię
Polski po 1989 roku: kiedy komunizm upadł, cyniczni ekskomuniści nadawali się
zazwyczaj lepiej do sprawowania władzy niż dawni dysydenci. Dlaczego tak było?
To nie był żaden spisek, który przywołują wasi bliźniacy. Stało się tak dlatego,
że o ile bohaterowie antykomunistycznych rewolt nadal śnili na jawie, dawni
komuniści nie mieli najmniejszych kłopotów z zaakceptowaniem bezlitosnych reguł
kapitalizmu. Oni okrucieństwo mieli we krwi. To był wielki paradoks
postkomunistycznego świata: antykomunistyczni bohaterowie stanęli po stronie
utopijnego snu o prawdziwej demokracji, a dawni komuniści wybrali okrutną
rzeczywistość skuteczności rynku, włącznie z korupcją i wszelkimi brudnymi
sztuczkami.
Slavoj Žižek (ur. 1949) – słoweński socjolog,
filozof, marksista, psychoanalityk i krytyk kultury.
Rozbiory Polski były aktem rozpustnego
gwałtu, dokonanym z pogardą nie tylko dla zwykłych uczuć, ale i prawa
publicznego. Po raz pierwszy w historii nowożytnej wielkie państwo zostało
unicestwione, a cały naród rozdzielony pomiędzy swoich wrogów.
John Emerich Edward Dalberg-Acton
(1834–1902) – angielski historyk, filozof polityczny, teoretyk wolności i
polityk. Bardziej znany jako Lord Acton
Jeśliby Bóg nie dał Żydom Polski jako
schronienia, los Izraela byłby rzeczywiście nie do zniesienia.
B. Weinryb, The
Jews of Poland. A Social Economic History of the Jewish Community in Poland
from 1100 to 1800, Philadelphia, The Jewish Publication Society of America,
1972, s. 166.
Raj dla Żydów Paradis Judaeorum (łac.)
Mojżesz ben Israel Isserles (1525–1572) –
wieloletni naczelny rabin krakowskiej gminy żydowskiej, rektor krakowskiej
jesziwy, talmudysta i filozof.
Francuska Wielka
Encyklopedia Oświecenia (Encylopédie ou Dictionnaire raisonné des sciences, des
arts et des métiers), wyd. 1751–80
Ten kraj jest bardzo piękny. Rozumiem
teraz, jak można go kochać.
Piotr Curie
Opis: w czasie wizyty w Polsce.
To pan nie wie, jak Polska wygląda?! Taki
prawie kwadrat z cyckiem u góry!
Źródło: skecz Kupuj w domu kabaretu Ciach
Trzeba nam teraz wszystkiej energii,
zwłaszcza energii polskiej (...). Moja Polska to kraj, który najbardziej
ucierpiał od wojny. Gdyby moje poświęcenie mogło go uratować, chętnie bym się
posłużył mym wielkim kanonierskim batem. Jesteśmy najszlachetniejszą i
najbardziej nieszczęśliwą, ale i najdzielniejszą rasą świata.
Guillaume Apollinaire (1880–1918) –
francuski poeta polskiego pochodzenia.
Ukochany kraj,
Umiłowany kraj,
Ukochany, jedyny, nasz, polski.
Ukochany kraj,
Umiłowany kraj,
Ukochana i ziemia, i nazwa (...).
Konstanty Ildefons Gałczyński, Ukochany
kraj (1953)
Uważamy, że Polska jest państwem biednym,
na dorobku i może pomagać tylko tym, którzy naprawdę nie są w stanie pomóc
sobie sami.
Zyta Gilowska
W Polsce bije serce świata.
Norman Davies
W Polsce (...), nikt nie przegrywa: w
Polsce albo się komuś noga krzywi, albo inni swoją podstawiają, albo – w
ostatnim przypadku – to najświętsze słowo Polaków: „pech”, tym słowem załatwia
się u nas zarówno katastrofy osobiste, jak i narodowe.
Marek Hłasko (1934–1969) – polski pisarz
W Polsce i każdym innym kraju świata
istnieje społeczne prawo do bycia głupim.
Wojciech Wiewiórowski, Generalny Inspektor
Ochrony Danych Osobowych
Źródło: wirtualnemedia.pl Co dalej z
Facebookiem w Polsce? GIODO: serwis nie uznaje polskiej jurysdykcji
Wydaje się, ze kraj ten jest
nierozerwalnie związany z nie kończącą się serią katastrof i kryzysów, które –
w sposób paradoksalny – stają się źródłem jego bujnego życia. Polska znajduje
się bez przerwy na krawędzi upadku. Ale jakimś sposobem zawsze udaje jej się
stanąć na nogi.
Norman Davies
Zawsze byłem stronnikiem polskiej idei,
nawet wtedy, gdy moje sympatie opierały się wyłącznie na instynkcie (…). Moja
instynktowna sympatia do Polski zrodziła się pod wpływem ciągłych oskarżeń miotanych
przeciwko niej; i – rzec mogę – wyrobiłem sobie sąd o Polsce na podstawie jej
nieprzyjaciół. Doszedłem mianowicie do niezawodnego wniosku, że nieprzyjaciele
Polski są prawie zawsze nieprzyjaciółmi wielkoduszności i męstwa. Ilekroć
zdarzało mi się spotkać osobnika o niewolniczej duszy, uprawiającego lichwę i
kult terroru, grzęznącego przy tym w bagnie materialistycznej polityki,
tylekroć odkrywałem w tym osobniku, obok powyższych właściwości, namiętną
nienawiść do Polski. Nauczyłem się oceniać ją na podstawie tych nienawistnych
sądów – i metoda okazała się niezawodną.
Gilbert Keith
Chesterton (1874–1936) – angielski pisarz.
Zawsze takie Rzeczpospolite będą, jakie
ich młodzieży chowanie.
Źródło: akt fundacyjny Akademii
Zamojskiej, założonej w 1600 przez Jana Zamoyskiego
Panie zachowaj mnie od zgubnego nawyku
mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji.
Św. Tomasz z Akwinu
42. Warszawa jak New York & Paris
Na podst. PAP, raport CBRE
Wg najnowszego raportu CB Richard Ellis (międzynarodowej
korporacji specjalizującej się w nieruchomościach z siedzibą w Los Angeles –
firma została założona 1773 w Londynie) szacuje się, iż istnieje ok. 280
światowych korporacji – aż 150 z nich ma już swój oddział w Warszawie. Daje to
stolicy 12 miejsce w światowym rankingu, zaraz za Paryżem i Nowym Jorkiem.
To realny dowód na to, iż pozycja Polski
jako europejskiego lidera (oraz atrakcyjnej lokalizacji do inwestowania) stale
rośnie – tu po prostu trzeba być, aby się liczyć. W rywalizacji o miano serca
Europy Środkowej, tuż za nami znajdują się Budapeszt (128 siedzib korporacji)
oraz Praga (126).
Jeszcze kilka lat temu „ważniejsza” była
stolica Czech, dzisiaj – jeśli jakaś spółka chce się rozwijać w środkowej
Europie to zakłada kilka biur, które często są koordynowane z Warszawy. To
powoduje efekt przyciągania – za największymi przychodzą mniejsze firmy.
Warszawa zajęła też 6 miejsce w rankingu
liczby firm z 33 największych globalnych korporacji z sektora przemysłu i
usług. Stolica Polski wyprzedziła pod tym względem m.in. Dubaj, Moskwę i Pekin.
43. Starożytni Persowie "zagazowali" Rzymian
Używali broni chemicznej.
Brytyjscy naukowcy twierdzą, że imperium
perskie nie wahało się używać toksycznych gazów w walce z wrogiem. Tak miało
być choćby w trzecim wieku naszej ery, gdy Persowie podbili rzymskie miasto Dura
we wschodniej Syrii.
Badaliśmy szczątki 20 rzymskich żołnierzy. Nie ma wątpliwości, że zostali
otruci gazami powstałymi ze spalania bitumu i kryształów siarki - mówi Simon
James, archeolog z University of Leicester.
Znaleziska pokazały, że Persowie zrobili podkop pod murem w czasie
oblężenia. To właśnie dzięki niemu mogli otruć żołnierzy.
Dla Persów zabicie 20 mężczyzn na powierzchni o wymiarach 11 na 2 metry
wymagało nadludzkich sił. A dzięki podkopowi zrobili komin, którym
rozprowadzili trujące gazy - tłumaczy James.
Jak dodaje rzymscy żołnierze zginęli w kilka minut, w zupełnej
nieświadomości.
JK
44. „Poseł Lechistanu jeszcze nie przybył”
Jest to prawdziwa opowieść o tym, jak
Sułtani Imperium Otomańskiego mieli w zwyczaju postępować na spotkaniach w
pałacu Topkapı Sarayı, gdy Polska została "rozebrana" przez ówczesne
mocarstwa europejskie.
Sułtan Selim III
Poniższa historia została zasłyszana
27.08.2011 podczas pobytu w Turcji w Stambule w pałacu Topkapı Sarayı – który
był rezydencją sułtanów tureckich przez ponad 380 lat. Natomiast tekst
poniższego artykułu został w dużej mierze posiłkowany przekazem ppłk Kazimierza
Dymka – oficera, który m.in. uczestniczył w spotkaniach z przedstawicielami
państw NATO, jeszcze przed przystąpieniem Polski do Sojuszu, w niemieckim
mieście Garmisch-Partenkirschem, w amerykańskim Centrum Marschalla,
Wg relacji ppłk-a (jaki i ogólnie dostępnych raportów), negocjacje ws.
wstąpienia RP do NATO, nie były łatwe. Podczas obrad dało się wyraźnie odczuć,
że do niedawna istniał podział polityczny świata na dwa wrogie bloki, że ZSRR
rozpadł się na kilkanaście nowych państw, że nie tak dawno istniał Układ
Warszawski. To wszystko kładło się długim cieniem na obradach. W całej tej
atmosferze często powracał temat aspiracji do NATO nowych krajów, w tym przede
wszystkim Polski.
W obradach uczestniczyli przedstawiciele 27 krajów. Z Europy reprezentowane
były prawie wszystkie, przyjechali również przedstawiciele USA i kilku krajów
azjatyckich. Jako najstarszy stopniem ppłk Kazimierz Dymek szefował delegacji
polskiej. Pan ppłk opisał spotkanie z pewnym Turkiem, które utkwiło mu głęboko
w pamięci.
Rozmowa miała miejsce w trzecim dniu obrad, podczas oficjalnej kolacji. Taka
kolacja ma specjalną oprawę, miejsca przy stole są z góry określone, obowiązuje
określony strój. Na kilka godzin przed rautem organizatorzy poinformowali ppłk
Dymka, że będzie zasiadał przy stole głównym wraz z ambasadorem USA, oraz
przedstawicielami Rosji, Ukrainy i Wielkiej Brytanii. W ten właśnie sposób
Polska została wyróżniona spośród krajów starających się o wejście do NATO.
„Nie potrzebuję chyba mówić, że dołożyłem
starań, aby mundur nie miał najmniejszej zmarszczki, a buty przypominały
lusterka. Zgodnie z sugestią na pięć minut przed oficjalnym rozpoczęciem
zjawiłem się w foyer restauracji hotelu Dorint" relacjonuje polski oficer.
Goście zostali przedstawieni oficjalnie, przy stole po lewej stronie od Polaka
zasiadł ambasador USA, po prawej przedstawiciel Ukrainy. Przedstawiciele
Wielkiej Brytanii i Rosji siedzieli po lewej stronie ambasadora, w towarzystwie
przedstawicieli największych potęg militarnych współczesnego świata.
Ambasador powitał przedstawiciela Polski – państwa, który w 1999 dołączy do
rodziny Sojuszu Północnoatlantyckiego. Naszego oficera ogarnęła radość i duma,
która rozpierały mu serce.
Oficjalna część tego typu imprez nie trwa długo. Ambasador wstał, powstali
wszyscy i spotkanie potoczyło się dalej w swobodnym tonie. Przy rozstawionych
na sali bankietowej stolikach rozpoczęły się luźne rozmowy. Polski ppłk nie
ochłonął jeszcze po pierwszej części tego spotkania, kiedy podszedł do niego
Belg i zaproponował toast: Vive la Pologne!. Vive la Belgue! – odpowiedział
Polak.
Belg kontynuuje,
- pamiętamy w Belgii waszych pancerniaków, pamiętamy generała Maczka. W
miastach, które wyzwalał, ulice i szkoły noszą jego imię.
Pamiętają, po tylu latach..., zrobiło się bardzo sympatycznie.
Belg wspomniał, że - w rocznice wyzwolenia – miejscowości, dekorowane są
też i flagami polskimi.
- Czekamy na was w Brukseli, w Kwaterze Głównej NATO - zakończył rozmowę.
Było to drugie niezwykle przyjemne
doznanie tego wieczora. Nie koniec jednak na tym. Następnie podchodzi kolejny
zagraniczny oficer:
- jestem Mustafa El Hatim - śniady oficer sympatycznie się uśmiecha.
- Chciałbym zamienić kilka zdań z oficerem armii polskiej, powiedział. Po
oznakach na mundurze Polak rozpoznał oficera tureckiego.
- Z przyjemnością, nasza wspólna historia jest bardzo bogata i długa. Przed
wiekami Rzeczpospolita graniczyła z Imperium Otomańskim. Bywały wspaniałe
okresy współpracy.
- Tak, ma pan rację, sądzę, że nadchodzą czasy, że ta współpraca i kontakty na
nowo będą szerokie i owocne.
Turek zaznaczył, że jest potomkiem wezyrów, którzy przez całe pokolenia służyli
na dworze sułtana jako jego najbliżsi urzędnicy i doradcy. Okazał się
pasjonatem historii stosunków polsko-tureckich.
Ppłk Kazimierz Dymek i oficer turecki Mustafa El Hatim
Polak kontynuuje,
- chyba najbardziej pamiętacie klęskę, którą zadał wam nasz król Sobieski pod
Wiedniem - zagadnął.
- O było ich więcej, ale i wy nieraz ustępowaliście pola - odparował z
uśmiechem Turek.
- W naszej literaturze narodowej mamy monumentalną powieść - Trylogię, która
opisuje dość szczególny okres w stosunkach między naszymi krajami. Znane jest i
u nas to dzieło. Autor jednak, wydaje mi się, przemilczał dość istotny wątek.
Czy pan wie, jaki był jeden z ważnych powodów naszych najazdów na Lechistan?
Otóż nie tylko zdobycze terytorialne i rozszerzenie wpływów brano pod uwagę.
Jednym z głównych było zdobycie jasyru, przede wszystkim kobiet do haremów [RRT:
inny to młodych chłopców do wojska - Janczarów]. Ambicją każdego paszy było
posiadać w swoim haremie przynajmniej jedną Laszkę. Piękne macie kobiety,
jasnookie, szerokie w biodrach. Jedną Laszkę wymieniano niejednokrotnie za
kilka koni.
Polaka zdziwiła taka wypowiedź: albo źle
zrozumiał, albo ten Turek gada coś nie tak. Kobietę porównywać do konia? Widząc
widocznie grymas na twarzy Polaka Turek zareagował spokojnie:
- proszę zrozumieć, mówimy o innych czasach. Wtedy powszechnie kupowano kobiety
w Turcji, a konie miały szczególną wartość. Był taki rytuał, że król Polski
otrzymywał w darze od sułtana najpiękniejsze rumaki. To dlatego macie dziś
wspaniałe hodowle koni arabskich. Faktem jest, że tylko wy Polacy potrafiliście
docenić i utrzymać tę rasę koni nie zmienioną. Dziś my kupujemy od was konie,
które w prostej linii są potomkami sułtańskich ogierów. Swego rodzaju
ewenementem jest również to, że nigdy Polacy nie byli prostymi żołnierzami w
szeregach doborowych jednostek piechoty sułtańskiej, mianowicie w janczarach.
Urodzeni z Laszek służyli tam, ale jako dowódcy różnych szczebli, ponieważ byli
pół krwi Turkami. Okrutne to były czasy, podbite kraje, takie jak dzisiejsza
Bułgaria, Mołdawia, Rumunia, płaciły straszliwy haracz - każda rodzina co pięć
lat oddawała chłopca przeznaczonego do janczarów. Z czasem jednak oddziały te,
a zwłaszcza ich dowódcy, odgrywali coraz większą rolę, aż doszło do przewrotu i
obalenia tronu.
- To może sarmacka krew dała tu znać o sobie?
- Niewykluczone - skwitował Turek.
Ppłk Dymek powrócił do dyskusji o wojnach.
- Czy to prawda, że wezyr Kara Mustafa po klęsce wiedeńskiej otrzymał od
sułtana jedwabny sznur? [ppłk mówiąc to, miał na myśli fakt, mianowicie w
czasach otomańskich nie można było rozlewać szlacheckiej krwi - nie
rozstrzeliwano, nie ścinano, takich ludzi duszono]
- Tak, prawda, ale to nie koniec historii, historii, która dla was Polaków jest
szczególnie interesująca. Otóż czując nadchodzący kres życia, stary sułtan
wezwał najważniejszych swoich dostojników i przekazał im ostatnią wolę i
przestrogi. Jedna z nich brzmiała:
- Niech na wieki będą przeklęci ci, co zapomną o potędze Lechistanu.
Zabrzmiało to mocno. Zapewne klęska wiedeńska mocno wryła się w psychikę
władcy imperium.
- A jak to naprawdę było z pustym fotelem dla polskiego posła?
Oficer turecki usadowił się wygodniej i z dużą satysfakcją zaczął opowieść.
Rzecz miała się w czasach, gdy na mapie Europy nie było państwa polskiego. Turcja
faktycznie nigdy nie uznała rozbiorów. Raz ze względu na tradycyjny respekt
dla Polski, drugi raz z powodu ciągłych wojen i sporów z Rosją, chcąc jej w ten
sposób okazać, że nie uznaje dokonanych przez nią aneksji terytorialnych.
W tradycji tureckiego domu panującego już
od dawna było zwoływanie audiencji generalnych wszystkich dyplomatów
przebywających na dworze sułtana. Audiencjom takim nadawano wielką rangę i oprawę.
Jej nadzwyczajność polegała też i na tym, że to panujący przechodził wzdłuż
szeregu zebranych, a dopiero potem zasiadał na tronie. Bywało, że ambasadorzy,
konsulowie czy posłowie wyjeżdżali wcześniej na konsultacje, aby właściwie
wystąpić na takiej audiencji.
Rangę tego typu spotkań władcy z korpusem
dyplomatycznym podkreślał fakt, że nie odbywały się one regularnie,
organizowano je zazwyczaj w sytuacjach szczególnych, np. z okazji intronizacji,
wielkich wydarzeń lub rocznic państwowych. Akredytowani przy dworze i
występujący w pełnej gali dyplomaci zbierali się wtedy w wielkiej sali
audiencyjnej, a służby pałacowe już wcześniej ustalały ścisły przebieg
audiencji i kolejność powitań.
- Panujący przechodził wzdłuż szeregu zebranych, witał się i zamieniał lub nie
kilka zdań z wybranym dyplomatą. Ważna była kolejność w szeregu i odległość od
tronu sułtana. Było to wyznacznikiem stosunków, jakie łączyły Turcję z danych
krajem. Im bliżej tronu, tym cieplejsze stosunki.
- A gdzie ustawiano fotel dla przedstawiciela Polski?
- Zapewniam pana, że niezbyt daleko od tronu.
Ustawiony wcześniej szereg ambasadorów i posłów czekał na sułtana. Po jego
pompatycznym wejściu na salę audiencyjną, szef protokołu dyplomatycznego
przedstawiał mu kolejno zebranych. Swoim zachowaniem władca demonstrował
stosunek tronu do kraju reprezentowanego przez danego dyplomatę. Wskazując
pusty fotel - przeznaczony dla przedstawiciela Rzeczpospolitej - szef protokołu
spokojnie relacjonował:
- Poseł z Lechistanu nie przybył.
Sułtan zawsze się zatrzymywał, kiwał głową i w milczeniu przechodził dalej.
Trzeba przyznać, że to piękna demonstracja uznania dla kraju wymazanego
przecież z mapy Europy.
Polak odparł:
- U nas istnieje pogląd, że być może Turcja w ten sposób chciała upokorzyć
Rosję, demonstrując, że nie uznaje jej polityki wobec Polski - zasugerował
delikatnie ppłk,
- Zapewniam pana, że istniał cały arsenał możliwości, aby Rosji to okazać.
Sądzę, że pański kraj w pełni na takie traktowanie zasłużył, a poza tym zapewne
przestrzegano wskazówek umierającego sułtana.
Tak zakończyła się opowieść tureckiego oficera.
Ppłk Dymek relacjonował, że długo nie mógł
zasnąć tej nocy, „na myśl przychodzi wspaniałe opowiadanie Ksawerego
Pruszyńskiego - Trębacz z Samarkandy. Opowiadanie jakżeż zbieżne z opowiadaniem
nowo poznanego Turka. Zbyt wiele wrażeń było tego dnia. Tu w sercu Alp, w
niemieckim mieście Garmisch-Partenkirschem, w amerykańskim Centrum Marschalla,
trzykrotnie byłem świadkiem i bezpośrednim odbiorcą prawdziwych dowodów
szacunku i uznania dla Polski. Dlaczego było mi to dane?
Refleksja przyszła natychmiast:
- Jak to dlaczego? Jesteś polskim oficerem, spadkobiercą potęgi
Lechistanu".
Conkluzja.
Od czasów klęski jaką zadał wojskom
ottomańskim pod Wiedniem Lew z Lechistanu – jak zwali Sobieskiego Turcy,
imperium sułtanów przeżywało kryzys. Pierwsze reformy wprowadził właśnie Selim
III panujący od 1789. Próbował przeciwdziałać ogromnemu zacofaniu imperium.
Zreformował skarb, administrację oraz wojsko. Zainicjował tworzenie
nowoczesnych oddziałów żołnierzy, rozbudował flotę, oparł na europejskich
wzorach rekrutację i szkolenie armii.
(...) możliwe, że wizyta Aziz-Aly’ego w
Tarnowskich Górach służyła wielkim, sułtańskim planom naprawy państwa? Sułtan
Selim III ma swoje miejsce także w historii Polski. Jako chyba jedyny ówczesny
władca nie uznał rozbiorów Polski. Według legendy na dworze sułtana zapanował
wówczas pewien zwyczaj. Na każdym noworocznym raucie przyjmowano ambasadorów
akredytowanych przy Wysokiej Porcie (tytuł dworu sułtana). Na końcu listy
zaproszonych lokaj wywoływał: „Czy przybył już poseł z Lechistanu?”.
Przez wiele dziesięcioleci odpowiedź była jedna: „Nie. Jeszcze nie przybył”.
Miejsce audiencji sułtańskich - pałac Topkapı Sarayı (3-cia brama, 3-ci
dziedziniec).
Sala Audiencyjna (Tronowa). W tejże sali
sułtan spotykał się z ambasadorami obcych państw, a także ze swoimi doradcami
wojskowymi. Ze względów bezpieczeństwa obsługę sali stanowili wyłącznie
głuchoniemi.
Imperium osmańskie jako jedyne państwo
trzecie nie uznało likwidacji Rzeczypospolitej na skutek rozbiorów1.
Legenda mówi, że Turcy chcąc szczególnie podkreślić fakt nieuznania rozbiorów
Polski, przy każdej prezentacji ambasadorów i dyplomatów na dworze sułtana
powtarzali: „Poseł Lechistanu jeszcze nie przybył”2.
1. „Podkreślano przy tym, że Turcja pozostała jedynym państwem na świecie,
które nie uznało rozbiorów Polski pod koniec XVIII stulecia. Ambasador turecki
był jednym z pierwszych dyplomatów zagranicznych akredytowanych przy rządzie
RP” Eugeniusz Cezary Król: Polska i Polacy w propagandzie narodowego
socjalizmu w Niemczech. 2006; „Turcja, która nigdy formalnie nie uznała
rozbiorów I Rzeczpospolitej. [w:] Duchowe piętno społeczeństw: złożoność i
przeobrażenia polskiej 2008. s. 213; „Turcja natomiast musiała być bliską
każdemu Polakowi jako jedyne mocarstwo, które nigdy nie uznało prawnie
rozbiorów Polski” Władysław Pobóg-Malinowski: Najnowsza historia polityczna
Polski, 1864–1945. 1986; „To jakby na większą hańbę papiestwa tak się
złożyło, że jedynym państwem, które nigdy nie uznało rozbiorów Polski, była
„pogańska” Turcja. Turcja, której nikt nie zadał tak ciężkich ciosów, jak my”
Tadeusz Gotówka: Stosunki polsko-watykańskie w Tysiącleciu. 1966.
2. Poseł Lechistanu jeszcze nie przybył, tak, według rozpowszechnionej w
Polsce legendy, brzmiała formuła, którą przez cały okres rozbiorów powtarzano
przy każdej prezentacji ambasadorów i dyplomatów na dworze sułtana Turcji.”
Maciej Wilamowski, Konrad Wnęk, Lidia A. Zyblikiewicz: Leksykon polskich
powiedzeń historycznych. 1998.
ŚLAD POLSKI
Na wspomnienie zasługuje fakt - jeden z wielu polskich wątków w dziejach
Turcji, mianowicie żoną sułtana Turcji Sulejmana Wspaniałego,
matką sułtana Selima II Pijaka była Polka Aleksandra Lisowska (porwana
do haremu z terenu dzisiejszego Podola), ur. ok. 1505 zm. 15.04.1558 w
Stambule, (jest pochowana w meczecie razem z sułtanem, co jest ewenementem w
świecie islamu).
Lisowska swoją urodą i inteligencją oszołomiła sułtana (poznali się w
sułtańskim ogrodzie). Polka łamiąc panujący obyczaj, bez zgody podeszła do
Sulejmana i rozpoczęła rozmowę. Turek był pod tak wielkim wrażeniem dziewczyny,
że od tego czasu nie odstępował jej na krok. Była to wielka miłość monarchy -
odwzajemniona.
(Według średniowiecznego spisu piękności - w haremach tureckich, pierwsze
miejsce pod względem urody zajmowały: Czerkieski (góralki z zachodniego
Kaukazu), drugie Gruzinki, a trzecie zajmowały Polki).
Aleksandrze Lisowskiej nadano nowe imię: Haseki Hürem Sułtan, w Europie i
Polsce znana jest pod imieniem: Roksolana. Miała duży wpływ na politykę
zagraniczną Turcji, zachowały się jej dwa listy do króla Polski Zygmunta
Augusta, w których wyrażała współczucie po śmierci Zygmunta Starego. Prowadziła
korespondencję z Boną Sforza i wspomnianym wyżej Zygmuntem II. Istnieje teoria,
że dość łagodna polityka Sulejmana wobec Polski wynikała z wpływu Roksolany,
czującej silne związki z rodzinną ziemią – Polską. Historycy twierdzą, iż
wówczas istniał faktyczny sojusz Polski z Turcją, a niektórzy potwierdzają, iż
wówczas Turcja stanowczo interweniowała i pacyfikowała Krymskich niewolników za
najazdy na polskie pogranicze.
Wskutek błędu Samuela Twardowskiego, który
w swojej relacji z poselstwa w Turcji w latach 1621-1623 nagłośnił sprawę
nazywania Roksolany "siostrą króla polskiego", powstała legenda o
królewskim pochodzeniu Aleksandry Lisowskiej. W rzeczywistości chodziło o
symboliczne nazywanie sułtana "bratem króla Polski", a w konsekwencji
jego żony - "siostrą króla".
Polka była znana z licznych fundacji budowli religijnych (jako pierwsza kobieta
w Imperium Osmańskim), głównie meczetów i szkół koranicznych (m.in. w Stambule,
Mekce, Medynie, Adrianopolu).
Sułtan po śmierci Roksolany ufundował w imperium liczne obiekty poświęcone jej
pamięci. Po jego śmierci zostali pochowani w Meczecie Sulejmana (Süleymaniye
Camii) w jednaj krypcie, ich grobowce sąsiadują ze sobą (znajduje się tam
również grób ukochanej córki Sulejmana i Roksolany - Mihrmah).
Zapoczątkowany przez Roksolanę okres rzeczywistego wpływu żon sułtanów na ich
mężów nazywany jest - rządem sułtanek.
W pałacu Topkapı przechowuje się relikwie
islamu – w Sali Tronowej zobaczyć można m.in. płaszcz proroka Mahometa, który
jako pierwszy odziedziczył go po kalifach umajjadzkich i abbasydzkich. Sułtan
Selim I (każdego 15 dnia miesiąca ramazanu zakładał płaszcz proroka w czasie
ceremonii państwowych). W Topkapı przechowuje się 2 z 9 mieczy Mahometa oraz
jego łuk, list (spisany na pergaminie) Mahometa adresowany do Mukaukasa,
przywódcy Koptów, wzywający go do przyjęcia islamu, (przypadkiem odkryty w
Egipcie przez Francuzów w 1850 – rząd Francji przekazał go muzeum Topkapı).
Poza tym przechowuje się tu miecze pierwszych kalifów, Abu Bakra, Umara Ibn
al-Chattaba, Usmana, Alego, słynnego wodza arabskiego, Chalida Ibn al-Walida
(zm. 642), domniemaną pieczęć Mahometa odkrytą w połowie XIX w. w Bagdadzie,
kawałek zęba proroka, ukruszonego w czasie bitwy z mekkańczykami pod Uhud
(625), przechowywany w kasetce ze złota inkrustowanej kamieniami szlachetnymi,
wykonanej na zamówienie sułtana Mehmeta IV, 60 włosów z brody, przechowywane w
24 kasetkach ze złota, jeden z 6 odcisków stopy Mahometa, zgodnie z tradycją
odciśnięty w kamieniu podczas wstępowania Proroka do nieba, przechowywany w
złotej kasetce.
Amazing İstanbul...
45. Sun Wu – Sztuka Wojny z VI w. p.n.e. –
aktualna w naszej epoce
Sun Tzu, Sun Wu (孫武) – Mistrz Sun, (chiński: Sun Zi). Znany
jest również pod imieniem dworskim Chang Qing (長卿), oraz pod innymi imionami. Sun Zi (ur. 544, zm. 496
p.n.e.) – jeden z największych starożytnych myślicieli Dalekiego Wschodu, autor
Sztuki Wojennej Sun Zi (孙子兵法), najstarszego na
świecie podręcznika ''wojny''. Praca ta jest współcześnie traktowana jak
podręcznik o normach i zasadach skutecznego oraz sprawnego działania
(prakseologii). Teorie Sun Zi wykorzystywane są w różnych dziedzinach, które
również wymagają stosowania strategii, m.in. w zarządzaniu przedsiębiorstwem.
Sun Tzu to jeden z pierwszych realistów w teorii stosunków międzynarodowych.
Cytaty:
A
- Armia zginie, jeśli nie ma zaopatrzenia, jeśli
nie ma żywności i jeśli nie ma pieniędzy.
- Aby uniknąć tego, co silne, trzeba uderzać w to,
co słabe.
B
- Bądź nadzwyczaj drobiazgowy, aż do sztywnej
formalności. Bądź niezwykle tajemniczy, aż staniesz się niezgłębiony. W
taki sposób możesz stać się panem losu swego przeciwnika.
C
- Ci, którzy pierwsi staną na polu bitwy i oczekują
wroga, są wypoczęci. Ci, którzy przybywają na pole ostatni i od razu
przystępują do walki, są wyczerpani. Dlatego mądry wojownik sprawia, by
wróg przyszedł do niego, natomiast sam nie udaje się do innych.
- Ci, którzy potrafią postępować
niekonwencjonalnie, są nieskończeni niczym niebo i ziemia, niewyczerpani
niczym wielkie rzeki. Gdy nadchodzi ich koniec, zaczynają się znowu, jak
dni i miesiące. Umierają i rodzą się na nowo, niczym cztery pory roku.
- Ci, którzy prowadzą armię umiejętnie, nie zrywają
żołnierzy dwukrotnie i nie szukają dla niej żywności trzykrotnie.
- Człowiek bez strategii, który lekceważy sobie
przeciwnika, nieuchronnie skończy jako jeniec.
D
- Dobra armia powinna przypominać zwinnego węża,
który uderza ogonem, gdy zaatakowano jego głowę, głową – gdy zaatakowano
ogon, oraz zarówno głową, jak i ogonem, gdy uderzono go w środek. Czy
armia może być zwinna jak wąż? Może. Nawet ludzie, którzy się nie lubią,
pomagają sobie w kłopotach, gdy płyną na tej samej łodzi.
- Dobry wojownik staje tam, gdzie nie będzie można
go pokonać, i nie przeoczy żadnej słabości przeciwnika.
- Dowodzenie to kwestia inteligencji,
wiarygodności, sprawiedliwości, odwagi i autorytetu.
- Droga oznacza sprawienie, by ludzie mieli ten sam
cel, co ich przywódca, aby dzielili z nim własne życie i własną śmierć,
nie bojąc się niebezpieczeństw.
- Działaj po rozważeniu sytuacji. Ten kto jako
pierwszy zrozumie znaczenie odległości, zwycięży -taka jest zasada
zbrojnej walki.
- Działania armii opierają się na podstępach;
posuwa się ona naprzód, gdy jest to korzystne, i zmienia się, rozpraszając
i jednocząc na nowo.
- Działania wojskowe są ważne dla narodu – stanowią
podstawę śmierci i życia, sposób przeżycia i zniszczenia, ich przestudiowanie
jest zatem niezbędne.
G
- Gdy chcesz atakować armię, oblegać miasto lub
zabić kogoś, musisz najpierw zdobyć wiedzę o broniących generałach, ich
gościach, strażnikach ich bram i ich sługach. Niech zajmą się tym twoi
szpiedzy.
- Gdy generał nie potrafi ocenić sił przeciwnika,
atakuje wroga górującego liczebnie lub silniejszego oraz nie pojmuje
wartości bojowych własnych ludzi, wtedy przegrywa.
- Gdy masz atakować blisko, przygotowuj się tak,
jakby czekała cię długa droga; gdy chcesz atakować daleko, czyń tak,
jakbyś wybierał się jedynie w krótką podróż. Zwab wroga nadzieją korzyści
i pokonaj go przez zaskoczenie.
- Gdy nieprzyjaciel da ci okazję przerwania
szeregów, korzystaj z tego natychmiast. Daj im, o co się prosili i
starannie przewiduj ich posunięcia. Utrzymuj dyscyplinę w swych szeregach
i przystosuj własne postępowanie do działań wroga, by wpłynąć na wynik
wojny. Najpierw powinieneś być jak nadobna dziewica, przed którą wróg
otworzy drzwi, a potem jak wypuszczony z klatki królik, którego wróg nie
może wyrzucić.
- Gdy prędkość rwącego nurtu staje się tak wielka,
iż woda może przenosić kamienie, widać siłę impetu. Gdy szybkość lotu
sokoła jest taka, że może on uderzyć i zabić ofiarę, widać potęgę
dokładności. Podobnie jest z dobrymi wojownikami.
- Gdy reguły prowadzenia wojny pozwalają
przewidzieć pewne zwycięstwo, przystąpienie do walki jest bez wątpienia
właściwe, nawet jeśli władca nie życzy sobie żadnej bitwy. Jeśli reguły
wojny przepowiadają porażkę, właściwe jest powstrzymać się od walki, nawet
jeśli władca pragnie wojny.
- Gdy teren obfituje w nieprzebyte parowy, kotliny,
miejsca zamknięte, pułapki i rozpadliny, należy szybko opuścić tę okolicę
nie zbliżając się do przeszkód. Sam zawsze trzymam się z dala od nich, tak
by mój wróg musiał się do nich zbliżyć. Staję twarzą do przeszkód, by wróg
musiał odwrócić się do nich plecami.
- Generał zmienia swe działania i modyfikuje swe
plany, aby inni nie mogli się ich domyślić. Zmienia swoją postawę i
porusza się okrężnymi drogami, aby inni nie mogli przewidywać jego ruchów.
- Gdy znasz niebo i ziemię, zwycięstwo jest
niewyczerpane.
I
- Istnieje pięć rodzajów szpiegów: szpieg
miejscowy, szpieg wewnętrzny, szpieg podwójny, szpieg martwy i szpieg
żywy. Szpieg miejscowy jest zatrudniany spośród mieszkańców danego miejsca.
Szpieg wewnętrzny wywodzi się z nieprzyjacielskich oficerów. Szpieg
podwójny to przekupiony szpieg wroga. Szpieg martwy podaje przeciwnikowi
nieprawdziwe informacje. Szpieg żywy wraca do swego pracodawcy, by
przekazać mu informacje.
J
- Jest pięć sposobów na zwycięstwo:
– Wiedzieć kiedy walczyć, a kiedy nie walczyć.
– Umieć wykorzystać różnice w liczebności wojsk obu stron.
– Sprawić, by od szeregowca po władcę wszyscy mieli wspólny cel.
– Być gotowym, aby zaatakować nieprzygotowanego wroga.
– Posiadać generała, który jest zdolny oraz władcę, który się nie wtrąca.
- Jeśli nie znasz planów swoich rywali, nie
stworzysz dobrych przymierzy.
- Jeśli znasz siebie i swego wroga, przetrwasz
pomyślnie sto bitew. Jeśli nie poznasz swego wroga, lecz poznasz siebie,
jedną bitwę wygrasz, a drugą przegrasz. Jeśli nie znasz ni siebie, ni
wroga, każda potyczka będzie dla Ciebie zagrożeniem.
K
- Kiedy nieprzyjaciel atakuje, cofamy się;
kiedy nieprzyjaciel zatrzymuje się, nękamy go;
kiedy nieprzyjaciel chce uniknąć bitwy, atakujemy;
kiedy nieprzyjaciel uchodzi, następujemy za nim.
- Kiedy walczysz za granicą, używaj lokalnych
przewodników.
L
- Ludzie, którzy mówią pokorne słowa, nasilając
przygotowania do wojny, mają zamiar zaatakować. Ludzie, którzy mówią
pewnie i posuwają się agresywnie naprzód, mają zamiar się cofać.
- Ludzie, którzy przychodzą po pokój bez zawierania
traktatu, spiskują.
M
- Mądry generał usiłuje wyżywić swoich ludzi z
ziemi nieprzyjaciela. Każdy buszel jedzenia odebranego wrogowi wart jest
dwudziestu przyniesionych z domu.
N
- Na wojnie chodzi o zwycięstwo, nie o upór.
- Nie ma nic trudniejszego niż walka zbrojna.
O
- Otoczony, obmyślaj plany. Zagrożony śmiercią,
walcz.
P
- Poprowadzenie żołnierzy do walki tak, by działała
siła ich rozpędu, jest jak staczanie z góry głazów lub pni. Gdy żołnierze
są umiejętnie prowadzeni do bitwy, ich rozpęd jest niczym impet
spadających głazów. Oto jest siła.
- Porządek dla powstrzymania wichrzycieli, spokój
dla uciszenia zgiełkliwych – oto panowanie nad sercem.
- Poznanie innych i poznanie siebie to zwycięstwo
bez ryzyka. Poznanie otoczenia i poznanie sytuacji to zwycięstwo
całkowite.
- Przeto winno się atakować bez szukania chwały,
wycofywać bez unikania niesławy, jedynie chronić ludzi z korzyścią także
dla władcy, pełniąc w ten sposób zaszczytną służbę dla kraju.
R
- Rosną w siłę ci, którzy czekają na wroga
ciągnącego z daleka, wypoczęci oczekują zmęczonych, najedzeni oczekują
głodnych.
S
- Są drogi, którymi nie należy podążać, armie,
których nie należy atakować, fortece, których nie należy oblegać,
terytoria, o które nie należy walczyć, zarządzenia, których nie należy
wykonywać.
- Szybkość jest duszą wojny, wykorzystaj swoje
szanse zanim przeciwnik osiągnie gotowość. Korzystaj z tych dróg, które
będą dla niego zaskoczeniem.
- Szybcy jak wiatr, spokojni jak las, zapalczywi
niczym ogień, niewzruszeni jak góry, niepoznani jak ciemność, gwałtowni
niczym piorun – tacy winni być żołnierze.
T
- Teren należy oceniać pod względem odległości,
łatwości lub trudności przebycia, rozmiaru i bezpieczeństwa.
- Traktuj swoich żołnierzy jak ukochane dzieci, a z
chęcią zginą wraz z Tobą. Lecz jeśli staniesz się dla nich tak łagodny, że
nie będziesz w stanie wysłać ich do bitwy, tak dobry, że nie będziesz w
stanie nimi dowodzić, tak niepewny, że nie zdołasz zaprowadzić porządku,
staną się bezużyteczni, jak rozpuszczone dzieci.
- Traktuj swoich żołnierzy jak własne dzieci, a
pójdą za tobą w najgłębsze doliny. Patrz na nich jak na własnych
ukochanych synów, a będą stać przy tobie choćby do śmierci.
- Twoim celem musi być zdobycie wszystkiego bez
zniszczenia czegokolwiek.
- Tak jak strumień szuka swojej drogi w górach, tak
wytrwały strateg odnajduje błędy i słabości wroga by odnieść zwycięstwo.
U
- Unikanie walki z uporządkowanymi szeregami wroga
i zaniechanie atakowania wielkich formacji to sztuka adaptacji. Zasadą
działań wojskowych jest nie stawać twarzą do wysokiego wzgórza i nie
stawiać czoła tym, którzy wysokie wzgórze mają za plecami.
- Uwieńczeniem formowania armii jest osiągnięcie
braku formy. Gdy nie ma formy, szpiedzy niczego nie wyszpiegują, a wróg
nie ułoży swej strategii.
- Użyj skromności, by wzbudzić we wrogach pychę.
Zmęcz ich wymykaniem się. Wywołaj wśród nich rozłam. Gdy będą
nieprzygotowani, zaatakuj i bądź tam, gdzie cię nie oczekują.
W
- Walcz zbiegając ze wzgórza, a nie wspinając się
na nie.
- W czasach niedostatku broń się, atakuj w czasach
obfitości.
- W dawnych czasach zręczni wojownicy najpierw
czynili się niezwyciężonymi, a potem szukali słabości swoich przeciwników.
- W obliczu zagłady twoi żołnierze przetrwają; w
obliczu śmiertelnego zagrożenia – przeżyją. Gdy ludzie znajdą się w
niebezpieczeństwie, będą w stanie walczyć o zwycięstwo.
- W wyrównanym terenie zajmuj pozycje zapewniające
łatwość manewru, utrzymując wyższe obszary z prawej strony tyłów, niższe –
przed sobą, a najwyższe – za sobą.
Z
- Z tego powodu żadnego żołnierza nie traktuje się
tak dobrze, jak szpiega, żaden nie otrzymuje nagród równie bogatych, jak
szpiedzy, i żadna sprawa nie jest otoczona taką tajemnicą, jak praca
szpiegów.
- Zauważenie zwycięstwa, gdy jest ono widoczne dla
wszystkich, to nie sztuka. Podniesienie włosa nie wymaga wiele siły,
dostrzeżenie Słońca i Księżyca nie wymaga ostrego wzroku, zaś usłyszenie
pioruna nie wymaga czujnego słuchu.
- Znajomość przyszłości nie może być uzyskana od
duchów, z astrologii ani obliczeń. Trzeba ją uzyskać od ludzi, którzy
znają stan sił wroga.
- Zwycięska armia najpierw wygrywa, a potem dąży do
walki. Pokonana armia najpierw walczy, a potem dąży do zwycięstwa.
- Zwycięski generał prowadzi swych ludzi do bitwy,
jakby kierował wielką powódź do głębokiego wąwozu. Wszystko jest sprawą
formacji.
- Zwyciężają ci, którzy wiedzą, kiedy walczyć, a
kiedy nie.
- Zwyciężają ci, którzy z wyprzedzeniem
przeprowadzają w swojej kwaterze kalkulacje, uwzględniając jak największą
liczbę czynników. Pobieżne kalkulacje oznaczają porażkę. A co dopiero ich
brak!
46. Najczęstsze błędy w CV
1/9
Dla każdego coś oryginalnego
Zdjęcie w kawiarni czy parzenie kawy, jako
jeden z obowiązków, to niefortunne jak na CV elementy. Czy i kiedy znajdują
uzasadnienie w aplikacji, którą wysyłamy do pracodawcy, starając się o
zatrudnienie?
Ilu kandydatów, tyle pomysłów i inwencji w pisaniu dokumentów aplikacyjnych.
To, co w jednym przypadku jest informacją pożądaną, w innym może tylko niepotrzebnie
zabierać miejsce w CV. Aby trafnie wybrać sposób, w jaki zaprezentujemy się
pracodawcy, powinniśmy wziąć pod uwagę specyfikę branży i stanowiska, na które
aplikujemy. Przyjrzyjmy się przykładom.
2/9
Ugotowani
Mimo że CV nie jest pismem urzędowym, nosi
znamiona dokumentu formalnego. Stąd powszechnie obowiązująca zasada, że
powinniśmy zamieścić w nim biznesowe zdjęcie – jasne jednolite tło, elegancki
strój, stonowany wyraz twarzy. Jak się to ma do fotografii, na której
uśmiechamy się zasiadając za stolikiem z kawą? Teoretycznie taka sytuacja jest
niedopuszczalna, jednak…teoretycznie.
Pisząc aplikację, powinniśmy skupić się na dostosowaniu jej do potrzeb
konkretnego pracodawcy, branży czy stanowiska. Tym samym zdjęcie z filiżanką
kawy jak najbardziej pasuje do stanowiska kucharza. O ile w przypadku branży
gastronomicznej nieformalne zdjęcie jest jak najbardziej uzasadnione, w innej
może doprowadzić do tego, że będziemy „ugotowani”.
3/9
Nieodpowiednie zdjęcie
Zbyt prywatne lub ekstrawaganckie zdjęcie
może zniechęcić rekrutera lub zdyskwalifikować naszą aplikację. Uważajmy też,
żeby przez przypadek nie potwierdzać stereotypów, np. zamieszczając zbyt
swobodne zdjęcie na stanowisko sekretarki.
Ekstrawagancja jest dopuszczalna w tzw. branżach kreatywnych, jednak i tutaj
warto zastanowić się, na ile inwencja twórcza zostanie pozytywnie odebrana
przez pracodawcę. Proponuję wówczas lepiej przyjrzeć się danej firmie czy
agencji i zdecydować, na co możemy pozwolić sobie w aplikacji.
4/9
Formalny email
Kwestia danych osobowych to nie lada
zagwozdka dla wielu kandydatów. Pisać datę urodzenia, czy nie pisać, podawać
stan cywilny, czy może lepiej nie? Takie pytania towarzyszą kandydatom niemal
za każdym razem, gdy piszą CV. Odpowiedź na takie rozterki wbrew pozorom nie
jest trudna - tego typu informacje nie wnoszą wartości merytorycznej do naszego
dokumentu, czasami też podanie wieku na samym początku procesu rekrutacyjnego
może wpłynąć na naszą niekorzyść. Podawanie informacji, czy jesteśmy panną, czy
kawalerem i w jakim mieście się urodziliśmy, nie jest obligatoryjne. Przy
umieszczaniu danych kontaktowych warto zwrócić uwagę, żeby adres email był
formalny – jak w przypadku Dariusza Dareckiego, dareckidarek@domena.pl czy Pani
Małgorzaty malgorzata.malecka@domena.pl.
5/9
Zamknięci w kalendarzu
Kiedy pojawia się dylemat, jak pisać o
doświadczeniu zawodowym, odpowiedzmy sobie na pytanie, czym są dla nas
poszczególne stanowiska, na których pracowaliśmy. Kandydaci mają tendencję do
sprowadzania swojego doświadczenia zawodowego do dat i nazw stanowisk,
ewentualnie dodając krótką listę obowiązków. Tymczasem zastanówmy się, jakie
kompetencje nabyliśmy w dotychczasowej pracy, jakie zdobyliśmy kontakty, czy
wprowadziliśmy jakieś nowe rozwiązanie lub jakie sukcesy mamy na swoim koncie.
6/9
Skupić się na sukcesach
Dobrze skonstruowany życiorys szefa kuchni
to nie tylko suche informacje na temat zakresu obowiązków. To przede wszystkim
opis sukcesów zawodowych, wprowadzonych innowacji i nietypowych rozwiązaniach.
Asystent w agencji reklamowej powinien wypisać kluczowe projekty, które
wspierał. Zamiast używania enigmatycznych stwierdzeń typu „współudział przy
większych projektach”.
Gdy w CV jest mowa o aktywnym pozyskiwaniu klientów, warto dodać, ilu
wartościowych klientów udało się pozyskać dla firmy.
7/9
Jednolita forma
Zbyt ogólne jest także stwierdzenie w CV
asystentki czy sekretarki, że potrafi obsługiwać „wszystkie sprzęty biurowe”.
Informacja o parzeniu kawy może zniechęcić rekrutera do naszej aplikacji – pamiętajmy,
że nie o ilość, a o jakość i sprofilowanie obowiązków tu chodzi.
Pamiętajmy także, aby używać jednolitej formy zapisu dat w CV, zachowując też
kolejność od najnowszej do najstarszej aktywności zawodowej. Podobnie wygląda
to w przypadku opisu wykształcenia. To swobodnie możemy umieścić niżej niż
przebieg kariery zawodowej, pomijając informacje o ocenie końcowej.
8/9
Kluczowe informacje
Zwróćmy uwagę, jak i w którym miejscu w CV
piszemy o kompetencjach miękkich czy znajomości programów komputerowych. W
przypadku wszystkich trzech zawodów ta ostatnia jest z pewnością niezbędna, ale
inne programy i poziom ich znajomości będą kluczowe w przypadku pracownika
agencji reklamowej, sekretarki i szefa kuchni. Najważniejsze informacje możemy
pogrubić, a kluczowe kwestie umieścić w profilu zawodowym, tuż pod danymi
osobowymi.
9/9
Przepisy, spacje, kropki…
Czyli coś, co w CV musi być, a na co
kandydaci nie zawsze zwracają uwagę. W pierwszym przypadku chodzi o klauzulę o
przetwarzaniu danych osobowych – musi znaleźć się na dole dokumentu, pamiętajmy
jednak, żeby była aktualna, czyli z 2002 roku. Zwróćmy też uwagę na poprawność
językową w CV, interpunkcję, a także odpowiednie formatowanie – jednolitą
czcionkę, zachowanie konsekwencji przy stosowaniu spacji czy eleganckie
wypunktowanie. Jeśli w CV wpiszemy dobrą znajomość pakietu MS Office
(pamiętajmy, ze nazwy programów piszemy wielką literą), a do wypunktowania
użyjemy specjalnej funkcji zamiast myślników, nie będziemy wiarygodnymi
kandydatami w oczach pracodawcy jeśli nie wykorzystamy możliwości Word'a. Zanim
zaczniemy pisać CV, zastanówmy się, które informacje będą atrakcyjne z punktu
widzenia konkretnego stanowiska i jak najlepiej przekazać je pracodawcy. Na
taką wizytówkę patrzmy z punktu widzenia oferty, nie całej naszej kariery
zawodowej.
Klaudyna Mortka
* aby zaprezentować popularne błędy w CV, użyliśmy fikcyjnych danych
47. Rozmowa kwalifikacyjna
Przykładowe pytania zadawane na rozmowach
kwalifikacyjnych:
- ile razy dziennie wskazówki zegara
pokrywają się?
- dlaczego piłka tenisowa pokryta jest
meszkiem?
- jakiego koloru są kosmici?
- dlaczego niebo jest niebieskie?
- o czym rozmawia dynia z jabłkiem?
- jaka jest różnica między konserwą a
komisarzem?
- polarne jest także proszenie kandydatów
o opowiedzenie dowcipu lub bajki.
- w budynku jest bomba. Musimy się
natychmiast ewakuować! – taki komunikat można usłyszeć na rozmowie
kwalifikacyjnej. Celem jest sprawdzenie, jak kandydat radzi sobie w sytuacjach
stresowych – od reakcji osoby ubiegającej się o pracę zależy wynik prowadzonej
rozmowy kwalifikacyjnej.
Przykład: o godz. 10 miała odbyć się
rozmowa kwalifikacyjna, więc w biurze firmy kandydat pojawił się o 9.45.
Zapytał sekretarkę, do którego pokoju mam się udać, a ona wypaliła, że o żadnej
rozmowie kwalifikacyjnej nie wie, a co lepsze, nie przypomina sobie, żeby firma
poszukiwała nowych pracowników. Byłam co najmniej zdziwiona. Kandydat
podziękował za informację i zadzwonił na numer, z którego wcześniej do niego
dzwoniono, zapraszając na rozmowę. Okazało się, że oczywiście, rekrutacja się
odbędzie, a sekretarka specjalnie wprowadzała kandydatów w błąd, żeby
sprawdzić, jak radzimy sobie w trudnych sytuacjach...
Błędy rekrutujących:
błąd pierwszeństwa, który polega na tym,
że lepiej pamiętamy informacje, które otrzymujemy na początku. Popełnienie
takiego błędu przez rekrutera może skutkować tym, że w procesie rekrutacji
faworyzowany będzie kandydat, który miał szczęście odbyć rozmowę o pracę jako
pierwszy.
Innym popularnym błędem jest błąd jednorodności,
który oznacza, że rekruter podejmując decyzje o zatrudnieniu lub odrzuceniu
kandydata kieruje się jedynie ogólnym wrażeniem, pomijając informacje, które są
przeciwstawne do tego ogólnego wrażenia. Niektóre osoby odpowiedzialne za
rekrutację ulegają także efektowi halo, który polega na łączeniu ze sobą cech,
które nie muszą ze sobą występować, ale ich koincydencja jest im kulturowo
wpojona. Przykładowo, widząc osobę w okularach ulegają wrażeniu, że jest ona
mądra. Osobę schludnie ubraną mogą uznać za profesjonalistę, a osobę punktualną
za dobrze zorganizowaną i uczciwą. Mając powyższe na uwadze, kandydaci do pracy
powinni zdawać sobie sprawę, że bardzo ważne w rekrutacji jest wywarcie dobrego
wrażenia. Czasem bowiem pierwsze 10 sekund rozmowy może zdecydować o jej
wyniku.
Wybrani przez komputer:
może się okazać, że to nie rekruter
zdecyduje o zaproszeniu nas na rozmowę kwalifikacyjną, a komputer. Takie
rewelacje pojawiły się ostatnio w sieci. Według nich firmy z zagranicznym
kapitałem używają w procesie rekrutacji specjalnych programów komputerowych,
które skanują nadesłane CV, szukając w nich słów kluczy. Jeśli ich nie
znajdują, automatycznie odrzucają kandydaturę.
Kandydaci zapominają o przysługujących im
prawach. Warto przed rozmową kwalifikacyjną zapoznać się z listą pytań, na
które nie musimy odpowiadać oraz dokładnie dopytać, jak długo będzie trwała
rekrutacja i kiedy zostaniemy powiadomieni o jej wyniku.
48. Szwedzi śmieją się z polskiego Sejmu
Pisarz polskiego pochodzenia Artur Szulc
na łamach szwedzkiej prasy zmył Szwedom głowę za używanie protekcjonalnych i
szyderczych zwrotów wobec Polaków. Postawił otwarte pytanie, na ile język
potoczny może wzmacniać istniejące stereotypy wobec narodowości.
Kiedy Szwed chce powiedzieć, że coś było źle
zorganizowane, chaotyczne i hałaśliwe, a w dodatku nieefektywne, ma pod ręką
celne wyrażenie "polski parlament". Jest ono używane zarówno w języku
potocznym, jak i szwedzkich mediach. Mianem "polskiego parlamentu"
można w szerszym znaczeniu określić wszystko, co bezładne i chaotyczne, albo w
węższym zbyt długie, bezproduktywne gadanie (tyle, że chodzi o sytuację z XVIII
w. - nasze sławetne "liberum veto" - "kwiatki" XVIII w.
polskiego parlamentaryzmu były wyśmiewane i w innych krajach, m.in. Niemcy
mieli powiedzenie "polnischer Reichstag" Polski Parlament) - RRT.
Polski pisarz, dla szwedzkiego "Newsmill"
napisał artykuł, w którym w przewrotny sposób spróbował uświadomić czytelnikom,
iż "polski parlament" jest określeniem krzywdzącym dla Polaków. Tekst
wywołał burzliwą dyskusję.
Idiotka dzwoni do gazety
Część czytelników podzieliła tezy Artura Szulca, podając kolejne przykłady na
to, że język szwedzki aż roi się od określeń zabarwionych rasistowsko czy
ksenofobicznie. Inni zaś tłumaczyli, iż zwrot "polski parlament"
powstał w XVIII w. i dotyczył stosowanej w polskim Sejmie zasady "liberum
veto". Miał oddawać krytyczny stosunek do kłótliwości polskiej
szlachty i nieefektywności władzy. "Polski parlament", jako synonim
bezładnych rządów weszło do wszystkich języków skandynawskich, ale do dzisiaj
przetrwało jedynie w Szwecji.
Jeden z czytelników "Newsmill" oburzył się, że wytykanie komuś
tradycji językowych jest zamachem na wolność słowa. - Jak taka poprawność
polityczna się zakończy? - zapytał w komentarzu do tekstu polskiego pisarza. -
Telefonem do gazety: "Pomocy, mąż nazwał mnie idiotką, co ja teraz
powinnam zrobić?" - ironizuje.
Szwedzi zbyt protekcjonalni wobec Polaków
W wielu językach przymiotnik "polski" używany w wyrażeniach miewa
negatywne konotacje. W niemieckim istnieje pejoratywny zwrot "polskie
gospodarzenie" oznaczający fatalne zarządzanie. W angielskim
nieprzychylne kawały o Polakach zyskały nawet własną kategorię. Brytyjczycy śmieją
się choćby z tego:
Rozmawiają dwaj kanibale przy grillu:
- Nie obracaj tak szybko! Mięso się dobrze nie upiecze!
- Mowy nie ma! To Polak, jeśli będę kręcił wolniej, to ukradnie mi węgiel.
Znaczenia rosyjskiego powiedzonka "Bałagan w Polsce, a u nas jeszcze
gorzej" (przy czym "bałagan" jest w oryginale znacznie
bliższy pewnemu słowu na literę "k") wyjaśniać nie trzeba. Czy można
coś z tym zrobić?
Artur Szulc tłumaczy, że zdaje sobie sprawę, iż języka nie zmieni się systemem
nakazów i zakazów, jednak chciałby, aby jego czytelnicy zwracali uwagę, jak
używane przez nich zwroty są odbierane przez innych.
- Określenie "polski parlament" jest, wbrew temu, co twierdzą
Szwedzi, protekcjonalne wobec Polaków - mówi. - Już u źródła zostało obarczone
błędem, bo Szwedzi mylnie uznali, iż zasada "liberum veto" od
początku oznaczała chaos. Dziś Polska jest dobrze funkcjonującą demokracją,
więc jaką rację bytu ma to określenie? Tylko buduje i wzmacnia już
istniejące wobec nas negatywne stereotypy. Redaktorzy, którzy swobodnie używają
zwrotu "polski parlament", nie ośmieliliby się używać publicznie
innych "powszechnie używanych zwrotów", takich jak choćby
"skąpy, żydowski bank" - wyjaśnia.
Polacy nie gęsi (święci)
Polacy mogą się czuć urażeni niepochlebnym kontekstami, w jakich obcokrajowcy
używają przymiotnika "polski". Spójrzmy jednak na siebie. Jeśli ktoś
nie ma, co ze sobą zrobić, to powiemy, że "kręci się jak Żyd po pustym
sklepie". Ktoś nie lubi wietrzyć? Powiemy, że "wali u niego,
jak z murzyńskiej chaty". Mamy "ruski miesiąc" i "czeski
błąd", jesteśmy też mistrzami w wymyślaniu innym narodom
niepochlebnych ksywek. "Ruskie", "Szwaby",
"Pepiki", "Kitajce", "Żabojady" - znacie to?
Jeśli jakaś nacja nie posiada pogardliwej polskiej ksywki, to znaczy tylko tyle,
iż Polacy jeszcze nie nawiązali z nią kontaktów.
Wszędzie tam, gdzie jedziemy na wycieczkę lub migrujemy, zaraz pojawią się
zabarwione pejoratywnie określenie miejscowych. I tak Egipcjanie zostają
"brudasami", Duńczycy stają się Dunami, a Norwegowie Norkami.
- Używanie negatywnie zabarwionych określeń narodowości przez użytkowników było
tak nagminne, że musieliśmy zacząć z tym walczyć - mówi właścicielka polskiego
forum w Norwegii, Małgorzata z Oslo. - Sami nie chcemy, by nazywać nas
"Polaczkami", więc nie róbmy innym tego, co nam niemiłe. Za tego
rodzaju eksperymenty językowe można pożegnać się z forum i nie pomoże
tłumaczenie, że "wszyscy tak robią" - dodaje.
Niemi Niemcy
Lingwistka Tatiana Gavrilowa z Uniwersytetu w Sankt Petersburgu prowadziła badania
dotyczące używania rasistowsko zabarwionych zwrotów w różnych kulturach. Jej
zdaniem nie da się ich wykorzenić z języka, bo ten jest tylko lustrem już
istniejących stereotypów.
- Nie znam w historii ani jednego przypadku, by odgórne wprowadzenie zasady nie
używania jakiegoś zwrotu wyrugowało stereotyp - mówi. - Co gorsza, kierując się
polityczną poprawnością, możemy wpakować się w kłopoty. Nieładnie jest mówić "Szkop",
no to może "Niemiec"? To słowo pierwotnie oznaczało w
języku polskim (językach słowiańskich) – językowego niemotę, człowieka, z
którym nie można się dogadać, czyli Niemca. Wiele określeń narodowości w
różnych kulturach zawiera elementy ksenofobiczne. Definicje obcego zawsze
tworzono na zasadzie kontrastu, bo w przeciwieństwie do nas, tych
"fajnych", obcy nie potrafił się zachować, dogadać, albo choćby
wyglądać po ludzku - wyjaśnia.
Lingwistka dodaje jednak, że każdy z nas ma prawo zaprotestować, gdy ktoś w
jego otoczeniu używa ksenofobicznie zabarwionych zwrotów. Jeśli nie czujemy się
komfortowo z "polskim parlamentem" czy kawałem o Polakach, reagujmy.
I takiej samej reakcji spodziewajmy się od obcokrajowców na nasze ksenofobiczne
powiedzonka.
Czyja dupa bardziej czarna?
Artur Szulc twierdzi, że nie zamierza nikomu narzucać, jak ma mówić lub myśleć,
prosi tylko o chwilę refleksji nad tym, co się, na co dzień mówi. - Co to na
przykład znaczy "ciemno jak w dupie u Murzyna"? - pyta. - Czy
w odbytach ludzi czarnoskórych naprawdę jest ciemniej niż w białych? A jeśli
tak, to skąd my to wiemy, czyżby ktoś to osobiście porównywał? Nie. Słowo klucz
to w tym przypadku "Murzyn". Używamy go, by podkreślić, że coś było
niezwykle czarne. Choć osoba, która popisuje się takim powiedzonkiem, będzie
się zapierać, że nie jest rasistą, w tym zwrocie brzmi rasistowska nuta dająca
paliwo do podsycania istniejącego stereotypu - tłumaczy.
W sprawie ksenofobicznych zwrotów żadna nacja nie jest święta. Zdaniem
pochodzącego z Polski pisarza, warto dyskutować o tym, co nas w nich razi, a w
dialogu polsko-szwedzkim na pewno tym razem obejdzie się bez kolubryn.
RRT na podst.
www.polonia.wp.pl
Trondheim, Sylwia Skorstad
49. Stereotyp Polaka w Niemczech
Historia ostatnich dziesięcioleci i
wydarzenia ostatnich lat wyparły wiele panujących w Niemczech od wieków
stereotypów na temat Polski i Polaków.
Nie wszystkie stereotypy kojarzyły się negatywnie, m.in.:
Polacy, to Francuzi Wschodu,
rozumiane jako synonim elegancji, kultury i obyczajów w wyższych sferach
czy też rozmachu i przepychu rezydencji możnych. Na pograniczu krytyki, ale i
cienia podziwu znajdowała się
polska rozrzutność (Geldverschwendung),
czyli wydawanie pieniędzy „na zbytki”. Jednoznacznie negatywne konotacje
natomiast posiadało np. wywodzące się z XVIII wieku określenie
polnischer Reichstag (polski parlament)
jako synonim bałaganu i chaosu z okresu funkcjonowania Sejmu w czasach
„liberum veto”. Z minionych epok przetrwał do dziś wzmocniony dodatkowo przez
opór Polaków w czasie faszyzmu i komunizmu obraz Polaka jako
bojownika o wolność (Freiheitskämpfer) oraz jako Polaka-katolika
(Pole-Kathole).
Ciągle aktualna jest owiana wiekową sławą
polska gościnność (polnische Gastfreundschaft).
Osobne i poczesne miejsce w tym zbiorze zajmuje niestarzejący się, bo
oparty na wszak niepodważalnych faktach motyw
pięknej Polki (schöne Polin)...
Podatny grunt do utrwalania niektórych starych i powstawania nowych
stereotypów zaistniał w okresach masowego napływu do RFN osób z Polski pod
koniec lat 70., zaś głównie w latach 80. i częściowo 90. W związku z tym, że przybywali
z byłego
bloku wschodniego (Ostblock),
w mediach i społeczeństwie zachodnioniemieckim kojarzono ich z „Europą
Wschodnią” (Osteuropa), tzn. jako wschodnioeuropejczyków. Miało to częściowo
wydźwięk pejoratywny. Zawierało też jednak dozę zrozumienia i współczucia na
tle ówczesnej sytuacji polityczno-gospodarczej tej części kontynentu. Zmuszeni
do
pracy na czarno
z powodu braku pozwolenia na oficjalną pracę przybysze z Polski szybko
znaleźli się w czołówkach mass mediów niemieckich i świadomości dużej części
społeczeństwa jako
szwarcarbajterzy (Schwarzarbeiter).
Mężczyźni pracowali z reguły na budowach, chwytali się indywidualnie
drobnych prac naprawczych, pomocniczych czy jako mini-firmy przy remoncie lub
malowaniu mieszkań. Szybko utrwaliło to stereotypy rodzaju
polski robotnik budowlany (polnischer Bauarbeiter)
czy też polski rzemieślnik (polnischer Handwerker). Kobiety najszybciej
musiały pogodzić się z etykietką
polska sprzątaczka (polnische Putzfrau – niekiedy nieco obcesowo: polnische
Putze).
Zarówno kobiety jak i mężczyźni z Polski zdobyli sobie w większości dobrą
opinię, jako solidni i uczciwi pracownicy. Nie wszyscy pracodawcy niemieccy,
stanowiący nieodłączną część nielegalnego systemu pracy na czarno, zdawali
sobie przy tym sprawę z prawdziwego wykształcenia swych polskich pracownic i
pracowników. Często nie wiedzieli, że za miotłę czy łopatę na budowie chwytały
się z braku innych możliwości osoby z wykształceniem wyższym, nauczycielskim,
inżynierskim, medycznym czy artystycznym. Kiedy fakt ten wychodził na jaw,
traktowano to najczęściej z dozą szacunku i podziwu dla determinacji Polek i
Polaków. W okresie napływu dużych fal
przesiedleńców (Aussiedler)
z Polski w połowie i pod koniec lat 80., oraz na początku 90., w mediach
niemieckich zaroiło się od ironicznych komentarzy na temat
Niemców dzięki owczarkowi alzackiemu
Spowodowane to było wykrywanymi niekiedy przez odpowiednie urzędy
uchybieniami formalnymi przy składaniu wniosków o uznanie statusu
przesiedleńca, np. brakiem odpowiednich dokumentów lub nawet ich fałszerstw.
(Deutsche durch deutschen Schäferhund). („Polacy z fałszywymi dokumentami
uznani za przesiedleńców / Organizacje fałszerzy zaopatrywały tysiące osób w
dokumenty o niemieckim pochodzeniu", „Der Tagesspiegel”, 30.03.88;
„Pilne! Polska rodzina z 3 dzieci w wieku 5/4/2 lata szuka osób, chcących ją
zaadoptować", „Der Spiegel”, 07.05.90). Sporo miejsca w doniesieniach tych
lat zajmowali
fałszywi azylanci (Scheinasylanten) z Polski.
Podobnie jak części przesiedleńców, zarzucano im chęć osiedlenia się w
Niemczech głównie
z powodów ekonomicznych (Wirtschaftsasylanten).
Obie te grupy łączono niekiedy wspólnym określeniem z przybyszami z innych
krajów, uznając za
oszustów socjalnych (Sozialhilfebetrüger)
bezprawnie korzystających ze świadczeń socjalnych na podstawie fałszywych
deklaracji i dokumentów.
Polscy handlarze (polnische Händler)
i częściowo „przemytnicy” czy „szmuglerzy” (Schmuggler) zaistnieli w
mediach i świadomości dużej części społeczeństwa niemieckiego pod sam koniec
lat 80. W tym czasie Berlin Zachodni przeżywał istny najazd tysięcy drobnych
handlarzy z Polski. Popularny „pchli targ” w centrum Berlina Zachodniego, gdzie
sprzedawali przywiezione towary, natychmiast przemianowano na
polski Targ (Polenmarkt).
Polscy handlarze zamienili częściowo także sąsiednie ulice i place w
nielegalne targowiska, a znajdujące się w ich pobliżu skwery i trawniki w -
wymuszone brakiem innych możliwości -wysypiska śmieci, szalety oraz składowiska
porzucanych tam po dokonanych zakupach wózków z supermarketów. Z braku stoisk
czy nawet zwykłych stołów towary nierzadko wykładano na gazetach ułożonych na
ziemi. Wszystko to wywoływało skojarzenia na temat
polskiego niechlujstwa, brudu i nieporządku
Obraz ten uzupełniany był czasem przez
pijanych Polaków
zalegających w okolicznych parkach czy bramach domów. Nawet z dala od
„polskiego targu” wielu mężczyzn z Polski można było rozpoznać na ulicy po tym,
że mieli
wąsy a la Wałęsa (Walesaschnurrbart).
Niemal wszyscy zaś zwracali uwagę tym, że obładowani byli plastikowymi
torbami z polskimi artykułami na sprzedaż w Berlinie, bądź niemieckimi po
zakupach do Polski.
Negatywnie odnotowano w mass mediach nie tylko Berlina Zachodniego
nierzadkie kradzieże w supermarketach popełniane przez obywateli polskich
(polnische Ladendiebe). W wielu berlińskich sklepach pojawiły się dwujęzyczne
napisy polsko-niemieckie ostrzegające przed kradzieżą. ("Wieloosobowa
rodzina polska przyłapana na kradzieży", „Der Tagesspiegel”, 03.03.89).
Niektórzy
spryciarze (Trickser)
z Polski szybko zorientowali się natomiast w możliwości nie tylko taniego
podróżowania środkami komunikacji publicznej za pomocą prostego tricku.
Berlińska prasa donosiła mianowicie, że zamiast marek wrzucali do automatów
złotówkowy bilon. Przy odpowiedniej kombinacji nominału monety i ceny biletu
można nawet było otrzymać „resztę” w markach zachodnich. ("Automaty
biletowe BVG jako 'punkty wymiany dewiz' dla złotówek", „Der
Tagesspiegel”, 16.03.89). Popularny dziś stereotyp na temat
polskich złodziei samochodów (polnische Autodiebe)
powstał dopiero po zjednoczeniu Niemiec w wyniku masowych kradzieży
samochodów popełnianych przez polskich przestępców.
Osobne miejsca w zbiorach stereotypów panujących wśród części społeczeństwa
niemieckiego zajmują obrazy
Polaka rusofoba czy też Polaka-antysemity.
Jednym z nadrzędnych wątków artykułów i publikacji niemieckich dotyczącym
antysemityzmu w Polsce jest ukazywanie w nich sprzeczności pomiędzy obrazem
„wielowiekowego” i „współczesnego antysemityzmu”, a rozpowszechnionym w Polsce
obrazem „pomocy Żydom w czasie wojny ze strony Polaków”. Pomoc ta w mass
mediach niemieckich potwierdzana przeważnie w wypadkach pojedynczych osób, jak
np. Władysława Bartoszewskiego. Badania ankietowe z ostatnich lat wykazują, że
do skojarzeń z Polską w Niemczech należą ciągle jeszcze
bieda, ogólnie pojęte zacofanie (Rückständigkeit) i brak uczciwości.
Na tle przedstawionych powyżej jak też innych stereotypów mogłoby się
wydawać, że większość Niemców ma bardzo negatywny stosunek do Polski i Polaków.
Wyniki ankiet zaprzeczają temu poglądowi. Przykładowo aż 95% Niemców już w roku
2000 akceptowałoby Polaków jako turystów. Jako kolegów w pracy widziałoby ich
76%, a jako sąsiadów - 70 %. Połowa obywateli niemieckich nie miałaby nic
przeciwko Polakom, jako członkom rodzin – przeciwnych temu było tylko 27 %
ankietowanych.
Warto wspomnieć, że nawet w okresach zmasowanej krytyki medialnej wobec
niektórych przybyszów z Polski jednym z najważniejszych czynników dla
zachowania ogólnie dobrego obrazu Polski i Polaków w Niemczech była
polska kultura (polnische Kultur)
To w dużej mierze jej twórcom i propagatorom należy zawdzięczać, iż tak do
końca nawet bulwarowe mass media nie zredukowały skojarzenia ze słowami
„Polska” i „Polacy” jedynie do zbioru cech budzących niechęć i brak poważania.
Jak ważnym przy tym elementem dla zachowania poczucia własnej godności jest
polska kultura dla żyjących w Niemczech Polaków oddaje skrótowo tytuł
obszernego artykułu autorstwa Lisy Klapheck zamieszczonego w poczytnej w całych
Niemczech gazecie "Die Tageszeitung" (17.12.88): "Pewni siebie w
muzeum, szeptający w kolejce metra / Kościół, kultura, elita, humor /
Spojrzenie na (sub.) kulturę polskich Berlińczyków". Oto krótki cytat z
wprowadzenia: "Oficjalnie w Berlinie żyje 16 000 tysięcy Polaków. Czyżby
armia robotników na czarno? Kto spojrzy za kulisy, odkryje pełen poczucia
humoru i kultury naród, który upaja się literaturą, teatrem i muzyką”. I wydaje
się, że to właśnie polska kultura i polska gospodarka bardziej niż polityka,
będą w najbliższej perspektywie stanowić o innej, pozytywnej stronie obrazu
Polski i Polaków.
Dominujące okresowo negatywne doniesienia mediów pod adresem przybyszów z
Polski zapewne przyczyniły się do reaktywacji i utrwalenia części stereotypów.
Duże uzależnienie stereotypów od mass mediów ma jednak również drugą, pozytywną
stronę. W sferze politycznej wykazały to wydarzenia okresu Solidarności.
Wymusiły one m.in. rewizję obrazu Polaków jako nieodpowiedzialnych
romantycznych straceńców
czyli „nieracjonalnie myślących patriotów” podejmujących „walkę w sytuacji
bez najmniejszych szans na zwycięstwo”. Dziś
okres Solidarności
uchodzi w Niemczech za jeden z najbardziej światłych momentów polskiej
historii współczesnej i postaw społeczeństwa polskiego. Coraz częściej też
używane w odniesieniu do Polek i Polaków określenie
wschodnioeuropejczycy zastępowane jest przez Europejczyków
środkowo-wschodnich (Mittelosteuropäer).
Ma to podkreślać przynależność do krajów demokracji i wartości zachodnich.
Wraz z postępującą stabilizacją polityczną w Polsce po roku 1989 i
bezprzykładnymi sukcesami polskiej gospodarki, ale również postępującą w
ogromnym tempie modernizacją całości życia w Polsce, mass media niemieckie nie
szczędziły i nie szczędzą pochwał pod adresem
przedsiębiorczości Polek oraz Polaków.
Ma to niekiedy i stronę humorystyczną, kiedy np. pisze się lub wypowiada na
temat
polskiej gospodarki (Polnische Wirtschaft).
By nie wywoływać skojarzeń pochodzących z 19. wieku, kiedy
polnische Wirtschaft
była synonimem zacofania, braku organizacji i porządku oraz
nieefektywności, niektórzy starają się unikać tego określenia. Zastępują je
takimi sformułowaniami jak Wirtschaft Polens, czy Polens Wirtschaft (tj.
„gospodarka Polski” zamiast: polska gospodarka).
Coraz szybszej ewolucji ulega stereotyp
polskich pracowników.
Wprawdzie ciągle jeszcze kojarzeni są w dużej mierze jako
pracownicy sezonowi (Saisonsarbeiter)
np. przy zbiorach szparagów (Spargelstecher) czy owoców (Obstpflücker). I
jeszcze obecnie ubiegająca się o pracę w wyuczonym zawodzie np. specjalistka z
zakresu informatyki może usłyszeć niekiedy propozycję pracy jako sprzątaczka.
To jednak etykietka ta razem z wieloma innymi odejdzie do lamusa historii
najpóźniej w roku 2011 z chwilą likwidacji obowiązku zezwoleń na pracę w Niemczech
dla obywateli polskich. Bardziej niż znamienny jest w tym względzie fakt, że
już od pewnego czasu w niemieckich mass mediach raz po raz pojawiają się
informacje, artykuły i komentarze na temat
konieczności zatrudnienia dziesiątków tysięcy pracowników z Polski
Tym razem chodzi jednak o oficjalną pracę i to nie dla sprzątaczek czy
niewykwalifikowanych robotników budowlanych. Dobrze płatne miejsca pracy
czekają na
polskich informatyków, polskich inżynierów, polskich lekarzy i polskie
pielęgniarki dyplomowane.
Dzięki temu w pośredni sposób miliony obywateli Niemiec konfrontowane są z
innymi skojarzeniami w kontekście Polek i Polaków. I przypuszczalnie już za
parę lat nowe pozytywne stereotypy po raz kolejny wyprą stare. Zweryfikowane i
wyparte do lamusa przez rzeczywistość.
Andrzej Stach
red. odp. Bartosz Dudek
www.dw-world.de
50. Niemcy dziękują Polsce.
„Zawdzięczamy im wiele”
11.10.2011
GK / Deutsche Welle
Kilkadziesiąt tysięcy ludzi przypomniało w
Lipsku zasługi Gdańska dla wolności w Europie. Tegoroczne "Święto
światła" po raz pierwszy obchodzone było wspólnie z Polską. - Zawdzięczamy
Polsce bardzo, bardzo wiele. Bez Solidarności Jesień ‘89 byłaby w Niemczech
niemożliwa - powiedział nadburmistrz Lipska, Burkhard Jung.
Festyn światła przyciąga rokrocznie na
legendarny Augustusplatz w Lipsku tysiące ludzi. Obchodzony jest od dwóch lat 9
października, w rocznicę pierwszej masowej demonstracji przeciw reżimowi NRD. W
tym roku po raz pierwszy Lipsk, kolebka niemieckiej Pokojowej Rewolucji 1989, zaprosił
do obchodów Gdańsk, kolebkę Solidarności.
- Zawdzięczamy Polsce bardzo, bardzo
wiele. Bez Solidarności Jesień ‘89 byłaby w Niemczech niemożliwa. Dzisiaj
przerzucamy do Gdańska ten most, by powiedzieć "dziękujemy" -
powiedział nadburmistrz Lipska, Burkhard Jung.
Burmistrz zwrócił uwagę, że Lipskie
obchody przypadły na dzień wyborów w Polsce.
- Demokratyczne wybory w wolnym kraju
dzisiaj wydają się oczywiste. W chwili rodzenia się Solidarności, powstawania
obywatelskiego ruchu w Polsce i w NRD, ludzie musieli o nie dopiero walczyć -
przypomniał Burkhard Jung.
Mur nie upadł sam
W 20. rocznicę podpisania
polsko-niemieckiego Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy,
Lipsk skoncentrował się na europejskim aspekcie Jesieni 1989. W centrum zainteresowania
znalazła się Polska. Na placu przed kościołem św. Mikołaja otwarta została
wystawa „Historia zza żelaznej kurtyny. Dyktatura i opozycja w Polsce, na
Węgrzech, w Czechach, Rumunii i NRD w latach 1945-1989”.
Na 24 tablicach prezentowana jest najnowsza
historia Polski od 1945 do dzisiaj, narodziny opozycji i Solidarności, także
protesty na Węgrzech, w Pradze i w NRD.
- Cieszę się, że wystawa ta pokazywana
jest właśnie tutaj, na placu przed kościołem św. Mikołaja, gdzie na „Modlitwach
o pokój” spotykali się enerdowscy opozycjoniści i gdzie zaczynały się
poniedziałkowe demonstracje. Wystawa jest ważna zwłaszcza dla młodego
pokolenia. Zawsze mam nadzieję, że młodzi uczą się z naszej historii, z naszych
akt, jak trudno było wówczas mówić głośno swoje zdanie i że mimo wszystko warto
się wtrącać
- powiedziała DW Regina Schild, dyrektorka
Urzędu ds. Akt Stasi w Lipsku.
Kiedy w Polsce ludzie wychodzili na ulice,
w NRD system komunistyczny funkcjonował jeszcze normalnie i tylko nieliczni
brali w ogóle pod uwagę szansę obalenia reżimu
- przypomniał Roland Jahn, szef
Federalnego Urzędu ds. Akt Stasi.
Były opozycjonista za publiczne pokazanie
się z kupioną za parę groszy maleńką polską chorągiewką, na której napisał
„Solidarność z polskim narodem”, zapłacił kilkunastomiesięcznym pobytem w
więzieniu.
- Polacy dali nam iskrę nadziei, pokazali,
że można. Dlatego ciągle musimy pamiętać, że demokrację trzeba sobie wywalczyć i ją
pielęgnować - powiedział Roland Jahn w rozmowie z DW.
Świetlny most
Polska, Solidarność, duch wolności,
zaangażowanie obywatelskie – pojęcia te obecne były w Lipsku przez cały dzień.
Także w kościele św. Mikołaja, podczas odbywającej się wyjątkowo w niedzielę
„Modlitwy o pokój”. Celebrowane rokrocznie także w kościele św. Mikołaja „Słowo
o demokracji”, jeden z głównych punktów Jesieni '89, po raz pierwszy wygłosił
gość spoza Niemiec, ambasador RP w Niemczech Marek Prawda. Ambasador Polski
przypomniał, że najważniejszym przesłaniem obchodów Jesieni ’89 jest
świadomość, że historia nie powstaje sama, tworzą ją ludzie. Dlatego tak ważne
jest obywatelskie zaangażowanie.
Kulminacyjnym punktem rocznicowych
obchodów jest „Święto Światła” na Augustusplatz. W tym roku mieszkańcy Lipska
zbudowali most do Gdańska. Punktualnie od godz. 20 w Lipsku i w Gdańsku tysiące
zebranych na wolnym powietrzu ludzi mogło śledzić koncert z Filharmonii
Bałtyckiej z dziełami Bacha, Brahmsa, Góreckiego i Pendereckiego, i
jednocześnie wyświetlane na fasadzie Opery Lipskiej na Augustusplatz w Lipsku
filmowe, historyczne i aktualne sekwencje z obydwu miast. Także w obydwu
miastach zapłonęły ogromne, ułożone ze świeczek litery: symbolizujące święto
światła „L” (Lichtfest) w Gdańsku i gigantyczne cyfry 89 w Lipsku.
Pokojowej rewolucji ciąg dalszy
Wiele z marzeń, celów, o które walczyli
wówczas ludzie i w Polsce, i w Niemczech, nie doczekało się realizacji, uważają
dzisiejsi aktywiści zrzeszeni w stowarzyszeniu „Acampada Lipsk”. Z reguły
młodzi ludzie werbowali podczas lipskich obchodów do udziału w demonstracji
planowanej 15 października w całej Europie. Jej hasła to: „Angażujcie się”,
„Pokojowa rewolucja na całym świecie” i „Prawdziwa demokracja zamiast panowania
banków”.
- Nie chcemy w żadnym wypadku torpedować
rocznicowych uroczystości, ale także dzisiaj demokracja nie jest taką, jakiej
byśmy sobie życzyli – powiedział w rozmowie z DW Mike Nagler, aktywista z
Lipska.
- Pokojowa rewolucja była potrzebna i
słuszna, jest jednak niedokończona. Kiedy śledzimy dzisiaj decyzję rządów,
widzimy, że nie zawsze dzieje się to w interesie społeczeństw. Czas więc, żeby
podjąć pałeczkę i znowu wyjść na ulice - dodał.
Autor: Elżbieta Stasik
51. Niemiecka prasa: Z takim partnerem jak
Polska przełom w Europie musi się udać
6.12.2011. Gazety chwalą warszawską giełdę
i zapowiadają przełom w Unii Europejskiej, co – ich zdaniem - jest też niemałą
zasługą Polski.
„Angeli Merkel udało się przekonać prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego
i zeszło się to z wypowiedzią Donalda Tuska, premiera kraju, będącego
kluczowym partnerem Niemiec w UE” - konstatuje Handelsblatt. „Nie tylko
Tusk, lecz również szef MSZ Radosław Sikorski domagał się w swych wystąpieniach
przejęcia przez Niemcy przywództwa w Unii. To akt zasługujący na uznanie, bo
nie przyszedł on polskim politykom łatwo.(...) Odważna kanclerz, opowiedziała
się wreszcie za pogłębieniem europejskiej integracji. A z takimi partnerami u
boku, jak Francja i Polska przełom musi się udać” – komentuje gazeta.
Sukces warszawskiej giełdy
„Państwowy program prywatyzacji ożywił warszawską giełdę, na której przybywa
nowych firm z kręgów kwitnącej średniej przedsiębiorczości” – pisze Frankfurter
Allgemeine Zeitung (FAZ). „Warszawska giełda zyskuje w tym regionie na
znaczeniu i obiecuje sobie lepszą współpracę z giełdą niemiecką” (...).
„W Europie Wschodniej znajdują się tylko dwie znaczące giełdy: w Moskwie i
w Warszawie” - powiedział Peter Tils przedstawiciel Deutsche Bank w tym
regionie. Mimo, że to właśnie Budapeszt jest centrum strategicznym dla Deutsche
Bank, w przypadku transakcji związanych z państwowymi obligacjami, jednak
giełda warszawska wyprzedziła zarówno Budapeszt, jak i wiodącą dotąd we
wschodniej Europie giełdę w Wiedniu” – twierdzi FAZ.(...)
„Dla banków inwestycyjnych Warszawa zyskała na znaczeniu w ostatnich
miesiącach. Potężne Goldman Sachs, Credit Suisse i ING rozbudowały swe
przedstawicielstwa, by móc śledzić na bieżąco na giełdzie duże przedsiębiorstwa
państwowe” – pisze dalej frankfurcka gazeta. „Tylko Deutsche Bank zatrudnia w
Polsce, w dziale inwestycji około 200 osób.”
Sukces giełdy warszawskiej potwierdza liczba przybywających na niej nowych
firm – stwierdza FAZ. „Kiedy w całej Europie firmy planujące wejście na
giełdy rezygnowały z tego z powodu minimalnego zainteresowania akcjonariuszy,
giełda warszawska przeżywa prawdziwy boom. W 2010 r. zanotowano 120 nowych
firm. W obecnym roku do końca trzeciego kwartału na warszawskiej giełdzie
pojawiło się zgoła 187 nowych firm.”
Kwitnąca polska gospodarka
Polscy inwestorzy korzystają z niepowtarzalnego w całej Europie biznesowego
klimatu – stwierdza FAZ. Dodaje, że nawet w kryzysowym roku 2009 Polska
odnotowała wzrost gospodarczy w wysokości 1,6 procent. W nadchodzącym roku
powinien on wynieść, wg szacunków Deutsche Bank, 2,6 procent.
Przez lata Polska była dla zachodnich przedsiębiorstw „przedłużonym
warsztatem. Niemcy zainwestowały w Polsce 20 mld euro, z czego najwięcej
koncern Metro AG” – pisze FAZ.
„Dziś mniej się w Polsce inwestuje, a więcej rozbudowuje istniejące już
inwestycje”- cytuje FAZ słowa Michaela Kerna z Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej.
Warszawska giełda korzysta nie tylko z powodu kwitnącego rynku
wewnętrznego, lecz również z tytułu słabości innych giełd w Europie –
konstatuje FAZ. „20 zagranicznych przedsiębiorstw, w tym połowa z Ukrainy
wybrały giełdę warszawską.16 innych wschodnioeuropejskich firm ulokowało na
niej dodatkowo swe akcje.W trzecim kwartale bieżącego roku na warszawskiej
giełdzie pojawiło się 61 nowych przedsiębiorstw, gdy w Londynie tylko 29, we
Frankfurcie nad Menem 8, a największy konkurent Warszawy giełda wiedeńska nie
zanotowała ani jednej nowej firmy.”
Aleksandra Jarecka
red. odp. Bartosz Dudek
52. Zasady pomnażania fortuny według Johna Rockefellera
1. Licz na siebie, przede wszystkim szukaj oparcia we własnej sile, wierze
w sukces, przekonaniu, że jesteś stworzony do wielkich celów. To jest twój
napęd, bez niego nie dasz rady zrobić energicznego kroku do przodu.
2. Bądź dokładny, sprawdzaj siebie i wszystkich, którzy wykonują ważną dla
ciebie pracę. Nie odpuszczaj drobiazgów, one mogą cię wynieść na szczyt albo
pogrążyć w otchłani katastrofy.
3. Zanim podejmiesz decyzję, zbieraj jak najwięcej informacji. Nie wstydź się
pytać, dociekaj, nie daj się zbywać ogólnikami. Tupet pomaga w takich
sytuacjach, ćwicz w sobie tę cechę, sprzyja zdobywaniu wiedzy, paraliżuje
niektórych ludzi, powoduje zniecierpliwienie, którego efektem może być głośne
powiedzenie tego, co miało być najbardziej strzeżoną tajemnicą.
4. Przyjmij zasadę, że liczy się każdy drobiazg, każdy detal, każdy grosz.
Drobina to drobiazg, milion drobin do ogrom; cent to tyle co nic, miliony
centów to fortuna!
5. Bądź dyskretny, zastanów się kilka razy, zanim coś istotnego powiesz komuś
ważnemu. Wysłuchuj wieści, ale reaguj chłodno, bez emocji, tak jakby cię to nie
dotyczyło.
6. Prawie na końcu, ale też ważna: pracowitość. Jeśli sam nie zakaszesz
rękawów, nigdy nie będziesz pewny, że jest tak, jak chciałeś. Jeśli gdzieś źle
ci się pracuje, obowiązki stają się nudne, nie pasjonują cię najbliższe zadania
– nie zastanawiaj się ani chwili, rzucaj taką robotę i najlepiej idź na swoje!
Nie wahaj się, własna działalność może okazać się najlepszym sposobem, byś
rozwinął skrzydła.
7. Nigdy nie idź za stadem! To, że w jakiejś dziedzinie dorobiło się kilku
twoich znajomych, znaczy tylko tyle, że powinieneś szukać swojej szansy...
gdzie indziej. Sprawdź źródła ich sukcesów, zestaw swoje mocne strony, popatrz
na wasze otoczenie – kombinuj, analizuj, porównuj – na pewno twój kompas pokaże
ci właściwy kierunek. Nie przejmuj się wtedy uwagami sceptyków, oni potrafią
tylko wątpić.
53. 10 sposobów na nieograniczoną
motywację
Ile razy zdarzyło Ci się, że tak bardzo
chciałeś coś zrobić, że mógłbyś rzucić wszystko aby się za to zabrać? Ile razy
czułeś tak silną chęć zrobienia czegoś, że nikt nie mógłby Cię powstrzymać?
Jeśli choć raz doświadczyłeś takiego uczucia, to znaczy że byłeś wtedy naprawdę
silnie zmotywowany. Problem w tym, że zazwyczaj jesteśmy zmotywowani do tych
najbardziej fascynujących rzeczy, a gdy chodzi o takie czynności jak nauka, już
nie jest tak łatwo.
10 sposobów, dzięki którym od teraz już będzie łatwo.
Motywacja to psychiczny i
fizjologiczny stan pełnej gotowości i chęci do wykonania określonego zadania.
Być może znasz jakieś „domowe” sposoby motywacyjne. Jeśli tak, to już wiesz, że
to tylko od Ciebie zależy, czy poczujesz tę niepowstrzymaną chęć zrobienia tego
co musisz zrobić. A od tego dużo zależy, bo zastanów się, kto wykona zadanie
lepiej- ten, kto chce, jest gotów i nie może się doczekać jego wykonania, czy
ten, komu się absolutnie nie chce, a do zadania zabiera się bo musi? Zmotywować
się możesz do praktycznie każdej, nawet najnudniejszej czynności. Pewnie
zastanawiasz się jak? Oto kilka sposobów, dzięki którym zmotywujesz się do
czego tylko zechcesz. Wszystkie są przeze mnie praktykowane już od dłuższego
czasu i uzyskuję dzięki nim znakomite efekty. Najlepiej używaj kilku naraz,
łącz je, modyfikuj, sprawdź co działa dla Ciebie najlepiej. Oto one:
1. Wyznaczaj sobie cele – Jest to absolutna podstawa. Wyznaczanie celów
nastawia Twój umysł na ich osiągnięcie. Zanim zaczniesz coś robić, dokładnie
zastanów się nad tym, co chcesz osiągnąć. O wiele łatwiej jest być
zmotywowanym, gdy wiesz jaki ma być efekt Twojego działania. Jakie cele
wyznaczać? Niech będą one ambitne- im większy cel, tym większe pobudzenie dla
Twojego umysłu. Oczywiście nie powinny być zupełnie niemożliwe do spełnienia,
ale pozwól sobie na odrobinę fantazji. Szybko zauważysz, że wyznaczanie
naprawdę ambitnych celów znacznie zwiększa Twoją efektywność. Jeśli Twoje cele
wydają Ci się za duże- nie zmieniaj ich, po prostu podziel je na mniejsze,
zastanów się nad poszczególnymi elementami większego celu. Jak ustanawiać cele?
Najlepiej je wszystkie wypisać. Jeśli chcesz po prostu się nauczyć materiału na
egzamin, zapisz to na kartce. Jeśli zaś pragniesz nadać sobie ogólny kierunek
swoich działań, możesz wykonać następujące ćwiczenie: na kartce A4 narysuj
cztery duże okręgi (dwa okręgi w dwóch rzędach, niech zajmują całą kartkę). W
ostatnim okręgu wypisz lub narysuj symbolami wszystko, co chcesz osiągnąć w
całym swoim życiu. Pomyśl, jak chcesz aby wyglądało Twoje życie w przyszłości.
W przedostatnim okręgu zrób to samo, tylko że dla całego przyszłego roku.
Pomyśl, co chcesz osiągnąć w trakcie nadchodzącego roku. Drugi okrąg to Twoje
cele na przyszły miesiąc, a pierwszy to cele na jutrzejszy dzień. Jeśli
osiągniesz cele z pierwszego okręgu, dużo łatwiej będzie Ci osiągnąć te z
drugiego, i tak dalej.
2. Wizualizuj osiągnięty cel – Znajdź pięć minut na wizualizację efektu
swojej pracy. Jakiekolwiek zadanie masz zaplanowane, pomyśl jak to będzie, gdy
już to zrobisz. Jak będziesz wyglądać? Jak się będziesz czuć? Niech to będą
pozytywne obrazy. Zobacz efekt Twojej pracy w jak najlepszym świetle, poczuj
ogrom wiedzy, którą zdobyłeś. Pomyśl, co teraz, gdy już masz to z głowy,
będziesz robić. Poczuj całym sobą przyjemność płynącą z dobrze wykonanego
zadania. Ciesz się z tego co sobie wizualizujesz. Postaraj się, aby stworzony
obraz był bogaty w szczegóły. Wykonuj to ćwiczenie przynajmniej raz dziennie,
przez kilka minut. Jest to jedne z silniejszych narzędzi do osiągnięcia
prawdziwej motywacji.
3. Wypisz korzyści – Weź pustą kartkę i długopis, i zacznij wypisywać
wszystkie korzyści, jakie przychodzą Ci do głowy w związku z wykonaniem danego
zadania. Więcej wolnego czasu, radość kogoś bliskiego, otrzymanie
wynagrodzenia, możność spotkania z przyjaciółmi, nauczenie się czegoś nowego.
Nie wszystkie muszą być silnie uargumentowane i logiczne. Wypisz wszystko co Ci
przychodzi na myśl, nawet jeżeli Twoje powody będą śmieszne pozbawione sensu.
Ważne jest, aby było ich jak najwięcej. Gdy już stworzysz taką listę, zupełnie
inaczej będziesz podchodził do zaplanowanego zadania- przed wypisaniem listy
ledwo mogłeś znaleźć jeden powód, a teraz masz już ich tak wiele.
4. Planuj – dokładnie zaplanuj to, co masz do zrobienia. Świadomość
tego, jak ma wyglądać efekt, nie zawsze wystarczy. Planowanie pozwala na
ujrzenie również całego procesu, nie tylko efektu. Każde skomplikowane zadanie
jest złożone z najprostszych elementów. Dlatego gdy dokładnie wypiszesz sobie
poszczególne kroki, które doprowadzą Cię do osiągnięcia danego celu, łatwiej
będzie Ci zabrać się za poszczególne elementy procesu. Całość nie będzie już
się wydawać taka trudna, bo będzie składać się z prostych czynności. To pozwoli
Ci również śledzić Twój postęp. Wiedza, w którym jesteś miejscu i jak daleko Ci
do osiągnięcia celu poprawi Twoją efektywność.
5. Wykorzystaj metodę pięciu minut – gdy masz do zrobienia coś, na co
nie masz ochoty, zdecyduj się na robienie tego tylko przez pięć minut. Powiedz
sobie „pięć minut, ani chwili dłużej”. Taka perspektywa znacznie ułatwi Ci
zabranie się do tego zadania, a co więcej- często okaże się, że gdy już
będziesz robić coś przez te pięć minut, nie skończysz po tych pięciu minutach,
ale będziesz robić to znacznie dłużej niż zaplanowałeś.
6. Połącz cel z najwyższą wartością – zastanów się, co stanowi dla
Ciebie najważniejszą rzecz w życiu? Zdrowie, rodzina, miłość, wykształcenie,
dobra zabawa? Co przedkładasz nad wszystkie inne wartości? Dla którego z tych
obszarów jesteś wstanie naprawdę się poświęcić? Gdy już ustalisz (może być
więcej niż jedna) najważniejszą wartość, połącz ją z zadaniem, które masz do
wykonania. Możesz zrobić to poprzez zadawanie sobie pytań „co mi to da?” Co Ci
da nauka tego materiału? Zdasz egzamin. Co Ci da zdanie egzaminu? Nie będziesz
miał poprawki. Co Ci to da? Będziesz miał więcej wolnego czasu. Co Ci da wolny
czas? Będziesz mógł spędzać czas z przyjaciółmi albo gdzieś wyjechać, co
oznacza dobrą zabawę. Proste, prawda?
7. Bądź pozytywnie nastawiony – zwracaj uwagę na swoje myśli. Obserwuj
je cały czas, zwłaszcza gdy myślisz o czekającym Cię zadaniu. Gdy okaże się, że
są one negatywne, zamień je na pozytywne. Skończ z wszelkimi „nie uda mi się”,
„to jest trudne”, „nie dam rady”. Gdy to sobie mówisz, masz rację. Nastawiasz
swój umysł na porażkę, a w efekcie Twoja wydajność znacznie spada, i
rzeczywiście nic Ci się nie udaje. To jak samospełniająca się przepowiednia.
Gdy myślisz, że dasz radę, że to będzie łatwe, że wszystko Ci pięknie wyjdzie-
również masz rację. Nastawiając swój umysł na sukces pobudzasz go do działania.
Twoja efektywność znacznie wzrasta. Wyrób sobie nawyk pozytywnego myślenia.
Masz ogromne możliwości i uwierz w to, a będziesz działać dużo lepiej. Co
więcej, perspektywa sukcesu natychmiast pobudzi Twoją motywację.
8. Zobacz siebie zmotywowanego – to technika, która pobudza motywację na
poziomie emocjonalnym. Polega na wizualizowaniu siebie na ekranie kinowym.
Pomyśl, że siedzisz sam w kinie naprzeciwko wielkiego ekranu, a tam widzisz
film, na którym ty sam wykonujesz zadanie, do którego chcesz się zmotywować.
Wyobraź sobie siebie ogromnie zafascynowanego wykonywaną czynnością. Poczuj
zapał, który wręcz wrze w Tobie z ekranu. Zobacz wszystkie szczegóły – sposób
poruszania się, wyraz oczu, gwałtowność ruchów. Zwróć uwagę na kolory filmu, na
dźwięki które słyszysz. Wejrzyj w swoje myśli, widząc siebie na tym filmie,
ogromnie zmotywowanego. Gdy już zobaczysz dokładny obraz siebie w tak silnym
stanie na ekranie kinowym razem ze wszystkimi szczegółami i razem z wszystkimi
emocjami, wejdź w ekran i wejdź w swoje ciało. W momencie gdy to zrobisz,
poczuj to wszystko, zachowuj się tak jak przed chwilą to widziałeś na ekranie.
Zintensyfikuj wszystkie te doznania. Jest to bardzo silne narzędzie i pozwoli
Ci poczuć motywację natychmiastowo.
9. Słuchaj motywującej muzyki – Zdarzyło Ci się kiedyś coś takiego, że
słuchałeś jakiejś piosenki, a ona wywołała w Tobie określony stan emocjonalny?
Jest to zjawisko warunkowania emocjonalnego, zwanego inaczej kotwicą. Są
bodźce, które wywołują u nas określone stany emocjonalne. Jak to możesz
wykorzystać? Dzięki wszystkim sposobom, które właśnie przeczytałeś, możesz
wywołać silne uczucie motywacji. W momencie, gdy osiągniesz już ten stan, i
wystarczająco mocno go zintensyfikujesz, włącz jakąś piosenkę- najlepiej wesołą
i energiczną. Wybierz taką, której wcześniej nie słuchałeś. I podczas gdy ona
będzie sobie lecieć, Ty upajaj się swoim silnym stanem motywacji. Twój mózg
połączy ten stan z bodźcem zewnętrznym, którym jest piosenka, i gdy następnym
razem jej będziesz słuchać, stan motywacji znów się pojawi.
10. Nagradzaj się – stara, dobra metoda, którą wszyscy lubią. Pomyśl,
jak możesz się nagrodzić za osiągnięcie celu. Co zrobisz gdy uda Ci się wykonać
zadanie dobrze? Zjesz coś słodkiego? Pójdziesz do kina? Pozwolisz sobie na
godzinę relaksu? Wybór należy do Ciebie, a warto się nad tym zastanowić, bo
przestawia to Twoje myślenie z trudu zadania na przyjemność nagrody.
Spróbuj wszystkiego i zobacz co działa dla Ciebie najlepiej. Być może któryś z
tych sposobów tak Ci się spodoba, że będziesz go praktykować już zawsze przed
wykonywaniem przeróżnych zadań. Ja korzystam z większości z nich. Jeśli będziesz
odpowiednio zmotywowany, wszystko za co się zabierzesz, będzie zrobione
solidnie, a w dodatku Ty będziesz z tego czerpać pokłady przyjemności
Napisał: Michał K
środa, 09 kwiecień 2008
54. Niebezpieczne znamiona
Co powinno wzbudzić nasz niepokój?
Przede wszystkim nagła zmiana w obrębie
znamienia. Przebarwienie, szybki wzrost, zmiana kształtu. Gdy coś takiego
dzieje się z pieprzykiem - natychmiast idziemy do lekarza. Warto kontrolować
całą skórę. Z upływem lat na ciele pojawia się coraz więcej znamion i
pieprzyków, a każdy nowy może być podejrzany. Dokonując samodzielnego badania
znamion warto wykorzystać polecaną przez Światową Fundację ds. Walki z
Czerniakiem (The Skin Cancer Foundation), metodę ABCDE. Jeśli zmiana nie mieści
się w kryteriach łagodności według cech ABCDE, powinniśmy natychmiast pokazać
ją lekarzowi.
A - czyli asymetria. Łagodne znamiona
powinny być symetryczne. Jeśli jedna strona różni się od drugiej, powinniśmy
odwiedzić dermatologa.
B - (borders) czyli brzegi. Bezpieczne
znamię ma regularne brzegi i wyraźnie odcina się od skóry. Niebezpieczne mogą
być znamiona o krawędziach nieregularnych, jakby poszarpanych.
C - (color) czyli kolor. Typowe pieprzyki
czy znamiona są jednolitej barwy, od jasnego brązu do czerni. Niebezpieczne są
zmiany o niejednolitej barwie, szaroniebieskiawe, białe lub czerwone.
D - (diameter) czyli średnica. Niewielkie
znamiona do 5 mm średnicy uznawane są za łagodne, większe należy pokazać
lekarzowi.
E - (evolution) czyli zmiana w czasie. Bezpieczne znamiona zazwyczaj
pozostają takie same. Jeśli zauważamy, że znamię zaczyna się zmieniać
powinniśmy udać się do dermatologa.
55. Brakuje ci energii o poranku?
Problem braku energii o poranku przeżywa
codziennie miliony osób na całym świecie. Szybki, stresujący tryb życia
powoduje bezsenność i inne schorzenia, które utrudniają skuteczny wypoczynek w
nocy (np. zespół bezdechu śródnocnego). Dodatkowo pełnowartościowy wypoczynek
mogą utrudniać nieprawidłowe nawyki żywieniowe lub sposób spędzania wieczorów.
Dlatego, jeśli po ośmiu przespanych godzinach człowiek budzisz się rano nadal
niewyspany, warto zastanowić się, w czym tkwi problem i sprawdzić jak sobie z
nim poradzić.
Sprawdź swój oddech
Jeśli spaliśmy całą noc, a jednak budzimy się zmęczeni, zastanówmy się czy
przypadkiem nie padamy ofiarą zespołu bezdechu śródnocnego. Jest to sytuacja, w
której przepływ powietrza przez drogi oddechowe jest znacznie utrudniony lub
niemożliwy, co powoduje liczne bezdechy. Głównym symptomem, wskazującym na
możliwość zagrożenia bezdechem, jest głośne chrapanie podczas snu. Osoba
dotknięta tym problemem najczęściej wybudza się wielokrotnie w ciągu nocy,
aczkolwiek zwykle nie zdaje sobie z tego sprawy lub nie pamięta tego rano.
Bezdech nocny nie tylko powoduje ustawiczny brak energii w ciągu dnia, ale
także może być groźny dla życia. Dlatego też konieczna jest konsultacja z
lekarzem.
Przepracowanie
Szybkie tempo życia zmusza nas niekiedy do brania na siebie nadmiaru
obowiązków. Wiele osób pracuje nie tylko w ciągu dnia, w miejscu przeznaczonym
do tego, ale także w domu, po godzinach. Często też już po pracy ciągle
przetwarzamy w głowie to, co się wydarzyło w ciągu dnia, rozpamiętujemy swoje
błędy lub zastanawiamy się nad tym, jakie podjąć decyzje. Taka sytuacja
zdecydowanie nie sprzyja zapadnięciu w pełnowartościowy, relaksujący sen.
Jeśli nawet uda się zwalczyć natłok myśli, dylematów, obaw i lęków związanych z
mijającym dniem, najprawdopodobniej nadal będziemy śnili o tym w mniej lub
bardziej bezpośredniej formie. Czy da się temu zapobiec?
Dwie żelazne zasady
1. Jakąkolwiek pracę musisz wykonać, zrób to odpowiednio wcześniej przed
pójściem spać. Najlepiej też, zaraz po zakończeniu pracy, udaj się na spacer
lub poproś, by ktoś rozmasował ci plecy. Tuż przed samym udaniem się spać
koniecznie zrób dla siebie coś miłego: weź ciepły prysznic, poczytaj kilka
stron dobrej książki, posłuchaj muzyki. Znajdź czas tylko dla siebie. Zrelaksuj
się chociaż przez chwilę – to naprawdę ważne, aby twój mózg mógł na chwilę
odpocząć i „zapomnieć” o stresie minionego dnia.
2. Nigdy nie zabieraj pracy do sypialni. Łóżko i sypialnia to miejsca, które
przeznaczone powinny być wyłącznie dla odpoczynku, przyjemności i relaksu.
Jeśli zatem masz zwyczaj, np. pracowania z laptopem na kolanach w własnym
łóżku, postaraj się to zmienić od zaraz. Twój „mózg” bowiem zacznie kojarzyć
sypialnię także jako miejsce wytężonego wysiłku umysłowego i możesz mieć
problem by odpocząć podczas nocy…
Alkoholowy problem
Pamiętaj, że alkohol – wbrew pozorom – wcale nie wpływa pozytywnie na sen.
Oczywiście po kilku lampkach wina dużo łatwiej może się zasypiać. Jednakże w
rzeczywistości jest tak, iż po kilku godzinach po zaśnięciu obudzisz się i
trudno będzie ci znów zasnąć. Jest to związane z usuwaniem przez organizm
alkoholu z ciała. Organizm nie może wypocząć i musi pracować, dlatego też nie
obudzimy się wypoczęci i rześcy.
Uważaj, kiedy ćwiczysz
Jeśli lubisz wykonywać w domu ćwiczenia fizyczne staraj się tego również nie
robić tuż przed zaśnięciem. Twój organizm bowiem będzie potrzebował się
ochłodzić po dokonanym wysiłku, a to może potrwać nawet kilka godzin. Jeśli
zatem wykonujesz ćwiczenia tuż przed snem, możesz mieć trudności by szybko
zasnąć.
Ile snu potrzebujesz?
Poobserwuj siebie i sprawdź, ilu godzin
snu tak naprawdę potrzebujesz. Jest to bardzo indywidualna sprawa: niektórzy
ludzie potrzebują 6, a inni 8 lub więcej. Zauważmy, jak jest w indywidualnym
przypadku, trzeba postarać się dostarczyć swojemu organizmowi tyle snu, ile
potrzebuje. Dzięki temu będziemy mieli o wiele więcej energii i siły, by
przywitać nowy dzień!
56. 15 minut na pełen relaks
Ciągły stres, przemęczenie i nerwy nie są
dla nas korzystne i bardzo często przejawiają się poprzez stan naszego zdrowia.
Wystarczy 15 minut dziennie, by poradzić sobie ze stresem, złym samopoczuciem,
bezradnością, czy choćby lękiem.
Najważniejsze dla nas stało się szybkie i skuteczne rozwiązywanie problemów, tu
i teraz.
Musimy pamiętać o poświęcaniu dla siebie przynajmniej 15 minut dziennie.
Wyłączmy telefon, weźmy relaksującą kąpiel w aromatycznych olejkach, wykonajmy
automasaż lub cokolwiek innego, co przyniesie odprężenie i odwróci choć na
chwilę uwagę od codzienności. Przebywanie sam na sam ze sobą jest niezbędne do
poznania siebie, własnych potrzeb i oczekiwań. Warto poświęcić chwilę na
medytację, czy wizualizowanie swoich marzeń, w taki sposób jakbyśmy właśnie ich
doświadczali. Odczuwajmy pełnię pozytywnych emocji, jakie towarzyszą ich
spełnianiu. Każdy z nas powinien mieć marzenia i myśleć o nich jak najczęściej
- one są naszym celem, bez którego życie nie jest pełne.
Jak wskazuje amerykański psycholog prof. Martin Seligman z Uniwersytetu w
Pensylwanii – optymizmu możemy się nauczyć. To my sami w wyniku wyuczonych
reakcji popadamy w stan bezradności, robiąc z siebie ofiarę. Tak naprawdę
wszystko jest w naszych rękach i tylko my możemy dokonać zmiany na lepsze.
Dobrym sposobem na naukę optymizmu jest poświęcanie kilkunastu minut każdego
poranka na pomyślenie o tym, co dziś dobrego nas spotka. Jeśli zaś wiemy, że
będzie to ciężki dzień, postarajmy się spojrzeć z innej perspektywy na dany
problem. Możemy zbudować w myślach pozytywny scenariusz danego wydarzenia. Po
przebudzeniu spokojnie i powoli przetrzyjmy oczy, przeciągnijmy się porządnie,
usiądźmy na łóżku i wyliczmy kilka pozytywnych aspektów tego, z czym dziś
musimy się zmierzyć. Pomyślmy o ciekawych osobach, które dziś spotkamy oraz
czego się nauczymy. Praktyka czyni mistrza, więc do dzieła!
Metodą poprawy nastroju i zwiększenia pewności siebie jest także stworzenie
listy swoich pozytywnych stron i osiągniętych sukcesów. Usiądźmy wygodnie w
fotelu, weźmy długopis w dłoń oraz kartkę i piszmy! Pamiętajmy jednak, że
cechy, które wymienimy, mają wyrazić to, co sami sądzimy na nasz temat, nie zaś
opinie i przeświadczenia innych osób. W gruncie rzeczy, sporządzenie takiej
listy jest nie lada wyzwaniem. Jeśli uda nam się ją stworzyć, powieśmy ją w
widocznym miejscu i przez następne dni nie bójmy się na nią spoglądać, poddawać
w wątpliwość oraz dokonywać w niej zmian i aktualizować. Ta lista jest bowiem
cały czas otwarta.
Podobnym sposobem jest założenie zeszytu wdzięczności, w którym codziennie
wieczorem będziemy notować wszystkie przyjemne doświadczenia, jakie nas
spotykają. Możemy zacząć od błahostek typu podziękowania za pójście do kina,
dobrą kawę, przez świetny wyjazd na weekend, a skończyć na wdzięczności za to,
że się urodziliśmy. Jak wskazuje trener rozwoju osobistego Beata Markowska –
taka forma terapii to natychmiastowa poprawa nastroju.
Praca z lustrem jest od dziesięcioleci
stałym elementem psychoterapii, cieszącym się wielką skutecznością. Wystarczy
kilka minut dziennie, by przemówić sobie do rozsądku. Doskonale sprawdzą się tu
tzw. afirmacje, czyli pozytywne sentencje i przekonania na własny temat,
wymawiane na głos. Zamiast „nie dam rady”, „oni są lepsi ode mnie”, warto z
przekonaniem powiedzieć do własnego odbicia „tak, dam radę!”. Początkowo taka
praktyka może być dość trudna, jednak w niedługim czasie pozwoli na zmianę
własnych, negatywnych przekonań. Nie tylko afirmacje poprawiają nastrój i
motywują, możemy też śpiewać, gwizdać i uśmiechać się do swojego odbicia.
Wszyscy wiemy, że uśmiech poprawia nastrój, rozluźnia, odpręża i poprawia nasze
stosunki z otoczeniem. Badania psychiatry Marca Axela Wollmera z Uniwersytetu w
Bazylei i Uniwersytetu w Hanowerze wykazały zdumiewające wyniki. Używając
kosmetycznego botoksu do usztywnienia uśmiechu na twarzy swoich pacjentów,
Wollmer spowodował, że u 9 na 10 osób chorych na depresję w krótkim czasie
nastąpiło niemal całkowite wycofanie się objawów. Wniosek, jaki wyciągnięto,
mówi, że to właśnie celowa manipulacja mimiką twarzy wywołuje zmiany w
odczuwanych emocjach.
Wiele codziennych czynności wpływa podświadomie na nasz umysł i sposób
myślenia. Dzięki temu sami możemy manipulować pracą naszego mózgu, wystarczy
jedynie wiedzieć jak. Przykładowo, uprzątnięcie zagraconego biurka pomoże nam
oczyścić myśli, uporządkować sprawy i jednocześnie pozwoli się wyciszyć.
Według Spike'a Lee z Uniwersytetu w Michigan umycie rąk natomiast umożliwia nie
tylko usunięcie z nich brudu, ale także wątpliwości narastających w naszych
umysłach co do słuszności danej decyzji. Wystarczy użyć wody i mydła, by
łatwiej podjąć dane działanie.
Nawet wysokość pomieszczenia, w jakim przebywamy, ma wpływ na pracę naszego
umysłu. Prof. Joan Meyers-Levy z Uniwersytetu w Minnesocie twierdzi bowiem, że
już 50 cm różnicy w wysokości sufitu nad naszymi głowami może przestawić nasz
mózg na inny tryb. Pokoje, których wysokość sięga 3 m sprzyjają swobodnemu i
abstrakcyjnemu myśleniu. Natomiast te, w których sufit znajduje się 2,5 m nad
podłogą sprawiają, że osoby zaczynają myśleć konkretnie, skupiając się na
detalach. Ile jest w tym prawdy? Sprawdźmy sami.
57. 10 przykazań chińskiej diety dla mena
Zalecenia tradycyjnej chińskiej medycyny
potwierdzają badania nauki zachodniej, ponieważ w większości wymienionych
produktów spożywczych znajdują się cenne dla organizmu składniki odżywcze i
substancje wpływające korzystnie na zdrowie człowieka.
Czosnek ma silne działanie antybakteryjne i nazywany jest z tego powodu
zabójcą chorób. Poprawia również wydolność fizyczną i stymuluje akcję serca.
Soja zawiera roślinne hormony, które
zapobiegają rakowi prostaty. Poza tym ma również korzystne działanie na
odbudowę tkanki kostnej.
Pomidory są bogate w witaminę C, która pomaga w
regeneracji kolagenu, tkanki kostnej i wzmacnia naczynia krwionośne.
Ostrygi znane są, jako afrodyzjak i podnoszą
wydolność seksualną. Nasienie męskie zawiera bardzo dużo cynku i jego niedobory
w organizmie jest przyczyną małej ilości i złej jakości spermy. Jedna ostryga
zawiera 15 mg cynku i zapewnia dzienne zapotrzebowanie na ten minerał przez
mężczyznę. Poza tym ostrygi mają duże ilości glikogenu i tauryny, które są
korzystne dla funkcjonowania wątroby.
Marchew jest bogata w potas, który obniża
ciśnienie krwi. Błonnik tego warzywa jest bardzo ważny dla układu trawiennego.
Ponadto beta-karoten może zamienić się w witaminę A, która wzmacnia system
immunologiczny i zapobiega powstawaniu nowotworów.
Jajka mają dużo zdrowych odmian tłuszczów i
lecytyny. Organizm ludzki łatwo przyswaja, jaka i zamienia je na aminokwasy.
Ryby morskie bogate są w tłuszcze
omega 3, które wpływają bardzo korzystnie na układ krążenia krwi i zapobiegają
powstawaniu złego cholesterolu. W efekcie przeciwdziałają powstawaniu skrzepów
i skurczów serca.
Pieczywo pełnoziarniste ma kompletny zestaw
węglowodanów; może zwolnić wydatek energetyczny i ma również właściwości
uspokajające.
Zielona herbata jest bogata w witaminę
C, przez co jest silnym antyutleniaczem, zapobiegającym przeziębieniom. Zawiera
również różne kwasy asparaginowe i glutaminowe, które uważane są za substancje
opóźniające efekt starzenia komórek i zwiększają odporność organizmu. Dzięki
lekkiemu działaniu moczopędnemu, zielona herbata obniża ciśnienie krwi.
Polifenole zawarte w skórkach
winogron przedostają się do czerwonego wina i przez to obniżają ryzyko chorób
układu sercowo-naczyniowego. Dodatkowo ten szlachetny trunek obniża poziom
cholesterolu i zapobiega miażdżycy.
Dla zachowania pełni sił i zdrowia
mężczyzna powinien stosować się do zaleceń dietetycznych chińskiej medycyny. Co
należy jeść? Czosnek, soję, pomidory, ostrygi, marchew, jajka, ryby morskie,
pieczywo pełnoziarniste. A na koniec popić to zieloną herbatą i czerwonym
winem.
58. Mity żywieniowe
Czy rzeczywiście powinniśmy odcinać końcówki banana? Czy kakao naprawdę
szkodzi? Na temat jedzenia krążą przeróżne teorie. Sprawdziliśmy dla Was, co
jest prawdą, a co mitem. O pomoc poprosiliśmy
eksperta, który na co dzień zajmuje się dietą człowieka
Mleko jest niezdrowe, najzdrowsze są zawsze ryby, a czerwone mięso szkodzi
i powoduje raka. Podobnych opinii i teorii na temat jedzenia można mnożyć, a od
tych najdziwniejszych roi się szczególnie w internecie. W co więc należy
wierzyć?
W codziennej pracy spotykam się z pacjentami i słyszę różne mity, czy
teorie na temat jedzenia – mówi lek. med. Grażyna Duszkiewicz z Warszawy. – Na
dietę człowieka wpływa jednak wiele czynników. Rasa, kultura i miejsce
zamieszkania. Na przykład Azjaci, Latynosi i niektórzy Żydzi w ogóle nie tolerują
mleka, bo ich organizmy nie wytwarzają laktozy. Europejczycy mleko mogą
natomiast pić, ale z umiarem. Dlatego „mity” żywieniowe dla jednych okazują się
prawdą, a dla innych nie. Należy zawsze więc pamiętać przede wszystkim o tym,
by w jedzeniu zachować umiar i zróżnicowanie. Ważne w naszej diecie jest też
przygotowanie posiłków i to skąd pochodzą produkty – dodaje dietetyczka.
Oto najczęstsze teorie na temat jedzenia:
5 jaj w tygodniu szkodzi - Fałsz
Jaka zawierają luteinę, która jest korzystna dla oczu oraz lecytynę
wspomagającą koncentrację. Jeśli już chcemy jeść 5 jaj w tygodniu, to najlepiej
jednak niech pochodzą od kur z wolnego wybiegu (najlepsze od kur zielononóżek).
Popijanie w trakcie jedzenia jest niezdrowe - Prawda
Nie powinniśmy popijać w czasie jedzenia, gdyż proces trawienia zaczyna się
już w jamie ustnej. Kęs pokarmowy jest trawiony przez enzymy. Picie wypłukuje
te enzymy. Najlepiej pić 1/2 godz. przed posiłkiem lub 1/2 godz. po posiłku.
Trzeba odcinać końcówki banana - Fałsz
Krążą opinie, że w końcówce banana mogą znajdować się pasożyty - lambrie,
ale nie zostało to udowodnione. Należy pamiętać jednak o myciu owoców nawet
jeżeli obieramy z nich skórkę.
Czerwone mięso jest niezdrowe - Fałsz
Czerwone mięso zawiera witaminę B12 i żelazo, którego nie znajdziemy w
mięsie białym. We wszystkim należy zachować jednak umiar. Wołowinę ograniczyć
można do jednego razu w tygodniu, warto sięgnąć też po kaczkę, gęś, dziczyznę.
Ostatni posiłek najlepiej zjeść do godziny 19.00 - Fałsz
Najlepsza pora na kolację to 2-3 godz. przed snem. Ostatni posiłek można
więc jeść między 18.00-19.00, jeśli kładziemy się spać w miarę wcześnie. Jeśli
zasypiamy po północy, spokojnie możemy coś zjeść jeszcze ok. 21:00. Jedząc
bezpośrednio przed zaśnięciem obciążamy pęcherzyk żółciowy, wątrobę.
Kakao szkodzi - Prawda
Kakao zawiera kwas szczawiowy, który obniża przyswajalność wapnia, magnezu,
żelaza. Sporadycznie może wyzwalać też alergie.
Czy cola pomaga na zatrucia pokarmowe - Prawda
Cola pomaga w zatruciach pokarmowych, ale pita bardzo małymi łykami i
odgazowana.
Białe pieczywo jest niezdrowe - Prawda
Jasne pieczywo zawiera dużo białka, glutenu oraz drożdży, które mają często
właściwości alergizujące. Pieczywo pszenne powoduje, że w górnych drogach
oddechowych wytwarza się więcej śluzu. Zdecydowanie zdrowsze jest pieczywo
pełnoziarniste na zakwasie.
Trzeba pić jak najwięcej wody - Fałsz
Ilość wody, którą należy wypijać w ciągu dnia uzależniona jest od wagi
ciała. Trzeba pamiętać że wodę dostarczamy sobie też podczas jedzenia pokarmów
w ciągu dnia.
Można jeść ryby bez ograniczeń - Fałsz
Ryby ze zbiorników, gdzie w wodach jest dużo toksyn środowiskowych i metali
ciężkich (rtęć, dioksyny) takie jak panga, tuńczyk czy tilapia mogą być
szkodliwe dla zdrowia. Dorośli powinni jeść je sporadycznie, a kobiety w ciąży
i dzieci w ogóle.
Rozgotowany makaron bardziej tuczy - Prawda
Rozgotowany makaron ma wyższy indeks glikemiczny, czyli jest bardziej
tuczący.
Sól szkodzi - Prawda
Sól jest potrzebna dla naszego organizmu, ale w bardzo niewielkich
ilościach, gdyż jej nadmiar powoduje zatrzymywanie wody. Dzieciom powinnyśmy ją
ograniczać.
Warzywa najlepiej trzeć na metalowej tarce - Fałsz
Warzywa powinnyśmy ścierać na plastikowej tarce. Metalowa tarka powoduje
reakcje chemiczne metali z witaminami.
Jedzenie ogórka z pomidorem szkodzi - Prawda
Nie powinnyśmy łączyć pomidora z ogórkiem. W ogórkach jest enzym
askorbinowy (askorbinoza), który niweluje działanie witaminy C zawartej w
pomidorach.
Należy obierać jabłko ze skórki - Fałsz
Jabłka należy porządnie umyć pod bieżącą wodą. Generalnie nie powinnyśmy
obierać ich ze skórki. Znajdują się w niej cenne substancje, które obniżają
poziom cholesterolu i wchłanianie tłuszczu.
Mleko jest zdrowe - Fałsz
Mleko jest wartościowe dla niemowląt i małych dzieci, a nie dla dorosłych.
W dorosłym wieku często może u nas występować nietolerancję pokarmową na mleko,
albo niedobór enzymu do trawienia laktozy.
Nabiał wypłukuje wapń z organizmu - Prawda
Chodzi tutaj o równowagę kwasowo-zasadową. Jeżeli mamy zakwaszony organizm
(nadmiar kwasu w diecie) to by wyrównać tę równowagę, nasz organizm pobiera
wapń z kości.
Słodziki bardziej szkodzą niż cukier - Prawda
Słodziki mogą być dobre i złe. Dobry to np. ksylitol - cukier z brzozy. Nie
do końca są zbadane cyklamina, acesulfam - związek chemiczny stosowany jako
słodzik, sorbitol - otrzymywany jest poprzez redukcję glukozy - stosowany jako
dodatek do żywności E420, aspartam - sztuczny środek słodzący, stosowany masowo
w produktach spożywczych, zwłaszcza gumach do żucia, w wielu wędlinach i
rybach. W diecie zawsze będzie lepszy cukier trzcinowy i miód.
59. Właściwości czosnku!
W starożytności wierzono, że czosnek
dodaje sił i odwagi, strzeże przed chorobami, przypisywano mu też moc
odpędzania czarownic i demonów, jedno pozostaje pewne: czosnek to jedna z
najbardziej skutecznych roślin leczniczych jakie zna ludzkość. Od dawna
wiadomo, że ci, którzy nie skąpią go w swojej diecie są zdrowsi i żyją dłużej.
Źródło: zdrowie.onet.pl
Dlaczego leczy?
Właściwości lecznicze czosnku wiążą się z występowaniem w jego składzie szeregu
dobroczynnych enzymów i aminokwasów, wśród których najważniejsza wydaje się być
allicyna - związek o silnym działaniu bakteriobójczym (któremu zawdzięcza
również charakterystyczny ostry zapach).
Na dobrą odporność
Zdolność do zabijania bakterii sprawia, że czosnek to doskonały środek na
wzmocnienie odporności, a także, gdy przeziębienie zaatakuje, skutecznie
zwalczający jego objawy (m. in. zmniejsza uciążliwe przekrwienie nosa).
Najlepsze efekty daje spożywanie czosnku na surowo. Warto pamiętać, że
przeciwbakteryjne właściwości czosnku wykorzystuje się zewnętrznie do
dezynfekcji ran, łagodzenia ukąszeń owadów, zapobiegania zmianom grzybiczym
(świeżo pokrojony ząbek przykładamy wówczas do chorego miejsca).
Na zdrowe serce
Naukowcy potwierdzają - czosnek służy sercu: obniża ciśnienie krwi, redukuje
szkodliwy cholesterol (LDL), przyczyniając się do wzrostu poziomu tego
"dobrego" (HDL). Zalecana przez lekarzy porcja świeżego czosnku to
jeden, dwa ząbki dziennie (ok. 4 g).
Zdaniem badaczy czosnek może również obniżać krzepliwość krwi. Przy tego typu
problemach zalecana dawka czosnku to 10 lub więcej ząbków. Uwaga! Można je jeść
tylko w celach profilaktycznych, zanim dojdzie do jakichkolwiek zaburzeń na tle
zakrzepowym. Uczeni sugerują również, że regularne spożywanie czosnku może
zapobiegać rozwojowi nowotworów.
Ciemna strona czosnku
Oprócz niezaprzeczalnych właściwości leczniczych, czosnek może czasem szkodzić.
W nielicznych przypadkach może wywoływać alergie, migreny oraz powodować stany
zapalne skóry. Są osoby, dla których jedną z największych wad rośliny jest
ostry nieprzyjemny zapach.
Pokonać czosnkowy oddech
Swój intensywny zapach roślina zawdzięcza substancji zwanej AMS. Związek ten
nie rozpada się podczas trawienia, w związku z czym musi być wydalony z
organizmu przez oddech i pot, co dla otoczenia i samego wydychającego bardzo
uciążliwe. Na czosnkowy oddech jest jednak sposób - szklanka tłustego mleka po
posiłku. Zdaniem naukowców z Ohio State University, tłuszcz zawarty w mleku
neutralizuje zawarte w czosnku związki siarkowe.
Właściwości odświeżające oddech wykazują również suszone śliwki, bazylia i
bakłażan - jednak w ich przypadku efekty nie są aż tak odczuwalne.